Reżyseria: Duncan Jones
Scenariusz: Ben Ripley
Zdjęcia: Don Burgess
Muzyka: Chris Bacon
Kraj: USA, Francja
Gatunek: Thriller, Sci-Fi
Premiera światowa: 11 marca 2011
Premiera polska: 06 lipca 2011
Obsada: Jake Gyllenhaal, Michelle Monaghan, Vera Farmiga, Jeffrey Wright, Michael Arden, Cas Anvar i inni
Premiera światowa: 11 marca 2011
Premiera polska: 06 lipca 2011
Obsada: Jake Gyllenhaal, Michelle Monaghan, Vera Farmiga, Jeffrey Wright, Michael Arden, Cas Anvar i inni
Twórcy
światowego kina coraz częściej sięgają do nauki podczas
tworzenia scenariuszy do filmów. Przykładem efektu takiej pracy był
między innymi film „Deja Vu” Ridleya Scotta, gdzie w sposób
naukowy, za pomocą najnowocześniejszej techniki przenieśliśmy się
w czasie, aby zmienić bieg wydarzeń. Podoba sytuacja ma miejsce w
najnowszym filmie Duncana Jonesa- twórcy przebojowego filmu o tytule
„Moon”,
„Kodzie nieśmiertelności”, gdzie
ponownie przenosimy się do przeszłości, aby pozyskać informacje
mające pomóc ludziom w teraźniejszości.
Colter
Stevens (Jake
Gyllenhaal),
pilot na misji w Afganistanie, z niewiadomych przyczyn budzi się w
pociągu naprzeciwko przepięknej kobiety imieniem Christine Warren
(Michelle
Monaghan).
Ku swojemu przerażeniu stwierdza, że znajduje się w obcym ciele. W
pociągu dochodzi do wybuchu, w wyniku, którego wszyscy pasażerowie
giną. Stevens budzi się w tajemniczej kapsule, gdzie Colleen
Goodwin (Vera Farmiga) informuje go, że jest to symulacja bazująca
na Kodzie Źródłowym, który daje mu szansę powrócenia do
wspomnień Seana Fentressa i poznaniu osoby odpowiedzialnej za
zamach. Stevens powracając do jego wspomnień nie tylko próbuje
wykonać misję, ale również coraz bardziej zżywa się z Christine
i chce zmienić niemożliwą do zmiany przeszłość, aby pasażerowie
pociągu mogli przeżyć.
W
przypadku oglądania filmów, w których wydarzenia fantastyczne
uwarunkowane są naukowymi wytłumaczeniami, istnieje spore ryzyko,
że widz nie zrozumie fabuły. Prawdziwą sztuką jest
zaprezentowanie zamysłu w sposób, który nie przytłoczy
oglądającego, a wręcz sprawi mu przyjemność. Tak jak w przypadku
filmu „Deja
Vu”
trzeba było obejrzeć go więcej niż raz, aby zrozumieć fabułę,
tak w sytuacji „Kodu
nieśmiertelności”
jest podobnie. Zawirowania czasowe i zachowywanie ciągłości
chronologicznej wydarzeń zawsze będzie budziło sporo wątpliwości
wśród widza i to one wzbudzają największe kontrowersje i chęć
dojścia do prawdy. „Kod
nieśmiertelności”
to w zasadzie całkiem trafny polski tytuł, bo czyż jest sam ten
kod źródłowy? Są to ludzkie wspomnienia napędzane sprzężeniami
w mózgu każdego człowieka. Jako, że mózg po śmierci jest
jeszcze chwilę aktywny, według twórców można zdobyć wspomnienia
w nim zawarte. Zakręcone, ale być może i sensowne. Kod, który
powstaje na tej podstawie może być zaiste bardzo pomocny, ale w tym
momencie do gry wkraczają pewne wątpliwości. Czy przeszłość,
która odbywa się w takim kodzie można zmienić? Teoretycznie nie,
ale… Bohater filmu będzie dążył do tego, aby w końcu wpłynąć
jakoś na rzeczywistość poprzez zmianę w przeszłości. Takie
naukowe rozważania należy zostawić naukowcom, a nie przeciętnym
szaraczkom, którzy mogą zakręcić się zbytnio w swoich domysłach
i zgubić gdzieś prawdziwy sens tego filmu.
Do pewnego momentu film
wydawał się zwykłą produkcją pełną akcji, gdzie najważniejszy
jest dynamizm i pomysłowość. I faktycznie, tak też było.
Towarzyszymy Stevensowi w jego nieudolnych próbach niedoprowadzenia
do wybuchu bomby, czy też złapania zamachowca, a nawet zmiany tego
co już się wydarzyło. Różne kierunki, w których podąża fabuła
jest interesującym manewrem. Jednakże następuje zwrot akcji.
Pojawia się sytuacja, która całkowicie zbija widza z tropu.
Pojawiają się myśli typu: „Przecież… to niemożliwe!”. Od
tej chwili zmienia się wszystko. Zmienia się sens filmu nadając
temu widowisku zupełnie inny wymiar, a to co się tam rozgrywa
wydaje się zwyczajnym okrucieństwem. W końcu okazuje się, że nie
chodzi o zmianę przeszłości, ale o pogodzenie się z tym, co
nieuniknione.
Produkcja
ta jest przykładem na to, że nie jest konieczne przeładowanie
efektami specjalnymi, aby zrobić na widzu piorunujące wrażenie.
Bowiem w „Kodzie
nieśmiertelności”
dostrzeżemy jedynie kilka machnięć cyfrową technologią, w
szczególności w sytuacjach, gdy dochodzi do wybuchów, no i
bohaterowie giną. Nieuniknione jest ich stosowanie także w chwili
skoku do wspomnień. Nie mniej reszta to tylko piękne zdjęcia i
idealne ujęcia wewnątrz pociągu. Praca kamery Dona Burgessa
(„Księga
ocalenia”, „Ksiądz”)
pozostawała bez zastrzeżeń, a nawet można by ośmielić się na
stwierdzenie, że robiła spore wrażenie. Dodatkowo podczas seansu
słuchać mogliśmy kompozycji Chrisa Bacona, dotychczas tworzącego
muzykę do animacji typu „Gnomeo
i Julia”.
Utwory idealnie dopasowane do trwającej chwili, tam gdzie miały
potęgować napięcie- tak się właśnie działo, a gdzie sceny
miały chwytać za serce- pobudzały do płaczu.
Najważniejsza
rola w filmie, głównego bohatera Coltera Stevensa, została
przydzielona Jake’owi Gyllenhaalowi. Do tej roli starał się także
Topher Grace, ale na szczęście to nie on rolę tę dostał.
Gyllenhaal jak zawsze sprawdza się w dynamicznym kinie akcji. Być
może i nie powala zbytnio aktorstwem, ale całkiem nieźle sobie
radził. Na ekranie towarzyszyła mu między innymi Michelle
Monaghan. Wszędzie roztaczała swój czar i swoją grą próbowała
uwieść nie tylko swojego kolegę z planu, ale także widza. Udało
jej się to. Dodatkowo w filmie pojawiła się także Vera Farmiga,
która ostatnio robi oszałamiającą karierę w Hollywood. Teraz
zeszła na dalszy plan, ale zagrała chyba najbardziej przejmującą
postać ze wszystkich. Wobec tego miała się czym popisać.
„Kod
nieśmiertelności”
można zaliczyć do tych produkcji, które z pewnością należą do
udanych, choć mogły wypaść o wiele lepiej. Nigdy nie wiadomo czy
to z powodu scenariusza, który mógłby być przystępniejszy, czy
też może ogólnie zarys fabuły nie jest zbyt pociągający. Klimat
jest całkiem w porządku, choć wydaje się, że coś tutaj nie gra.
Nawet po dobie od seansu wciąż wywołuje mieszane uczucia.
Momentami bardzo głęboki, innym razem nastawiony na widowiskowość,
ale przede wszystkim jest to poruszający obraz drogi człowieka do
jego przeznaczenia.
Prześlij komentarz