Reżyseria: Robert Zemeckis
Scenariusz: John Gatins
Zdjęcia: Don Burgess
Muzyka: Alan Silvestri
Kraj: USA
Gatunek: Dramat
Premiera: 14 października 2012 (Świat) 22 lutego 2013 (Polska)
Obsada: Denzel Washington, Kelly Reilly, John Goodman, Don Cheadle, Bruce Greenwood, Brian Geraghty, Tamara Tunie
Co
rusz słyszymy o jakiś katastrofach samolotu, choć i tak wciąż
się mówi, że większe jest prawdopodobieństwo, że asteroida
uderzy w ziemię niż samolot spadnie. Tak tłumaczy się wszystkim
tym, którzy boją się latać. Czasami słyszymy historie o
bohaterskich pilotach, którzy jakimś cudem posadzili samolot na
ziemi, choć wszystko wskazywało na to, że lot skończyć się może
tragicznie. Podobną historię prezentuje Robert Zemeckis w filmie
„Lot”
na podstawie scenariusza Johna Gatinsa. Jedno jest pewne, jeżeli
ktoś boi się latać i myśli, że po tym filmie mu przejdzie, to
się grubo myli.
Na
noc przed swoim kolejnym wylotem kapitan William „Whip” Whitaker
(Denzel Washington),
zapija się niemalże do przytomności, a z rana zażywa dodatkowo
kokainy, aby stanąć na nogi. Podczas krótkiego lotu wszystko
wydaje się być w porządku, do chwili kiedy to w samolocie pada
hydraulika, a maszyna daje nura ku ziemi. Dzięki swojemu instynktowi
i niebywałym umiejętnościom Whip obraca samolot w powietrzu,
ląduje i tym samym ratuje większość pasażerów. Jednakże testy
toksykologiczne wykazały sporą ilość alkoholu i krwi a także to,
że pilot był pod wpływem narkotyków. Do tej pory uznawany był za
bohatera, dziennikarze chodzi za nim krok w krok, a teraz
prawdopodobne jest, że zostanie skazany na więzienie. Pomimo tego,
pomimo nalegań przyjaciela (Bruce
Greenwood), adwokata (Don
Cheadle) oraz
poznanej w szpitalu Nicole (Kelly
Reilly), Whip wciąż nie stroni od
alkoholu.
Produkcje,
które w dużej mierze dotyczą wydarzeń katastroficznych trudno o
jakikolwiek brak wrażliwości, czy to reżysera, czy samego
odbiorcy. Nie szokuje więc, że pierwsza część „Lotu”,
to zwyczajna jazda po ludzkich emocjach, kiedy to bohaterowie
doświadczają tragedii, z której udaje im się wyjść cało. No,
przynajmniej większości z nich. Początek filmu wprawia w
osłupienie, trzyma w napięciu do chwili, w której Whip nie budzi
się w szpitalu. Takiej nerwówki już dawno nikt nam nie zaserwował.
Katastrofa bardzo realistyczna, tak bardzo, że bez przeszkód możemy
zobaczyć siebie na pokładzie tego samolotu. Wszystko pięknie
rozegrane i takie rozsądne, choć przyznam się szczerze, że
niewiele znam się na pilotowaniu i nie do końca jestem w stanie
stwierdzić na ile coś podobnego byłoby możliwe w prawdziwym
świecie.
Jest
tu jednak i druga strona medalu, bowiem od chwili, kiedy bohater
ląduje w szpitalu zaczynają się pewne schody, choć już na
początku historii twórcy sygnalizują widzowi, że nie chodzi tutaj
jedynie o katastrofę lotniczą, ale przede wszystkim o ludzi, o
człowieka z problemami z jakimi borykać może się dziś każdy. W
dość emocjonalny sposób, choć nie jakoś specjalnie przemądrzały
ukazuje się tutaj dramat ludzi uzależnionych. Bez względu na to,
czy dotyczy narkotyków, czy alkoholu zobaczymy jego niszczycielską
moc, ale przede wszystkim wyboistą drogę, jaką muszą przejść
uzależnieni, aby wyjść na prostą. Wiadome, że nie jest to takie
proste, ale wydawać by się mogło, że sytuacja, w której znajduje
się Whip powinna być wystarczająco mobilizująca do zmiany. Z
pewnym zniecierpliwieniem, frustracją i załamaniem obserwujemy
kolejne upadki bohatera, człowieka szanowanego, uznawanego za kogoś
wielkiego, będącego wzorem dla wielu, który nie potrafi poradzić
sobie ze swoim życiem, a tym samym sięga po jeden jedyny ratunek.
Finał całej tej opowieści okazał się jednak całkiem ujmujący.
Dochodzi do niespodziewanego obrotu spraw, który w dość nietypowy
sposób łagodzi cały obraz, można by powiedzieć, że całkowicie
zbędnie. Aczkolwiek pozostawia bardzo dobre wrażenie i gwarancję,
że pozostanie ono z nami na dłużej.
Niekwestionowanym
bohaterem tego filmu jest oczywiście Denzel Washington, wielokrotnie
nominowany do najbardziej prestiżowych nagród branży filmowej za
kreację Whipa. Choć rozdanie tych najistotniejszych jeszcze przed
nami, to jednak można powiedzieć, że ten czarnoskóry aktor ma
spore szanse w starciu z Danielem Day-Lewisem, czy Hugh Jackmanem.
Rola jego okazała się być bardzo absorbująca, ale nie wysysająca
energii. Washington po raz kolejny pokazał się z tej wrażliwszej
strony, choć nie zabrakło tu i samozaparcia. Pełen charyzmy,
reprezentujący bardzo dobre aktorstwo. Zestawia się go z zupełnie
innym charakterem Johna Goodmana, który na zawsze będzie
pozostawiał po sobie jak najcieplejsze uczucia. Choć tu pojawia się
jedynie przez kilka chwil, to nie trudno jest go polubić. Kiedy
tylko wkracza do pokoju, rozświetla go swoim uśmiechem i wypełnia
pozytywną aurą. Bardzo mało jest takich ludzi w świecie kina,
więc trzeba go doceniać póki jeszcze jest. Ciekawa rola przypadła
w udziale również Kelly Reilly. Wniosła sporo zamieszania do
fabuły i życia Whipa. Jednakże jako najważniejsza postać kobieca
tego filmu udźwignęła ciężar na niej spoczywający.
„Lot”
to ten rodzaj filmu, który przyciąga do siebie jak magnes już na
poziomie zwiastuna. Dopiero, kiedy zagłębimy się bardziej w fabułę
dostrzeżemy nieustającą walkę z nałogiem, silną wolę
pojedynczego człowieka, a także niezaprzeczalne bohaterstwo, bez
względu na to, czy pod wpływem, czy też nie. Na ekranie lśni
zarówno Washington, jak i Goodman, w dodatku produkcja ma
niesłychanie specyficzny klimat, w którym mocno zakorzenione jest
lotnictwo. Chodzi tu o pasję i odzyskiwanie swojego życia, chodzi
tu o czynienie tego co słuszne oraz różne barwy bohaterstwa. Nowa
produkcja Roberta Zemeckisa to uczuciowy i pełen napięcia film,
który pozostanie na długo w sercach widzów.
Ocena: 7/10
Film dobry, mnie w tym filmie najbardziej ujęła konkluizja, jak prawnik w pewnym momencie wykrzykuje do Whipa: "Żaden inny pilot nie potrafił w symulacjach nie rozbić tego samolotu" Ironia losu tak uzdolniony pilot, który potrafił ich uratować (Świetne sceny w samolocie, ta pewność siebie) był również alkoholikiem. Tak naprawdę nie było istotne, czy pił czy nie, uratował tych ludzi, ale prawo prawem i odpowiedzialność trzeba ponosić za swoje czyny. Na końcu to do niego dochodzi i myślę, ze dlatego się przyznaje.
OdpowiedzUsuńW tym filmie zawiódł mnie tylko finał, nieco jednak zrobiony na siłę. Poza tym naprawdę nieźle, jak na Zemeckisa, który ostatnimi laty jakby gubił się w kinie, to teraz dał światu naprawdę udane kino.
OdpowiedzUsuńMówisz o Goodmanie, jakby zaraz miał odejść! Nie wolno tak!:) On będzie żył wiecznie!:)
OdpowiedzUsuńFilm świetny, Denzel obłędny.
wybacz :P
UsuńGoodman zawsze wywoływał we mnie pozytywne emocje.
Świetny Washington, niezły Goodman :)). Ja jednak lubię finał tego filmu. Niekoniecznie wymowę całego zakończenia, ale rozmowę ostatnią jak najbardziej.
OdpowiedzUsuń