NOWOŚCI

środa, 20 lutego 2013

1028. Sesje, reż. Ben Lewin

Oryginalny tytuł: The Sessions
Reżyseria: Ben Lewin
Scenariusz: Ben Lewin
Na podstawie: eseju autorstwa Marka O'Briena On Seeing a Sex Surrogate”
Zdjęcia: Geoffrey Simpson
Muzyka: Marco Beltrami
Kraj: USA
Gatunek: Dramat, Komedia, Romans
Premiera: 23 stycznia 2012 (Świat) 18 stycznia 2013 (Polska)
Obsada: John Hawkes, Helen Hunt, William H. Macy, Moon Bloodgood, Annika Marks, Adam Arkin, W. Earl Brown
    Świat filmów krótkometrażowych roku 1997 należał do laureata Oscara „Breathing Lessons”, który opowiadał o niezwykłym życiu niepełnosprawnego poety i dziennikarza- Marka O'Briena. W 1990 w magazynie Sun ukazał się jego esej dotyczący spotkań z seks terapeutką i to właśnie ten tekst stał się inspiracją dla Bena Lewina, który stworzył kolejny film opowiadający o świadomości swojego ciała i seksualności ludzi niepełnosprawnych- „Sesje”.

    Mark O'Brien (John Hawkes) większą część swojego życia spędził w mechanicznym płucu, które utrzymuje go przy życiu. Cierpiąc na polio nie może obejść się bez pomocy innych. Mark wie, że nie zostało mu już zbyt wiele czasu, więc chciałby choć raz zaznać cielesnej uciechy. Kiedy zakochuje się bez pamięci w swojej pięknej opiekunce, liczy, że to właśnie ona sprawi, że stanie się mężczyzną. Niestety, choć jest nim zachwycona, to nie podziela jego uczuć. Po rozmowie z zaprzyjaźnionym księdzem z parafii (William H. Macy), a także wizycie u terapeutki postanawia skorzystać z pomocy specjalistki od seksu. Tak rozpoczyna się jego nietypowa przyjaźń z Cheryl (Helen Hunt), która rozpoczyna podróż po świadomym oddychaniu i seksualności.
    Temat seksualnego terapeuty, specjalisty od seksu budzi bardzo wielkie kontrowersje. Nawet i w filmie, wielokrotnie pada słowo prostytutka, którą sama Cheryl nie jest. Pomimo tego, że bierze pieniądze za usługi, to jej praca nie polega jedynie na samym seksie. Skupia się bardziej na duchowej, psychicznej części tej cielesnej uciechy. Pomaga swoim niepełnosprawnym pacjentom w przełamywaniu swoich własnych barier. Bez względu na to czy wynikających w ich mniemaniu z ich inwalidztwa, czy dotyczących wydarzeń z dalekiej przeszłości. Mark odbywa niesłychanie intymną podróż, zdając sobie sprawę, że jest duże prawdopodobieństwo, że odejdzie ze świata pozostając prawiczkiem. Jego starania są bardzo rozczulające, ale przede wszystkim nie pozbawione swobody. Duża część ludzi bardzo poważnie podchodzi zarówno do seksu, jak i do ludzkiego unieruchomienia. Mark ma do siebie dystans i chyba najbardziej bawią jego własne teksty, czy uwagi. „Podrap się umysłem” przejdzie chyba do historii, kiedy to nie ma możliwości wykorzystania własnych rąk. Jednakże, w tej całej opowieści najbardziej rozbraja chyba udział księdza w tym wszystkim. Widz, tak samo jak i sam ksiądz, zaskoczony jest tym, z jakimi pytaniami zwraca się do niego sam Mark. W końcu, nie ma to jak dyskutować o seksie przedmałżeńskim z człowiekiem, który wykonując wolę Bożą, ale również i pilnujący, aby jego parafianie szli prawą drogą, ma zadanie powiedzieć wprost- „To grzech!”. I tutaj nawiązuje się kolejna z nici przyjaźni, które tłoczą się w tym obrazie. Każda osoba z zupełnie innym podejściem do głównego bohatera, każda osoba mająca dbać o różne jego potrzeby. Ten aspekt fabuły bardzo wzrusza, w szczególności, że trudno jest nie polubić tych postaci.
    Obraz jest to bardzo osobisty i rozświetlony tak, jak umysł głównego bohatera. Utrzymany w bardzo ciepłych barwach nadaje bardzo intymny charakter. Zdjęcia cudowne, choć nie zaskakujące w swoich ujęciach. Odsłaniające to co ma być odkryte i przysłaniające to, czego mamy nie widzieć. Nie, żeby ktoś na to uwagę zwracał. Muzyka skomponowana przez Marco Beltrami idealnie się tutaj wkomponowuje. Towarzyszy postaciom w ich wędrówce, a także widzowi, którego wprowadza w bardzo przyjemną atmosferę. Tak, jak i fabuła, kompozycje nie są pozbawione dramatyzmu. Nie jest może i zaskakująca, nie pozostaje na dłużej w pamięci, ale zdecydowanie daje radę.
    Choć pominięto Johna Hawkesa przy nominacjach do tegorocznych Oscarów, to ekipa prasy zagranicznej nie zapomniała o nim. Nie była to może rola lepsza niż Day-Lewisa, ale jest to zupełnie inny typ aktorstwa, ale również i postaci. John Hawkes zaprezentował kalectwo Marka O'Briena najlepiej jak potrafił i uczynił to bardzo przekonująco. Okazało się, że udało mu się stworzyć tak charyzmatyczną rolę, że jak zahipnotyzowani patrzyliśmy na jego poczynania na planie. Podszedł do tego swobodnie, z lekkim poczuciem humoru i bardzo inteligentnie. Świadomy był swego ciała a przy okazji roli, której przyszło mu zagrać. Akademia Filmowa nominacją uraczyła za to Helen Hunt. Prawdopodobnie tylko i wyłącznie za to, że rozebrała się na planie i nie krępowała ukazać rzeczą taką jaką jest. Pokazała tym, że choć ma się już swoje lata świadomość swojej cielesności i pewność siebie to podstawa. Aktorsko wypadła dobrze, ale chodzi bardziej o to co udowadnia swoim występem. I dlatego właśnie jest taka świetna!
    „Sesje” to film, który opowiada o seksie, jak o jednej z terapii dla naszego umysłu i ciała. Traktuje się go jak wyzwolenie z rąk przeszłości, ale również osobisty triumf ludzi niepełnosprawnych. Choć porusza temat, o których w zasadzie nie mówi się na wielkich ekranach, to czyni to w tak zdystansowany sposób, że aż ciężko odczuć tutaj jakikolwiek dyskomfort. Pięknie zaprezentowany obraz dotykający problemu pojedynczego człowieka, który wzrusza, ale też i bawi. Do tego świetne dwie role, które pomagają spojrzeć na temat seksu z zupełnie innej strony. Produkcja godna uwagi każdego, bo o dziwo, bardzo ciepła i przyjemna!

Ocena: 8/10

1 komentarz :

  1. Koniecznie muszę obejrzeć, Twoja recenzja dopełniła tej decyzji :)

    OdpowiedzUsuń