NOWOŚCI

sobota, 3 marca 2012

912. Dziewczyna w czerwonej pelerynie, reż. Catherine Hardwicke

Oryginalny tytuł: Red Riding Hood
Reżyseria: Catherine Hardwicke
Scenariusz: David Johnson
Na podstawie: powieści Sarah Blakely-Cartwright
Zdjęcia: Mandy Walker
Muzyka: Brian Reitzell , Alex Heffes
Kraj: USA, Kanada
Gatunek: Fantasy, Dramat, Thriller
Premiera światowa: 07 marca 2011
Premiera polska na DVD: 21 października 2011
Obsada: Amanda Seyfried, Gary Oldman, Billy Burke, Shiloh Fernandez, Max Irons, Virginia Madsen, Lukas Haas, Julie Christie, Shauna Kain, Michael Hogan

    Legendarna historia Czerwonego Kapturka została rozpowszechniona na świecie dzięki Charlesowi Perraultowi, który opisał ją w swoim zbiorze „Bajki Babci Gąski”. Od tamtej pory „Czerwony Kapturek” jest jedną z najpopularniejszych baśni świata, a co za tym idzie stała się inspiracją dla wielu pisarzy, przykładowo braci Grimm, czy też twórców filmowych. Były już tradycyjne bajki i historie, a w 2011 roku przyszła kolej na kolejną wizję, tym razem zaprezentowaną przez Catherine Hardwicke, która podbiła świat adaptacją filmową książki „Zmierzch”. W jej interpretacji Czerwonego Kapturka o tytule „Dziewczyna w czerwonej pelerynie” nie brakuje ani wilka, ani także charakterystycznego, dla jej produkcji, klimatu.
     Akcja filmu toczy się w jednej z średniowiecznych wiosek, która od wielu pokoleń terroryzowana jest przez złowieszczego wilka. Jedną z mieszkanek jest urocza dziewczyna o imieniu Valerie (Amanda Seyfried), która potajemnie podkochuje się w jednym z drwali o imieniu Peter (Shiloh Fernandez). Niestety, jej rodzina chce ją wydać za miejscowego kowala imieniem Henry (Max Irons), co nie do końca podoba się dziewczynie. Wkrótce dochodzi do tragedii w wyniku, której siostra Valerie staje się ofiarą wilka. Mieszkańcy postanawiają wezwać na pomoc ojca Solomona (Gary Oldman), który zna się na wilkołakach i jako jedyny jest w stanie stawić mu czoła. Jest on przekonany, że wilkołak wcale nie znajduje się w lesie, a jest wśród mieszkańców wioski. Valerie ma wrażenie, że wie kim jest prześladowca, ubiera więc czerwoną pelerynę otrzymaną od babci (Julie Christie) i postanawia stawić czoła wilkołakowi.
     Pierwsze pytanie, jakie pojawia się podczas seansu „Dziewczyna w czerwonej pelerynie”, to dlaczego w ogóle taka produkcja powstała. Film prezentuje sobą wiele odniesień do tradycyjnej historii o Czerwonym Kapturku, są to jednakże pojedyncze elementy, czego można się domyśleć już po innym tytule, którym opatrzona jest owa historia. Fabuła podciągnięta została pod popularny wątek paranormalny, bowiem wprowadzono tutaj wilkołaka – nie wilka, jak to jest w oryginale. Czerwony kapturek pozostaje bez zmian, chociaż w zasadzie Valerie jest starsza niż dziewczynka znana z baśni. Nie ma tutaj myśliwego, chociaż zastąpiony zostaje przez ojca Solomona, który myśli, iż jest wszechpotężny, gdyż działa w imieniu Boga. Jest także babcia, pojawia się nawet kwestia z Czerwonego kapturka „Babciu, dlaczego masz takie wielkie uszy?” i tak dalej. 
Pomimo wielu nawiązań, pomimo zdecydowanego unowocześnienia znanej baśni – trudno mówić o współczesnym charakterze, bo przecież akcja toczy się w czasach ciemnoty ludzkiej, czegoś tutaj brakuje. Hardwicke w ogóle nie postarała się o napięcie w filmie. Wilkołak pojawia się zaledwie kilka razy, siejąc spustoszenie w dość komiczny sposób. Wszelkie brutalne sceny, jakie się tutaj rozgrywają, pozbawione są jakiejkolwiek wyobraźni. Suche wydarzenie, bez jakichkolwiek emocji. Jest jednak coś co wyszło jej całkiem nie najgorzej- ukrycie tego kim naprawdę jest wilkołak. Podejrzenie pada z osoby na osobę. W zasadzie każdy podejrzany typ wydaje się być zabójcą. Kiedy przychodzi rozwiązanie okazuje się, że w międzyczasie obstawialiśmy tą osobę (to znaczy- ja obstawiałam). To się naprawdę udało, chociaż i tak wykonanie pozostawia wiele do życzenia, bo w filmie autentycznie wieje nudą.
     To co jest niewątpliwym plusem filmu to z pewnością jego wizualna strona. Dzięki zdjęciom wykonanym przez Mandy Walker („Australia”) film zdobył niezwykły klimat, który porównywać można by do tego ze „Zmierzchu”. Scenografowie postarali się, aby wnieść do wioski klimat średniowieczny. To samo dotyczy kostiumologów, którzy stworzyli stroje pasujące do tamtej epoki. Na uwagę zasługują także cyfrowe bajery pod postacią wilkołaka. Robił wrażenie i mógłby stanąć na podium wraz z wilkołakami z „Van Helsinga”, do których będę się odwoływać przy każdym filmie o tej tematyce. Muzykę do filmu skomponował duet Brian Reitzell („30 dni mroku”) oraz Alex Heffes („Ostatni król Szkocji”). Soundtrack stanowią ciekawe utwory, niekiedy intensywnie mocne brzmienia. Cała strona estetyczna ma swój urok, nie mniej nie powala.
     Obsada tego filmu jest dosyć znana. Część już wcześniej współpracowała z Hardwicke, dla części film ten jest debiutem w ich karierze. Główna rola w filmie, tytułowej dziewczyny w czerwonej pelerynie imieniem Valerie, przypadła w udziale Amandzie Seyfried. Starała się być przekonująca. Miało być naprawdę wspaniale, tak się zapowiadało. Dziewucha mordująca króliczki… No, ale wypadła jedynie przeciętnie. W historiach tego typu zawsze czeka się na tego wybranka, który ma być młody i przystojny. Najwyraźniej Hardwicke ma trochę spaczony gust jeżeli chodzi o facetów, gdyż na Petera- bratnią duszę Valerie, wybrała Shiloha Fernandeza. Do tej pory nieznany, dzięki produkcji tej zbyt wielkiej sławy również nie zdobędzie. Ma w sobie pazur i jest chyba jedną z najbardziej charakterystycznych postaci tego filmu, ale niestety aktorstwem nie powala. Istotną postacią jest także Billy Burke, który już pracował z Hardwicke przy filmie „Zmierzch”, gdzie zagrał ojca głównej bohaterki. Ta postać jest najbardziej zaskakująca. Totalnie trafny manewr zastosowany został przez reżyserkę. Okazuje się być jedną z kluczowych postaci, chociaż przez cały film spychany jest na dalszy plan i wydaje się być postacią jedynie poboczną. Na całej linii zawodzi postać ojca Salomona i o dziwo postać tą gra sam Gary Oldman. Zdecydowanie jest to negatywna osoba, ale jakoś nie przekonuje.
     Zwiastun „Dziewczyny w czerwonej pelerynie” zapowiada naprawdę fascynujący film. Jednakże, tak jak zawsze to bywa, rzeczywistość okazuje się być zupełnie inna. Mnie osobiście film zawiódł i to bardzo. Można by powiedzieć, że całkowicie zmiótł z powierzchni ziemi moje wyobrażenie na temat Czerwonego kapturka. Zaintrygowała mnie uwspółcześniona koncepcja, jednakże zabrakło pomysłu na fabułę. Motyw wilkołaka zamiast wilka fascynujący, ponadto film może poszczycić się wspaniałym klimatem. Niestety, widz nie może liczyć na wiele więcej. Nowy Czerwony kapturek zaskakuje, chociaż zbytnio nie przeraża. Nie ma tutaj żadnych aktorskich objawień. Niestety, film bardziej nudzi, niż ciekawi. Mogło być dobrze, a wyszło tak jak zawsze, czyli słabo.

2 komentarze :

  1. Nieee no :D Nie był aż taki zły :) Mi się nawet podobał, chociaż faktycznie niedociągnięcia są.

    OdpowiedzUsuń