NOWOŚCI

piątek, 14 września 2012

981. 30 dni nocy: Czas ciemności, reż. Ben Ketai

Oryginalny tytuł: 30 Days of Night: Dark Days
Seria: 30 dni nocy #2
Reżyseria: Ben Ketai
Scenariusz: Ben Ketai, Steve Niles
Na podstawie: komiksu Steve Nilesa i Bena Templesmitha
Zdjęcia: Eric Maddison
Muzyka: Andres Bolton
Kraj: USA
Gatunek: Horror
Premiera: 05 października 2010 (Świat) 09 listopada 2010 (DVD- Polska)
Obsada: Kiele Sanchez, Rhys Coiro, Ben Cotton, Diora Baird, Harold Perrineau, Mia Kirshner, Troy Ruptash



     Po dość zaskakującym sukcesie jaki przydarzył się wampirycznej historii z Alaski fani krwiożerczych bestii po raz kolejny mogą spotkać się z tym drapieżnikami. David Slade postanowił już więcej nie przykładać ręki do filmu, ale początkującemu reżyserowi- Benowi Ketai, nie robiło to większej różnicy. I tak też jego pierwszy większy film „30 dni nocy: Czas ciemności” to chyba największa miazga amerykańskiego kina z 2010 roku. Nic dziwnego więc, że w Polsce ukazał się od razu na DVD, choć i tak niesmak do tej kontynuacji ekranizacji komiksu pozostaje.
     Stella Oleson (Kiele Sanchez) jest jedyną ocalałą z rzeźni, która miała miejsce w Borrow na Alasce, podczas panującej 30 dni nocy. To właśnie wtedy, wraz z zapadnięciem ciemności miasteczko zostało zaatakowane przez klan wampirów. Teraz życie powróciło do Borrow, a Stella, po śmierci swojego ukochanego Ebena, na zawsze porzuciła rodzinne strony. Nie mogąc pogodzić się ze stratą jeździ po kraju z cyklem wykładów starając się udowodnić ludziom, że wampiry żyją wśród nas. Po jednym z takich wykładów trafia do niej trójka pogromców wampirów, która nadzorowana jest przez wampira z resztką człowieczeństwa. Ich celem jest zgładzenie Lilith (Mia Kirshner), bez której wampiry nie ruszą się na krok, a właśnie szykują się do kolejnej masakry w alaskańskim miasteczku.
     Sympatia do wampirów nie ustaje. Powstają już nawet kontynuacje całkiem nie najgorszych produkcji. Niestety, „30 dni nocy: Czas ciemności” nie powinno nigdy ujrzeć światła dziennego. Film jest tak beznamiętny, że aż zabawny. Absurdalne, wręcz idiotyczne zachowania bohaterów wywołują uśmiech na twarzy i powodują tylko jedno- bez przeszkód przewidzimy rozwój wydarzeń. Nie obejdzie się jednak bez zaskoczeń. Sposób w jaki Stella udowadnia słuchaczom jej wykładu istnienie wampirów był zaiste interesujący i faktycznie, dość dobitny. Po takiej prezentacji każdy na sali uwierzyłby w słowa Stelli, gorzej w zawierzaniu swojego życia podobnej psychopatce. Bowiem Stella przeszła niezwykła przemianę. Ostatecznie, nikt kto przeżyłby masakrę całego miasta nie wyszedłby stamtąd całkowicie normalny. Kobieta straciła nie tylko przyjaciół, ale również i swojego ukochanego, który przemienił się w wampira, aby pokonać najeźdźców. 
Wówczas było to dość poruszające. Nic więc dziwnego, że nie może się ona pogodzić z tym. To sprawiło, że jest twardsza, ale też i głupsza. Dołącza do grupy z idiotycznym celem- wybicia gniazd wampirów. Tym sposobem wyruszają na akcję z jedną spluwą przy boku, bardzo mądra decyzja, no ale biorą ze sobą także i ładunki wybuchowe. Zaskakujące jest zatem to, że jak ich liczba się zmniejsza i postanawiają uniemożliwić wypłynięcie statkowi nie wpadają na to, żeby znowu wziąć ładunki, bo przecież jest to najlepszy sposób na zatrzymanie statku. Jednakże jak ktoś pomyśli, że to zachowanie jest głupie, to finał tej historii uznacie za szczytowe osiągnięcie w zakresie irracjonalnych zachowań. No, ale tak jak mówię, zrozpaczona kobieta choć jest twardsza nie należy do zbyt myślących.
     Film dalej trochę straszy, ale tylko trochę. Nadal przeraża okropna charakteryzacja wampirów. Czarne gałki, ostre jak szpile zęby gęsto usiane w gębie, w dodatku te okrutne dźwięki... Taki wampir nie przypomina kochanego Edwarda, taki wampir naprawdę budzi strach. Jednakże zachowania bohaterów psują całkowicie nastrój budowany z taką dokładnością. Ciemne uliczki, ciemne pomieszczenia, to wszystko ma w sobie to coś, coś co powoduje, że nasza wyobraźnia kreuje rzeczy przerażające. To jednak nie wystarcza, niestety nie.
    Najgorszym w kontynuacjach jest to, że zazwyczaj nie trzymają się tego co zapoczątkowane zostało w pierwszych filmach, przede wszystkim aktorów. Zmieniono wspomnienia Stelli, gdzie Melissa George zastąpiona została Kiele Sanchez, a Josh Hartnett Stephenem Husharem. Oczywiście, nie robi to większej różnicy dla kogoś kto obsadę z pierwszego filmu pamięta jak przez mgłę. W szczególności, że Sanchez całkiem nie najgorzej sobie radzi i w sumie daje radę w tym beznadziejnym filmie. Ją samą można było do tej pory oglądać chociażby koło Milli Jovovich w filmie „Wyspa strachu”. Ciekawa rola przypadła Mii Kirshner. Nie jest to jej pierwsza wampirza rola. Jednakże ta z „Pamiętników wampirów” nie umywa się do Lilith. Trójkę nieustraszonych pogromców wampirów stanowili: gwiazda serialu „Lost” Harold Perrineau, włoski aktor znany z epizodów a także z większej roli w serialu „Brzydula Betty” Rhys Coiro, a także Diora Baird. Była bo najbardziej laicka grupa pogromców jaką świat widział. Już nawet początkująca Buffy i jej Scooby Gang lepiej sobie radzili.
   Zachęcona dobrym seansem „30 dni nocy” postanowiłam obejrzeć kontynuację. Niestety, tym sposobem kontynuowałam kiepski cykl filmowy, który zaserwowałam sobie w ciągu ostatnich dni. Tak pozbawionego sensu filmu już dawno nie widziałam. Pierwszy raz horror o wampirach nie wzbudził we mnie większych emocji i choć film skończył się dość późno to bez przeszkód udało mi się zasnąć. Wszystko dzięki pozbawionej większych aspiracji obsadzie, dennej fabule, w której nie wiadomo skąd wybucha płomienna scena prysznicowa, i przede wszystkim absurdalnym zachowaniom bohaterów. Czasami z żalem patrzę na takie filmy i uzmysławiam sobie wówczas, że zmarnowałam bezpowrotnie półtorej godziny swojego życia. 

4 komentarze :

  1. Chyba jednak sobie go odpuszczę, nie mam w zwyczaju oglądać nieporozumień :)) Pozdrawiam i zapraszam do siebie :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z takimi (mam na myśli kiepskimi)filmami mam ostatnio dodatkowy problem, gdyż nie jestem w stanie ich dooglądać do końca - zazwyczaj przerywam po pół godzinie i już nigdy nie wracam. Zdaję sobie sprawy, że to troszeczkę nieprofesjonalne, ale po prosu nie mogę się zmusić do kontynuowania seansu.
    A tylko po to, jak piszesz, by nie stracić bezpowrotnie cennego czasu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. A moim zdaniem taki średniak, jakich wiele w kinie grozy. Można zobaczyć, ale na powtórkę z jedynki nie ma co się nastawiać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie nieporozumieniem jest już ten zaskakujący sukces pierwszej części, która była po prostu beznadziejna. Może twórcom udało się stworzyć niezły klimat, ale wszystko inne leżało. Za tę część nawet się nie zabiorę:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń