NOWOŚCI

sobota, 17 marca 2012

922. X-Men: Pierwsza klasa, reż. Matthew Vaughn

Oryginalny tytuł: X-Men: First Class
Seria: X-Men
Reżyseria: Matthew Vaughn
Scenariusz: Jane Goldman, Ashley Miller, Zack Stentz, Matthew Vaughn
Na podstawie: komiksu Stana Lee i Jacka Kirby'ego
Zdjęcia: John Mathieson
Muzyka: Henry Jackman
Kraj: USA
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera światowa: 01 czerwca 2011
Premiera polska: 03 czerwca 2011
Obsada: James McAvoy, Michael Fassbender, Rose Byrne, Jennifer Lawrence, Kevin Bacon, January Jones, Nicholas Hoult, Oliver Platt, Jason Flemyng, Lucas Till, Edi Gathegi, Caleb Landry Jones, Zoë Kravitz, Álex González, Ray Wise 
    
    Minęło 11 lat od ekranizacji komiksu „X-Men”, którą wyreżyserował Bryan Singer. Film o genetycznych mutantach cieszył się taką popularnością, że aż przekształcił się w trylogię. Po tym jak pomysł pewnej ciągłości się wypalił, postanowiono tworzyć genezy poszczególnych bohaterów. Takim sposobem powstał hit o jednym z ulubionych mutantów – Wolverinie, w filmie „X-Men Geneza: Wolverine”. Od tamtej pory minęły dwa lata, a świat nie wydaje się zapominać o swoich zmutowanych ulubieńcach. Zaczęto rozmyślać o dalszych kontynuacjach, aż w końcu twórcy wpadli na rewelacyjny pomysł stworzenia prequela do filmów „X-Men” nadając mu tytuł „X-Men: Pierwsza klasa”. Tym razem za sterami stanął Matthew Vaughn, twórca takich hitów kinowych jak „Gwiezdny pył”, czy „Kick-Ass”, który w połączeniu z genialnymi postaciami Marvela zaprezentował zupełnie nowe spojrzenie na znaną fanom komiksowych ekranizacji historię.
     W czasie II wojny światowej w obozie koncentracyjnym w Polsce przebywa młody chłopiec o imieniu Eric, który na skutek eksperymentów genetycznych nabył niezwykłą zdolność oddziaływania na metal. Po tym jak Schmidt (Kevin Bacon) morduje jego matkę, aby rozbudzić jego moce, Eric poprzysięga zemstę. Wiele lat po tych wydarzeniach na świecie żyje wielu mutantów, o których istnieniu świat nie zdaje sobie sprawy. Jednakże kiedy tajna agentka- Moira McTaggert (Rose Byrne), staje się świadkiem objawu jednego z nich postanawia prosić o pomoc profesora Charlesa Xaviera (James McAvoy). Oboje chcą złapać Sebastiana Shawa, który myśli rozpętać kolejną wojnę pomiędzy ludźmi a mutantami. Jego śladem podąża także Eric (Michael Fassbender), gdyż to właśnie na nim poprzysiągł zemstę przed laty. Kiedy drogi Erica i Charlesa krzyżują się, nawiązują oni współpracę, a dzięki najnowszej technologii agenta Hanka McCoya (Nicholas Hoult) udaje im się odnaleźć innych młodych mutantów.
     Początki zawsze są najciekawsze, w szczególności, kiedy kręci się je na samym końcu. Stanowią wówczas idealne uzupełnienie do historii, którą już znamy. Jednakże „X-Men: Pierwsza klasa” wychodzi o wiele dalej. Nie jest to typowy prequel, gdyż akcja, która się tutaj rozgrywa sięga jakichś 30 lat przed wydarzeniami z pierwszego filmu „X-Men”. Przede wszystkim poznajemy początkowe relacje jakie połączyły Profesora X i Magneto. Interesujące jest to, że pierwsza scena z filmu z obozu koncentracyjnego, która dotyczy Erica to ta sama scena, którą oglądaliśmy na początku filmu „X-Men”. Manewr genialny, łączący znaną nam już historię z jej dopowiedzeniem. Zobaczymy, jak uwolniła się moc Erica, a także dowiemy się skąd ona się w ogóle wzięła. Z drugiej zaś strony poznamy przeszłość Xaviera i dostrzeżemy, że od dziecka zna się z naszą niebieską przyjaciółką o imieniu Mystique. Dodatkowo poznamy także prawdę o jego kalectwie. „Pierwsza klasa” to idealna produkcja, która ukazuje nam początki działalności X-Menów, a także sposób w jaki zostają odnajdywani, czyli prototyp Cerebro. Najciekawsze jest jednak to, że scenarzyści postanowili skoncentrować się bardziej na emocjach niżeli na samej akcji, bo to właśnie dzięki tym emocjom dochodzi do wyzwolenia wszelkich mocy. 
W „Pierwszej klasie” najważniejsi są ludzie, mutanty, a także ich relacje z otoczeniem. Jednakże pomimo tego, zapomina się rozbudować niektórych z nich, przez co zdecydowana ich część fascynuje wyglądem i mocą, ale nie samą osobowością. Nie oznacza to, że film jest całkowicie pozbawiony rozrywki. Najbardziej interesujące jest chyba poszukiwanie nowych mutantów, gdyż nie tylko poznajemy kolejne fascynujące postacie, ale przede wszystkim doświadczamy poczucia humoru scenarzystów co widać po scenie z Wolverinem. Nie mniej, konkretnej akcji wzbogaconej o napięcie także nie zabraknie. W końcu obserwujemy kilka ciekawych scen walk, czy też obstrzału. Do akcji wprowadzone zostają ciężkie działa. A wszystko to rozgrywa się w czasie stanu wojennego pomiędzy Rosją, a Stanami Zjednoczonymi. Dlatego też nie brakuje tutaj licznych odniesień do tej epoki, choćby jedynie poprzez zwykłe transmisje orędzia Kennedy’ego.
     Produkcja być może i ma przyziemny charakter, być może ma za mało efektów specjalnych, nie mniej przy filmach tego typu bez takowych nie można się obejść. Kiedy do gry wchodzą komputery i technologia cyfrowa wiadome jest, że efekty będą najwyższych lotów. Z pewnością niejednego zafascynuje wynurzenie łodzi podwodnej, wchłanianie energii, czy też teleportacja. Zachwycają obręcze, zachwyca wykonanie Raven, no i potem również Bestii. Dwoma najbardziej fascynującymi postaciami tego filmu są Emma Frost- diamentowa anielica, a także czerwonoskóry Azazel. Emmy Frost doszukać można się także w filmie „X-Men Geneza: Wolverine. Z kolei Azazel jest to ta postać, która zachwyca w każdym calu- wyglądem, mocą, którą przyrównywać można do zdolności niebieskiego Nightcrawlera. Przy tym filmie zachwycać można się nie tylko postaciami i ich charakteryzacją. Ciekawe są także miejsca, w których wykonywane są zdjęcia. Za nie odpowiadał John Mathieson, który pracował z kamerą także na planie filmów „Upiór w operze” oraz „Gladiator”. Nie są może one aż tak powalające jak w tym drugim filmie, ale z pewnością nie są całkowicie przeciętne. Całości dopełniają kompozycje Henry’ego Jackmana, którego muzykę mogliśmy usłyszeć także w takich filmach jak „Kick-Ass” oraz „Kubuś i Przyjaciele”. Niektóre z tych utworów na długo wbijają się w pamięć, o innych zapominamy zaraz po tym jak je usłyszymy, a jeszcze innych nawet nie zauważamy. Nie mniej wzbogacają każdą akcję i zdecydowanie podnoszą napięcie, czy też dramatyczne odczucia.
    W najważniejszych rolach w filmie, czyli Charlesa Xaviera i Erika Lehnsherra, zobaczymy Jamesa McAvoya oraz Michaela Fassbendera. Tego pierwszego nie trzeba nikomu przedstawiać, gdyż występował już w wielu filmach w lepszych i w gorszych rolach. Natomiast Fassbendera niewielu może kojarzyć, choć wielu będzie kołatała się po głowie myśl, że skądś go zna. A skąd? Przykładowo z roli w „Bękartach wojny” Quentina Tarantino. Jako Eric bardzo dobrze sobie radził. Wraz z McAvoyem stworzyli zgrany duet i całkiem nie najgorzej się prezentowali. Oboje byli przekonujący w swoich rolach i budzili wymagane uczucia. Najgorzej w całym filmie wypadł chyba Kevin Bacon. Nie wiem czy to moja wrodzona antypatia do tego aktora tak podziałała, czy może faktycznie tak beznadziejnie zagrał w tym filmie, ale nie pasował w ogóle do tego filmu. Podobne wrażenie robiła Emma Frost grana przez January Jones. Sama postać ciekawa, jednakże aktorstwo tej Pani pozostawiało wiele do życzenia. Resztka bohaterów to młodziaki. Jednakże Jennifer Lawrence grająca Raven już zawojowała świat kina nominacjami do wielu nagród za rolę w filmie „Do szpiku kości”. Jako Raven także wzbudzała skrajne emocje, przez to gdzieś zaciera się wspomnienie o tej straszliwej Mystique z filmów „X-Men”. W filmie tym zobaczymy także Rose Byrne, którą najchętniej by się wycięło, gdyż wydaje się być zbędna, a także Nicholasa Houlta w roli Hanka McCoya (Bestii), którego pamiętać możemy z filmu „Był sobie chłopiec”, gdzie zagrał u boku Hugh Granta- tak, to dokładnie tan sam chłopaczek. Pomimo tego, że część obsady radziła sobie lepiej niż druga jej część, to jednak razem tworzyli zgraną ekipę, a przez to błędy jednych zakrywane były wspaniałością tych drugich.
    Trudno jest określić, czy „X-Men: Pierwsza klasa” jest filmem lepszym od serii Bryana Singer „X-Men”. To wszystko zależy od indywidualnych gustów, gdyż jest to taka sama sytuacja jakby porównywać „Batmana” Tima Burtona z nowszym wydaniem od Nolana. Z pewnością są to dwa różne filmy, gdzie uwaga w każdym z nich skupiana jest zupełnie na czym innym. Singer stawiał bardziej na akcję, a Vaughn postawił na emocje. Jednakże obojgu udało się znaleźć złoty środek. Vaughnowi udało się zbalansować odpowiednio swoją historię przez co nie tylko poruszała, ale też i nie dawała się nudzić nawet na minutę. Trudno było uniknąć dłużyzn, jednakże nie było to coś co znacząco wpływało na odbiór filmu. Fabuła była sprawnie zakreślona, postacie były bardzo dobre, choć z aktorstwem w przypadku niektórych z nich mogło być gorzej. Część z pewnością została zaniedbana, ale gdyby „X-Men: Pierwsza klasa” miało doczekać się kontynuacji liczę na jakieś rozbudowanie tych kwestii, a myślę, że możemy się spodziewać kolejnych produkcji ze znakiem Vaughna.

4 komentarze :

  1. A wszystko to rozgrywa się w czasie stanu wojennego pomiędzy Rosją, a Stanami Zjednoczonymi.
    Bardziej by pasowało "w czasie zimnej wojny". ;)

    Świetny film, mój ulubiony z serii. Nie ujmuję oczywiście tytułom wyreżyserowanym przez Singera, ale film Vaughna poraża jakością. Niby zwykłe kino komercyjne, ale ofiarowuje coś więcej.

    Widzę, że mamy podobne zdanie co do January Jones i Kevina Bacona (z tym, że go lubię, ale za mało wycisnął z postaci). Daleka jestem od krytykowania Nicolasa Houlta. Jego postać nie jest zbędna, szczególnie z perspektywy wątku o akceptacji swojej odmienności.

    Trzymam kciuki, by kontynuacja zachowała poziom i była warta czekania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no może... zawsze stroniłam od historii więc nie znam podobnych określeń ;)

      Usuń
  2. Niedawno oglądałam ten film i nieźle się na nim bawiłam. Pomysł ciekawy, dla fanów X-mena to nie lada gratka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest jeden z nielicznych dowodów na to, że z komiksów można zrobić dobry film. Bacon też mnie jakoś specjalnie nie przekonał. O Emmie Frost było chyba trochę za mało, bo oprócz zdolności jakie posiada, to niczego innego się o niej nie dowiedziałam. A co do Houlta, to polecam pierwszą serię "Skins", gdzie gra zupełnie inną postać niż Bestia ;)

    OdpowiedzUsuń