NOWOŚCI

sobota, 18 lutego 2012

904. I że Cię nie opuszczę, reż. Michael Sucsy

Oryginalny tytuł: The Vow
Reżyseria: Michael Sucsy
Scenariusz: Michael Sucsy, Abby Kohn, Marc Silverstein, Jason Katims
Zdjęcia: Rogier Stoffers
Muzyka: Michael Brook, Rachel Portman
Kraj: USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Australia, Brazylia
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 09 lutego 2012
Premiera polska: 10 lutego 2012
Obsada: Rachel McAdams, Channing Tatum, Sam Neill, Jessica Lange, Scott Speedman, Jessica McNamee, Wendy Crewson, Tatiana Maslany, Lucas Bryant, Joe Cobden, Jeananne Goossen
    „I że Cię nie opuszczę” wydawał się być dobrym wyborem na walentynkowy romantyczny wieczór we dwoje. Jednakże nie oszukujmy się- faceci nienawidzą historii tego typu. Michael Sucsy podjął się realizacji tego filmu, który na ekranach kin pojawił się tuż przed Dniem Zakochanych. Wydawałoby się, że historia, którą napisało samo życie jest idealnym materiałem na ekranizację i gwarantować może sukces. Jednakże jest to kolejna wizja amerykańskiej miłości, która rzuca na kolana wszystkie kobiety i wzbudza niechęć u płci przeciwnej.
   Paige i Leo (Rachel McAdams, Channing Tatum) to młode małżeństwo szalenie w sobie zakochane. Pewnego zimowego wieczoru dochodzi jednak do nieszczęśliwego wypadku, w którego wyniku Paige doznaje urazu mózgu i traci wspomnienia z okresu związku z Leo. Nie pamiętając swojego męża coraz bardziej lgnie do swojej rodziny, z którą przed pięcioma laty zerwała kontakty. Leo stara się zrobić wszystko, aby jego ukochana odzyskała pamięć i przypomniała sobie jak bardzo się kochali. Zdaje sobie jednak sprawę, że im bardziej się stara tym bardziej ona oddala się od niego. W końcu podejmuje decyzję, musi na nowo ją w sobie rozkochać.
   Od dawien dawna mówi się, że historie pisane przez życie są historiami najlepszymi, nawet dla scenarzystów filmowych, którzy tworzą z nich wspaniałe ekranizacje. Nie jest tajemnicą, że nie zawsze najważniejsza jest sama opowieść, ale to jak zostaje opowiedziana, bo nawet ta najlepsza opowiedziana w nudny sposób może wywołać niechęć. Nie chce się mówić, że „I że Cię nie opuszczę” to historia jakich wiele, ale ostatecznie chyba do podobnego wniosku można dojść. Co z tego, że dziewczyna traci pamięć i nie poznaje męża? Było to przerabiane wielokrotnie. Intryguje jednak postawa samego Leo w obliczu tej, bądź co bądź tragedii. Paige zmienia się nie do poznania i nie jest to powodem tego, że nie pamięta swojego męża. Brakuje jej tylko wspomnień z tych pięciu lat, a z tego powodu jak gdyby cofa się w rozwoju do tych wydarzeń. 
Wraca do kochającej ją rodziny, wciąż rozmyśla o swoim narzeczonym Jeremym, radość sprawiają jej przyjaciele z tamtego okresu i jest totalnie zaskoczona tym, że nie skończyła prawa. Nie odnajduje się przy boku męża, jest przytłoczona nowymi znajomymi, a o swojej pasji do rzeźbiarstwa najwyraźniej także zapomniała. Leo jednak wykazuje się cierpliwością. Stara się zrobić wszystko, aby jego ukochana przypomniała sobie o ich miłości. Zdecydowanie trudno jest nie dać się porwać takim sytuacjom, kiedy widzimy jak on się poddaje, kiedy słyszymy propozycję jej ojca, kiedy dostrzegamy jej uśmiech na widok Jeremy'ego. Serce się ściska, kiedy tracą nadzieję na to, że kiedykolwiek odzyska pamięć. Łzy cisną się do oczu, kiedy my tracimy nadzieję na happy end w całej tej sytuacji. Jednakże wiemy jedno- jest to film na Walentynki, więc wiadomo, że nie może skończyć się źle! O dziwo życie potrafi nas czasem zaskoczyć i choć kobieta nigdy nie odzyskała pamięci, to najwyraźniej jemu udało się dokonać niemożliwego. Zakochała się raz, zakocha się i drugi.
    Ten film to nie tylko miłosna historia. Cała sala kinowa staje w obliczu okrutnego wydarzenia. Los odbiera dziewczynie pamięć i to w zasadzie z tego okresu, który okazuje się kluczowy w jej życiu. Wtedy bowiem dokonała przełomowych decyzji w swoim życiu sprawiając, że zmieniła się nie do poznania. To boli zarówno bohaterów, jak i oglądających ich losy. Ostatecznie bohaterka musi przejść długą drogę, aby odzyskać to co utraciła. Drogę, która nie jest łatwa. Drogę, która na kolejnych etapach może zranić bardzo wiele osób. Drogę, która ostatecznie doprowadzi do wielkiego finału. Na nowo musi odnaleźć siebie i podjąć te same decyzje co wcześniej. Z drugiej zaś strony dostaje kolejną szansę od życia, aby mogła naprawić wybory, których dokonała wcześniej. Ciężko jest sobie wyobrazić to co mogła czuć, ale scenarzyści i reżyser bardzo starali się przekazać nam to we właściwy sposób i najbardziej odczuwalny. Trzeba jednak powiedzieć, że film nie porusza aż tak bardzo jakbyśmy chcieli.
    Rachel McAdams ma za sobą bardzo bogatą przeszłość aktorską. Nie raz pokazała, że potrafi wcielać się w każdą rolę i choć za każdym razem odgrywa inną postać to w każdej znajdziemy element wspólny. Jako Paige obdarza nas niezwykle urokliwym uśmiechem, jest słodsza niż najsłodszy cukierek. Aktorsko może i nie powala na kolana, ale potrafi wykrzesać z siebie emocje, co pokazała nawet w filmie „Pamiętnik”, ekranizacji powieści Nicholasa Sparksa. Na ekranie towarzyszył jej odtwórca roli w innym filmie opartym na powieści tego autora melodramatów „Wciąż ją kocham”- Channing Tatum. Człowiek, który największą sławę zdobył dzięki kreacji w filmie „Step up- taniec zmysłów”. Ten z kolei wydaje się w ogóle nie zmieniać. Jego aktorstwo jej ledwo dostrzegalne, ale prawda jest też taka, że rzadko trafiają mu się role, którymi może się wykazać. Jako Leo nie porywa serca, ale przynajmniej się stara. Tej wspaniałej dwójce na ekranie towarzyszą koledzy i koleżanki po fachu, chociażby Scott Speedman, Sam Neill, nawet Jessica Lange. Stanowią bardzo dobre dopełnienie zarówno do życia Paige, jak i samej treści tej produkcji.
     W sieci można przeczytać bardzo wiele pochlebnych opinii o „I że Cię nie opuszczę”. Prawda jest jednak taka, że nie ma tutaj większych powodów do zachwytów. Film nie rozczula tak jakbyśmy tego oczekiwali, w dodatku główni bohaterowie nie są tak przejmujący, jak powinni być w obliczu takiej tragedii. Sama historia i owszem, łapie za serce, ale choć ta melodramatyczna opowieść próbuje wycisnąć z widza łzy to o dziwo, nie udaje jej się. Sam film pozostawia przyjemne uczucia, bo i miło się go ogląda, ale w pewnym momencie zaczyna autentycznie męczyć. Seans trwający zaledwie dwie godziny odczuwamy jakby minęły, co najmniej ze trzy. Czasem przy filmach bollywoodzkich zauważamy odwrotną zależność. Nie chcę mówić, że wybór tego tytułu na romantyczny wieczór byłby fatalnym błędem. Z pewnością jednak trzeba uważać na za bardzo ogrzewane sale kinowe, które psują całkowicie nastrój, powodując zrzędzenie Twojej drugiej połówki.

1 komentarz :

  1. Ja jestem w trakcie lektury Jedz, módl się, kochaj, ekranizację mam nagraną. Potem wezmę się za słuchanie drugiej części: I że Cię nie opuszczę, to do tego czasu może uda mi się zdobyć film ;]
    Ale słyszałam, że JMK, też wieje nudą, choć książka jest świetna.

    OdpowiedzUsuń