NOWOŚCI

wtorek, 12 marca 2013

1036. Miasto Aniołów, reż. Brad Silberling

Oryginalny tytuł: City of Angels
Reżyseria: Brad Silberling
Scenariusz: Peter Handke, Wim Wenders, Dana Stevens
Zdjęcia: John Seale
Muzyka: Johnny Rzeznik, Gabriel Yared
Kraj: USA, Niemcy
Gatunek: Melodramat, Fantasy
Premiera: 10 kwietnia 1998 (Świat), 06 listopada 1998 (Polska)
Obsada: Nicolas Cage, Meg Ryan, Andre Braugher, Dennis Franz, Robin Barlett, Colm Feore


Data wydania DVD: 08. lutego 2013
Kolekcja: Zakochane kino
Dystrybucja: Galapagos
Wersja: 1-płytowa
Dodatki: brak
     Aniołowie- wojownicy Boga, strażnicy ludzkich istnień, od wielu lat pojawiali się w kinematografii w najrozmaitszych gatunkowo filmach. W końcu udało im się pokazać z bardziej romantycznej strony. Zanim pojawiło się w ogóle pojęcie romansu z istotami nadprzyrodzonymi, w tym też Aniołami, światło dzienne ujrzał obraz Brada Silberlinga o tytule „Miasto Aniołów”. Okazał się być on nie tylko ciepłym obrazem o ludzkim losie, ale przede wszystkim jednym z najpiękniejszych romansów jakie widział świat!

    Los Angeles. Miasto światowej klasy, bieganiny, wielkich talentów, a także... pełne Aniołów. Tutaj w jednym ze szpitali pracuje Maggie Rice (Meg Ryan), która z pełną pasją oddaję się swojemu zajęciu. Nie wie jednak, że za każdym razem, kiedy traci pacjenta tuż przy jej boku, choć niewidoczny dla niej, jego boku stoi on, wysłannik Boga po duszę zmarłego. I tak właśnie Seth (Nicolas Cage) poznaje panią doktor, w której całkowicie się zatraca, gdy podczas towarzyszenia jednej z dusz spogląda prosto w jej oczy i ma wrażenie, że ona odwzajemnia jego spojrzenie. Wtedy coś pęka w tym niezwykłym aniele śmierci, który nie chcąc dłużej pozostawać niewidocznym dla jej oczu nawiązuje kontakt. Jednakże jest jeden problem, choć ona może czuć jej dotyk, on nie czuje nic.
    „Miasto Aniołów” jest produkcją nieogromnej miary. Nie jest to tanie romansidło, które maksymalnie zalukrowano kiczem. Okazuje się być obrazem na wysokim poziomie odstającym od zwyczajnych historii miłosnych. Owszem, bardzo istotny staje się tutaj związek, który rodzi się pomiędzy Sethem i Maggie. Chodzi o emocje, o wrażenia, a także pewne przeszywające człowieka uczucie na widok, wspomnienie drugiej osoby. Scenarzyści dają nam to wszystko, choć w zasadzie przekazują nam to właśnie aktorzy. Nieistotne jest więc, że jest to ten typ kina z pogranicza lekkiej fantastyki, bo przecież nie codziennie ogląda się takie rewelacje z Aniołami w rolach głównych. Dotyka się tutaj zdecydowanie głębszych tematów, jak chociażby radości z życia, czy nieuchronności ludzkiego losu, losu, którym obdarował nas Bóg. Przede wszystkim jednak chodzi o drugiego człowieka, o pewną relację, którą nawiązuje z ukochaną osobą. O pewne potrzeby, które w zasadzie nie są jakoś specjalnie wygórowane. Tym samym porusza się bardzo wrażliwą strunę i nie będzie kłamstwem jeżeli stwierdzę, że ten film najnormalniej w świecie wzrusza. Nie tylko za pierwszym razem, ale za drugim, za trzecim, za piątym. Za każdym kolejnym. Nie jest to bowiem banalna historia o miłości, która opiera się na pewnych egoistycznych powódkach. Oczywiście, że nie! Chodzi tu jedynie o oczywistą zdolność do poświęceń, często bardziej mentalnych, a jednak w ucieleśniony sposób zaprezentowany w filmie. Nie da się przejść obojętnie. W szczególności po tak świetnym finale, który choć nie zadowala w pełni, to zostawia widza z pewnym dylematem, z tematem do refleksji nad swoim życiem.
    Film ten to kilka naprawdę rewelacyjnych scen. Obrazów bardzo dobrze nakręconych i świetnie zmontowanych. Mocne sceny na plaży, piękne widoki na miasto z widoku Aniołów, surowe, a jednocześnie rozczulające momenty w bibliotece. Przewiercające spojrzenia w szpitalach i niebywale delikatny dotyk nocą, który jest wyczuwalny przez niemalże każdego widza. Wszystko prezentujące dobre postaci i podkreślające świetność całego zarysu fabuły. W szczególności, że dochodzi do tego muzyka Gabriela Yareda przy współpracy z Johnnym Rzeznikiem, która maksymalnie pieści nasze uszy. Nawet i pod tym względem film jest jednym z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek powstały.
    Siła „Miasta Aniołów” tkwi w szczegółach, ale również i w aktorach wcielających się we dwie najważniejsze role. Nie należy się oszukiwać, zarówno Meg Ryan, jak i Nicolas Cage są aktorami raczej średnimi, nie mają za sobą zbyt wielkich porywających ról, a mimika ich twarzy jest niezmienna niemalże od kilkudziesięciu lat. Jednakże, jeżeli ktoś kiedykolwiek miałby się zachwycić Cage'm to chyba w jego kreacji Setha, nieporadnego, nieznającego świata Anioła, który jest w stanie zrobić wszystko, aby poczuć. Wygląda to ciekawie, momentami wypada nawet i zabawnie. Za to Meg zwyczajnie urzeka. Obezwładnia całkowicie i wraz z Cage'm tworzą niezwykle szybko zapadający w pamięć duet. Nawet jeżeli skończycie oglądać ten film, to z pewnością ta dwójka pozostanie z Wami na dłuższy czas. Bardzo dobrze spisały się tutaj postacie przyboczne, czyli chociażby wierny druh Setha- Andre Braugher jako Cassiel, a także Daniel Franz jako Nathaniel Messinger. Obaj są bądź byli Aniołami i dodają niepowtarzalnego klimatu do historii prezentując temat z dwóch całkiem odmiennych stron- lojalnego sługi i upadłego.
    Produkcja Brada Silberlinga, będąca jedną z jego pierwszych, okazała się być czymś całkowicie przełomowym dla ówczesnego kina romantycznego. Stało się coś nadzwyczajnego, miliony pokochały prostą historię z lekką nutą fantasy i religijności. „Miasto Aniołów” udowodniło, że można nie tylko pokochać Anioły, ale również i cieszyć się każdym elementem naszego życia bez względu na to co zgotuje nam los. Bardzo ciepła, romantyczna historia z jednym z najmocniejszych finałów w świecie kina. Szokujący, wstrząsający i przeszywający, aż trudno jest się od niego oderwać. Osobiście powracam do niego bardzo często i z pewnością zobaczę go jeszcze nie raz!

Ocena: 9/10
Za ponowny seans filmu serdecznie dziękuję firmie Galapagos!

1 komentarz :

  1. Zgodzę się co do Cage'a, którego bardzo nie lubię, a który w tym filmie rzeczywiście jest całkiem przyswajalny:) Natomiast mówienie o mimice Meg Ryan, że jest niezmienna od lat, to przesada. Ja ją pokochałam właśnie z powodu całego arsenały grymasów, które potrafi wykrzesać ze swojej twarzy. Także tego:)

    A film - no, ładny, ładny:)

    OdpowiedzUsuń