Reżyseria: Michael Sucsy
Scenariusz: Michael Sucsy, Abby Kohn, Marc Silverstein, Jason Katims
Zdjęcia: Rogier Stoffers
Muzyka: Michael Brook, Rachel Portman
Kraj: USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Australia, Brazylia
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 09 lutego 2012
Premiera polska: 10 lutego 2012
Obsada: Rachel McAdams, Channing Tatum, Sam Neill, Jessica Lange, Scott Speedman, Jessica McNamee, Wendy Crewson, Tatiana Maslany, Lucas Bryant, Joe Cobden, Jeananne Goossen
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 09 lutego 2012
Premiera polska: 10 lutego 2012
Obsada: Rachel McAdams, Channing Tatum, Sam Neill, Jessica Lange, Scott Speedman, Jessica McNamee, Wendy Crewson, Tatiana Maslany, Lucas Bryant, Joe Cobden, Jeananne Goossen
„I
że Cię nie opuszczę”
wydawał się być dobrym wyborem na walentynkowy romantyczny wieczór
we dwoje. Jednakże nie oszukujmy się- faceci nienawidzą historii
tego typu. Michael Sucsy podjął się realizacji tego filmu, który
na ekranach kin pojawił się tuż przed Dniem Zakochanych.
Wydawałoby się, że historia, którą napisało samo życie jest
idealnym materiałem na ekranizację i gwarantować może sukces.
Jednakże jest to kolejna wizja amerykańskiej miłości, która
rzuca na kolana wszystkie kobiety i wzbudza niechęć u płci
przeciwnej.
Paige
i Leo (Rachel McAdams,
Channing Tatum) to młode
małżeństwo szalenie w sobie zakochane. Pewnego zimowego wieczoru
dochodzi jednak do nieszczęśliwego wypadku, w którego wyniku Paige
doznaje urazu mózgu i traci wspomnienia z okresu związku z Leo. Nie
pamiętając swojego męża coraz bardziej lgnie do swojej rodziny, z
którą przed pięcioma laty zerwała kontakty. Leo stara się zrobić
wszystko, aby jego ukochana odzyskała pamięć i przypomniała sobie
jak bardzo się kochali. Zdaje sobie jednak sprawę, że im bardziej
się stara tym bardziej ona oddala się od niego. W końcu podejmuje
decyzję, musi na nowo ją w sobie rozkochać.
Od
dawien dawna mówi się, że historie pisane przez życie są
historiami najlepszymi, nawet dla scenarzystów filmowych, którzy
tworzą z nich wspaniałe ekranizacje. Nie jest tajemnicą, że nie
zawsze najważniejsza jest sama opowieść, ale to jak zostaje
opowiedziana, bo nawet ta najlepsza opowiedziana w nudny sposób może
wywołać niechęć. Nie chce się mówić, że „I że
Cię nie opuszczę” to
historia jakich wiele, ale ostatecznie chyba do podobnego wniosku
można dojść. Co z tego, że dziewczyna traci pamięć i nie
poznaje męża? Było to przerabiane wielokrotnie. Intryguje jednak
postawa samego Leo w obliczu tej, bądź co bądź tragedii. Paige
zmienia się nie do poznania i nie jest to powodem tego, że nie
pamięta swojego męża. Brakuje jej tylko wspomnień z tych pięciu
lat, a z tego powodu jak gdyby cofa się w rozwoju do tych wydarzeń.
Wraca do kochającej ją rodziny, wciąż rozmyśla o swoim
narzeczonym Jeremym, radość sprawiają jej przyjaciele z tamtego
okresu i jest totalnie zaskoczona tym, że nie skończyła prawa. Nie
odnajduje się przy boku męża, jest przytłoczona nowymi znajomymi,
a o swojej pasji do rzeźbiarstwa najwyraźniej także zapomniała.
Leo jednak wykazuje się cierpliwością. Stara się zrobić
wszystko, aby jego ukochana przypomniała sobie o ich miłości.
Zdecydowanie trudno jest nie dać się porwać takim sytuacjom, kiedy
widzimy jak on się poddaje, kiedy słyszymy propozycję jej ojca,
kiedy dostrzegamy jej uśmiech na widok Jeremy'ego. Serce się
ściska, kiedy tracą nadzieję na to, że kiedykolwiek odzyska
pamięć. Łzy cisną się do oczu, kiedy my tracimy nadzieję na
happy end w całej tej sytuacji. Jednakże wiemy jedno- jest to film
na Walentynki, więc wiadomo, że nie może skończyć się źle! O
dziwo życie potrafi nas czasem zaskoczyć i choć kobieta nigdy nie
odzyskała pamięci, to najwyraźniej jemu udało się dokonać
niemożliwego. Zakochała się raz, zakocha się i drugi.
Ten film to nie tylko miłosna historia. Cała sala kinowa staje w
obliczu okrutnego wydarzenia. Los odbiera dziewczynie pamięć i to w
zasadzie z tego okresu, który okazuje się kluczowy w jej życiu.
Wtedy bowiem dokonała przełomowych decyzji w swoim życiu
sprawiając, że zmieniła się nie do poznania. To boli zarówno
bohaterów, jak i oglądających ich losy. Ostatecznie bohaterka musi
przejść długą drogę, aby odzyskać to co utraciła. Drogę,
która nie jest łatwa. Drogę, która na kolejnych etapach może
zranić bardzo wiele osób. Drogę, która ostatecznie doprowadzi do
wielkiego finału. Na nowo musi odnaleźć siebie i podjąć te same
decyzje co wcześniej. Z drugiej zaś strony dostaje kolejną szansę
od życia, aby mogła naprawić wybory, których dokonała wcześniej.
Ciężko jest sobie wyobrazić to co mogła czuć, ale scenarzyści i
reżyser bardzo starali się przekazać nam to we właściwy sposób
i najbardziej odczuwalny. Trzeba jednak powiedzieć, że film nie
porusza aż tak bardzo jakbyśmy chcieli.
Rachel
McAdams ma za sobą bardzo bogatą przeszłość aktorską. Nie raz
pokazała, że potrafi wcielać się w każdą rolę i choć za
każdym razem odgrywa inną postać to w każdej znajdziemy element
wspólny. Jako Paige obdarza nas niezwykle urokliwym uśmiechem, jest
słodsza niż najsłodszy cukierek. Aktorsko może i nie powala na
kolana, ale potrafi wykrzesać z siebie emocje, co pokazała nawet w
filmie „Pamiętnik”,
ekranizacji powieści Nicholasa Sparksa. Na ekranie towarzyszył jej
odtwórca roli w innym filmie opartym na powieści tego autora
melodramatów „Wciąż ją kocham”-
Channing Tatum. Człowiek, który największą sławę zdobył dzięki
kreacji w filmie „Step up- taniec zmysłów”.
Ten z kolei wydaje się w ogóle nie zmieniać. Jego aktorstwo jej
ledwo dostrzegalne, ale prawda jest też taka, że rzadko trafiają
mu się role, którymi może się wykazać. Jako Leo nie porywa
serca, ale przynajmniej się stara. Tej wspaniałej dwójce na
ekranie towarzyszą koledzy i koleżanki po fachu, chociażby Scott
Speedman, Sam Neill, nawet Jessica Lange. Stanowią bardzo dobre
dopełnienie zarówno do życia Paige, jak i samej treści tej
produkcji.
W
sieci można przeczytać bardzo wiele pochlebnych opinii o „I
że Cię nie opuszczę”.
Prawda jest jednak taka, że nie ma tutaj większych powodów do
zachwytów. Film nie rozczula tak jakbyśmy tego oczekiwali, w
dodatku główni bohaterowie nie są tak przejmujący, jak powinni
być w obliczu takiej tragedii. Sama historia i owszem, łapie za
serce, ale choć ta melodramatyczna opowieść próbuje wycisnąć z
widza łzy to o dziwo, nie udaje jej się. Sam film pozostawia
przyjemne uczucia, bo i miło się go ogląda, ale w pewnym momencie
zaczyna autentycznie męczyć. Seans trwający zaledwie dwie godziny
odczuwamy jakby minęły, co najmniej ze trzy. Czasem przy filmach
bollywoodzkich zauważamy odwrotną zależność. Nie chcę mówić,
że wybór tego tytułu na romantyczny wieczór byłby fatalnym
błędem. Z pewnością jednak trzeba uważać na za bardzo ogrzewane
sale kinowe, które psują całkowicie nastrój, powodując
zrzędzenie Twojej drugiej połówki.
Ja jestem w trakcie lektury Jedz, módl się, kochaj, ekranizację mam nagraną. Potem wezmę się za słuchanie drugiej części: I że Cię nie opuszczę, to do tego czasu może uda mi się zdobyć film ;]
OdpowiedzUsuńAle słyszałam, że JMK, też wieje nudą, choć książka jest świetna.