Oryginalny tytuł: Don't Be Afraid of the Dark
Reżyseria: Troy Nixey
Scenariusz: Guillermo del Toro, Matthew Robbins
Reżyseria: Troy Nixey
Scenariusz: Guillermo del Toro, Matthew Robbins
Na podstawie: scenariusza Nigela
McKeanda
Zdjęcia: Oliver Stapleton
Muzyka: Marco Beltrami, Buck Sanders
Kraj: USA, Australia, Meksyk
Gatunek: Horror
Premiera: 06 listopada 2010 (Świat) 26 sierpnia 2011 (Polska)
Obsada: Bailee Madison, Katie Holmes, Guy Pearce, Jack Thompson, Julia Blake, Alan Dale
Zdjęcia: Oliver Stapleton
Muzyka: Marco Beltrami, Buck Sanders
Kraj: USA, Australia, Meksyk
Gatunek: Horror
Premiera: 06 listopada 2010 (Świat) 26 sierpnia 2011 (Polska)
Obsada: Bailee Madison, Katie Holmes, Guy Pearce, Jack Thompson, Julia Blake, Alan Dale
Guillermo
del Toro powraca z kolejnym filmem. Tym razem, ten meksykański
twórca takich hitów, jak „Labirynt fauna”,
czy „Hellboy”,
przedstawia widzom swój największy koszmar z dzieciństwa, czyli
własną interpretację klasycznego horroru telewizyjnego z 1973
roku. Film ten miał ogromny wpływ na dzieciństwo del Toro i jego
rodzeństwa. Każde dziecko boi się ciemności, jednakże
wprowadzona przez del Toro koncepcja w filmie „Nie bój
się ciemności”
dodatkowo pobudza tę małą fobię. Reżyserię tej przerażającej
historii powierzył debiutującemu w tej roli Troyowi Nixeyowi.
Mała
dziewczynka imieniem Sally (Bailee
Madison) zostaje
odesłana przez swoją matkę do ojca- Alexa (Guy
Pearce), który niedawno
zakupił przepiękną, wiekową rezydencję z zamiarem jej
odnowienia. Pomaga mu w tym jego piękna dziewczyna- Kim (Katie
Holmes), której
przyjdzie też w obowiązku zaopiekować się małą Sally. Pewnego
dnia odkrywają piwnicę, a w niej pracownię dawnego właściciela
domu, który zniknął wraz ze swoim synem w tajemniczych
okolicznościach. Żadne z nowych mieszkańców nie zdaje sobie
sprawy z zagrożenia czyhającego w ciemnościach, aż do chwili
kiedy osamotniona i odrzucona przez rodziców Sally, uwalnia z
piwnicy nowych towarzyszów zabaw, którzy mogą okazać się powodem
ich rychłej zguby.
Inspiracją
dla stworzenia scenariusza przez Guillerma del Toro była nie tylko
przygoda z filmem „Nie bój się ciemności”
z 1973 roku. Wówczas młody chłopiec miał wielką obsesję na
punkcie Wróżki Zębuszki, o której opowiada się małym dzieciom,
że zabiera im spod poduszki ząbki, które im wypadną, a w zamian
zostawia pieniążek. Szczęśliwie, w Polsce nie opowiada się
podobnych bredni i dzieci mogą spać spokojnie. Jednakowoż w USA
Zębowa Wróżka już nie raz była tematem filmów grozy. Jakiś
czas temu oglądać mogliśmy „Darkness Falls”,
a teraz przyszedł czas na nową odsłonę „Nie bój
się ciemności”.
Teoretycznie widz spodziewa się zupełnie czegoś innego, ja
spodziewałam się czegoś innego. Zapuściłam sobie film i myślę
„W końcu coś strasznego!”, wciąż rozmyślając o ciemnościach
i o wszelkich okropnościach, które mogą tam czyhać. Wydawałoby
się, że duchy- pudło! Otóż z duchami ma to niewiele wspólnego,
choć nie oznacza to, że będzie to tematycznie coś gorszego.
Wszyscy jednak wiemy, że Zębowa Wróżka, bądź Zębowe okrutne
Wróżki w liczbie mnogiej, nie istnieją! Prawda?
Nie mniej, twórcom
udało się stworzyć niesamowity klimat poprzez ulokowanie akcji w
starym, ale jakże pięknym domu, w którym niegdyś miała miejsce
straszliwa tragedia. Zadbano tutaj o każdy detal. Drewniane
wykończenia schodów, drzwi, ścian... są po prostu znakomite.
Nadają ciepło temu miejscu, choć może i nie o to chodziło. Poza
tym, ten niezwykły ogród... bardzo długo przychodzi nam zachwycać
się jego prostotą i jednoczesnym pięknem, przez co troszku
zapominamy, że oglądamy przecież horror. Jednakże, gdy w domu
gasną światła, powraca napięcie, bo przecież w wentylacji kroczą
malutkie, zębiaste i pomarszczone stworzonka, które tylko czekają,
aby dorwać się do dziecięcych ząbków i kosteczek. Z pewnością
nie bez wpływu na uczucie zagrożenia było to, że istoty te długo
pozostawały w ukryciu. Z początku w ogóle nie wiadomo było co to
szarżuje po ciemnych kątach. Del Toro długo nie trzyma nas w
niepewności i wystarczy, że głupiutka dziewczynka postanowi sobie
poświecić trochę pod prześcieradłem, aby straszliwy stwór
objawił nam swoją makabryczną mordkę. I wtedy cały czar o
słodkim i rozkosznym pryska! Zajmując miejsce wszelkim
straszliwościom, które na etapie projektowania przyjęły formę
glinianych figurek, aby później straszyć nas na ekranie przy
zastosowaniu technik komputerowych.
Film ten ma nas nie tylko straszyć. O dziwo ma on drugie dno, które
w pewien sposób na nas wpływa. Pojawia się bowiem dziecko, które
jest odrzucone przez rodzica ze względu na rozwód. Dziecko, które
czuje się niekochane i szuka sobie nowego przyjaciela. W pewnym
momencie widz zastanawia się nad tym po jaką cholerę ta
dziewczynka idzie do tej piwnicy i otwiera to palenisko, z którego
coś do niej przemawia. Jednakże, kiedy bardziej się zamyślimy nad
jej postacią zrozumiemy powody jej działania, Sally po prostu
potrzebowała kogoś kto się nią zainteresuje. Z tego też powodu
film nie jest swoistym horrorem, ale przede wszystkim dramatem
obrazującym umysł dziecka, które staje w obliczu rozwodu rodziców,
a co gorsza- nowych członków rodziny, pod postacią Kim. Nie
zabraknie też innych dramatyzmów, kiedy ta sama, znienawidzona
przez Sally Kim, zrobi wszystko, aby ocalić dziewczynkę. Tym samym
zakończenie całej tej historii jest dość makabryczne i chwytające
za serce, choć ostatecznie nie do końca jest zrozumiałe.
W
najważniejszej i zarazem jedynej dziecięcej roli zobaczymy Bailee
Madison, której może daleko do aktorstwa Dakoty Fanning, ale póki
co całkiem dobrze sobie radzi. Twórcy dostali o niej cynk od
Natalie Portman, która miała przyjemność z nią występować przy
okazji kręcenia zdjęć do filmu „Bracia”.
Jedynym wyborem, którego byli w 100 % pewni było wybranie Guya
Pearce'a i Katie Holmes. Wiedzieli, że ta dwójka będzie idealna do
ról im przypisanych, choć nie byli pewni, czy uda im się ich
zaangażować. Trudno jest powiedzieć, czy spisali się wzorowo.
Można powiedzieć, że Holmes była trochę przygaszona w roli Kim,
choć ostatecznie wykrzesała z siebie tyle emocji i energii, że aż
dziw brał. Z drugiej strony był zaś Pearce, który chyba żadną
swoją rolą mnie nie przekona. Nie podzielam więc zachwytu twórców
i uważam, że w roli Alexa wypadł dość blado.
Choć,
„Nie bój się ciemności”,
okazał się być zupełnie innym filmem niż się spodziewałam to
nie czuje się w żaden sposób zawiedziona. Ma on kilka mankamentów,
ale w dzisiejszych czasach naprawdę trudno o straszny horror. Ten
może do końca nie przeraża samą historią, ale z pewnością
wykonaniem. Nie brakuje mu mrocznego klimatu zbudowanego na
straszliwej opowieści. Małe homucule z początku bardziej wprawiały
w zachwyt niż straszyły, ale to też do tej jednej chwili, która
wszystko zmieniła. Z pewnością można zachwycić się nad
wykonaniem tego filmu i wspaniałej scenografii. Del Toro słynie
zawsze z takich miejsc, które oglądać możemy czy to w „Labiryncie
fauna”, czy w
„Sierocińcu”.
Miejsca te są zawsze zwodnicze, zresztą tak samo, jak i fabuła,
która się w nich rozgrywa. Przerażenie skrywane jest za maską
wspaniałości- pięknych ogrodów i niebywałej aranżacji wnętrz,
ale i tak ostatecznie przychodzi nam ją zedrzeć, a potem pozostają
nam już tylko senne koszmary.
dla mnie ten film również okazał się inny niż myślałam, liczyłam na niego ale niestety zrobił na mnie dość złe wrażenie,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
No, i ja właśnie lubię tak wracać po przerwie do recenzowania, przeglądać blogi i natykać się na recenzje hiszpańskich horrorów Agniechy, a następnie wyśmiewać jej oceny. Aga, przyznaj, jesteś miłośniczką hiszpańskich horrorów i mimo tego że są słabe, chcesz z nich zrobić fajne filmy ? :D
OdpowiedzUsuńa widzisz, jak Ty mnie dobrze znasz :P
UsuńAleż ten film był beznadziejny:/ Same efekty komputerowe, zero nastroju, zero napięcia. Moim zdaniem idealny dla wielbicieli efekciarstwa, ale poszukiwacz grozy nie znajdzie raczej tutaj nic dla siebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i mimo odmiennego zdania dzięki za reckę:)
Nie żeby od razu beznadzieja... ale wiele do beznadziei nie brakuje ^^ Czy udało się stworzyć klimat... no klimat niby jest, ale ten powinien być raczej wisienką na torcie, powinien dopełniać dzieła. A tutaj akcja sobie, klimat sobie, choćby nie wiem, jak dobry, nie uratuje całej produkcji. Aktorsko sprawdziła się tylko Bailee Madison, interakcje między bohaterami są, za przeproszeniem, z rzyci wyjęte, a groza... jaka groza? Tu zgadzam się z Buffy, czyste efekciarstwo i nic więcej.
OdpowiedzUsuńRecka ciekawa, zawsze miło jest zapoznać się z kompletnie innym od własnego punktem widzenia, ale do tej produkcji zwyczajnie się nie przekonam ;)
Pozdrawiam :)