Reżyseria: Jaume Collet-Serra
Scenariusz: Oliver Butcher, Stephen Cornwell
Na podstawie: powieści Didier Van Cauwelaert "Out of My Head"
Zdjęcia: Flavio Martínez Labiano
Muzyka: John Ottman , Alexander Rudd
Kraj: USA, Wielka Brytania, Kanada, Japonia, Niemcy, Francja
Gatunek: Thriller, Akcja
Premiera światowa: 16 lutego 2011
Premiera polska: 06 maja 2011
Obsada: Liam Neeson, Diane Kruger, January Jones, Aidan Quinn, Bruno Ganz, Frank Langella, Olivier Schneider, Rainer Bock i inni
Niegdyś
bawił się w reżyserowanie reklam. Od 2005 roku bawi się filmami
fabularnymi, a swoją historię rozpoczął od nakręcenia nowej
wersji „Domu
woskowych ciał”.
Jaume Collet-Serra, bo to o nim mowa, jeszcze nie miał przebłysku
geniuszu w swojej- dość krótkiej, karierze filmowej. Jak w
pierwszym filmie przed ekrany przyciągać miała Paris Hilton, tak w
najnowszym, o tytule „Tożsamość”
z Liamem Neesonem w roli głównej, uwaga ta skupiła się na
scenariuszu. Bazuje on na powieści autorstwa Didiera Van Cauwelaerta
„Out of my head”. Dla większej wiarygodności zdjęcia nakręcono
u naszych sąsiadów w Niemczech, a wszystko to po to, aby w wielkim
finale całkowicie zaskoczyć widza.
Doktor
Martin Harris (Liam
Neeson)
przybywa do Berlina, aby wziąć udział w jednym ze Szczytów, który
ma dotyczyć przełomowego odkrycia profesora Bresslera (Sebastian
Koch).
Wraz ze swoją uroczą małżonką Elizabeth (January
Jones)
przybywa do hotelu, jednakże z przerażeniem stwierdza, że jedna z
jego teczek, zawierająca także jego dokumenty, została na
lotnisku. Podczas drogi powrotnej taksówką Harris ulega wypadkowi,
w wyniku którego ląduje w pobliskim szpitalu w śpiączce. Kiedy
się budzi od razu wyrusza na Szczyt, jednakże tam okazuje się iż
jego żona go nie rozpoznaje, a za niego samego podaje się
całkowicie obcy mężczyzna. Harris, mający luki w pamięci, musi
zrobić wszystko, aby odzyskać swoją tożsamość i poznać prawdę
o celu swojego przybycia na Szczyt. Pomaga mu w tym nielegalna
imigrantka- Gina (Diane
Kruger),
która prowadziła jego taksówkę w czasie wypadku i uratowała mu
życie.
Niezwykle
trudno jest oceniać film jeżeli wcześniej nie czytało się jego
bazy w postaci książki. Nie mniej ma być to recenzja filmu więc
na tym należy się skupić. A jak miewa się fabuła „Tożsamości”?
Z początku nie wiadomo o co chodzi, droga dojścia do ostatecznej
prawdy jest bardzo kręta i niekiedy nie brakuje jej dłużyzn. Nie
mniej widz od razu o tym zapomina kiedy wkrada się napięcie i
zwroty akcji. Już na samym początku oglądający wymyśla sobie
kilka teorii jak fabuła może się potoczyć. Intensywnie myśli nad
tym jak będzie wyglądało rozwiązanie zagadki, bo, bądźmy
szczerzy, informacja o tym kim jest Martin Harris intryguje każdego.
Początkowo wydaje się, że to może być zwykła omyłka, niektórzy
będą się tutaj dopatrywali głębszych odniesień. Można sobie
domniemywać przyczyn metafizycznych, a także i bardziej
przyziemnych. Ale kiedy prawda wychodzi na jaw… nikt tego się nie
spodziewa! To powoduje, że film jest produkcją świetną, gdyż
rzadko kiedy jakiejś produkcji tak bardzo udaje się zaskoczyć
widza. No, ale samo dochodzenie do tego kim jest doktorek to nie
wszystko wokół czego kręci się fabuła. Znajdziemy tutaj
odniesienia do tematyki terroryzmu, która niestety wciąż dręczy
nasz współczesny świat. Nie zabraknie też motywów czysto
psychologicznych, kiedy to Harris musi mierzyć się nie tylko z
utratą żony, ale też ze stresem iż nie może w żaden sposób
udowodnić swojej tożsamości, ze względu na zagubiony na lotnisku
bagaż – co zwalić można na nieudolność taksówkarzy. Później
akcja rozgrywa się już bardzo dynamicznie. Pojawiają się liczne
strzelaniny, nie pozbawiono widza także kilku scen walk- dość
efektownych, nie wspominając już o wybuchach. Ponadto nie wiadomo
co bardziej szokuje, samo rozwiązanie historii Harrisa czy to jakiej
przemianie ulega główny bohater. Obie rzeczy są po prostu
niesamowite i to właśnie one trzymają widza przy ekranie do
ostatniej sekundy filmu.
Zdjęcia
do filmu kręcone były w Berlinie i innych miastach w Niemczech. Jak
przystało na filmy powstające na terenie owego kraju, także i
„Tożsamość”
ma swój unikalny klimat. Dość surowy przez nadmiernie schludne
budynki i ich wnętrza. Nie należy pominąć również dość
pochmurnej pogody, nie mniej wszystko to miało swój urok, który
udało się uchwycić operatorowi – Flavio Martinezowi Labiano,
który już wcześniej współpracował z Jaume Collet-Serrą. Cały
seans umilała muzyka skomponowana przez duet Johna Ottmana
(„Sierota”,
„Walkiria”)
i laika w tej dziedzinie- Alexandra Rudda. Nie robi ona piorunującego
wrażenia, w zasadzie nie zapada zbyt długo w pamięć, nie mniej
zdecydowanie nie pozostała bez wpływu na odbiór tej produkcji.
Zakłamaniem
byłoby nie stwierdzić, że ostatnio Liam Neeson przeżywa jakieś
aktorskie objawienie. Był film „To
właśnie miłość”,
potem
„Uprowadzona”,
no i teraz przyszła kolej na „Tożsamość”.
W każdym z filmów w jakim się pojawia całkowicie wciela się w
swoją postać. Idealnie zagrał rycerza Jedi, wyrozumiałego ojca,
czy też walecznego agenta. Można więc powiedzieć, że jest
aktorem wszechstronnym, chociaż wszędzie wydaje się mieć
identyczny wyraz twarzy. Nie mniej udaje mu się trafić na dobre
filmy, a to się chwali. Jako Martin Harris był bardzo przekonujący.
Zagrał z zaangażowaniem i przekonał widza do swoich racji. A
przecież o to chodziło. Obok Neesona w filmie pojawia się Diane
Kruger, która gra imigrantkę z Bośni. Całkiem nieźle spisała
się w tej roli chociaż nie zrobiła jakiejś wielkiej furory.
Bardzo fajny miała akcent, taki kanciasty, a to zdecydowanie
przemawia na jej korzyść. Ciekawą postacią okazał się być
także Bruno Ganz grający byłego funkcjonariusza Stasi. Wzbudzał
bardzo wiele emocji i w zasadzie trudno jest mu do końca zaufać.
Interesująca postać dobrze zagrana przez aktorka, który niegdyś
był Adolfem Hitlerem w filmie „Upadek”.
Dobór obsady filmu był całkiem trafny. Wszyscy zgrali się na
planie i dość dobrze razem współgrali na ekranie.
„Ciekawość
to pierwszy stopień do piekła”- jak głosi jedno z przysłów.
Wszyscy więc co przeżyją seans filmu „Tożsamość”
mogą uznać piekło za pewniak. Produkcja intryguje już od
pierwszych minut, kiedy to widz próbuje wymyślić o co może
chodzić. Wzbudza napięcia i fascynuje. Przykuwa uwagę na te
niecałe dwie godziny. Podczas, gdy widz wymyśla sobie możliwe
teorie (tak jak ja ułożyłam sobie dwie zupełnie różne), akcja
toczy się dalej. Nie mniej nie brakuje także zbędnego zanudzania,
które jednak można przeżyć, bo wszystko to wynagradza nam
wspaniały klimat produkcji i genialny finał. Jak można podsumować
seans „Tożsamości”?
Pozytywnym „tego to ja się nie spodziewałam!”.
Jako całość to nawet nawet. Film jest zwyczajnie dobry, na więcej raczej by go nie ocenił. Wciąga raczej średnio, akcja dość oklepana. Zakończenie całkiem fajne, za to plusik.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie ten film został dopisany to moich ulubionych, zaraz po Uprowadzonej i Furii :) Mogłabym oglądać je ciągle :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.