NOWOŚCI

wtorek, 6 listopada 2012

993. Przetrwanie, reż. Joe Carnahan

Oryginalny tytuł: The Grey
Reżyseria: Joe Carnahan
Scenariusz: Joe Carnahan, Ian Mackenzie Jeffers
Na podstawie: opowiadania Iana Mackenzie Jeffersa „Ghost Walker”
Zdjęcia: Masanobu Takayanagi
Muzyka: Marc Streitenfeld
Kraj: USA 
Gatunek: Thriller, Akcja, Dramat
Premiera: 27 stycznia 2012 (Świat) 23 marca 2012 (Polska)
Obsada: Liam Neeson, Dallas Roberts, Frank Grillo, Dermot Mulroney, Nonso Anozie, Joe Anderson, Ben Bray, James Badge Dale

    Gdzie okiem nie sięgnąć otaczają nas zaspy śnieżne. Wiatr bezlitośnie chłosta nam twarz śniegiem. Dodajmy do tego katastrofę lotniczą i stado wilków na horyzoncie tylko czekających na to, aby dać nam popalić za wtargnięcie na ich terytorium. Pełny śnieżnej bieli i krwistej czerwieni obraz prezentuje nam Joe Carnahan(„Drużyna A”), w swoim najnowszym i pełnym grozy filmie „Przetrwanie”, będącym ekranizacją opowiadania autorstwa Iana Mackenzie Jeffersa.
     Grupa mężczyzn, kumpli z pracy, wylatuje z Alaski do domu. Niestety, dochodzi do katastrofy, w wyniku, której część ekipy ginie. Przed ocalonymi kolejny test, muszą przetrwać mroźny klimat Alaski i spróbować przeżyć. Jednakże śnieg i mróz to ich najmniejszy problem, bowiem w pobliżu czai się wataha wilków traktująca ich jako zagrożenie, które pojawiło się blisko ich gniazda. Przed szereg wysuwa się Ottway (Liam Neeson), który posiadając umiejętności przetrwania zna tok rozumowania stada. Nikt nie wie, że mierzy się on ze swoim własnym demonem- stratą swojej ukochanej żony.
     Filmy typu „The Grey” są produkcjami niezwykle prostymi. Do ich stworzenia nie trzeba zbyt wielu zaawansowanych efektów, nie potrzebne są też rzesze aktorów. Wystarczy jedynie totalne pustkowie, najlepiej takie, które serwuje nam ekstremalne doznania, dodatkowy element zagrażający życiu i ludzi wyjęci spod prawa. Wizja odseparowania od świata i brak większych perspektyw na ocalenie jest tutaj decydująca. Przemierzamy kilometry w śniegu, w towarzystwie wilków, a celu naszej podróży nie widać. Chcemy przeżyć, to jest nasze największe pragnienie. Poprzez bohaterów filmu, którzy kolejno padają ofiarami stada wilków, poznać możemy ich obawy, a także ich wartości, czy miłości. Przez dłuższą część akcji muszą oni toczyć walkę. Walka rozgrywa się przede wszystkim na mroźnym powietrzu, walka z wilkami, walka o życie, ale wielka bitwa toczy się także w sercach bohaterów. Muszą mierzyć się z własnym strachem, wykrzesać z siebie wolę walki. Objawiać będą się tu bohaterowie, liderzy, ale również i czarne charaktery. Dochodzi do konfliktów, które momentami mogą się źle skończyć. We umysłach i sercach toczą się także dyskusje dotyczące pokładania wiary w Bogu. Tutaj odzwierciedleniem tego jest sam Ottway, którego wiara zostaje wystawiona na ciężką próbę. Jego rany są świeże, dlatego też widz nie zwraca większej uwagi na historie jego towarzyszy, aczkolwiek nie zapominamy o nich.
     Mężczyźni wystawieni zostają na ogromną próbę. Udało im się ocaleć z katastrofy, ale to nie koniec ich problemów. Opowiadanie Jeffersa wprowadziło do fabuły wilki, które broniąc swojego terytorium bez większych oporów zagryzają kolejnych Robinsonów. Fakt ten budzi niepokój w widzu, a to jak reżyser wykorzystuje to w swoim filmie jest zdumiewające. Z drugiej zaś strony trochę zaskakujące jest to, jak szybko i niepostrzeżenie wilki potrafią zaatakować. Kiedy wydaje nam się, że już odeszły, bo w końcu zrobiło się cicho, nagle któryś zaskoczy nas wypadając z ciemności i rozszarpując kolejnego człowieka. W tym wypadku ujęcia bywają bezlitosne. Kamerzysta nie szczędzi oglądającego, a tym bardziej ofiary. Gdy nie pokaże przebiegu ataku, to z pewnością zobaczymy jego efekt. Trudno jest powiedzieć, że przyjemnie się na to patrzy, aczkolwiek wykonanie zdjęć w takich chwilach, a także ujmowanie szczegółów przez Masanobu Takayanagi jest zaskakująco dobre i pełne emocji. W większej części twórcy mieli ułatwione zadanie, bowiem Kanada, w której kręcono zdjęcia, sama z siebie podarowała im w prezencie zamiecie śnieżne. Przy dość wysokim mrozie wszystko wypadało bardzo naturalnie i nie musiano korzystać z pomocy komputera, czy innego sprzętu. Bardzo wiele robi tutaj także muzyka. Kompozycje Marca Streitenfelda, którego posłuchać mogliśmy przy okazji filmu „American Gangster” i będziemy mogli posłuchać w „Prometeuszu”, bardzo dobrze wspierały poszczególne sceny i towarzyszyły naszym własnym emocjom. Mocniejsze i szybsze akcenty potęgowały napięcie, natomiast melancholijne koncepcje niemalże doprowadzały do łez. Choć niemalże niezauważalna, jego praca odgrywała tutaj istotną rolę.
   Przy castingach nie było zbytniego tasowania wśród aktorów. W najważniejszej i najbardziej perspektywicznej roli Ottwaya pokazać miał się Bradley Cooper. Jednakże reżyser podjął trafną decyzję i zamienił go na Liama Neesona. Trudno teraz orzec, czy Cooper sprawiłby się lepiej w tej kreacji, choć w zasadzie jest to rzeczą bardzo wątpliwą, pewne jest jednak to, że w podobnych filmach Liam Neeson nie ma sobie równych. Zawsze wychodzi cało z każdej opresji, ratował już córkę z rąk porywaczy we Francji („Porwana”), a także odszukiwał własną tożsamość kiedy wszyscy wydawali się od niego odwrócić („Tożsamość”). Neeson, ostatnio, pojawia się w samych dobrych filmach, a tym samym i jego występy są powyżej przeciętnej. Punktuje sobie u widzów, a rola Ottwaya kontynuuje tę dobrą passę. Reszta obsady zostaje zepchnięta na dalszy plan, ale nie znaczy to, że i ich bohaterów nie możemy poznać bliżej. Wśród nich będzie między innymi Frank Grillo, którego maniacy serialowi kojarzyć mogą z „The Gates”, a filmowi ze „Zbaw mnie ode złego”, czy też Dallas Roberts („3:10 do Yumy”).
     Choć pełen napięcia, brutalności i krwi, „Przetrwanie” potrafi być także niezwykle delikatny. Urywki z pamięci Ottwaya, czy emocjonalne podejście do swojej rodziny, to małe iskierki światła i radości w tej produkcji. Reszta spowita jest bielą otaczającej bohaterów odległych terenów Alaski tworząc tym samym niepowtarzalny klimat. Swój dobrze zbudowany, głęboki film twórcy wieńczą genialnym wręcz zakończeniem. Stanowi nietypowe uosobienie całej tej historii, będącej jednocześnie szkołą przetrwania, a także i życia, historii prostej, choć niebanalnej. 
 

7 komentarzy :

  1. Bardzo mi się podoba Twoja ocena. Tym ciekawiej, że film w moim odczucie, raczej męski ;)
    Pozdro, Dwayne

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy akapit Twojej recenzji dał mi nadzieje na dobry film - przetrwanie na mroźnej Alasce przemawia do mojej wyobraźni. Ale jak przeczytałam o wilkach, które zagryzają ludzi to już tylko śmiech. Już bardziej niedźwiedzie by się do tej roli nadawały. Ale wilki ? Okej znów robimy z biednych wilków krwiożercze bestie. Ja tego nie kupuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Film widziałam kątem oka, zastanawiałam się czy mam dołączyć do brata. Jednak ten film ani przez chwilę mnie nie wciągnął. Co jakiś czas marudziłam albo się śmiałam. Kompletnie mi się nie podobał...Długo nie miałyśmy innego zdania:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam sie z Tobą film prosty,ale niezwykle sugestywny.Liam Neeson autentyczny...może dlatego że sam stracił żonę? kto wie...tak czy siak zagrał niesamowicie...jak zwykle zresztą

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałem o tym filmie, ale kompletnie o nim zapomniałem. Tak, zapowiada się świetnie, nie tylko po twojej recenzji, ale po różnych opiniach. Jednak ja nie trawię jakoś aktora, który wcielił się w główną rolę i boje się, że strasznie zaważy to na odbiorze filmu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może spróbuj tak jak ja,gdy nie lubię jakiegoś aktora to skupiam sie na postaci jaką gra,na roli albo na innych postaciach/aktorach,ostatnio tak obejrzałam "Uwodziciela" gdzie nie trawię Roberta Pattinsona i jakoś sie udało :)

      Usuń
    2. Zgadzam się z Kaśką. Choć niekiedy się nie da. Ja próbowałam się skupić na Uwodzicielu bardziej niż Pattinsonie, ale jego aktorstwo i tak mi nie przypasowało...

      Usuń