Oryginalny tytuł: Limitless
Reżyseria: Neil Burger
Scenariusz: Leslie Dixon
Na podstawie: powieści Alana Glynna „Dawka geniuszu”
Zdjęcia: Jo Willems
Muzyka: Paul Leonard-Morgan, Nico Muhly
Kraj: USA
Gatunek: Thriller, Sci-Fi
Premiera: 08 marca 2011 (Świat) 01 kwietnia 2011 (Polska)
Obsada: Bradley Cooper, Robert De Niro, Abbie Cornish, Andrew Howard, Anna Friel, Johnny Whitworth, Robert John Burke, Ned Eisenberg
Reżyseria: Neil Burger
Scenariusz: Leslie Dixon
Na podstawie: powieści Alana Glynna „Dawka geniuszu”
Zdjęcia: Jo Willems
Muzyka: Paul Leonard-Morgan, Nico Muhly
Kraj: USA
Gatunek: Thriller, Sci-Fi
Premiera: 08 marca 2011 (Świat) 01 kwietnia 2011 (Polska)
Obsada: Bradley Cooper, Robert De Niro, Abbie Cornish, Andrew Howard, Anna Friel, Johnny Whitworth, Robert John Burke, Ned Eisenberg
Twierdzi
się, że człowiek korzysta tylko z 20% swojego mózgu. Autor
powieści „Dawka geniuszu” Alan Glynn prezentuje swoim
czytelnikom magiczne pigułki, które stymulują mózg i pozwalają
człowiekowi dokonywać rzeczy niemożliwych. Scenarzyści pomyśleli,
że jest to idealny materiał na film i tak w 2011 roku na ekranach
kin pojawiła się ekranizacja książki w reżyserii Neila Burgera,
twórcy genialnego „Iluzjonisty”,
o tytule „Jestem bogiem”.
Eddie
Morra (Bradley Cooper) jest na samym dnie. Ma problemy ze
skupieniem się, a przez to zawala terminy u wydawcy, który ma
opublikować jego książkę. Pewnego dnia spotyka Verna (Johnny
Whitowrth), brata swojej byłej żony, który widząc jego
kiepski stan daje mu nowy lek, który ma wzmacniać mózg, dając
trzeźwiejsze spojrzenie na wszystko i wspomagając pamięć. Po jego
zażyciu Eddie nie tylko kończy książkę w kilka dni, ale dzięki
bystrości umysłu zaczyna rozumieć zagadnienia giełdowe, co w
kilka dni czyni go milionerem. Zaczynają się nim interesować
światowi potentaci, ale także i ludzie chcący przywłaszczyć
sobie narkotyk. Ale tak jak każda używka także i tak niesie za
sobą przykre konsekwencje, z którymi Eddie już wkrótce będzie
musiał się zmierzyć.
Z
początku fabuła filmu nie jest zbyt zachęcająca. Oto widzimy
sobie człowieka, którego osobiście nie chcielibyśmy znak,
człowieka, który nie wzbudza sympatii i któremu życzylibyśmy,
aby w końcu wziął się za siebie. Z początku wydaje się to być
dość nużące, nawet gdy do jego ręki trafia magiczna pigułka.
Akcja zaczyna się rozkręcać dopiero później, kiedy zachwycony
działaniem narkotyku powraca do Verna po kolejną dawkę i zastaje
go martwego. Wiadome staje się, wokół czego będzie kręcić się
koncepcja. W dość nietypowy sposób twórcy prowadzą widza z
samego dnia na wyżyny możliwości. Ukazują do czego jesteśmy
zdolni kiedy patrzymy trzeźwym okiem na otaczającą nas
rzeczywistością. Jak bardzo może poprawić się nasza
koncentracja, a także pamięć. Przypomnimy sobie wydarzenia,
książki, filmy, z którymi mieliśmy do czynienia dawno temu, a
które zachowały się w odmętach naszej pamięci. Gdzieś pomiędzy
tym wszystkim pojawia się możliwość zostania kimś, zostania
milionerem, dlatego nie obędzie się także bez finansowych rozważań
na temat notowań giełdowych. To dla wszystkich ludzi jest
odzwierciedleniem czarnej magii, natomiast dla człowieka o podobnym
geniuszu będzie to „pikuś”. To wszystko to pozytywne strony,
jednakże jak każde uzależnienie, także i to ma swoje przykre
konsekwencje. Te z kolei podzielić można na wewnętrzne i
zewnętrzne, bowiem nie chodzi jedynie o zdrowotne problemy, ale
także komplikacje wynikające z wejściem w ten świat.
Problemy z
koncentracją, wymioty, bóle głowy, to jedynie nieliczne z efektów
odstawienia tabletek. Widz z zafascynowaniem śledzi losy Eddiego
zastanawiając się nad tym, czy skończy jako warzywko w szpitalu,
czy jednak znajdzie jakieś rozwiązanie. Z drugiej zaś strony Eddie
śledzony jest przez tajemniczego mężczyznę, który zagraża także
życiu jego ukochanej. Wprowadza to sporo napięcia do akcji, bo choć
wiemy, że chodzi mu o pigułki to po scenach w parku jesteśmy
oszołomieni tym do czego zdolny jest ten mężczyzna, aby uzyskać
cel. W dodatku Eddie zadziera z nieodpowiednimi ludźmi, u których
się zapożyczył, a którzy odkryli jego sekret. O dziwo, film ma
dość pozytywny wydźwięk. W końcu pokazuje się widzowi drogę od
totalnego zera do człowieka z przyszłością.
W
przypadku tego filmu montażyści i specjaliści od efektów
wizualnych mieli spore pole do popisu. Wykorzystali tę możliwość
i tak oto możemy poczuć się niczym bohater na haju. Skoki w czasie
i przestrzeni pokazane są w dość przytłaczający sposób, ale
pozostaje tylko wierzyć w to, że tak samo czują się osoby pod
wpływem. Wszystko staje się wyraźniejsze, a nadmiar światła
będzie raził nasze oczy. Czujemy się zdezorientowani i o to
właśnie chodziło. Powstało to przy współpracy operatora – Jo
Willemsa („30 dni mroku”), oraz montażystek- Naomi
Geraghty („Iluzjonista”) i Tracy Adams („Cesarzowa
i wojownicy”). Przy okazji posłuchać możemy kompozycji
stworzonych dzięki duetowi Nico Muhly oraz Paula Leonarda-Morgana.
Nie jest to nic zniewalającego, ani charakterystycznego, ale utwory
bez przeszkód wkomponowały się w fabułę podkreślając emocje,
które widz miał poczuć w konkretnych momentach.
Wszędzie
reklamowano, że w głównej roli zobaczymy Shię LaBeoufa, ale
niestety, los wybrał inaczej, Shia połamał się podczas wypadku
samochodowego i jego występ w filmie okazał się niemożliwy.
Zastąpił go Bradley Cooper i wybór nie mógłby być lepszy. Lazur
jego oczu jest przeszywający, co trochę dekoncentruje, ale na
szczęście udaje się zachować skupienie na fabule. Postać przez
niego wykreowana jest dość kontrowersyjna, bo choć trudną ją
lubić to na swój sposób intryguje. Nie jest to może
ponadprzeciętne aktorstwo, ale źle też nie jest. Po przyjrzeniu
się afiszowi reklamującego film dostrzeżemy, że jest tam i Robert
De Niro. Jako ważny człowiek w dziedzinie energetyki pojawia się w
produkcji właściwie epizodycznie. To nie na nim skupiona jest uwaga
i można by w zasadzie powiedzieć, że pojawia się o wiele rzadziej
niżeli Gennady, czyli Andrew Howard. Trochę to dziwi, bowiem po
tych kilku ujęciach z jego udziałem nie mamy większej możliwości
na jego zaopiniowanie. Jednakże, szału nie ma. Chyba nikt z obsady
nie wyróżnia się pod względem zaangażowania. Wszyscy są raczej
dość monotonni i nie ma tutaj żadnych objawień aktorskich. Z
drugiej zaś strony fabuła chyba nie uwzględniała podobnych
aspektów.
Pomimo
wszystko, „Jestem bogiem” to produkcja zaskakująca.
Z dość dłużącym się wprowadzeniem, które w końcu nabiera
tempa, aby zrobić nam niespodziankę u samego finału. Jest to
historia nie tylko o wychodzeniu z bagna, nie tylko o niesamowitych
korzyściach jakie możemy osiągnąć korzystając z pełni
możliwości naszego mózgu, ale także i niezwykła trzymająca w
napięciu opowieść o uzależnieniu i jego negatywnych
konsekwencjach. Pomiędzy wierszami obijemy się o literaturę, a
także i prognozowanie na giełdzie papierów wartościowych. Film ma
wiele płaszczyzn co sprawia, że jest to nieprzeciętna atrakcja dla
naszych zmysłów.
Ja ten film oglądałam już chyba 2 razy:) na prawdę mi się podobał, aż żałowałam, że mojego mózgu nie da się trochę podkręcić;p
OdpowiedzUsuńLazur jego oczu jest przeszywający, co trochę dekoncentruje - oj tak zgadzam się :) Co do efektów, film oglądałam w kinie i były świetne, kilka razy było takie "przyspieszenie" tak, że wydawało nam się, że dosłownie lecimy czy tam biegniemy przez miasto z prędkością światła, w kinie aż wbijało w fotel i obraz wciągał, fajny efekt. Co to muzyki w filmie słyszymy świetną piosenkę bluesowego muzyka z Australii: http://www.youtube.com/watch?v=dovf9HCgYAs
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńczemu mój komentarz został usunięty?
Usuńeeee... sama go usunęłaś? :>
Usuńjuż ok. wrzuciło go do spamu. pewnie dlatego, że wyskoczył 2 razy.
OdpowiedzUsuńo spoko dzięki nie wiedziałam o co chodzi, no tak link :) pokasuj te inne bo narobiłam Ci bałaganu :)
OdpowiedzUsuńnie ma problemu :)
UsuńMnie ten film od samego początku bardzo się podobał, jest zaskakujący i wywołuje - to co lubię najbardziej - duże pole do dyskusji na temat naszych możliwości, a poza tym zakończenie tej historii jest rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńNie życzę źle Labeoufowi, ale cieszę się, że główną rolę dostał Bradley Cooper, bo o wiele atrakcyjniej od swojego kolegi prezentuje się na dużym ekranie ;)
Zgadzam sie,a co do Bradleya Coopera to wypada on także lepiej aktorsko,a to przy takim filmie jest ważne
UsuńZaskakująca ocena, bo przyznam, że jak zobaczyłem tytuł recenzji, spodziewałem się, że zjedziesz ten film. Mnie się szczerze mówiąc nie podobał, choć nie ukrywam, że oglądało się nie najgorzej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam