Reżyseria: Catherine Hardwicke
Scenariusz: David Johnson
Na podstawie: powieści Sarah Blakely-Cartwright
Zdjęcia: Mandy Walker
Muzyka: Brian Reitzell , Alex Heffes
Kraj: USA, Kanada
Gatunek: Fantasy, Dramat, Thriller
Premiera światowa: 07 marca 2011
Premiera polska na DVD: 21 października 2011
Obsada: Amanda Seyfried, Gary Oldman, Billy Burke, Shiloh Fernandez, Max Irons, Virginia Madsen, Lukas Haas, Julie Christie, Shauna Kain, Michael Hogan
Legendarna
historia Czerwonego Kapturka została rozpowszechniona na świecie
dzięki Charlesowi Perraultowi, który opisał ją w swoim zbiorze
„Bajki Babci Gąski”. Od tamtej pory „Czerwony Kapturek” jest
jedną z najpopularniejszych baśni świata, a co za tym idzie stała
się inspiracją dla wielu pisarzy, przykładowo braci Grimm, czy też
twórców filmowych. Były już tradycyjne bajki i historie, a w 2011
roku przyszła kolej na kolejną wizję, tym razem zaprezentowaną
przez Catherine Hardwicke, która podbiła świat adaptacją filmową
książki „Zmierzch”.
W jej interpretacji Czerwonego Kapturka o tytule „Dziewczyna
w czerwonej pelerynie”
nie brakuje ani wilka, ani także charakterystycznego, dla jej
produkcji, klimatu.
Akcja
filmu toczy się w jednej z średniowiecznych wiosek, która od wielu
pokoleń terroryzowana jest przez złowieszczego wilka. Jedną z
mieszkanek jest urocza dziewczyna o imieniu Valerie (Amanda
Seyfried),
która potajemnie podkochuje się w jednym z drwali o imieniu Peter
(Shiloh
Fernandez).
Niestety, jej rodzina chce ją wydać za miejscowego kowala imieniem
Henry (Max
Irons),
co nie do końca podoba się dziewczynie. Wkrótce dochodzi do
tragedii w wyniku, której siostra Valerie staje się ofiarą wilka.
Mieszkańcy postanawiają wezwać na pomoc ojca Solomona (Gary
Oldman),
który zna się na wilkołakach i jako jedyny jest w stanie stawić
mu czoła. Jest on przekonany, że wilkołak wcale nie znajduje się
w lesie, a jest wśród mieszkańców wioski. Valerie ma wrażenie,
że wie kim jest prześladowca, ubiera więc czerwoną pelerynę
otrzymaną od babci (Julie
Christie)
i postanawia stawić czoła wilkołakowi.
Pierwsze
pytanie, jakie pojawia się podczas seansu „Dziewczyna
w czerwonej pelerynie”, to
dlaczego w ogóle taka produkcja powstała. Film prezentuje sobą
wiele odniesień do tradycyjnej historii o Czerwonym Kapturku, są to
jednakże pojedyncze elementy, czego można się domyśleć już po
innym tytule, którym opatrzona jest owa historia. Fabuła
podciągnięta została pod popularny wątek paranormalny, bowiem
wprowadzono tutaj wilkołaka – nie wilka, jak to jest w oryginale.
Czerwony kapturek pozostaje bez zmian, chociaż w zasadzie Valerie
jest starsza niż dziewczynka znana z baśni. Nie ma tutaj myśliwego,
chociaż zastąpiony zostaje przez ojca Solomona, który myśli, iż
jest wszechpotężny, gdyż działa w imieniu Boga. Jest także
babcia, pojawia się nawet kwestia z Czerwonego kapturka „Babciu,
dlaczego masz takie wielkie uszy?” i tak dalej.
Pomimo wielu
nawiązań, pomimo zdecydowanego unowocześnienia znanej baśni –
trudno mówić o współczesnym charakterze, bo przecież akcja toczy
się w czasach ciemnoty ludzkiej, czegoś tutaj brakuje. Hardwicke w
ogóle nie postarała się o napięcie w filmie. Wilkołak pojawia
się zaledwie kilka razy, siejąc spustoszenie w dość komiczny
sposób. Wszelkie brutalne sceny, jakie się tutaj rozgrywają,
pozbawione są jakiejkolwiek wyobraźni. Suche wydarzenie, bez
jakichkolwiek emocji. Jest jednak coś co wyszło jej całkiem nie
najgorzej- ukrycie tego kim naprawdę jest wilkołak. Podejrzenie
pada z osoby na osobę. W zasadzie każdy podejrzany typ wydaje się
być zabójcą. Kiedy przychodzi rozwiązanie okazuje się, że w
międzyczasie obstawialiśmy tą osobę (to znaczy- ja obstawiałam).
To się naprawdę udało, chociaż i tak wykonanie pozostawia wiele
do życzenia, bo w filmie autentycznie wieje nudą.
To
co jest niewątpliwym plusem filmu to z pewnością jego wizualna
strona. Dzięki zdjęciom wykonanym przez Mandy Walker („Australia”)
film zdobył niezwykły klimat, który porównywać można by do tego
ze „Zmierzchu”.
Scenografowie postarali się, aby wnieść do wioski klimat
średniowieczny. To samo dotyczy kostiumologów, którzy stworzyli
stroje pasujące do tamtej epoki. Na uwagę zasługują także
cyfrowe bajery pod postacią wilkołaka. Robił wrażenie i mógłby
stanąć na podium wraz z wilkołakami z „Van
Helsinga”,
do których będę się odwoływać przy każdym filmie o tej
tematyce. Muzykę do filmu skomponował duet Brian Reitzell („30
dni mroku”)
oraz Alex Heffes („Ostatni
król Szkocji”).
Soundtrack stanowią ciekawe utwory, niekiedy intensywnie mocne
brzmienia. Cała strona estetyczna ma swój urok, nie mniej nie
powala.
Obsada
tego filmu jest dosyć znana. Część już wcześniej współpracowała
z Hardwicke, dla części film ten jest debiutem w ich karierze.
Główna rola w filmie, tytułowej dziewczyny w czerwonej pelerynie
imieniem Valerie, przypadła w udziale Amandzie Seyfried. Starała
się być przekonująca. Miało być naprawdę wspaniale, tak się
zapowiadało. Dziewucha mordująca króliczki… No, ale wypadła
jedynie przeciętnie. W historiach tego typu zawsze czeka się na
tego wybranka, który ma być młody i przystojny. Najwyraźniej
Hardwicke ma trochę spaczony gust jeżeli chodzi o facetów, gdyż
na Petera- bratnią duszę Valerie, wybrała Shiloha Fernandeza. Do
tej pory nieznany, dzięki produkcji tej zbyt wielkiej sławy również
nie zdobędzie. Ma w sobie pazur i jest chyba jedną z najbardziej
charakterystycznych postaci tego filmu, ale niestety aktorstwem nie
powala. Istotną postacią jest także Billy Burke, który już
pracował z Hardwicke przy filmie „Zmierzch”,
gdzie zagrał ojca głównej bohaterki. Ta postać jest najbardziej
zaskakująca. Totalnie trafny manewr zastosowany został przez
reżyserkę. Okazuje się być jedną z kluczowych postaci, chociaż
przez cały film spychany jest na dalszy plan i wydaje się być
postacią jedynie poboczną. Na całej linii zawodzi postać ojca
Salomona i o dziwo postać tą gra sam Gary Oldman. Zdecydowanie jest
to negatywna osoba, ale jakoś nie przekonuje.
Zwiastun
„Dziewczyny
w czerwonej pelerynie”
zapowiada naprawdę fascynujący film. Jednakże, tak jak zawsze to
bywa, rzeczywistość okazuje się być zupełnie inna. Mnie
osobiście film zawiódł i to bardzo. Można by powiedzieć, że
całkowicie zmiótł z powierzchni ziemi moje wyobrażenie na temat
Czerwonego kapturka. Zaintrygowała mnie uwspółcześniona
koncepcja, jednakże zabrakło pomysłu na fabułę. Motyw wilkołaka
zamiast wilka fascynujący, ponadto film może poszczycić się
wspaniałym klimatem. Niestety, widz nie może liczyć na wiele
więcej. Nowy Czerwony kapturek zaskakuje, chociaż zbytnio nie
przeraża. Nie ma tutaj żadnych aktorskich objawień. Niestety, film
bardziej nudzi, niż ciekawi. Mogło być dobrze, a wyszło tak jak
zawsze, czyli słabo.
Nieee no :D Nie był aż taki zły :) Mi się nawet podobał, chociaż faktycznie niedociągnięcia są.
OdpowiedzUsuńszanuję Twoje zdanie :)
OdpowiedzUsuń