Reżyseria: Edgar Wright
Scenariusz: Michael Bacall, Edgar Wright
Na podstawie: komiksu Bryana Lee O'Malleya
Zdjęcia: Bill Pope
Muzyka: Nigel Godrich
Kraj: USA, Wielka Brytania, Kanada
Gatunek: Akcja, Komedia, Fantasy
Premiera światowa: 27 lipca 2010
Premiera polska na DVD: 10 lutego 2011
Obsada: Michael Cera, Mary Elizabeth Winstead, Kieran Culkin, Ellen Wong, Mark Webber, Alison Pill, Johnny Simmons, Jason Schwartzman, Anna Kendrick, Chris Evans i inni
Edgar
Wright jest bardzo wszechstronną personą. Nie tylko pisze
scenariusze do filmów, nie tylko sam je reżyseruje, ale także
grywa w nich epizodyczne rólki. Tak było z „Wysypem
żywych trupów”,
a także „Hot
Fuzz”.
Przy swoim nowym, ale też jakże awangardowym filmie, postanowił
ograniczyć cierpienia widzów i nie wcisnął się w żaden kadr,
ale najwyraźniej jego osoba nie pasuje do koncepcji filmu „Scott
Pilgrim kontra świat”.
Film, który swoją ideą łączy takie pomysły takich produkcji,
jak „DOA:
Dead Or Alive”
wraz z „Sucker
Punch”,
z pewnością należy do niezwykłych, w szczególności, ze
zachowuje charakter swojego komiksowego pierwowzoru autorstwa Bryana
Lee O’Malleya.
Scott
Pilgrim (Michael
Cera)
wraz ze swoimi przyjaciółmi z liceum- Kim (Alison
Pill),
Stephenem (Mark
Webber)
oraz Young Neilem (Johnny
Simmons),
założył kapelę rockową Sex Bomb Omb. Pomimo tego, że teraz mają
ponad 20 lat to wciąż trzymają się razem zawzięcie trenując
przed bitwą kapel. W międzyczasie Scott umawia się z uroczą, ale
też i nieletnią Azjatką Knives (Ellen
Wong),
która nie widzi świata poza nim. Wtedy właśnie Scott poznaje
niesamowitą dziewczynę na rolkach o różowych włosach o imieniu
Ramona (Mary
Elizabeth Winstead),
która już nie raz nawiedzała jego sny. Pomimo tego, że nadal nie
zerwał z Knives zaczyna spotykać się z Ramoną. Nie zdaje sobie
jednak sprawy z tego w co się pakuje, gdyż jej siedmiu złych
byłych chłopaków nie spocznie dopóki Scott nie będzie martwy.
„Scott
Pilgrim kontra świat”
to połączenie kina akcji, wyjątkowo zabawnej komedii, a także
filmu młodzieżowego z tradycyjnymi dla niego elementami. Z początku
dostajemy to czego najmniej byśmy się spodziewali, czyli jakieś
melodramatyczne młodzieżowe rozterki. Związkowe problemy są
tradycyjnym tematem w filmach dla młodzieży. Nie mniej problemy te
przeplatają się z niezwykle humorystycznymi sytuacjami, które
niejednokrotnie doprowadzają do łez. Głupie pytania, a także
szybkie i dość trafne odpowiedzi na nie są standardem tego filmu.
Śmiech wywołują także komiczne wstawki komiksowe, które
podkreślają każdy niemalże szczegół filmu. Nie należy
zapominać o absurdalnych scenach, które same w sobie są zabawne,
chociażby walki, po których pokonany zamienia się w garść monet,
a nad jego uchodzącą duszą pojawia się licznik punktów, które
zdobył Pilgrim.
Walki,
które mają miejsce w filmie, a jest ich aż siedem, to naprawdę
sprawnie przeprowadzone operacje. Wszystkie przebiegają bardzo
płynnie i w zasadzie cieszą oko. Tutaj w grę wchodzą efekty
specjalne, które je urozmaicają, nadają odpowiedni charakter
produkcji- chociaż troszkę przerysowany, ale przynajmniej potęgują
zarówno aspekty humorystyczne, jak i wątki dramatyczne, czy też
właśnie sceny walki. Efekty przybierają tutaj różne formy.
Przede wszystkim twórcy nadali produkcji charakter komiksu, przez co
nie brakuje tutaj różnych napisów oznaczających dźwięki
wydawane przez pobitych, czy też przez instrumenty muzyczne.
Niektóre z dźwięków przybierają dość dziwaczne formy wizualne,
co wygląda interesująco, ale nadaje też produkcji fantastyczny
wymiar. Spore wrażenie robią też rysunkowe wstawki prezentujące
opowieści Ramony. Ogólnie pod względem wizualnym produkcji nie ma
czego zarzucić. Jeżeli chodzi o oprawę muzyczną, to odpowiadał
za nią Nigel Godrich, który stworzył naprawdę dynamiczne bity.
Rockowy charakter ścieżki dźwiękowej został zachowany poprzez
wprowadzenie do historii bitwy zespołów muzycznych. Dzięki nim
usłyszymy kilka ciekawych aranżacji, których miło się słucha i
w dodatku zapadają w ucho.
Patrząc
na postacie pojawiające się w filmie zawsze ma się wrażenie, że
skądś zna się tę twarz. Jednakże w nowej stylizacji trudno jest
kogokolwiek rozpoznać, chociaż zdarzają się wyjątki. Aktorsko
bohaterowie wypadają wyśmienicie- przynajmniej większa ich część.
Tutaj na przód wychodzi przede wszystkim Michael Cera, który rolą
tytułową potrafi zmienić nastawienie każdego jego antyfana. Jest
zabawny i to nie w natarczywy sposób. Gra jakby mu się nie chciało
i to właśnie jest tak komiczne. Gra całym sobą, jego aktorstwo w
tym filmie to nie tylko genialnie wypowiedziane dialogi napisane
przez scenarzystów, ale także mowa ciała i mimika twarzy. Tuż
obok niego talentem popisała się Ellen Wong, która jest
początkującą aktorką, a już zabłysła. Sprawia wrażenie
podobnej psychopatki jak sam Cera. A to zawsze wychodzi ludziom na
dobre. Obok tych bohaterów wystąpiła także Mary Elizabeth
Winstead, która specjalnie nie fascynowała, ale też nie
denerwowała swoją obecnością. Jej ignoranckie podejście do życia
wypadało całkiem fajnie. Oprócz nich na ekranie zobaczymy także
Chrisa Evansa, który totalnie zmienił image od czasu „Fantastycznej
czwórki”.
Wiadomo, że to na potrzeby roli, ale wyszło super. W filmie
wystąpił także młodszy brat Macaulaya Culkina, czyli Kieran,
który jest niemalże kropka w kropkę taki jak brat- no oprócz
koloru włosów. Zagrał tutaj geja i w sumie całkiem fajnie mu to
granie szło. Ogólnie do obsady nie ma się co przyczepić. W filmie
wystąpiło wiele barwnych postaci, z których każda jest inna.
Aktorzy w tej kwestii mieli okazję się wykazać, jednym wychodziło
to lepiej, innym gorzej. Jednakże razem tworzyli całkiem zgrany
zespół.
„Scott
Pilgrim kontra świat”
to film, który zachwycił już niejednego widza. Swoim podejściem
do psychiki młodego człowieka przypomina nieco ostatni film Zacka
Snydera „Sucker
Punch”.
Wprowadzeniem do realnego świata nadzwyczajnych elementów
graficznych upodabnia go do filmu „Watchmen.
Strażnicy”,
a nawet i „Kick-Ass”.
Z pewnością nie należy brać tej produkcji dosłownie, a może
właśnie tak powinno się ją odbierać? Najważniejsze, że było
zabawnie, dużo się działo i jakoś specjalnie nie raziło to w
oczy. Przy tym filmie nacieszyć można zarówno oczy, jak i uszy.
Prześlij komentarz