NOWOŚCI

piątek, 15 lutego 2013

1024. Frankenweenie, reż. Tim Burton

Reżyseria: Tim Buton
Scenariusz: John August
Zdjęcia: Peter Sorg
Muzyka: Danny Elfman
Kraj: USA
Gatunek: Animacja, Czarna komedia
Premiera: 20 września 2012 (Świat) 07 grudnia 2012 (Polska)
Obsada: Catherine O'Hara, Martin Short, Charlie Tahan, Winona Ryder, Atticus Shaffer, Robert Capron, James Hiroyuki Liao, Martin Landau

    Tim Burton powraca w wielkim stylu. Rok temu wszyscy płakali nad średnim filmem „Mroczne cienie”, a teraz rozpływają się w zachwytach nad „Frankenweenie”. I nagle światełko! Hola hola, czy tego już nie było? A i owszem. Ta zmyślna animacja o najlepszym przyjacielu człowieka to odświeżenie niezbyt dobrze przyjętej produkcji aktorskiej sprzed niemalże dwudziestu lat. Jest szansa na jeszcze większe brawa, bowiem obraz ten stoi w największej piątce animacji ubiegłego roku. W moim mniemaniu, psiakowi zagrozić mogą jedynie rudzielce!

    Rodzina Frankensteinów wraz z uroczym psiakiem Sparky'm, żyje sobie szczęśliwie w małym amerykańskim miasteczku New Holland. Mały Victor (Charlie Tahan) nie ma zbyt wielu przyjaciół, dlatego też Sparky jest jego wiernym towarzyszem zabaw każdego dnia. Wkrótce w szkole będzie miał miejsce mały festyn naukowy, którego autorem jest nowy nauczyciel fizyki, pan Rzykruski (Martin Landau). Choć rodzice Victora (Catherine O'Hara, Martin Short) chcą, aby poświęcał się nauce, to ojciec nalega, aby chłopiec zainteresował się również sportem. Na cel biorą więc najbliższy mecz bejsballa, który całkowicie odmieni ich życie. Sparky ginie w wypadku, a Victor nie mogąc pogodzić się ze stratą przyjaciela i zainspirowany wykładem fizyka ożywia swojego pupila.
    Nie ma nic bardziej urokliwego niż piesek skaczący sobie po ekranie. Nie ma nic bardziej przerażającego niż trupi psiak, któremu odpada ogon przy większym zamachnięciu. Najnowszy film Burtona to standardowo misz masz różnych gatunków, gdzie dramat i humor przeplata się ze światem horroru. Tutaj ten ostatni nabiera dość pastiszowego wyrazu, kiedy to zostają przywołane znane monster movies. A wszystko to za sprawą małego pioruna, który zamienia zwłoki w żywe istoty, mniej bądź bardziej udane. Nie bez powodu chłopiec powołujący psiaka do życia nazwany został Frankensteinem. Nie bez powodu zobaczymy tu i Godzillę rodem z Japoni, mumię, czy też małpy morskie. Wszystko to jest hołdem dla klasyki gatunku, który najwyraźniej Burton obrał sobie za ten najulubieńszy.
    „Frankenweenie”, poza powiązaniami, oferuje widzowi o wiele więcej. Daje ponadprzeciętną opowieść o prawdziwej przyjaźni i miłości psa do człowieka. Historia pełna poświęcenia i eksperymentów, która wielokrotnie rozbawia, ale nie zabraknie jej także i chwil na refleksję, czy wzruszenia. Mały chłopak, który zostaje odrzucony przez swoje otoczenie, a który pragnie jedynie odrobiny uwagi. Kurczowo trzyma się swojej przeszłości, przez co wydaje się, że historia ta powinna mieć zupełnie inny finał. Okazuje się, że zakończenie seansu może być zaskakujące, gdyż wszelkie dylematy dotyczące życia i śmierci zaczynają się przecierać. Liczą się jedynie emocje, ludzka solidarność i umiejętność rozróżnienia rzeczy ważnych i ważniejszych, a także dobrych i lepszych.
    Tim Burton należy do dość ekscentrycznych twórców, co objawia się w każdej jego produkcji. Tworzy filmy z duszą, ale przede wszystkim utrzymuje je w pewnym gotyckim klimacie. Jego specjaliści od modelarstwa i animacji wykonali coś niesamowitego. Powrócili do korzeni i wzorując się na „Gnijącej pannie młodej” stworzyli kolejny pakiet malutkich lalek, a przy okazji nadali mu głębi poprzez utrzymanie go w czarno-białej kolorystyce. To dodaje dużo grozy, nie mniej zresztą niż sama animacja, która sprawia wrażenie, jakbyśmy trafili do jakiejś krainy zombie. Blade lica, wytrzeszcz oczu i czarne obwódki wokół nich. Dość sugestywne i jeżące włos na karku. Nie mniej, Sparky, nawet w wersji trupiej potrafi być rozczulający. Do tego stopnia, że w pewnym momencie robi się nam go żal. Animacja ta wyróżnia się na tle zeszłorocznych produkcji, ale można było się tego spodziewać, gdy w tytule ujrzało się nazwisko Tima Burtona.
    Ciekawie prezentuje się tutaj dobór aktorów, który nie jest zbyt zwyczajny. Zdarza się tak, że kilku z nich odgrywa kilka ról, co świadczyć może jedynie o zdolnościach przy modulacji własnego głosu. Barwą zostali dobrani, a także i przetrenowani, aby widz uwierzył w pewne ich nawiedzenie. Nie są to głosy pełne energii, ale bardziej anemiczne, złowieszcze, niczym z horrorów. Najciekawiej wypada Martin Landau, którego postać stworzona jest tak, aby odzwierciedlać jego charakterystyczne cechy wyglądu. Głos za to, z pewnym ruskim akcentem wypada bardzo autentycznie. Ani przez minutę nie rozpoznacie Martina Shorta, gdyż jest to człowiek o wielu głosach i ciężko stwierdzić, który tak naprawdę jest jego. Najbardziej dziecinnym ze wszystkich jest brzmienie Atticusa Shaffera, tutaj jako Edgar. Zabawna barwa, a przy tym złowieszcza. Catherine O'Hara, którą każdy kojarzyć musi z „Kevina samego w domu”, tutaj występuje w kilku rolach. Najbardziej przerażająca jest chyba jako te dziwaczne dziewczę z wyłupiastymi oczami i kotem prorokiem. Dość.. makabryczna. Reszta nie robi zbyt wielkich zawirowań, a przez to nie zapisują się zbyt długo w pamięć.
    Nie spodziewałam się zbyt wielkich rewelacji po „Frankenweenie”, ale wiedziałam, że nie będzie to też zbytni przeciętniak, bo Tim Burton nigdy mnie nie zawodzi- nawet wtedy, gdy podpada innym. Opowieść o uroczym piesku, który zdecydowanie za szybko skończył swój żywot całkowicie mnie urzekła. Nie sądziłam, że po „Odlocie” i „Meridzie walecznej” jeszcze kiedyś przyjdzie mi wypłakiwać oczy na animacji. Nie spodziewałam się tego w szczególności po obrazie od Burtona. A tu proszę, wystarczy wsadzić do fabuły radosnego pieska, sporą dawkę emocji, no i oczywiście czarnego humoru, aby mnie obezwładnić. Podobało mi się bardzo, nawet bardzo. Pies jest moim kolejnym faworytem w drodze po Oscara! Good luck, Sparky!


Ocena: 8/10

2 komentarze :

  1. Tak sobie czytam Twoje refleksje na temat barw i gotyckim akcencie i zastanawiam się, jak wyglądałby Frankenweenie w kolorze:) To mógłby być naprawdę ciekawy eksperyment:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm.. pewnie bardziej jak Gnijąca Panna Młoda. Ewentualnie jak film :P

      Usuń