NOWOŚCI

sobota, 19 stycznia 2013

1017. Do szpiku kości, reż. Debra Granik

Oryginalny tytuł: Winter's Bone
Reżyseria: Debra Granik
Scenariusz: Debra Granik, Anne Rosellini
Na podstawie: powieści Daniela Woodrella "Winter's Bone"
Zdjęcia: Michael McDonough
Muzyka: Dickon Hinchliffe
Kraj: USA
Gatunek: Dramat, Thriller
Premiera: 21 stycznia 2010 (Świat) 25 lutego 2011 (Polska)
Obsada: Jennifer Lawrence, Garret Dillahunt, John Hawkes, Dale Dickey, Casey MacLaren, Lauren Sweetser, Shelley Waggener
    Zazwyczaj jest tak, że produkcje, które zostają nagrodzone na festiwalu Sundance robią prawdziwą furorę nie tylko w światku kina niezależnego, ale również i na takich galach jak ceremonia rozdania Oscarów, czego przykładem jest „Hej, Skarbie”. Debra Granik stworzyła kolejny film, który zaburzył ułożony oscarowy świat, a także mentalność każdego oglądającego. „Do szpiku kości” okazał się jednak dość przeciętnym filmem z dobrą rolą młodej aktorki- Jennifer Lawrence.

    Młoda dziewczyna, siedemnastoletnia Ree Dolly (Jennifer Lawrence) nie ma łatwo w życiu. Jej ojciec poszedł siedzieć za pichcenie marihuany, a jej matka do końca już zwariowała. Dlatego ona sama opiekuje się zarówno nią, jak i dwójką młodszego rodzeństwa. Dlatego też, gdy pewnego dnia przyjeżdża do nich szeryf z informacją o zniknięciu jej ojca i zagrożeniem utraty podupadłego domu i ziemi, gdy nie wróci na przesłuchanie, dziewczyna robi wszystko, aby go odnaleźć. Jednakże nikt z jej rodziny nie jest zbyt chętny do pomocy. Co gorsza, uświadamia sobie, że coś ukrywają i bez skrupułów skrzywdziliby ją, jeżeli nie przestanie pytać.
     „Do szpiku kości” to jeden z tych filmów, który bez zbędnej treści przekazuje maksymalną dawkę emocji. Każda jego minuta to obawa o los Ree i jej rodziny. Każda sekunda to pełne napięcie wyczekiwanie, co dziewczyna zrobi, albo co jej zrobią. Każda chwila spędzona przy tym obrazie to wyzwanie dla ludzkiej wrażliwości. Jeżeli ktoś kiedykolwiek narzekał na swoją rodzinę, bo z nią najlepiej wychodzi się jedynie na zdjęciach, to powinien obejrzeć właśnie tę pozycję. Od razu odmieni mu się światopogląd, gdy zobaczy jacy popaprańcy żyją w niektórych regionach świata. Własna rodzina, pełna zwyrodnialców, którzy nie boją się skrzywdzić najbliższego członka rodziny i to po co? Dla interesów. Gdyby też bardziej się przyjrzeć dostrzeżemy, że tamtejsze dzieciaki w ogóle nie uczęszczają do szkoły. Wątpliwy poziom ich edukacji zdecydowanie odbija się na przyszłości i pozbawieni typowo ludzkich odruchów, które nabywamy również i w szkole, zamieniają się w swoistych socjopatów. Z drugiej zaś strony ukazuje się tutaj bardzo czysta miłość dziecka do rodzica i pewna świadomość, że odpowiedzialny jest za wszystko. Porusza postępowanie młodej Ree, która swoją odwagą i zawziętością daje się we znaki wszystkim, a widz z pewną fascynacją i zazdrością spogląda na nią z drugiej strony ekranu. Zaskakujące jest to, że fabuła nie jest zbyt rozbudowana, a jednak wciąga. Nie mamy tutaj żadnych pobocznych wątków, cała uwaga skupia się na poszukiwaniu ojca przez córkę, ale pomimo wszystko potrafi to zainteresować oglądającego.
     Film dysponuje niepowtarzalnym klimatem. Budowany w dużej mierze przez surowe zdjęcia rozciągających się przepięknych widoków na stan Missouri. I nawet tak wielki minimalizm w wystroju i budownictwie, w jakich to warunkach przyszło żyć rodzinie Dolly jest na swój sposób urzekający, choć to może i bardziej porusza. Całość dopełniona przez muzykę Dikona Hinchliffe'a, która jest tak bardzo znikoma, że czasami zaabsorbowani wydarzeniami na ekranie w ogóle zapominamy o jej istnieniu. Niekoniecznie jest to złe, bowiem nic nam nie przeszkadza przy seansie i zostajemy sami ze swoimi własnymi emocjami, a nie narzuconymi nam przez kompozytora.
    Film zdecydowanie należał dla Jennifer Lawrence. Dziewczyna całkowicie go zdominowała, choć w moim mniemaniu nie poszczyciła się zachwycającym aktorstwem. Dostała jej się w udziale genialna rola a ona zwyczajnie sprostała zadaniu. Oczywiście dała z siebie wszystko, udało jej się wykreować bardzo silną osobowość, odwagę i pewność siebie. Choć z drugiej strony jej twarz nie wyrażała aż tak wielkich emocji, no ale to może tylko moje osobiste odczucia. Sporo zamieszania na ekranie wprowadził również John Hawkes, który dzielnie trwał przy boku dziewczyny. Choć i tak najwięcej emocji dostarczała agresywna Dale Dickey. Kobieta bez skrupułów, która wywiązywała się z obietnic i nie cofnęła się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. I tak większość obsady zagrała zwyrodnialców, więc efekt ciągłego przerażenia udało się osiągnąć.
     Po „Winter's Bone” oczekiwałam o wiele więcej. Film, który został tak dobrze przyjęty przez krytyków, ale przede wszystkim i przez widzów musiał być naprawdę powalający. Fakt faktem jest to całkiem dobry obraz, ze świetnymi postaciami i naprawdę pierwszorzędną historią pozbawioną ozdobników. Pomimo dramatycznej sytuacji rodziny Dolly nie ma się wrażenia przytłoczenia i chyba właśnie to jest problemem tego tytułu. Taka historia powinna przytłaczać, powinna szokować, powinna zostawiać widza z dziurą w sercu, a zostawia go bez większego defektu na psychice. I choć interesuje, to właśnie to jest powodem jego przeciętności.

Ocena: 6/10
Film obejrzany w ramach 2. edycji Projekt kino w kategorii "Laureaci festiwalu w Sundance po roku 2000"

5 komentarzy :

  1. Oglądałem go już wcześniej, przed Projektem KINO. Teraz będę musiał sobie go powtórzyć. Ale swojego czasu oceniłem go tak samo jak Ty, czyli na 6. Choć przyznam, że akurat ja po tym filmie nie oczekiwałem nic, a jednak zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. To zimne, surowe, mocne i trzymające w napięciu kino. A to mi wystarczy, żeby się dobrze bawić. Ale zgodze się w pełni, że film należał do Lawrence. Świetna rola, zapadająca w pamięci. Chociażby dla niej warto Do szpiku kości obejrzeć.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze mam wszystkie filmy Projektu Kino przed sobą, ale ten będzie drugi w kolejce zaraz po "Django". Bardzo mnie ciekawi :) I chce wreszcie porządnie poznać panią Lawrence, która, mam nadzieje po takich dobrych słowach z twojej strony, naprawdę zagrała świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem nie jestem do końca przekonana. Nigdy nie przyglądałam się gdzie grała ta aktorka, ale to jest jest 2 podobna rola..a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od kilku lat oglądam przed Oscarami wszystkie filmy, które w danym roku są nominowane w kategorii najlepszy film. Przez to dwa lata temu zobaczyłam "Do szpiku kości", pamiętam do dziś, że byłam strasznie poirytowana fabułą i zastanawiałam się: kto tak robi? kogo to spotyka? Temat nawet ciekawy, ale całość była dla mnie monotonna i nieporywająca. Zgadzam się z Twoim podsumowaniem - jest przeciętny.
    Pozdrawiam :)
    P.S. Ciekawa jestem czy Lawrence zgarnie w tym roku statuetkę. Do mnie chyba bardziej przemówiła jej rola w "Do szpiku kości", niż w tegorocznym "Poradniku pozytywnego myślenia".

    OdpowiedzUsuń
  5. O, proszę. A czytając recenzję, byłam pewna, że ocena będzie wyższa. Hm.

    OdpowiedzUsuń