Reżyseria: D.J. Caruso
Scenariusz: Alfred Gough, Miles Millar, Marti Noxon
Na podstawie: powieści Pittacusa Lore (James Frey, Jobie Hughes) "Jestem numerem cztery"
Zdjęcia: Guillermo Navarro
Muzyka: Trevor Rabin
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Premiera światowa: 17 lutego 2011
Premiera polska: 18 lutego 2011
Obsada: Alex Pettyfer, Timothy Olyphant, Teresa Palmer, Dianna Agron, Callan McAuliffe, Kevin Durand, Jake Abel
W
roku 2010 dwójka amerykańskich pisarzy – James Frey oraz Jobie
Hughes, stworzyła wspaniałą powieść fantastyczną dla młodych
czytelników – „Jestem
numerem cztery”
i wydali ją pod pseudonimem Pittacus Lore. Jeszcze przed publikacją
powieści studia Touchstone Pictures oraz Dreamworks Pictures
wykupiły prawa do jej ekranizacji. Pół roku po premierze książki
na ekranach światowych kin zagościł film o tym samym tytule.
Reżyserii podjął się D.J. Caruso- twórca takich hitów jak
„Złodziej
życia”, „Niepokój”,
czy też
„Eagle Eye”.
Jakiś
czas temu planeta Lorien została zaatakowana przez Mogadorian,
którzy wytępili całą rasę. Dziewiątce młodych ludzi uniknęło
podobnego losu i wraz ze swoimi opiekunami przybyli na Ziemię.
Wiedli spokojne i ułożone życie dopóki Mogadorianie ich nie
odnaleźli. Teraz każdy z nich musi się ukrywać i jak najlepiej
bronić przed najeźdźcami. John Smith (Alex
Pettyfer)
to czwarty uciekinier z planety Lorian. Kiedy w Kenii zamordowany
zostaje numer trzy teraz to Smith jest następny w kolejce. Na skutek
objawienia się kolejnej blizny na znak zamordowanego Smith nie jest
już bezpieczny. Wraz z opiekunem Henrim (Timothy
Olyphant)
przenosi się do małego miasteczka Paradise i musi zrobić wszystko,
aby tym razem nie wyróżnić się z tłumu i nie sprowadzić na nich
niebezpieczeństwa. Nie jest to jednak takie proste, gdyż John musi
dostosować się do nowego szkolnego środowiska, mierząc się także
z uczuciem rodzącym się do uroczej fotografki imieniem Sarah
(Dianna
Agron).
Spośród
namnażających się filmów science fiction, filmów opowiadających
o kosmitach, trudno jest się spotkać z tak banalną, ale i
jednocześnie fascynującą fabułą, którą prezentuje sobą
„Jestem
numerem cztery”.
Genialny motyw przewodni ucieczki młodych ludzi przed najeźdźcami
z kosmosu daje bardzo wiele możliwości rozwoju akcji. Tutaj,
niestety, akcja ta obfituje w dłużyzny kierując się w strony
melodramatyczne, jednakże gdy przychodzi co do czego nie ma mowy o
żadnej nudzie. Film rozpoczyna się mocnym uderzeniem ataku w Kenii,
gdzie widzimy, że coś ściga chłopca, mężczyzna posiada
tajemniczy nóż, dziwna istota zrywa chłopcu coś z szyi następnie
godząc go nożem, a ten rozsypuje się w pyłek. Zapowiada się
interesująco. Potem jednak przychodzi czas na różnego rodzaju
pierdoły, czyli jaki to ten Smith jest wspaniały i przystojny, no i
jak to sprawnie posługuje się skuterem wodnym, wiadomo – Floryda.
Jednakże już wkrótce następuje nagły zwrot akcji, który
wprowadza widza w całkowite osłupienie, oczywiście jest to możliwe
jedynie wówczas jak nie wie się o czym jest film.
No i wydawałoby
się, że powinna się zacząć akcja. Nic bardziej mylnego. Wtedy
wkraczamy w świat licealnych problemów. Tak… znowu, no ale w
końcu jest to film dla młodzieży – teoretycznie. Dlatego też
nie zabraknie nam tutaj wrażeń tradycyjnych dla filmów
młodzieżowych, a więc sercowe dylematy, urocza dziewczyna, no i
chłopaczek terroryzowany przez bandę osiłków. Po której ze stron
opowie się Smith? Nie należy spodziewać się tutaj specjalnych
niespodzianek. Akcja postępuje jednak bardzo szybko, tak szybko, że
zaledwie po godzinie oglądania filmu ma się wrażenie, że siedzi
się przy nim już ze dwie. Wciąż tylko czeka się, aż w końcu
Mogadrianie się objawią i w końcu zobaczymy co też kryje się w
tej ich ciężarówce, bo coś strasznie się obijało. No, ale na to
trochę sobie poczekamy, bo prawdziwa akcja jak zawsze rozgrywa się
w szkole. Nie na festynie, jak można by początkowo przypuszczać,
ale w szkole, gdzie to w końcu toczy się całe uczniowskie życie.
Osobiście przyznam się, że w jednym z momentów film doprowadził
mnie do łez. Z głupiego powodu w sumie. Na szczęście wszystko
dobrze się skończyło. A właśnie, jak poszło zakończeniu? Dość
obiecująco. Dosłownie. Finał filmu stanowi ewidentną furtkę do
kontynuacji, jednakże czy jakaś wytwórnia podejmie się
zasponsorowania ekranizacji dalszych części powieści? Oby.
Film
ten nie mógłby powstać, gdyby nie użyto tutaj efektów
specjalnych. W końcu trudno byłoby człowiekowi wlepić lampki w
dłonie, chociaż nie jest to niewykonalne. Wybuchów też była cała
masa, z których największy efekt daje wybuch finałowy. Kolejna
szkoła poszła z dymem – najwyraźniej twórcy mają złe
wspomnienia z tamtych czasów. To co wzbudza największą fascynację
to oczywiście niesamowite istoty. Widz cały czas zastanawia się
jak ta florydzka jaszczura mogła się przeobrazić w uroczego
Beagle’a. Potem myślimy nad tym jaka jest jego prawdziwa postać.
Spokojna wasza rozczochrana, dowiecie się. Wygląda rewelacyjnie i
nadal pozostaje uroczy. Prawdziwą gratkę stanowią za to tajemnicze
stwory Mogadorian. Ni to latająca wiewiórka, ni to gigantyczny
krab, ni to Tyranozaurus Rex. Mutacja niesamowita, genialnie
dopracowana, robi wrażenie- choć niekoniecznie przyjazne, no ale
taki był zamysł. Pod względem wizualnym do filmu trudno jest mieć
jakieś zastrzeżenia. Guillermo Navarro („Labirynt
fauna”)
nie poszalał tutaj za specjalnie, momentami obraz był trudny do
rozszyfrowania, ale ogólnie oglądało się przyjemnie. Całość
umilała muzyka skomponowała przez Trevora Rabina („Uczeń
czarnoksiężnika”),
aczkolwiek nie zabrakło także dobrze znanych utworów, jak
„Radioactive” Kings of Leon, czy też „Rolling In the Deep”
Adele.
Obsada
skompletowana do owego filmu, niestety, nie powala. Wśród młodych
bohaterów znajdziemy tutaj same znane twarze. Przede wszystkim jest
to Alex Pettyfer z filmu
„Alex Rider: Misja Stormbreaker”
– kiedy on tak wyrósł i wyprzystojniał?! Koleś dobrze znany,
gdyż gra właśnie w samych takich filmach dla młodzieży, tak jak
w „Beastly”.
Jego obecność cieszy oczy, wywołuje motylki w brzuchu, ale
aktorsko nie jest za dobrze. U jego boku pojawia się przede
wszystkim gwiazdka serialowego hitu o tytule „Glee”,
czyli Dianna Agron. Dziewczyna jest niesamowicie urocza i dodaje
świeżości tej produkcji. Jej gra wypada trochę lepiej niż w
przypadku Pettyfera, jednakże wciąż można się do niej
przyczepić. Szkolnym osiłkiem o imieniu Mark został nikt inny jak
sam synuś Hermesa z filmu „Percy
Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna” –
Jake Abel. Postać interesująca, chociaż dość irytująca – jak
to zwykle bywa w przypadku swoistych prześladowców. Przechodzi
ciekawą zmianę, ale każdy by taką przeszedł, gdyby stanął
twarzą w twarz z okrutnym kosmitą. W filmie pojawia się także
Numer Sześć, czyli bohaterka filmu „Uczeń
czarnoksiężnika”
– Teresa Palmer. Trochę się tutaj nawywijała, nawymachiwała,
namordowała. Zwinna, gibka, no i fascynująca. No i ten jej
australijski akcent. U boku tych młodych pojawiają się także Ci
doroślejsi, a wśród nich przede wszystkim Timothy Olyphant,
którego jakoś nadal nie mogę przetrawić i który nadal myli mi
się z Joshem Duhamelem – skandal! Tak było w przypadku filmu
„Opętani”.
Jednakże podbił moje serce swoją rolą w filmie „Hitman”,
no i „Szklanej
pułapce 4.0”. Gdyby
ktoś się nie domyślił to zobaczymy tutaj także Kevina Duranda,
który został tak ucharakteryzowany, że nawet ja go nie poznałam.
Wcielił się w niezwykłą postać przywódcy Mogadorian. To jest po
prostu niesamowite. Dotychczas był bardziej rozpoznawalny w
produkcjach, gdzie widzieliśmy jego twarz, przykładowo w filmie
„Legion”.
Jako Mogadorian sprawił się rewelacyjne!
Trudno
jest oceniać film, jeżeli nie czytało się powieści. Jednakże
„Jestem
numerem cztery”
wydaje się całkiem dobrze sobie radzić. Ogólna fabuła jest
porywająca. Bohaterowie też całkiem nie najgorsi, chociaż gorzej
z grą aktorską. Film ciekawi także samym wykonaniem, gdyż efekty
i same kosmiczne istoty wzbudzają fascynację. Pomimo innowacyjności
historii nie odbiega za specjalnie od schematów. Bez względu na to
jak często następowały zwroty akcji to film nadal biegł w tą
samą stronę. Zakończenie daje nadzieję na dalszy rozwój
wydarzeń, a wtedy może być naprawdę ciekawie.
Prześlij komentarz