NOWOŚCI

niedziela, 9 grudnia 2012

1005. Między słowami, reż. Sofia Coppola

Oryginalny tytuł: Lost in Translation
Reżyseria: Sofia Coppola 
Scenariusz: Sofia Coppola
Zdjęcia:Lance Acord 
Muzyka: Kevin Shields
Kraj: USA, Japonia  
Gatunek: Melodramat, Komedia  
Premiera: 29 sierpnia 2003 (Świat) 20 lutego 2004 (Polska)  
Obsada: Bill Murray, Scarlett Jonahsson, Anna Faris, Giovanni Ribisi i inni


     Hałaśliwe, zatłoczone Tokio, rozświetlone milionem barw i dwójka samotników nie potrafiąca odnaleźć się w obcym i obcojęzycznym otoczeniu. Córka światowej klasy reżysera „Ojca chrzestnego”- Sofia Coppola, obiera kierunek całkowicie odmienny od tego, którym podążał jej ojciec. W swoich produkcjach skupia się głównie na interakcjach międzyludzkich, co też czyni w wielokrotnie nagradzanym- „Między słowami”
     Podstarzały aktor, Bob Harris (Bill Murray), przybywa do Tokio, aby nakręcić reklamę whisky. Z dala od rodziny, w miejscu, gdzie nie potrafi się z nikim porozumieć, spędza samotne chwile w czterech ścianach pokoju hotelowego. W tym samym hotelu mieszka piękna Charlotte (Scarlett Johansson), młoda mężatka, której ukochany całymi dniami przebywa poza mieszkaniem. Ta dwójka, Bob i Charlotte, nie może spać po nocach, dlatego też spotykają się jednej z nich w hotelowym barze. Nie kończy się na jednym drinku, bowiem znakomicie się dogadują i znajdują pociechę w swoim towarzystwie. Z żoną za oceanem i mężem w trakcie wyjazdu służbowego wymykają się wieczorami w poszukiwaniu rozrywek w obcobrzmiącym mieście.
     Dwójka całkowicie różnych, ale osamotnionych ludzi w ruchliwym, tłocznym mieście, to podstawa na opowieść, która musi się udać i w rzeczywistości tak się właśnie dzieje. Ciepła, opowiedziana z humorem, wzruszająca historia, w której mógłby się znaleźć każdy z nas i z pewnością niejeden borykał się z barierą komunikacyjną w obcym kraju. „Między słowami” w humorystyczny sposób ukazuje zagubienie w rozumowaniu zawiłego języka japońskiego. Wydaje się, że to właśnie Bob ma największe z tym perypetie. A to na planie zdjęciowym, gdzie tłumaczka w bardzo okrojony sposób przetwarza potrzebne mu dane, a to na w pokoju hotelowym, do którego przychodzi dama do towarzystwa i odstawia niesamowicie komiczną scenkę. Szczęśliwie nie są to jakieś wulgarne żarty, bo gdzież by takie w scenariuszu spisanym przez kobietę. Dowcipy inteligentne, tak samo zresztą, jak i reszta dialogów. Nastrajają pozytywnie, zdecydowanie! Nie jest to jednak klimat odmienny od reszty produkcji. Poruszane wątki wprawiają w melancholijny nastrój. Mężczyzna mający problem w małżeństwie, którym jest totalne znudzenie swoim partnerem, swoiste do niego przyzwyczajenie, gdzie zapomina się o drobiazgach, a także i istotniejszych elementach, a kwestie dotyczące wyboru dywanu, czy szafki przesyłane są faksem do pokoju hotelowego. Znudzony swoim życiem liczy na przygodę z tajemniczą dziewczyną w wielkim mieście. Jego wybór trafia na Charlotte, która tak jak on czuje się samotna, ale z zupełnie innej przyczyny. Dopiero dwa lata po ślubie, a już nie potrafiąca trzymać męża przy sobie. Męża, który całymi dniami zostawia ją samą w pokoju. Nie dziwne więc, że pomiędzy tą dwójką nawiązuje się pewna nić porozumienia, szukają ratunku w swoim własnym towarzystwie. Nie jest to jednak romans tak dosłowny, jak można by oczekiwać. Flirtują za pomocą słów i gestów, ale przy tym trzymając ręce przy sobie. Widz dostrzega łączącą ich zażyłość, aczkolwiek bohaterowie sami nie do końca są świadomi tej relacji. Romans to nietuzinkowy, błyskotliwy, ale też i wbrew pozorom bardzo intymny. 
     Nie trudno jest nie zauważyć miejsca, w którym kręcono zdjęcia do filmu. Akcja rozgrywana jest Tokio, słynącym z tego, że na każdym budynku neon atakuje nasze oczy światłami i kolorami. To w tym zatłoczonym mieście rozgrywa się jeden z najpiękniejszych i najbardziej dyskretnych romansów. Wielu jednak zauważy, że nie chodzi tu jedynie o Boba i Charlotte, ale właśnie o Japonię, o jej kulturę, o jej piękno. Kraj ten to nie tylko hałaśliwe ulice, ale również pełne wyciszenia miejsca, takie jak świątynia buddystów, którą odwiedza Charlotte. Jest to również państwo znane ze swoich niecodziennych smaków, gdzie w filmie zobaczyć możemy jedną z restauracji, w której klient sam sobie gotuje. Zwiedzimy również i centra rozrywki, pękających w szwach od elektronicznych gier. Ostatecznie zapoznamy się też z gościnnością Japończyków, którzy przychodzą ze wspaniałymi podarkami na powitanie wyjątkowego gościa, poznamy ich dbałość o szczegóły, a także ich zamiłowanie do karaoke. Do zdjęć Lance Acorda („Adaptacja”), które kręcił zarówno w Tokio, jak i Kioto, muzyka stworzona przez debiutującego roli kompozytora filmowego Kevina Shieldsa wydaje się wręcz znakomita. Razem dopełniają całości tworząc przystępny i sentymentalny obraz.
    Sofia Coppola film stworzyła specjalnie dla Billa Murraya. To on miał zagrać główną rolę, więc, gdyby odrzucił jej propozycję, co też uczynił odkładając na bok „Aniołki Charliego”, produkcja pewnie nigdy by nie powstała. Dobrze się stało, bowiem charyzmatyczny Murray idealnie tutaj pasował. Ciężko jest wyobrazić sobie kogoś innego do tej roli. Bill był przekonujący i choć momentami trochę flegmatyczny, to i tak wzbudzał pozytywne emocje i napędzał całą akcję. U jego boku zobaczymy przepiękną i młodziutką Scarlett Johansson, która nie równa się Billowi, aczkolwiek stanowi perfekcyjne jego uzupełnienie. W filmie pojawia się również i Anna Faris, która dla odmiany gra całkiem ogarniętą kobietę i to w dodatku w ogóle niedenerwującą! Całkiem pozytywne emocje, w tym jakże uwodzicielskim tytule. 
    „Między słowami” to obraz, od którego nie trzeba wymagać nic więcej. Jest idealnym przykładem na efektywne wykorzystanie potencjału na film. Ciepła opowieść o dwójce osób z całkowicie odmiennych światów, których dzieli różnica wieku, ale stających się pokrewnymi duszami w ciągu zaledwie kilku dni. Choć większość znaczących scen była improwizowana przez aktorów, to okazuje się, że właśnie one stanowią podwalinę dla bardzo dobrej produkcji, która rozmiękcza serca. Sofia Coppola pokazuje nam Tokio z zupełnie innej strony, nie tylko jako krzykliwe miasto, ale również i miejsce, gdzie niespodziewanie narodzić może się nieprzeciętne uczucie. W konsekwencji daje to pozytywny, inteligentny, subtelny i jednocześnie fascynujący film, który na długo zapada w pamięć.


Film obejrzany w ramach Projektu kino.

7 komentarzy :

  1. Wydaje mi się, że głównym problemem Charlotte nie było to, że mąż nie ma dla niej czasu, ale to, że czuje się zagubiona i tutaj jeden z wielu kontrastów w filmie czyli jej mąż pełen pasji i zajęć i ona, która nie znalazła jeszcze swojej ścieżki. To samo Bob, on dla odmiany zszedł ze swojej ścieżki - generalnie pełno tu zagubienia, dosłownego i w przenośni - duchowego. "W filmie pojawia się również i Anna Faris, która dla odmiany gra całkiem ogarniętą kobietę i to w dodatku w ogóle niedenerwującą!" - rozumiem, że to ironia?;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ironia? gdzież by znowu ;P ja mam ją wciąż w głowie jako Sidney ze Strasznego filmu, gdzie wygląda na laskę z lekkimi umysłowymi odchyłami :P tutaj tego ie zobaczyłam. cóż... przynajmniej nie w tak wielkim stopniu :P

      Usuń
  2. Do Faris również muszę się przyczepić ;p Nie była aż tak denerwująca, bo nie miała na całe szczęście tylu scen, żeby się rozwinąć. A nawet w scenach z nią widziałem w zasadzie tylko Scarlett stojącą czy siedzącą gdzieś obok ;D

    Nie wiedziałem nic o tym, że większość scen była improwizowanych czy że film był pisany specjalnie pod Murraya, ale dobrze wiedzieć, że wszystko tak idealnie się zgrało.Wszystko co piszesz to prawda - świetny film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie większość scen, tylko te sceny, które mnie akurat poruszyły :)

      Usuń
  3. Ten film ma bardzo trafione zakończenie - jest nieoczywiste (bo oczekujemy wybuchu miłości, czy podobnych uczuć) i bardzo znaczące dla widza. Bardzo podobał mi się ten film. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ledwo co przerobiłem recenzję rodion'a - może razem oglądaliście? ;)
    Podzielam Wasze opinie, film jest naprawdę genialny i jak pamiętam chyba dość realny. Jak już gdzieś tam wspominałem będzie trzeba wrócić do seansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, nie :D po prostu razem braliśmy udział w wyzwaniu Projekt kino :)

      Usuń