Seria: Igrzyska śmierci #1
Reżyseria: Gary Ross
Scenariusz: Gary Ross, Billy Ray, Suzanne Collins
Na podstawie: powieści Suzanne Collins "Igrzyska śmierci"
Zdjęcia: Tom
SternReżyseria: Gary Ross
Scenariusz: Gary Ross, Billy Ray, Suzanne Collins
Na podstawie: powieści Suzanne Collins "Igrzyska śmierci"
Muzyka: James Newton Howard
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera światowa: 22 marca 2012
Premiera polska: 23 marca 2012
Obsada: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Elizabeth Banks, Woody Harrelson, Lenny Kravitz, Stanley Tucci, Wes Bentley, Donald Sutherland, Toby Jones
Premiera polska: 23 marca 2012
Obsada: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Elizabeth Banks, Woody Harrelson, Lenny Kravitz, Stanley Tucci, Wes Bentley, Donald Sutherland, Toby Jones
„Igrzyska
śmierci” to widowiskowa
produkcja, będąca ekranizacją bestsellerowej powieści pióra
Suzanne Collins, a dokładniej pierwszego jej tomu (recenzja). Do projektu
przyłączył się Gary Ross, który zajął się reżyserią, tak
jak wtedy, gdy powstawały filmy „Miasteczko
Pleasantville”. Twórcy,
którzy pokusili się o przeniesienie koncepcji autorki na wielki
ekran sądzili, że kina odwiedzą zarówno fani serii, jak i osoby w
ogóle nie znające tej historii. Liczyli na powtórzenie sukcesu
„Zmierzchu”,
co jest w ogóle zbrodnią, ponieważ to tak jak porównywać krainę
Oz z Polską. Osobiście, nie rozumiem tego wielkiego szału na
punkcie tej powieści. I tak jak w jej przypadku, tak też i przy
filmie, nie udało mi się całkowicie zatracić w prezentowanej
historii.
W świecie przyszłości obywatele państwa Panem każdego roku
karani są za swój bunt sprzed wielu lat. Raz w roku z każdego z
dwunastu dystryktów składających się na Panem w drodze losowania
wybieranych jest dwójka młodych ludzi, która weźmie udział w
Głodowych Igrzyskach. Spośród dwudziestu czterech uczestników
tylko jeden może opuścić arenę żywy. W tym roku Katniss
(Jennifer Lawrence) z 12 dystryktu zgłasza się na ochotnika,
aby uchronić swoją siostrę przed rychłą śmiercią. Jako zwinna
łowczyni ma ona większe szanse na przeżycie wśród drzew. Jej
towarzyszem jest Peeta (Josh Hutcherson), który przed wieloma
raty uratował ją przed głodem. Teraz ta dwójka będzie musiała
stanąć przeciwko sobie w igrzyskach, patrzeć na śmierć młodych
ludzi, swoich przyjaciół, a bogacze z Kapitolu będą bezczynnie
patrzeć.
Trudno
jest nie oprzeć się wrażeniu, że film cieszy się popularnością
przede wszystkim u młodych i zaznajomionych z twórczością Suzanne
Collins ludzi. Przypomina to trochę sytuację, która miała miejsce
ze „Zmierzchem”,
gdzie młode dziewczyny wzdychały do Edwarda i zazdrościły Belli
do tego stopnia, że nie dały złego słowa powiedzieć o tym
żenującym filmie. Niestety, z „Igrzyskami śmierci”
jest podobnie, choć i tak
jest o niebo lepszy od wymyślonych wampirzych i nic nie wnoszących
do naszego życia filmów. Dlaczego? Bowiem świat wykreowany przez
Suzanne Collins w jej powieści jest rzeczywiście okrutny. Narzekamy
na nasz świat? To wyobraźmy sobie krainę o stokroć gorszą.
Krainę, w której ludzie przymierają głodem, a rządy prowadzone
są przez Prezydenta twardą ręką. Krainę, gdzie każdego roku
młodzi ludzie muszą walczyć o przetrwanie, mordować się
wzajemnie, a to z powodu kary, a przede wszystkim dla rozrywki tych,
których stać na wszystko. To samo znajdziemy w książce, to a
nawet więcej. Teraz jednak zobaczyć możemy na własne oczy, a nie
tylko oczami wyobraźni, jak mogłoby to wyglądać. W ujmujący
sposób zaprezentowano ubóstwo dystryktu 12, a także zalążki
buntu. Fascynują nad drobne symbole, jak chociażby dwa palce
uniesione do góry. Poruszają nas emocje towarzyszące biednym
widzom podczas oglądania Igrzysk. Ból malujący się na twarzy
Gale'a jest naszym bólem, a radość na twarzy Katniss jest naszą
radością. Wszystko kręci się wokół emocji i takich drobnych
gestów, które z jednej strony poruszają, ale z drugiej powodują,
że czujemy przemęczenie.
Ciekawość nasza nie zna granic i bez przerwy zastanawialiśmy się
jak zostanie rozwiązany problem pierwszoosobowej narracji powieści.
Oczywiste stało się, że przecież Katniss nie może mówić sama
do siebie, a i głośne rozmyślanie w jej głowie mogłoby być
zanadto dziwaczne. Z pomocą przyszedł prezenter całej imprezy,
czyli Caesar, który zwinnie komentował co niektóre fragmenty, jak
chociażby informował nas o zmutowanej rasie os. Do produkcji dodano
także elementy z punktu dowodzenia całymi Igrzyskami, których nie
znajdziemy w fabule książki. Scenarzyści wprowadzili także kilka
zmian mniej bądź bardziej istotnych, jak chociażby w śmierci
jednej z uczestniczek, historii broszki z kosogłosem, czy genezy
krwiożerczych potworów. Trzeba przyznać, że poszczególne wątki
fabularne zostały bardzo okrojone przez co odnosi się wrażenie
merytorycznej sieczki. Nie ma tutaj spójności, a fabuła nie
rozgrywa się płynnie. Kolejne przejścia są zbyt kanciaste i stają
się męczące, aż za bardzo. Akcja rozgrywa się tak szybko, że
zazwyczaj nie potrafimy znaleźć w niej punktu przyczepności.
Wszystko rozgrywa się bardzo powierzchownie, zabójstwa zostają
zasadniczo pominięte, choć przecież są istotne dla dalszej
fabuły. Uwaga twórców skupia się na śmierci ostatnich
zawodników.
Efekty
specjalne nie należą do najmocniejszej strony tej produkcji.
Zupełnie jak z „Królewną Śnieżką”
mają swoje lepsze i gorsze strony. Z pewnością wielu rzuci się w
oczy brak realizmu w stworach, z którymi przyjdzie się nam tutaj
spotkać. Nie urzecze nas wyświetlanie na niebie fotografii
zabitych, choć ostatecznie zostało to bardzo ciekawie rozwiązane.
Parada trybutów nie robi tak piorunującego wrażenia, jak robiła w
lekturze. Tyle było akcji wokół stroju Katniss, a w filmie
zakreślono go w kilkusekundowej projekcji. Jednakże przyznać
trzeba, że tereny Kapitolu są porywające. Majestatyczne budowle,
zapierające dech w piersi wnętrza pociągów i aranżacji
apartamentów, ale przede wszystkim krzykliwe i przekombinowane
stroje Judianny Makovski („Harry Potter i Kamień
Filozoficzny”). Z
pewnością robią wrażenie, choć widać w nich wiele przesady.
Niektórzy bardziej cenić będą sobie ujęcia ze zwyczajnych
miejsc, które biją po oczach swoją prostotą. Będą tacy, którzy
docenią leśne gąszcze i uspokajający szum wody. Choć muzyka w
dużej mierze jest ozdobnikiem każdego podobnego projektu to
niestety tutaj, twórczość Jamesa Newtona Howarda gubi się, a
właściwie ginie pomiędzy wierszami. Bardzo brakuje nam
jakichkolwiek dźwięków podczas istotnych wydarzeń, jak chociażby
w czasie Dożynek. Nie mniej, można zrozumieć, że najwidoczniej
twórcy nie chcieli rozpraszać widza mocniejszymi dźwiękami. Być
może chciano, aby wyzwoliło to w nas prawdziwe uczucia, a nie
spotęgowane przez kilka taktów muzyki.
Spośród
tak wielu przeróżnych młodych aktorów, którzy wkraczają w
dorosłe kariery filmowe, twórcy musieli postawić akurat na
Jennifer Lawrence i Josha Hutchersona, a ja zapytuję się:
„Dlaczego?!”. Kiedy bowiem wydaje się, że nic bardziej przy tym
filmie nie może nas dobić to oto pojawia się ta dwójka ze swoimi
przerysowanymi kreacjami, które absurdalnie odbiegają od naszych
wyobrażeń nabytych w trakcie lektury. Być może i starano się,
aby ta dwójka, ale i reszta obsady, upodobniła się do odgrywanych
przez nich postaci, aczkolwiek niektórym nie wychodzi to zbyt
dobrze. Co z tego, że Lawrence była o mały krok od zdobycia Oscara
za rolę w filmie „Do szpiku kości”,
skoro nie potrafi dobrze zagrać Katniss. Najwyraźniej zagranie tak
prostej postaci i wykrzesanie z siebie prawdziwie głębokich emocji
było ponad jej możliwości. Przykre, ale prawdziwe. Nie przekonuje,
a wręcz odrobinę denerwuje. No, ale przecież tragiczny duet trzeba
z kimś tworzyć i wybór pada tutaj na Hutchersona, który niewiele
ma wspólnego poważnym filmem, a jego dotychczasowe większe podboje
ograniczały się do „Asystenta wampira”,
czy też „Podróży do wnętrza ziemi”.
Jednakże widz dość szybko przekonuje się o beznamiętności
Josha, choć wciąż ma nadzieję na to, że uda mu się wykazać
odrobinę inicjatywy. Największą atrakcję dla filmu stanowi
najbardziej przerysowana postać w tej koncepcji, czyli Effie grana
przez Elizabeth Banks. Stworzyła naprawdę wzorową i przesadną
kreację, czyli dokładnie taką jaką miała być. Urzekał nie
tylko jej wygląd, ale przede wszystkim gesty, mimika i sposób w
jaki kształtowała swój głos.
Bardzo
zawiodłam się na tym filmie, choć w zasadzie sama powieść
również mnie nie urzekła. „Igrzyska śmierci”
to bardzo głęboka podróż od zastraszonej dziewczynki do silnej
kobiety, która rozpoczyna niebezpieczną grę, aby przetrwać. Nie
mniej, jest to przede wszystkim historia o buncie przeciwko władzy
Kapitolu, która nie szczędzi tych najbiedniejszych, aby dostarczyć
rozrywkę najpotężniejszym. Niewątpliwą zaletą jest tutaj sposób
prezentacji nadrzędnego problemu ubóstwa, ale całe igrzyska mocno
zawodzą. Przygotowania zostają zanadto przedłużone, ale z drugiej
strony okrojono jest do granic możliwości, a następnie zmontowano
zbyt natarczywie. Dużo jest tutaj elementów, których można się
uczepić, bo wydarzenia wydają się być wykreślone na przymus.
Fabuła nie wzbudza większych emocji, co było nie do pomyślenia w
przypadku lektury. A szkoda, bo z takiej powieści można było
zrobić naprawdę wyjątkowy film. Nie mniej, dzielnie wyczekujmy
kolejnej odsłony, bowiem może wówczas twórcom uda się nas
zaskoczyć.
Nie rozumiem hype'u jaki się wytworzył przy okazji tego filmu. Nihil novi...
OdpowiedzUsuńA to mnie zaskoczyłaś swoją opinią. Tyle szumu wokół czegoś tak przeciętnego? Filmu nie widziałem co prawda (książki też nie czytałem), ale już na poziomie konpcetu mi się to wzystko nie podoba (dlatego się póki co wstrzymuję z pójściem do kina). Ugładzony blouckbuster z ładnymi zdjęciami sprzedawany jako film o walkach młodych ludzi na śmierć i życie? Nie kupuję jakoś takich oczywistych chwytów. No chyba, że film faktycznie jest mocny i odpowiednio odważny (ale wnioskuję po recenzji Twojej, że nie bardzo). Za to ten akapit o aktorstwie: serio Jennifer nie dała rady? W "do szpiku kości" była naprawdę niezła.
OdpowiedzUsuńa widzisz :) Nie widziałam jej w tym filmie, ale w Igrzyskach była najwyżej przeciętna. Też mnie to zaskoczyło... bez wyrazu, zupełnie.
UsuńZewsząd atakują mnie sprzeczne opinie na temat filmu. Niby krytyka w zasadzie go chwali, to znajoma i jej (którzy jak ja połykali książki za książką) są totalnie rozczarowani (z tym, że Jennifer Lawrence oceniają dobrze).
OdpowiedzUsuńZastanawiające jest, że jak bardzo chciałam zobaczyć, tak mi z miejsca przeszło. Może za kilka miesięcy, rok jak to wszystko ucichnie - zobaczę i ocenię.
Mnie i film i książka się podobają. Ale to książka urzekła mnie najbardziej. Druga część jest troszkę gorsza od pierwszej, ale za to w trzeciej jest mnóóóóóstwo akcji. Chyba straszno byłoby ogłądać trzecią część na ekranie. Tyle ludzi ginie w trzeciej części! (trzecia część mówi o buncie dystryktów) Nie wiem czemu spodobała mi się ta książka. Nie lubię czytać o zabijaniu... Ale, no nie wiem, może dlatego że to "ksiązka-pułapka"?
OdpowiedzUsuń