Reżyseria: Andrew
Niccol
Scenariusz: Andrew
Niccol
Zdjęcia: Roger
Deakins
Muzyka: Craig
Armstrong
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Thriller
Premiera: 26
października 2011 (Świat) 02 grudnia 2011 (Polska)
Obsada: Justin
Timberlake, Amanda Seyfried, Cillian Murphy, Vincent Kartheiser,
Olivia Wilde, Alex Pettyfer, Johnny Galecki, Matt Bomer, Collins
Pennie, Toby Hemingway i inni
Czy
czasem wydaje Ci się, że masz za mało czasu? Marzysz, aby doba
wydłużyła się o kolejne godziny? Narzekasz na stan w kraju i
rosnące ceny wszystkiego? A co, gdyby jedyną walutą obsługiwaną
na całym świecie był ludzki czas? Z pewnością w obliczu
współczesnego kryzysu, nie pożylibyśmy długo. Podobną ponurą
wizję prezentuje niezwykle spostrzegawczy i interesujący reżyser
pochodzący z Nowej Zelandii- Andrew Niccol, twórca takich hitów
jak „Truman Show”, czy „Pan życia i
śmierci”. W swoim najnowszym filmie o tytule „Wyścig
z czasem”, prezentuje widzowi świat, w którym żadne z
nas nie chciałoby żyć.
W
świecie przyszłości jedynym pieniądzem jest czas, który
pozostaje człowiekowi do końca życia. Czasem życia płaci się za
wszystko, a także zarabia się pod postacią czasu. Biedniejsi
ludzie mieszkający w gettcie żyją z dnia na dzień, a rosnące
ceny wszystkich produktów i usług powodują, że każdego dnia
ginie kilkaset osób. Inaczej sytuacja wygląda w New Greenwich,
gdzie najbogatsi mogą żyć wiecznie. Pewnego wieczoru, Will Salas
(Justin Timberlake), pochodzący z getta, ratuje przez
złodziejami czasu mieszkańca New Greenwich. Ten zmęczony swoim
długim życiem w ramach wdzięczności oddaje mu pozostały czas-
ponad 100 lat. Kiedy następnego wieczoru na skutek braku czasu ginie
matka Salasa (Olivia Wilde) ten postanawia zemścić się na
mieszkańcach New Greenwich zabierając im wszystko co posiadają. W
ten sposób poznaje on przepiękną córkę bankiera- Sylvię (Amanda
Seyfried), którą postanawia porwać. Tym samym ściąga sobie
na głowę strażników czasu pod dowództwem Reymonda (Cillian
Murphy). Kiedy ojciec nie chce zapłacić okupu za dziewczynę,
Will i Sylvia postanawiają okradać banki i rozdawać czas
najbardziej potrzebującym.
Kiedy
oglądamy film „In Time”, nie trudno oprzeć się
wrażeniu, że gdyby podobny wątek pojawił się we współczesnym
świecie, to niestety zbyt długo byśmy nie pożyli. Zupełnie
podobna sytuacja pojawia się kiedy wkraczamy do Getta
zaprezentowanego przez Andrew Niccola. Trzeba przyznać, że wizja
świata przyszłości jest niezwykle przerażająca. Bogaci ludzie
żyją w nieskończoność, a biedni umierają nie osiągając nawet
30 ludzkich lat. Wizja przygnębiająca i jak najbardziej
odzwierciedlająca tragizm dzisiejszego świata. Jeszcze bardziej
uświadamia nam wysokość cen, które przychodzi nam płacić za
najbardziej podstawowe potrzebny. Jednakże nie należy zapominać,
że czas biegnie swoim torem i nie dość, że płacimy o usługi i
produkty to w dodatku każda kolejna minuta przybliża nas do
śmierci. W tym świecie pojawiają się także złodzieje, zupełnie
tak jak w normalnym życiu złodzieje pieniędzy. Aczkolwiek jeżeli
ktoś obrabuje Cię z kasy na ulicy masz szansę to przeżyć- jeżeli
złodziej nie jest zbyt psychopatyczny. Jeżeli w świecie z „Wyścigu
z czasem” zostaniesz pozbawiony całej waluty to
niestety... umierasz!
Gdyby tego było mało trudno jest się ukryć
ze swoim dorobkiem, bowiem twórcy postanowili wytatuować pozostały
czas na naszym przedramieniu. W dodatku tatuaż ten świeci! Wobec
czego potencjalny złodziejaszek bez problemu dowie się ile masz na
koncie i jak najszybciej Cię tego pozbawić. Sytuacja ta wzbudza
niebywałe uczucia w widzu. Nie jest to tylko przerażenie, ale
też i zrozumienie. Kiedy przenosimy się do świata bogaczy, trudno
jest opanować szok. Ludzie żyjący po tysiące, miliony lat? Rzecz
nie do pomyślenia, ale wobec koncepcji zaprezentowanej przez Niccola
jest to całkiem normalne. I znowu mamy tutaj porównanie do bogaczy,
tego typu bogaczy, którzy trzymają tylko dla siebie, a nie dzielą
się z innymi, biednymi, tymi, którzy umierają na ulicach z głodu.
Tymi, którzy aż błagają o pomoc. Oni pozostają obojętni, bo
bezpieczniej jest trzymać w sejfie taki milion lat w zanadrzu. Taki
stan rzeczy może mieć także swoje zalety. Ludzie szanują swoje
życie i cieszą się każdą chwilą. Bogaci trwonią wszystko jak
leci, nie martwiąc się jutrem. Idealnym tego przykładem jest
przyjaciel Salasa- Borel, którego Will obdarowuje częścią
otrzymanego czasu. To idealnie trafia w mentalność niektórych
ludzi, a jednocześnie trudno jest powstrzymać łzy cisnące się do
oczu.
Nad
moralnym przesłaniem tej produkcji rozprawiać można bardzo wiele,
jednakże jakby nie było film „In Time” to przede
wszystkim thriller, który teoretycznie powinien też ocierać się o
kino akcji. Jednakowoż takowej jest tutaj bardzo niewiele.
Przeczytałam raz stwierdzenie, że akcja nie potrafi się rozkręcić.
Wydawało mi się, że to niemożliwe, ale teraz rozumiem co autor
tego zdania miał na myśli. Kiedy nabiera ona tempa w pewnym
momencie, zupełnie niespodziewanie, czasem przez zwykły przypadek
zostaje wstrzymana. W pewnym momencie zaczyna to już irytować,
aczkolwiek wynagrodzić sobie można te straty napadami na bank. Nie
jest to, niestety, aż tak bardzo porywające jak można by
oczekiwać. Nie jest to też tak efektowne, jak można się
spodziewać. Jedynym intrygującym elementem są świecące tatuaże,
a także ich funkcjonalność.
Z
czasem walczą naprawdę same młode i mniej młode gwiazdy. Justin
Timberlake chyba już na poważnie odsunął się od muzyki, aby
poświęcić się karierze aktorskiej. Daleko mu do Roberta De Niro,
ale całkiem nie najgorzej sobie radzi- chociaż ostatnią sceną z
matką w ogóle nie przekonuje do swojego żalu. Na ekranie
towarzyszy mu przede wszystkim młoda i urocza Amanda Seyfried, która
występowała już chyba w każdym gatunku filmowym. Jako Sylvia nie
fascynuje. Nie wykazuje żadnych większych emocji, wydaje się, że
miotła ma w sobie więcej pasji niż ona. Jednakże kiedy spojrzymy
na Cilliana Murphy'ego widzimy dokładnie ten sam problem. Czy ktoś
im wsadził kijki w tyłki? A może za dużo botoksu zaoferowano ich
twarzom? Bo nawet Murphy niewiele potrafi zdziałać. Oczywiście,
trzeba brać na to pewien margines bezpieczeństwa, bo być może
taką kreację miał właśnie stworzyć. Największym zaskoczeniem
okazał się być Alex Pettyfer. W końcu zerwał z wizerunkiem
młodego i słodkiego chłopaczka i w końcu stał się mężczyzną.
I to w dodatku nie byle jakim, ale takim, który wywoła rumieniec na
twarzy każdej kobiety.
„Wyścig
z czasem” to naprawdę ciekawa produkcja, która skłoni do
myślenia każdego widza. Porusza bardzo wiele istotnych problemów,
które nikomu nie są obce, bo albo ich doświadczamy, albo
dostrzegamy w dzisiejszym świecie. Szkoda tylko, że przesłanie, a
także ogólna koncepcja to jedyna zaleta tej produkcji. Niestety,
akcja za bardzo się wlecze, a kiedy już mamy nadzieję na jakimś
konkretny rozwój to szybko studzi się nasze zafascynowanie. Filmu
nie ratują także młodzi gniewni, a jedyną zaletą może być w
tym zakresie zaangażowanie do produkcji Pettyfera, któremu w nowej
odsłonie daleko do dzieciaczka z filmu „Stormbreaker”.
Niestety, „In Time” trochę zawodzi, ale czy po tym
seansie ktokolwiek będzie śmiał znów stwierdzić, że nie ma na
coś czasu?
Oglądałem i szczerze nie spodziewałem się tak fajnego filmu. Według mnie scenariusz i sam pomysł jest wręcz świetny, gorzej z wykonaniem, chociaż i tak jest nawet dobre :)
OdpowiedzUsuńPS A Justin Timberlake lepiej niech śpiewa, bo to mu lepiej wychodzi :D
Witam. Podpisuję się obiema rękami pod tym co napisałaś, ciekawy pomysł - owszem, mądre przesłanie - oczywiście, ale to trochę za mało aby określić film mianem dobrego. Szkoda, że w filmie zawarte jest więcej patosu, mniej akcji. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńa mi się film podobał:D
OdpowiedzUsuńW mojej ocenie całkiem ciekawy film. MOże inaczej, temat naprawdę arcyciekawy ale już realizacji sporo zabrakło. Akcja, jak celnie zauważyłaś czasem się wlecze i trochę za mało emocji w tym filmie. Niemniej zaskoczył mnie on jednak jakością. Największe obawy miałem do Justina i przeżyłem miłe rozczarowanie. Nie tylko mnie nie irytował ale i w pewnym stopniu przekonywał grą. "Wyścig z czasem" to film z niewykorzystanym potencjałem. Twoja recenzja jest przyjemna w odbiorze i co bardzo ważne trafna. Ale tutaj to już rzecz gustu ;)
OdpowiedzUsuńDwayne
Nie porwał mnie, aczkolwiek oglądało się go naprawdę nieźle. Nie spodziewałem się niczego wybitnego i tak też było w rzeczywistości, ale też film niczym szczególnym nie irytował. Ot, dobra rozrywka, którą ogląda sie z przyjemnością, ale jakoś nie pozostaje w pamięci na długo.
OdpowiedzUsuńOglądałam jakiś czas temu. Taki tam lajtowy, bez większego zachwytu, ale fajnie się oglądało :)
OdpowiedzUsuńOglądąłam i w zupełności się z Tobą zgadzam;) kiedy wydawało mi się, że akcja zaraz ruszy z impetem do przodu nagle coś ją hamowało... takie tam filmidło z przystojniakiem i ładną laleczką:P
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy celowo, czy nie, ale opowiedziałaś całą fabułę filmu:) Bzitko tak spojlerować:)
OdpowiedzUsuńOglądałam jakiś czas temu, nawet nie recenzowałam, bo mi ręce opadły, jak można tak zniszczyć scenariusz i nie wykorzystać potencjału historii. Pomysł na opowieść świetny, realizacja i obsada - dramatyczna. Zresztą sama zobacz, jakie refleksje dominują u Ciebie - idea przewyższa film:) No nie wyszło im, kurczę, szkoda.
Oglądałam ten film :)
OdpowiedzUsuńŚwietny!
Zapraszam do mnie