Reżyseria: Debra Granik
Scenariusz: Debra Granik, Anne Rosellini
Na podstawie: powieści Daniela Woodrella "Winter's Bone"
Zdjęcia: Michael McDonough
Muzyka: Dickon Hinchliffe
Kraj: USA
Gatunek: Dramat, Thriller
Premiera: 21 stycznia 2010 (Świat) 25 lutego
2011 (Polska)
Obsada: Jennifer Lawrence, Garret Dillahunt,
John Hawkes, Dale Dickey, Casey MacLaren, Lauren Sweetser, Shelley
Waggener
Zazwyczaj
jest tak, że produkcje, które zostają nagrodzone na festiwalu
Sundance robią prawdziwą furorę nie tylko w światku kina
niezależnego, ale również i na takich galach jak ceremonia
rozdania Oscarów, czego przykładem jest „Hej,
Skarbie”. Debra Granik
stworzyła kolejny film, który zaburzył ułożony oscarowy świat,
a także mentalność każdego oglądającego. „Do
szpiku kości” okazał się
jednak dość przeciętnym filmem z dobrą rolą młodej aktorki-
Jennifer Lawrence.
Młoda
dziewczyna, siedemnastoletnia Ree Dolly (Jennifer
Lawrence) nie ma łatwo w życiu.
Jej ojciec poszedł siedzieć za pichcenie marihuany, a jej matka do
końca już zwariowała. Dlatego ona sama opiekuje się zarówno nią,
jak i dwójką młodszego rodzeństwa. Dlatego też, gdy pewnego dnia
przyjeżdża do nich szeryf z informacją o zniknięciu jej ojca i
zagrożeniem utraty podupadłego domu i ziemi, gdy nie wróci na
przesłuchanie, dziewczyna robi wszystko, aby go odnaleźć. Jednakże
nikt z jej rodziny nie jest zbyt chętny do pomocy. Co gorsza,
uświadamia sobie, że coś ukrywają i bez skrupułów skrzywdziliby
ją, jeżeli nie przestanie pytać.
„Do
szpiku kości” to jeden z tych
filmów, który bez zbędnej treści przekazuje maksymalną dawkę
emocji. Każda jego minuta to obawa o los Ree i jej rodziny. Każda
sekunda to pełne napięcie wyczekiwanie, co dziewczyna zrobi, albo
co jej zrobią. Każda chwila spędzona przy tym obrazie to wyzwanie
dla ludzkiej wrażliwości. Jeżeli ktoś kiedykolwiek narzekał na
swoją rodzinę, bo z nią najlepiej wychodzi się jedynie na
zdjęciach, to powinien obejrzeć właśnie tę pozycję. Od razu
odmieni mu się światopogląd, gdy zobaczy jacy popaprańcy żyją w
niektórych regionach świata. Własna rodzina, pełna zwyrodnialców,
którzy nie boją się skrzywdzić najbliższego członka rodziny i
to po co? Dla interesów. Gdyby też bardziej się przyjrzeć
dostrzeżemy, że tamtejsze dzieciaki w ogóle nie uczęszczają do
szkoły. Wątpliwy poziom ich edukacji zdecydowanie odbija się na
przyszłości i pozbawieni typowo ludzkich odruchów, które nabywamy
również i w szkole, zamieniają się w swoistych socjopatów. Z
drugiej zaś strony ukazuje się tutaj bardzo czysta miłość
dziecka do rodzica i pewna świadomość, że odpowiedzialny jest za
wszystko. Porusza postępowanie młodej Ree, która swoją odwagą i
zawziętością daje się we znaki wszystkim, a widz z pewną
fascynacją i zazdrością spogląda na nią z drugiej strony ekranu.
Zaskakujące jest to, że fabuła nie jest zbyt rozbudowana, a jednak
wciąga. Nie mamy tutaj żadnych pobocznych wątków, cała uwaga
skupia się na poszukiwaniu ojca przez córkę, ale pomimo wszystko
potrafi to zainteresować oglądającego.
Film
dysponuje niepowtarzalnym klimatem. Budowany w dużej mierze przez
surowe zdjęcia rozciągających się przepięknych widoków na stan
Missouri. I nawet tak wielki minimalizm w wystroju i budownictwie, w
jakich to warunkach przyszło żyć rodzinie Dolly jest na swój
sposób urzekający, choć to może i bardziej porusza. Całość
dopełniona przez muzykę Dikona Hinchliffe'a, która jest tak bardzo
znikoma, że czasami zaabsorbowani wydarzeniami na ekranie w ogóle
zapominamy o jej istnieniu. Niekoniecznie jest to złe, bowiem nic
nam nie przeszkadza przy seansie i zostajemy sami ze swoimi własnymi
emocjami, a nie narzuconymi nam przez kompozytora.
Film
zdecydowanie należał dla Jennifer Lawrence. Dziewczyna całkowicie
go zdominowała, choć w moim mniemaniu nie poszczyciła się
zachwycającym aktorstwem. Dostała jej się w udziale genialna rola
a ona zwyczajnie sprostała zadaniu. Oczywiście dała z siebie
wszystko, udało jej się wykreować bardzo silną osobowość,
odwagę i pewność siebie. Choć z drugiej strony jej twarz nie
wyrażała aż tak wielkich emocji, no ale to może tylko moje
osobiste odczucia. Sporo zamieszania na ekranie wprowadził również
John Hawkes, który dzielnie trwał przy boku dziewczyny. Choć i
tak najwięcej emocji dostarczała agresywna Dale Dickey. Kobieta bez
skrupułów, która wywiązywała się z obietnic i nie cofnęła się
przed niczym, aby osiągnąć swój cel. I tak większość obsady
zagrała zwyrodnialców, więc efekt ciągłego przerażenia udało
się osiągnąć.
Po
„Winter's Bone”
oczekiwałam o wiele więcej. Film, który został tak dobrze
przyjęty przez krytyków, ale przede wszystkim i przez widzów
musiał być naprawdę powalający. Fakt faktem jest to całkiem
dobry obraz, ze świetnymi postaciami i naprawdę pierwszorzędną
historią pozbawioną ozdobników. Pomimo dramatycznej sytuacji
rodziny Dolly nie ma się wrażenia przytłoczenia i chyba właśnie
to jest problemem tego tytułu. Taka historia powinna przytłaczać,
powinna szokować, powinna zostawiać widza z dziurą w sercu, a
zostawia go bez większego defektu na psychice. I choć interesuje,
to właśnie to jest powodem jego przeciętności.
Ocena: 6/10
Film obejrzany w ramach 2. edycji Projekt kino w kategorii "Laureaci festiwalu w Sundance po roku 2000"
Oglądałem go już wcześniej, przed Projektem KINO. Teraz będę musiał sobie go powtórzyć. Ale swojego czasu oceniłem go tak samo jak Ty, czyli na 6. Choć przyznam, że akurat ja po tym filmie nie oczekiwałem nic, a jednak zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. To zimne, surowe, mocne i trzymające w napięciu kino. A to mi wystarczy, żeby się dobrze bawić. Ale zgodze się w pełni, że film należał do Lawrence. Świetna rola, zapadająca w pamięci. Chociażby dla niej warto Do szpiku kości obejrzeć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja jeszcze mam wszystkie filmy Projektu Kino przed sobą, ale ten będzie drugi w kolejce zaraz po "Django". Bardzo mnie ciekawi :) I chce wreszcie porządnie poznać panią Lawrence, która, mam nadzieje po takich dobrych słowach z twojej strony, naprawdę zagrała świetnie!
OdpowiedzUsuńNie wiem nie jestem do końca przekonana. Nigdy nie przyglądałam się gdzie grała ta aktorka, ale to jest jest 2 podobna rola..a szkoda.
OdpowiedzUsuńOd kilku lat oglądam przed Oscarami wszystkie filmy, które w danym roku są nominowane w kategorii najlepszy film. Przez to dwa lata temu zobaczyłam "Do szpiku kości", pamiętam do dziś, że byłam strasznie poirytowana fabułą i zastanawiałam się: kto tak robi? kogo to spotyka? Temat nawet ciekawy, ale całość była dla mnie monotonna i nieporywająca. Zgadzam się z Twoim podsumowaniem - jest przeciętny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
P.S. Ciekawa jestem czy Lawrence zgarnie w tym roku statuetkę. Do mnie chyba bardziej przemówiła jej rola w "Do szpiku kości", niż w tegorocznym "Poradniku pozytywnego myślenia".
O, proszę. A czytając recenzję, byłam pewna, że ocena będzie wyższa. Hm.
OdpowiedzUsuń