Reżyseria: Anne Fletcher
Scenariusz: Pete Chiarelli
Zdjęcia: Oliver Stapleton
Muzyka: Aaron Zigman
Kraj: USA
Gatunek: Komedia romantyczna
Premiera światowa: 01 czerwca 2009
Premiera polska: 19 czerwca 2009
Obsada: Sandra Bullock, Ryan Reynolds, Mary Steenburgen, Craig T. Nelson, Betty White, Malin Akerman
Scenariusz: Pete Chiarelli
Zdjęcia: Oliver Stapleton
Muzyka: Aaron Zigman
Kraj: USA
Gatunek: Komedia romantyczna
Premiera światowa: 01 czerwca 2009
Premiera polska: 19 czerwca 2009
Obsada: Sandra Bullock, Ryan Reynolds, Mary Steenburgen, Craig T. Nelson, Betty White, Malin Akerman
Co
się zdarzy kiedy piękna bizneswoman odnosząca sukcesy będzie zmuszona
opuścić nagle kraj? A co jeżeli wpadnie na genialny pomysł i przy
wykorzystaniu swojej pozycji zmusi jednego z pracowników do poślubienia
jej? Kogoś z takim tupetem zaprezentował nam najnowszy film Anne Fletcher
(„Step up”, „27 sukienek”) o wszystko mówiącym tytule „Narzeczony mimo
woli”. Podsumować mogę ją jednym zdaniem „Najlepsza komedia romantyczna
jaką miałam okazję ostatnio oglądać”.
Kariera apodyktycznej
szefowej jednej z amerykańskich firm – Margaret Tate, wisi na włosku
kiedy to dowiaduje się od swoich szefów, że wygasa jej wiza w
efekcie czego zostanie deportowana do rodzinnej Kanady. Margaret nie ma
zamiaru jednak tak łatwo odpuścić, dlatego też szybko znajduje
rozwiązanie, nie do końca przemyślane. Przedstawia szefom swojego
narzeczonego – Andrew Paxtona, który tak naprawdę jest jej asystentem od 3
lat. Andrew zgadza się na układ tylko pod warunkiem, że dostanie awans i
zostanie redaktorem. Narzeczeni muszą być bardzo uważni, gdyż jeden z
pracowników urzędu imigracyjnego – Gilbertson zrobi wszystko, aby
udowodnić, że ich narzeczeństwo jest jedną wielką farsą. Zanim jednak do
tego dojdzie Margaret wraz z Andrew wyjeżdża w jego rodzinne strony na
Alaskę na urodziny jego babki. Tam poznaje całą rodzinę, która bardzo
ciepło ją przyjmuje, co dla niej samej jest szokiem. Nikt nie przewiduje,
że pod całym tym udawaniem miłości mogą rodzić się prawdziwe uczucia.
Komedie romantyczne
zawsze dzielą widzów na tych, którzy film pokochali oraz tych co nie
obejrzą go już nigdy więcej. Wszystko zależy od punktu widzenia. Albo
komuś przejadła się ciągła schematyczność tego typu filmów, albo po
prostu nie poczuł tego czegoś co poczuć powinien. Prawda jest taka, że
ten film to typowa powtórka z rozrywki. Przecież motyw deportacji był
poruszany wielokrotnie. Wszystko to zostało przedstawione jednakże w
nowej formie, która mnie osobiście bardzo przypadła do gustu. Początkowo
dość sztywny, nie mniej jednak wyjątkowo zabawny film, przeradza się w
wiejską – jeszcze zabawniejszą, sielankę. Czegoż chcieć więcej? A no
tylko miłości, której tutaj także nie brakuje.
W światowej
gospodarce może i panuje wielki kryzys (chociaż ostatnio podobno zaczyna
się ożywienie gospodarcze), jednakże twórcy przeżywają chyba
prawdziwy„renesans”. Naprawdę coraz częściej przypadają do gustu.
Wspaniałym przykładem jest „Narzeczony mimo woli”, który naprawdę bawi
widza. Mogłabym wymieniać tutaj niezliczoną liczbę humorystycznych scen,
które sprawiają, że człowiek się śmieje i śmieje. Wyjawię jednakże tylko
te, które mnie rozśmieszyły najbardziej. Oczywiście na pierwszym miejscu
jest scena spotkania nagich ciał Margaret oraz Andrew. Takich rzeczy nie
ogląda się w każdym filmie, a jednakże można było przestawić to w
niesamowicie zabawny sposób. Drugą sceną z kolei jest scena walki
Margaret z orłem o puchatego białego psiaka (który jest niesamowicie
uroczy – BTW). Ta scena jest o tyle fajna, że towarzyszyły mi przy niej
niezliczone emocje. Krzyczę więc: „Rzuć w niego telefonem, głupia!”, na
co mój mężczyzna: „Przecież właśnie w niego rzuciła!” , „Acha. Nie
zauważyłam ;P”. No co ja więcej mogę jak twórcy chcą robić krzywdę
zwierzakowi. W ogóle to jakim prawem ten orzeł atakował tego psa. Nie
rozumiem tego motywu, no ale już go nie zrozumiem. Bardzo podobała mi się
także atmosfera w pracy u Margaret.Właściwie nie tyle atmosfera, co
sama solidarność pracowników, a także ich tempo.
Czymże byłby
ten film, gdyby nie przewidywalne iskrzenie między dwójką bohaterów.
Oczywiście, tego zawsze się można spodziewać, ale był taki moment, że się
zawahałam. Może to być dla niektórych dość podbudowujące, „skoro jemu się
udało to czemu ja ma mnie poderwać szefa?”. No, ale przecież tutaj
chodziło tylko o interesy. Na szczęście później zaczęło się robić bardzo
romantycznie. Był nawet jeden moment, w którym się bardzo wzruszyłam
ciepłem jakie Andrew okazał Margaret. Nic więc dziwnego, że takie filmy
oglądamy z przyjemnością – mniejszą lub większą,i zawsze będziemy je
oglądać. Ten film idealny jest dla par – dlatego też ja oglądałam go ze
swoją połówką. Podobały mi się tutaj także przygotowania do ślubu, które
również były przejmujące i wzruszające.
Z początku
wydawało mi się, że obsadzenie w głównej roli męskiej Ryana
Reynoldsa nie było zbyt trafną decyzją. W sumie to nadal mam w związku z
tym mieszane uczucia. Wydaje mi się jednak, że bardzo dobrze sobie z nią
poradził. Był zabawny i nawet przekonujący. Jednakże i tak widzę w tej
roli kogoś zupełnie innego – o innym temperamencie. Jego szefową zagrała
Sandra Bullock. Kobieta,którą bardzo sobie cenię nie tylko za grę
aktorską, ale też za jej ogromne serce. Jest wspaniałą kobietą dlatego
też wizerunek straszliwej szefowej,której wszyscy się boją był według
mnie nie trafiony. W szczególności, że Sandra trochę zepsuła tą postać.
Nie potrafiła do końca oddać tego zachowania.Oczywiście ubrania, wyraz
twarzy i zachowanie, ale jednak dało się pod tym dostrzec prawdziwą
Sandrę. Z pewnością poczuła ulgę kiedy jej postać w końcu mogła się
otworzyć. Najbardziej w filmie podobała mi się natomiast babcia
w wykonaniu Betty White. Jest naprawdę fantastyczna. Nie tylko dlatego,
że jest typową babuszką, ale też i dlatego, że jest niesamowicie zabawna
(nigdy nie zapomnę jej zawału). W filmie mogliśmy także zobaczyć Malin
Akerman w roli byłej narzeczonej- Gertrudy, a także Mary Steenburgen i
Craiga T. Nelsona jako rodziców Andrew -Grace i Joe Paxtonów.
„Narzeczony mimo
woli” to nie typowa komedia romantyczna, bo te są zazwyczaj nudne i
więcej w nich z dramatu niżeli z komedii. Mam nadzieję, że od tego filmu
rozpocznie się epoka zabawnych komedii, bo przecież o to chodzi w takich
komediach, żeby nie tylko się powzruszać, ale też i dobrze bawić. Tego w
tym filmie nie brak. Z pewnością nie będziecie się nudzić podczas seansu,
a gdy jednak zaczniecie to zaraz babcia Annie was rozrusza i przykuje
Waszą uwagę. Myślę, że warto poświęcić na ten film chwilę czasu, w
szczególności, gdy chcecie spędzić miło czas ze swoją drugą połówką.
Też miło wspominam ten film. Jeśli chodzi o tematykę ślubną... już się przygotowujesz? ;) i jaki scenariusz wybierzesz do własnego ślubu? ciekawam jestem :).
OdpowiedzUsuńno przygotowuję się :D to w końcu tylko rok i 17 dni ;D moje wesele jest w stylu pałacowym - ze względu na miejsce gdzie mam wesele :P
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńo ja! ;o a w jakim pałacu robisz? no chyba, że masz jakiś prywatny pałac, w którym mieszkasz bądź zamieszkasz ;PP
Usuńhaha bez przesady ;P po prostu mamy wesele na sali bankietowej, która jest urządzona w stylu pałacowym :)
Usuń