NOWOŚCI

wtorek, 15 stycznia 2013

Książka #234. Krzykacz z Rwandy, aut. Warren FitzGerald

Tytuł oryginalny: The Go-Away Bird
Gatunek: dramat
Wydawca: Mała Kurka
Rok wydania: 2010 (Świat), 2012 (Polska)
Tłumaczenie: Agnieszka Śmieja
ISBN 978-83-62745-04-3
Ilość stron: 272     Format: 135x210 mm
  
Książka dostępna na stronie: Mała Kurka

    O niektórych historiach się nie mówi. Inne koniecznie muszą zostać opowiedziane, tak jak ta z 1994 roku, która spotkała się z całkowitą ignorancją wielkich narodów zachodu. Stała się inspiracją dla jednego z zawodowych piosenkarzy, ale też i wolontariusza- Warrena FitzGeralda. Podczas swoich prac w Kibungo w Rwandzie zaznajomił się z okolicą i historią ludobójstwa plemienia Tutsi przez Hutu, czyniąc z niej podstawę dla niezwykłej opowieści „Krzykacza z Rwandy”.

    Afrykańska beztroska dziewczynka- Clementine, staje się świadkiem wydarzeń, które rozgrywają się w jej rodzinnym mieście. Narastająca nienawiść pomiędzy plemionami Hutu a Tutsi sięga szczytu i przeradza się w krwawą masakrę tych drugich. Kiedy dziewczynka traci dom ucieka wraz ze swoim bratem przed oprawcami licząc na to, że znajdzie ratunek w żołnierzach ONZ. W końcu, sama, trafia do Londynu, pod brutalne skrzydła wujka Leonarda. Jednakże los stawia jej na drodze sąsiada będącego nauczycielem śpiewu, niejakiego Ashley Bolt, który nie tylko otacza ją opieką, ale również pomaga przywrócić jej miłość do śpiewania. Tę dwójkę bardzo szybko zaczyna łączyć przyjaźń, a także niezwykła miłość zdolna do największych poświęceń.
    „Krzykacz z Rwandy” to niesłychanie przejmująca opowieść zbudowana na fundamentach tragicznych wydarzeń z połowy lat 90tych. Masakra, która po dziś dzień dotyka nasze serca, a która wielokrotnie była opowiadana zarówno w filmach, jak i powieściach. Jednakże Warren FitzGerald robi z nią coś zupełnie innego. Poprzez osadzenie akcji w Afryce, czaruje nas magią jej egzotyczności. Czy to poprzez opisy czerwonej ziemi, czy też detalach codziennego życia tamtejszych plemion, a nawet i przywoływanie legend. Zestawia to z bardziej cywilizowanym światem współczesnego Londynu, miasta widzianego oczami muzyka zatopionego w utworach najznakomitszych twórców światowej sławy.
    Ciągłe mieszanie daje pewną ulgę, upust naszym emocjom, które zostają każdorazowo rozbudzone poprzez wydarzenia w Rwandzie. Autor z niebywałą dokładnością i głosem małej dziewczynki opisuje straszliwą zbrodnię, której jest ona świadkiem. Ze łzami w oczach zaczytujemy się w tym, jak wielkim wrogiem dla człowieka jest drugi człowiek. Z pewnymi uczuciami nienawiści dostrzegamy, jak przyjaciele odwracają się od siebie tylko z powodu swojej niewzruszonej chęci pokazania kto jest lepszy i zniszczenia tego, co dotychczas było nam tak bliskie. Wojna, jak ta, to czas, w którym nie ma miejsca na litość, nie ma czasu na myślenie, nie można ufać dotychczasowego. Nie wszystko jest opowiedziane tu dosłownie. Clementine niemalże do samego końca nie chce zdradzić dlaczego nagle w jej historii przestał pojawiać się jej odważny brat Pio. Ostatecznie, chyba nikt nie chciałby poznać tej części, opisanej oczami dziecka, przedstawionej niczym jedna z najstraszliwszych bajek na dobranoc.
    Ta magiczna powieść to również mała dziewczynka, która dopiero uczy się świata, a także swojej własnej przynależności. Jest uosobieniem ścieralności różnic kulturowych i rasowych. Bez obaw jednoczy się z Anglikiem, który jest dla niej całkowicie obcy, a jednak ujmuje ją, kiedy staje w jej obronie. Tę uroczą śpiewaczkę i dorosłego nauczyciela zaczyna łączyć coś więcej. Nie jest to jedynie chęć pomocy, ale przede wszystkim chęć opieki. Zaskakująco zaczynają pomagać sobie wzajemnie. To dwie całkiem różne osobowości, ale jednak stające się sobie bardzo bliskie, niczym najprawdziwsza rodzina. Z tych też powodów całkowicie niezaskakujące swoim poświęceniem, ale jakże znamienne na całym ich życiu.
    Poza przepiękną opowieścią „Krzykacz z Rwandy”czaruje czymś, co jesteśmy w stanie zobaczyć, zanim jeszcze sięgniemy do treści. Tym czymś jest nadzwyczaj oryginalna oprawa, która w jednocześnie dosłowny, jak i metaforyczny sposób określa czym uwodzić będzie nas autor. Z jednej strony bardzo minimalistyczna i surowa, a z drugiej pełna barw, niczym treść będąca zestawieniem dwóch różnych światów, które połączone zostają jednym wydarzeniem. Zdecydowanie lepiej wypada w porównaniu z pierwotną okładką.
     W świecie literatury niezwykle rzadko spotyka się tak niekonwencjonalne powieści, jak „Krzykacz z Rwandy”, który porusza już od pierwszej strony. Czytelnik pochłonięty zostaje przez wielobarwność i egzotyczność afrykańskiej Rwandy, aby za chwilę zostać postawiony naprzeciw wydarzeniom, które nie mają prawa go nie poruszyć. Zachwyca w najdrobniejszym szczególe i uwodzi niebanalną opowieścią o prawdziwym zrozumieniu i oddaniu, pomimo wszelkich możliwych różnic. W dodatku zdziera z nas maskę niewzruszenia, kiedy tylko przyjdzie do wstrząsających masakr na mężczyznach, kobietach i dzieciach. Nic dziwnego, że u kresu tej podróży z afrykańskiego buszu do miejskiej dżungli kończymy z książką przy sercu i łzami spływającymi po policzkach.
Ocena: 6/6

Książka przeczytana dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego Mała Kurka!

1 komentarz :

  1. Książki tej tematyki trzeba czytać aby w przyszłości uniknąć podobnych tragedii...

    OdpowiedzUsuń