NOWOŚCI

wtorek, 6 marca 2012

915. Tożsamość, reż. Jaume Collet-Serra

Oryginalny tytuł: Unknown
Reżyseria: Jaume Collet-Serra
Scenariusz: Oliver Butcher, Stephen Cornwell
Na podstawie: powieści Didier Van Cauwelaert "Out of My Head"
Zdjęcia: Flavio Martínez Labiano
Muzyka: John Ottman , Alexander Rudd
Kraj: USA, Wielka Brytania, Kanada, Japonia, Niemcy, Francja
Gatunek: Thriller, Akcja
Premiera światowa: 16 lutego 2011
Premiera polska: 06 maja 2011
Obsada: Liam Neeson, Diane Kruger, January Jones, Aidan Quinn, Bruno Ganz, Frank Langella, Olivier Schneider, Rainer Bock i inni

     Niegdyś bawił się w reżyserowanie reklam. Od 2005 roku bawi się filmami fabularnymi, a swoją historię rozpoczął od nakręcenia nowej wersji „Domu woskowych ciał”. Jaume Collet-Serra, bo to o nim mowa, jeszcze nie miał przebłysku geniuszu w swojej- dość krótkiej, karierze filmowej. Jak w pierwszym filmie przed ekrany przyciągać miała Paris Hilton, tak w najnowszym, o tytule „Tożsamość” z Liamem Neesonem w roli głównej, uwaga ta skupiła się na scenariuszu. Bazuje on na powieści autorstwa Didiera Van Cauwelaerta „Out of my head”. Dla większej wiarygodności zdjęcia nakręcono u naszych sąsiadów w Niemczech, a wszystko to po to, aby w wielkim finale całkowicie zaskoczyć widza.
     Doktor Martin Harris (Liam Neeson) przybywa do Berlina, aby wziąć udział w jednym ze Szczytów, który ma dotyczyć przełomowego odkrycia profesora Bresslera (Sebastian Koch). Wraz ze swoją uroczą małżonką Elizabeth (January Jones) przybywa do hotelu, jednakże z przerażeniem stwierdza, że jedna z jego teczek, zawierająca także jego dokumenty, została na lotnisku. Podczas drogi powrotnej taksówką Harris ulega wypadkowi, w wyniku którego ląduje w pobliskim szpitalu w śpiączce. Kiedy się budzi od razu wyrusza na Szczyt, jednakże tam okazuje się iż jego żona go nie rozpoznaje, a za niego samego podaje się całkowicie obcy mężczyzna. Harris, mający luki w pamięci, musi zrobić wszystko, aby odzyskać swoją tożsamość i poznać prawdę o celu swojego przybycia na Szczyt. Pomaga mu w tym nielegalna imigrantka- Gina (Diane Kruger), która prowadziła jego taksówkę w czasie wypadku i uratowała mu życie.
     Niezwykle trudno jest oceniać film jeżeli wcześniej nie czytało się jego bazy w postaci książki. Nie mniej ma być to recenzja filmu więc na tym należy się skupić. A jak miewa się fabuła „Tożsamości”? Z początku nie wiadomo o co chodzi, droga dojścia do ostatecznej prawdy jest bardzo kręta i niekiedy nie brakuje jej dłużyzn. Nie mniej widz od razu o tym zapomina kiedy wkrada się napięcie i zwroty akcji. Już na samym początku oglądający wymyśla sobie kilka teorii jak fabuła może się potoczyć. Intensywnie myśli nad tym jak będzie wyglądało rozwiązanie zagadki, bo, bądźmy szczerzy, informacja o tym kim jest Martin Harris intryguje każdego. 
Początkowo wydaje się, że to może być zwykła omyłka, niektórzy będą się tutaj dopatrywali głębszych odniesień. Można sobie domniemywać przyczyn metafizycznych, a także i bardziej przyziemnych. Ale kiedy prawda wychodzi na jaw… nikt tego się nie spodziewa! To powoduje, że film jest produkcją świetną, gdyż rzadko kiedy jakiejś produkcji tak bardzo udaje się zaskoczyć widza. No, ale samo dochodzenie do tego kim jest doktorek to nie wszystko wokół czego kręci się fabuła. Znajdziemy tutaj odniesienia do tematyki terroryzmu, która niestety wciąż dręczy nasz współczesny świat. Nie zabraknie też motywów czysto psychologicznych, kiedy to Harris musi mierzyć się nie tylko z utratą żony, ale też ze stresem iż nie może w żaden sposób udowodnić swojej tożsamości, ze względu na zagubiony na lotnisku bagaż – co zwalić można na nieudolność taksówkarzy. Później akcja rozgrywa się już bardzo dynamicznie. Pojawiają się liczne strzelaniny, nie pozbawiono widza także kilku scen walk- dość efektownych, nie wspominając już o wybuchach. Ponadto nie wiadomo co bardziej szokuje, samo rozwiązanie historii Harrisa czy to jakiej przemianie ulega główny bohater. Obie rzeczy są po prostu niesamowite i to właśnie one trzymają widza przy ekranie do ostatniej sekundy filmu.
     Zdjęcia do filmu kręcone były w Berlinie i innych miastach w Niemczech. Jak przystało na filmy powstające na terenie owego kraju, także i „Tożsamość” ma swój unikalny klimat. Dość surowy przez nadmiernie schludne budynki i ich wnętrza. Nie należy pominąć również dość pochmurnej pogody, nie mniej wszystko to miało swój urok, który udało się uchwycić operatorowi – Flavio Martinezowi Labiano, który już wcześniej współpracował z Jaume Collet-Serrą. Cały seans umilała muzyka skomponowana przez duet Johna Ottmana („Sierota”, „Walkiria”) i laika w tej dziedzinie- Alexandra Rudda. Nie robi ona piorunującego wrażenia, w zasadzie nie zapada zbyt długo w pamięć, nie mniej zdecydowanie nie pozostała bez wpływu na odbiór tej produkcji.
     Zakłamaniem byłoby nie stwierdzić, że ostatnio Liam Neeson przeżywa jakieś aktorskie objawienie. Był film „To właśnie miłość”, potem „Uprowadzona”, no i teraz przyszła kolej na „Tożsamość”. W każdym z filmów w jakim się pojawia całkowicie wciela się w swoją postać. Idealnie zagrał rycerza Jedi, wyrozumiałego ojca, czy też walecznego agenta. Można więc powiedzieć, że jest aktorem wszechstronnym, chociaż wszędzie wydaje się mieć identyczny wyraz twarzy. Nie mniej udaje mu się trafić na dobre filmy, a to się chwali. Jako Martin Harris był bardzo przekonujący. Zagrał z zaangażowaniem i przekonał widza do swoich racji. A przecież o to chodziło. Obok Neesona w filmie pojawia się Diane Kruger, która gra imigrantkę z Bośni. Całkiem nieźle spisała się w tej roli chociaż nie zrobiła jakiejś wielkiej furory. Bardzo fajny miała akcent, taki kanciasty, a to zdecydowanie przemawia na jej korzyść. Ciekawą postacią okazał się być także Bruno Ganz grający byłego funkcjonariusza Stasi. Wzbudzał bardzo wiele emocji i w zasadzie trudno jest mu do końca zaufać. Interesująca postać dobrze zagrana przez aktorka, który niegdyś był Adolfem Hitlerem w filmie „Upadek”. Dobór obsady filmu był całkiem trafny. Wszyscy zgrali się na planie i dość dobrze razem współgrali na ekranie.
     „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”- jak głosi jedno z przysłów. Wszyscy więc co przeżyją seans filmu „Tożsamość” mogą uznać piekło za pewniak. Produkcja intryguje już od pierwszych minut, kiedy to widz próbuje wymyślić o co może chodzić. Wzbudza napięcia i fascynuje. Przykuwa uwagę na te niecałe dwie godziny. Podczas, gdy widz wymyśla sobie możliwe teorie (tak jak ja ułożyłam sobie dwie zupełnie różne), akcja toczy się dalej. Nie mniej nie brakuje także zbędnego zanudzania, które jednak można przeżyć, bo wszystko to wynagradza nam wspaniały klimat produkcji i genialny finał. Jak można podsumować seans „Tożsamości”? Pozytywnym „tego to ja się nie spodziewałam!”.

2 komentarze :

  1. Jako całość to nawet nawet. Film jest zwyczajnie dobry, na więcej raczej by go nie ocenił. Wciąga raczej średnio, akcja dość oklepana. Zakończenie całkiem fajne, za to plusik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie ten film został dopisany to moich ulubionych, zaraz po Uprowadzonej i Furii :) Mogłabym oglądać je ciągle :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń