NOWOŚCI

niedziela, 25 marca 2012

926. Igrzyska śmierci, reż. Gary Ross

Oryginalny tytuł: The Hunger Games
Seria: Igrzyska śmierci #1
Reżyseria: Gary Ross
Scenariusz: Gary Ross, Billy Ray, Suzanne Collins 
Na podstawie: powieści Suzanne Collins "Igrzyska śmierci"
Zdjęcia: Tom Stern
Muzyka: James Newton Howard
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera światowa: 22 marca 2012
Premiera polska: 23 marca 2012
Obsada: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Elizabeth Banks, Woody Harrelson, Lenny Kravitz, Stanley Tucci, Wes Bentley, Donald Sutherland, Toby Jones

   „Igrzyska śmierci” to widowiskowa produkcja, będąca ekranizacją bestsellerowej powieści pióra Suzanne Collins, a dokładniej pierwszego jej tomu (recenzja). Do projektu przyłączył się Gary Ross, który zajął się reżyserią, tak jak wtedy, gdy powstawały filmy „Miasteczko Pleasantville”. Twórcy, którzy pokusili się o przeniesienie koncepcji autorki na wielki ekran sądzili, że kina odwiedzą zarówno fani serii, jak i osoby w ogóle nie znające tej historii. Liczyli na powtórzenie sukcesu „Zmierzchu”, co jest w ogóle zbrodnią, ponieważ to tak jak porównywać krainę Oz z Polską. Osobiście, nie rozumiem tego wielkiego szału na punkcie tej powieści. I tak jak w jej przypadku, tak też i przy filmie, nie udało mi się całkowicie zatracić w prezentowanej historii. 
    W świecie przyszłości obywatele państwa Panem każdego roku karani są za swój bunt sprzed wielu lat. Raz w roku z każdego z dwunastu dystryktów składających się na Panem w drodze losowania wybieranych jest dwójka młodych ludzi, która weźmie udział w Głodowych Igrzyskach. Spośród dwudziestu czterech uczestników tylko jeden może opuścić arenę żywy. W tym roku Katniss (Jennifer Lawrence) z 12 dystryktu zgłasza się na ochotnika, aby uchronić swoją siostrę przed rychłą śmiercią. Jako zwinna łowczyni ma ona większe szanse na przeżycie wśród drzew. Jej towarzyszem jest Peeta (Josh Hutcherson), który przed wieloma raty uratował ją przed głodem. Teraz ta dwójka będzie musiała stanąć przeciwko sobie w igrzyskach, patrzeć na śmierć młodych ludzi, swoich przyjaciół, a bogacze z Kapitolu będą bezczynnie patrzeć. 
    Trudno jest nie oprzeć się wrażeniu, że film cieszy się popularnością przede wszystkim u młodych i zaznajomionych z twórczością Suzanne Collins ludzi. Przypomina to trochę sytuację, która miała miejsce ze „Zmierzchem”, gdzie młode dziewczyny wzdychały do Edwarda i zazdrościły Belli do tego stopnia, że nie dały złego słowa powiedzieć o tym żenującym filmie. Niestety, z „Igrzyskami śmierci” jest podobnie, choć i tak jest o niebo lepszy od wymyślonych wampirzych i nic nie wnoszących do naszego życia filmów. Dlaczego? Bowiem świat wykreowany przez Suzanne Collins w jej powieści jest rzeczywiście okrutny. Narzekamy na nasz świat? To wyobraźmy sobie krainę o stokroć gorszą. Krainę, w której ludzie przymierają głodem, a rządy prowadzone są przez Prezydenta twardą ręką. Krainę, gdzie każdego roku młodzi ludzie muszą walczyć o przetrwanie, mordować się wzajemnie, a to z powodu kary, a przede wszystkim dla rozrywki tych, których stać na wszystko. To samo znajdziemy w książce, to a nawet więcej. Teraz jednak zobaczyć możemy na własne oczy, a nie tylko oczami wyobraźni, jak mogłoby to wyglądać. W ujmujący sposób zaprezentowano ubóstwo dystryktu 12, a także zalążki buntu. Fascynują nad drobne symbole, jak chociażby dwa palce uniesione do góry. Poruszają nas emocje towarzyszące biednym widzom podczas oglądania Igrzysk. Ból malujący się na twarzy Gale'a jest naszym bólem, a radość na twarzy Katniss jest naszą radością. Wszystko kręci się wokół emocji i takich drobnych gestów, które z jednej strony poruszają, ale z drugiej powodują, że czujemy przemęczenie. 
    Ciekawość nasza nie zna granic i bez przerwy zastanawialiśmy się jak zostanie rozwiązany problem pierwszoosobowej narracji powieści. Oczywiste stało się, że przecież Katniss nie może mówić sama do siebie, a i głośne rozmyślanie w jej głowie mogłoby być zanadto dziwaczne. Z pomocą przyszedł prezenter całej imprezy, czyli Caesar, który zwinnie komentował co niektóre fragmenty, jak chociażby informował nas o zmutowanej rasie os. Do produkcji dodano także elementy z punktu dowodzenia całymi Igrzyskami, których nie znajdziemy w fabule książki. Scenarzyści wprowadzili także kilka zmian mniej bądź bardziej istotnych, jak chociażby w śmierci jednej z uczestniczek, historii broszki z kosogłosem, czy genezy krwiożerczych potworów. Trzeba przyznać, że poszczególne wątki fabularne zostały bardzo okrojone przez co odnosi się wrażenie merytorycznej sieczki. Nie ma tutaj spójności, a fabuła nie rozgrywa się płynnie. Kolejne przejścia są zbyt kanciaste i stają się męczące, aż za bardzo. Akcja rozgrywa się tak szybko, że zazwyczaj nie potrafimy znaleźć w niej punktu przyczepności. Wszystko rozgrywa się bardzo powierzchownie, zabójstwa zostają zasadniczo pominięte, choć przecież są istotne dla dalszej fabuły. Uwaga twórców skupia się na śmierci ostatnich zawodników. 
    Efekty specjalne nie należą do najmocniejszej strony tej produkcji. Zupełnie jak z „Królewną Śnieżką” mają swoje lepsze i gorsze strony. Z pewnością wielu rzuci się w oczy brak realizmu w stworach, z którymi przyjdzie się nam tutaj spotkać. Nie urzecze nas wyświetlanie na niebie fotografii zabitych, choć ostatecznie zostało to bardzo ciekawie rozwiązane. Parada trybutów nie robi tak piorunującego wrażenia, jak robiła w lekturze. Tyle było akcji wokół stroju Katniss, a w filmie zakreślono go w kilkusekundowej projekcji. Jednakże przyznać trzeba, że tereny Kapitolu są porywające. Majestatyczne budowle, zapierające dech w piersi wnętrza pociągów i aranżacji apartamentów, ale przede wszystkim krzykliwe i przekombinowane stroje Judianny Makovski („Harry Potter i Kamień Filozoficzny”). Z pewnością robią wrażenie, choć widać w nich wiele przesady. Niektórzy bardziej cenić będą sobie ujęcia ze zwyczajnych miejsc, które biją po oczach swoją prostotą. Będą tacy, którzy docenią leśne gąszcze i uspokajający szum wody. Choć muzyka w dużej mierze jest ozdobnikiem każdego podobnego projektu to niestety tutaj, twórczość Jamesa Newtona Howarda gubi się, a właściwie ginie pomiędzy wierszami. Bardzo brakuje nam jakichkolwiek dźwięków podczas istotnych wydarzeń, jak chociażby w czasie Dożynek. Nie mniej, można zrozumieć, że najwidoczniej twórcy nie chcieli rozpraszać widza mocniejszymi dźwiękami. Być może chciano, aby wyzwoliło to w nas prawdziwe uczucia, a nie spotęgowane przez kilka taktów muzyki.
    Spośród tak wielu przeróżnych młodych aktorów, którzy wkraczają w dorosłe kariery filmowe, twórcy musieli postawić akurat na Jennifer Lawrence i Josha Hutchersona, a ja zapytuję się: „Dlaczego?!”. Kiedy bowiem wydaje się, że nic bardziej przy tym filmie nie może nas dobić to oto pojawia się ta dwójka ze swoimi przerysowanymi kreacjami, które absurdalnie odbiegają od naszych wyobrażeń nabytych w trakcie lektury. Być może i starano się, aby ta dwójka, ale i reszta obsady, upodobniła się do odgrywanych przez nich postaci, aczkolwiek niektórym nie wychodzi to zbyt dobrze. Co z tego, że Lawrence była o mały krok od zdobycia Oscara za rolę w filmie „Do szpiku kości”, skoro nie potrafi dobrze zagrać Katniss. Najwyraźniej zagranie tak prostej postaci i wykrzesanie z siebie prawdziwie głębokich emocji było ponad jej możliwości. Przykre, ale prawdziwe. Nie przekonuje, a wręcz odrobinę denerwuje. No, ale przecież tragiczny duet trzeba z kimś tworzyć i wybór pada tutaj na Hutchersona, który niewiele ma wspólnego poważnym filmem, a jego dotychczasowe większe podboje ograniczały się do „Asystenta wampira”, czy też „Podróży do wnętrza ziemi”. Jednakże widz dość szybko przekonuje się o beznamiętności Josha, choć wciąż ma nadzieję na to, że uda mu się wykazać odrobinę inicjatywy. Największą atrakcję dla filmu stanowi najbardziej przerysowana postać w tej koncepcji, czyli Effie grana przez Elizabeth Banks. Stworzyła naprawdę wzorową i przesadną kreację, czyli dokładnie taką jaką miała być. Urzekał nie tylko jej wygląd, ale przede wszystkim gesty, mimika i sposób w jaki kształtowała swój głos.
    Bardzo zawiodłam się na tym filmie, choć w zasadzie sama powieść również mnie nie urzekła. „Igrzyska śmierci” to bardzo głęboka podróż od zastraszonej dziewczynki do silnej kobiety, która rozpoczyna niebezpieczną grę, aby przetrwać. Nie mniej, jest to przede wszystkim historia o buncie przeciwko władzy Kapitolu, która nie szczędzi tych najbiedniejszych, aby dostarczyć rozrywkę najpotężniejszym. Niewątpliwą zaletą jest tutaj sposób prezentacji nadrzędnego problemu ubóstwa, ale całe igrzyska mocno zawodzą. Przygotowania zostają zanadto przedłużone, ale z drugiej strony okrojono jest do granic możliwości, a następnie zmontowano zbyt natarczywie. Dużo jest tutaj elementów, których można się uczepić, bo wydarzenia wydają się być wykreślone na przymus. Fabuła nie wzbudza większych emocji, co było nie do pomyślenia w przypadku lektury. A szkoda, bo z takiej powieści można było zrobić naprawdę wyjątkowy film. Nie mniej, dzielnie wyczekujmy kolejnej odsłony, bowiem może wówczas twórcom uda się nas zaskoczyć. 

5 komentarzy :

  1. Nie rozumiem hype'u jaki się wytworzył przy okazji tego filmu. Nihil novi...

    OdpowiedzUsuń
  2. A to mnie zaskoczyłaś swoją opinią. Tyle szumu wokół czegoś tak przeciętnego? Filmu nie widziałem co prawda (książki też nie czytałem), ale już na poziomie konpcetu mi się to wzystko nie podoba (dlatego się póki co wstrzymuję z pójściem do kina). Ugładzony blouckbuster z ładnymi zdjęciami sprzedawany jako film o walkach młodych ludzi na śmierć i życie? Nie kupuję jakoś takich oczywistych chwytów. No chyba, że film faktycznie jest mocny i odpowiednio odważny (ale wnioskuję po recenzji Twojej, że nie bardzo). Za to ten akapit o aktorstwie: serio Jennifer nie dała rady? W "do szpiku kości" była naprawdę niezła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a widzisz :) Nie widziałam jej w tym filmie, ale w Igrzyskach była najwyżej przeciętna. Też mnie to zaskoczyło... bez wyrazu, zupełnie.

      Usuń
  3. Zewsząd atakują mnie sprzeczne opinie na temat filmu. Niby krytyka w zasadzie go chwali, to znajoma i jej (którzy jak ja połykali książki za książką) są totalnie rozczarowani (z tym, że Jennifer Lawrence oceniają dobrze).

    Zastanawiające jest, że jak bardzo chciałam zobaczyć, tak mi z miejsca przeszło. Może za kilka miesięcy, rok jak to wszystko ucichnie - zobaczę i ocenię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie i film i książka się podobają. Ale to książka urzekła mnie najbardziej. Druga część jest troszkę gorsza od pierwszej, ale za to w trzeciej jest mnóóóóóstwo akcji. Chyba straszno byłoby ogłądać trzecią część na ekranie. Tyle ludzi ginie w trzeciej części! (trzecia część mówi o buncie dystryktów) Nie wiem czemu spodobała mi się ta książka. Nie lubię czytać o zabijaniu... Ale, no nie wiem, może dlatego że to "ksiązka-pułapka"?

    OdpowiedzUsuń