Oryginalny tytuł: Fear Itself
Reżyseria: Brad Anderson, Breck Eisner, Larry Fessenden, Mary Harron, John Landis, Ronny Yu, John Dahl, Ernest R. Dickerson, Eduardo Rodríguez, Rob Schmidt, Rupert Wainwright, Stuart Gordon, Darren Lynn Bousman
Scenariusz: Mick Garris, Matt Venne, Jonathon Schaech, Richard Chizmar
Na podstawie: opowiadania Dela Howisona, opowiadania Petera Crowthera, opowiadania Paula Kane'a i powieści Lewisa Shinera
Zdjęcia: Atilla Szalay, Alwyn Kumst, John Spooner
Muzyka: Jeff Rona
Kraj: USAGatunek: Horror, Sci-Fi
Premiera światowa: 05 czerwca 2008 na stacji NBC
Premiera polska: ???
Liczba odcinków: 13
Obsada: Cynthia Watros, Eric Balfour, Rachel Miner, Camille Guaty, Cory Monteith, Anna Kendrick, Briana Evigan, Ashley Scott i inni
Seriale
stanowią nieodzowną część naszego życia. Amerykańskie stacje
wciąż prześcigają się w pomysłach, coraz częściej zapominając
tym, że historie budzące grozę także potrafią przykuć uwagę
widza do ekranu. W 2008 roku stacja telewizyjna NBC rozpoczęła
emisję serialu o tytule „Fear
Itself”.
Serialu, który zrodził się z wielu pomysłów, gdzie reżyseria
zmienia się z odcinka na odcinek. Każdy odcinek inny, każdy o
czymś innym, złączone jedynie za pomocą genialnej czołówki.
„Fear
Itself”
zachowuje dość nietypową fabułę, bowiem na cały serial składają
się odcinki, które nie są ze sobą w żaden sposób powiązane.
Każdy opowiada inną historię i nie łączy je żaden motyw
przewodni. Trzynaście 40-minutowych opowieści kręci się wokół
najróżniejszych wydarzeń. Część z nich związana jest ze
zjawiskami paranormalnymi, a inne dotyczą spraw całkowicie
przyziemnych. Wszystkie mają tylko jeden cel, obudzić w widzu
strach.
Ze
względu na to, że każdy odcinek opowiada inną historię, jest
zainspirowany zupełnie różnymi opowiadaniami, czy też
powieściami, a także wyreżyserowany został przez zupełnie
różnych reżyserów trudno jest ocenić serial jako całość.
Mieszanka „Fear Itself” jest całkowicie różnorodna. Wśród
licznych odcinków znajdziemy takie, które będą nas naprawdę
przerażać – „Eater”, „The Cirle”, takie, które wywołają
uśmiech na naszych twarzach- „Something with Bite”, a także
takie, które będą nas zaskakiwać – „In Sickness and in
Health”, czy też „New Year’s Day”. Jednakże jest to także
uwarunkowane tym, kogo co przeraża, a kogo co bawi. Nie są to
historie, które mają szczęśliwe zakończenia. W większości
przypadków kończą się one źle i to nie zawsze tylko dla
winowajcy. To powoduje, że widz na długo przed zakończeniem
odcinka rozmyśla na temat jego zakończenia. Rzadko kiedy udaje się
trafić w sedno bo kiedy już myślimy, że rozwikłaliśmy zagadkę
reżyser znowu czymś nas zaskakuje. W serialach tych nie brakuje
brutalności. Twórcy nie szczędzą nam widoku krwi, czy też
odrywanych członków, bo w końcu te rzeczy powinny z reguły
przerażać najbardziej. Jednakże w tych historiach dużo też akcji
dzieje się również wokół ludzkiej psychiki, która
niejednokrotnie może nas zaskoczyć. Niestety, niektórym reżyserom
nie udało się stworzyć odpowiedniego klimatu w opowiadanej
historii i oglądający ma ochotę przecykać niektóre odcinki, jak
to jest w przypadku odcinka „Echoes”, czy „Chance”. Niektóre
z odcinków mają drugie dno, niektóre wyprowadzają nas w pole z
domysłami, niektóre zmuszają do rozmyślań i może nawet dadzą
jakiś bodziec do działania.
Od
strony wizualnej do serialu nie można się przyczepić. Spoiwem
łączącym wszystkie odcinki jest genialna czołówka, która nie
tylko zachwyca montażem naprawdę klimatycznych ujęć, ale także i
muzyką. Utworem, który stanowi wprowadzenie do serialu jest "Lie
Lie
Lie” wykonywane przez Serj Tankian- lidera grupy System of a Down.
Oczywiście, fani zespołu, Serjiego oraz jego wokalu, z pewnością
się na tym poznają. Tak jak w przypadku fabuły, tak też jeżeli
chodzi o oprawę techniczną trudno jest ją oceniać w całości,
gdyż każdy odcinek prezentuje sobą coś innego. Do wszystkich
odcinków muzykę skomponował Jeff Rona, który w tym aspekcie
radził sobie całkiem nie najgorzej. Z kolei montaż w każdym
odcinku wyglądał inaczej. W jednym wypadał lepiej, w drugim
gorzej, ale prawda jest taka, że idealnie pasował do klimatu
konkretnego odcinka, co ewidentnie widać po odcinku „New Year’s
Day”. Nie jest to może produkcja wysoce zaawansowana pod względem
efektów specjalnych, ale każdy dobrze wie, że największą sztuką
jest zrobić doskonały film/serial bez użycia nowoczesnych technik.
W serialu efektów nie ma zbyt wielu, najwięcej chyba otrzymujemy
ich w ostatnim odcinku serialu „The Circle”, gdzie do akcji
wkraczają siły nieczyste. W pozostałych odcinkach w większości
można mówić o bardzo dobrej charakteryzacji i stylizacji,
przykładowo przy tworzeniu wilkołaka, Wendigo, czy też starego
wampira. Jednakże dzięki temu właśnie istoty te wyglądały o
wiele bardziej realistycznie, niżeli gdyby zastosowano przy ich
stylizacji technikę cyfrową.
Już
sama czołówka serialu zapowiada, że w „Fear
Itself”
nie ma stałej obsady. Wraz ze zmianą odcinka zmienia się dobór
aktorów. Jednakże nie są to całkowicie nieznane twarze, wręcz
przeciwnie- każdy fan amerykańskich seriali rozpozna wśród
aktorów swoich ulubieńców z innych produkcji. W serialu bowiem
pojawiają się ludzie znani nam z takich seriali jak „Lost”-
Cynthia Watros, „Haven”-
Eric Balfour, czy też „Supernatural”-
Rachel Miner. Nie zabraknie też przedstawicieli obsady „Prison
Break”-
Camille Guaty, czy „Glee”-
Cory Monteith. Do serialu zawitały także osoby, które mogliśmy
oglądać w znanych filmach, jak „Zmierzch”-
Anna Kendrick, „Step
up 2”-
Briana Evigan, czy „12
rund”-
Ashley Scott. Jednakże bez względu na to czy pochodzili z seriali
czy z filmów, wszyscy z obsady całkiem nie najgorzej dawali sobie
radę.
„Fear
Itself”
jest serialem bardzo zróżnicowanym. Nie jest to jednak coś
niezwykłego, gdyż każdy serial ma swoje wzloty i upadki. Jednakże
jeżeli serial składa się z niepowiązanych ze sobą odcinków
ryzyko jest jeszcze większe. Zaletą takiego stanu rzeczy jest to,
że przynajmniej nie trzeba oglądać po kolei, aby być na bieżąco
ze wszystkimi wydarzeniami. Podczas tych trzynastu odcinków widz
doświadcza wielu uczuć od strachu, który tutaj jest priorytetem,
poprzez prawdziwe wzruszenia, aż po nudę- niestety, ale też się
takie odcinki zdarzały. Nie mniej każdy odcinek miał swój
unikalny klimat, który jest charakterystyczny dla wybranego
reżysera, który stworzył konkretny odcinek. Jest to serial dość
ciekawy i z pewnością warto po niego sięgnąć, jeżeli jest się
fanem gatunku.
Prześlij komentarz