Scenariusz: Michael
Goldenberg, Greg Berlanti, Michael Green, Marc Guggenheim
Na podstawie: komiksu Billa Fingera i Martina Nodella
Zdjęcia: Dion
Beebe
Muzyka: James
Newton Howard
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera światowa: 14 czerwca 2011
Premiera polska: 29 lipca 2011
Obsada: Ryan Reynolds, Blake Lively, Peter Sarsgaard, Mark Strong, Tim Robbins, Geoffrey Rush, Clancy Brown, Michael Clarke Duncan
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera światowa: 14 czerwca 2011
Premiera polska: 29 lipca 2011
Obsada: Ryan Reynolds, Blake Lively, Peter Sarsgaard, Mark Strong, Tim Robbins, Geoffrey Rush, Clancy Brown, Michael Clarke Duncan
Po
długich poszukiwaniach reżysera, który zająłby się realizacją
filmu „Green
Lantern”,
po rezygnacji Quentina Tarantino, Zacka Snydera i Grega Berlanti, to
w końcu Martin Campbell został jedną z najważniejszych osób
sygnujących ten film swoim nazwiskiem. Ten twórca „Maski
Zorro”
tym razem porywa się na ekranizację jednego z ulubionych komiksów
od DC Comics. Do tego komiksu powracają także twórcy licznych
animacji, a ekipa odpowiedzialna za „Ligę
Sprawiedliwych”
wcieliła jego postać w swoje szeregi. Zielony bohater o
niesłychanej zielonej mocy siły woli powraca filmie, aby
przypodobać sobie szerszą publikę.
Hal
Jordan (Ryan
Reynolds)
jest przystojnym mężczyzną, który uwielbia latać. Pomimo tego,
że jego ojciec zginął podczas testu jednej z maszyn, Hal zajmuje
się dokładnie tym samym. Znany jest ze swojego lekkomyślnego
podejścia do latania, wciąż próbując przełamać swój osobisty
strach. Nie wypada to dobrze w oczach jego przyjaciółki – Carol
Ferris (Blake
Lively),
która zostaje jego szefową. Pewnego późnego wieczoru życie Hala
ulega całkowitej zmianie, kiedy w jego życiu pojawia się kosmita-
Abin Sur, jeden z wojowników korpusu Zielonej Latarni, mający
strzec porządku we wszechświecie. Będąc na łożu śmierci
wyznaje Halowi, że pierścień, który leży w jego posiadaniu to
właśnie Hala wybrał na swojego następcę. Gdy mężczyzna po raz
pierwszy korzysta z pierścienia, dostaje się na planetę Oa. To
właśnie tam przechodzi trening na wojownika poznając prawdziwą
moc siły woli napędzającej pierścień, a także zagrożenie w
postaci siły strachu, którą wykorzystuje Parallaxa, aby niszczyć
życie we wszechświecie i zmierza w kierunku Ziemi.
Film
„Green
Lantern”
można by podzielić na dwie osobne części. Pierwsza z nich jest
bardziej dramatyczna, gdyż bohater powraca swoimi wspomnieniami do
wydarzeń z dzieciństwa, gdzie był świadkiem śmierci swojego
ojca, znakomitego pilota. Wspomnienie to powoduje, że Hal stara się
przełamać swój strach. Podchodzi lekkomyślnie do testu nowych
maszyn i o mały włos nie traci życia. W tej części Hal rozmyśla
nad swoim zachowaniem, a także jego wpływem na swoich najbliższych.
Po tym przyziemnym fragmencie przychodzi czas na coś kosmicznego,
coś magicznego, coś innego. Zapominamy na chwilę o emocjach, bo
twórcy serwują nam ciekawą rozrywkę. Wówczas fabuła zaczyna się
rozkręcać, nabiera tempa, co nie pozwala nam się nudzić. Hal leci
w kosmos na planetę Oa, przechodzi trening, później odbywa walkę
i objawia swoją moc na Ziemi. Widz dobrze się przy tym bawi, a
momentami odczuwa również pewnego rodzaju napięcie, w
szczególności, gdy do akcji wkracza Parallaxa, choć Zielona
Latarnia trochę za szybko pozbywa się go z fabuły. Ogólnie to
jest to film bardzo przewidywalny (ja osobiście nawet domyśliłam
się czego będzie dotyczył wątek między napisami końcowymi), ale
w sumie nie zwraca się na to szczególnej uwagi- no, chyba, że ktoś
chce się bardzo doczepić.
To
co łatwo daje się zauważyć podczas oglądania filmu to oczywiście
efekty wizualne. W większości przypadków wykorzystywano do tego
grafikę komputerową, choć nie zawsze. Całość magii w filmie
utrzymana jest w większości w zielonych barwach, no chyba, że do
akcji wkracza strach to wówczas pojawiają się też żółcie.
Zieleń dominuje na planecie Oa, w kombinezonach wojowników korpusu
Zielonej Latarni, czy w mocy pierścienia. Samą planetę wzorowano
na magicznej krainie Oz- nawet trochę podobne z nazwy. Natomiast ku
zaskoczeniu wszystkich, kostium Zielonej Latarni nie jest
rzeczywisty. Tak naprawdę Reynolds nosił specjalny kombinezon, na
który naniesiono komputerowo niesamowity kostium. Największą
frajdę dawał jednakże pierścień. To on manifestował wszystko o
czym pomyślała osoba go nosząca. Wyglądało to niekiedy bardzo
efektownie, innym razem trochę raziło przesadą i tandetą, ale z
pewnością robiło wrażenie na każdym widzu. Specjaliści od
efektów postarali się także tworząc Parallaxę oraz jego atak na
Ziemie. Zdumiewał, choć nie wyglądał zbyt realistycznie. W sumie
to trudno sprawić, żeby kosmita spowity dziwacznym dymem wyglądał
realnie więc w zasadzie można być zadowolonym z takiego efektu.
Do
tytułowej roli ubiegała się cała masa przystojnych i
utalentowanych aktorów. W końcu w filmach o superbohaterach liczy
się przede wszystkim wygląd. Rola przeszła obok nosa takim osobom
jak Chris Pine, czy Sama Worthingtona. Ostatecznie rolę otrzymał
Reynolds, które występ w filmie z pewnością nie był najgorszy,
ale też i nie najlepszy. Dla osób, które już kiedyś uprzedziły
się do niego i jego występ w filmie „Pogrzebany”
nie przekonały ich do niego, to niestety jak Hal Jordan też nie
zrobi zamieszania w ich głowach i sercach. Jako Zielona Latarnia nie
robił zbytniego wrażenia. Kostium fajnie na nim leżał, ale
aktorsko wypadał raczej przeciętnie. Obok niego stanęła Blake
Lively, której rola mogła się trafić Jennifer Garner lub Evie
Green Jednakże gwiazda „Plotkary”
poradziła
sobie nad wyraz dobrze. Zerwała z wizerunkiem Sereny i pokazała się
z zupełnie innej strony jako Carol Ferris. Oprócz tej dwójki na
ekranie mogliśmy zobaczyć także Petera Sarsgarda, którego postać
była bardzo ciekawa i nawet nie najgorzej odegrana. Wśród
bohaterów zakamuflowanych mogliśmy zobaczyć Marka Stronga, którego
poznać dało się, bo jego dziwnym układzie ust, gdy mówi.
Charakteryzacja jego twarzy była niesamowita- trudno było go
rozpoznać. Co innego się dzieje, gdy wymienia się Michaela Clarka
Duncana i Geoffreya Rush, bo ich można było poznać jedynie po
głosie. Ten pierwszy jest bardzo charakterystyczny, ale gdy tylko
duża postać przemówiła mocnym czarnym głosem od razu można być
pewnym, że to Duncan.
Niestety,
„Zielona
Latarnia”
nie jest filmem idealnym. Pomimo tego, że jest bardzo efektowny i
porusza dość istotne tematy, to jednak nie powala. Rozwój wydarzeń
ogląda się z zaciekawieniem choć momentami wydaje się, że pełno
tutaj zbędnych dłużyzn. Coś jest w tej produkcji co nie działa
na jej korzyść. Trudno określić czy to anemiczna gra Ryana
Reynoldsa, czy okrojony dowcip, którymi szczycą się filmy o
superbohaterach, czy po prostu słaba fabuła sprawiły, że jest to
raczej przeciętna produkcja. Szaleństwa nie ma. Nie porywa serca,
choć oczy mogą poczuć się po części usatysfakcjonowane.
widziałam film, miał dobre momenty, ale ogólnie jest raczej przeciętny, nie zapada w pamięć, a szkoda, bo historia jest ciekawa
OdpowiedzUsuńObiektywnie film jest mocno średni, ale nie przeszkadzało mi to w dobrej zabawie. Problem tkwi w tym, że Zielona Latarnia nie nadaje się na film na serio, tak jak Wonder Woman jest anachroniczna. Humor mógłby być bardziej konsekwentny, ale jak chce się robić film dla każdej kategorii wiekowej to takie bywają efekty.
OdpowiedzUsuńA ja nie lubię Zielonej Latarni i nie tknę palcem :P
OdpowiedzUsuńmi się nawet podobał ale tylko aktor i jego mięśnie haha nie no tak serio to spodziewałam się więcej po tym filmie no ale niestety się zawiodłam. chociaż prawdą jest że były dobre momenty ;)
OdpowiedzUsuń