NOWOŚCI

czwartek, 27 października 2011

817. Resident Evil, reż. Paul W.S. Anderson

Seria: Resident Evil #1
Reżyseria: Paul W.S. Anderson
Scenariusz:
Paul W.S. Anderson
Na podstawie: gry komputerowej o tym samym tytule
Zdjęcia: David Johnson
Muzyka: Marco Beltrami, Clint Mansell, Depeche Mode, Marilyn Manson
Kraj: Francja, Niemcy, Wielka Brytania
Gatunek: Horror, Akcja
Premiera światowa: 12 marca 2002
Premiera polska: 26 lipca 2002
Obsada: Milla Jovovich, Michelle Rodriguez, Eric Mabius, James Puferoy, Colin Salomon, Pasquale Aleardi

     Oprócz ekranizacji powieści oraz komiksów, gry komputerowe są kolejną bazą, na której opierają się nowocześni scenarzyści. Wokół ekranizacji jednej z najpopularniejszych gier o tytule „Resident Evil”, gdzie gracz może osobiście mordować rzeszę zombiaków, było trochę zamieszania, gdyż pomysł na realizację filmowej wersji popularnej wśród graczy historii, którą zaprezentował spec od filmów o zombiakach – George Romero, nie do końca spodobał się producentom. Inne zdanie mieli z kolei w sprawie twórczości Paula W.S. Andersona- wielkiego fana gier i horrorów, który nie tylko napisał scenariusz do filmu, ale przede wszystkim został również jego reżyserem. Nie spodziewał się jednak, że jego film tak przypadnie do gustu publice, że doczeka się kontynuacji i stanie się projektem długoterminowym.

     Pod Recoon City znajduje się ośrodek badawczy UL należący do korporacji Umbrela. Jego pracownicy nie tylko zmuszeni są pracować głęboko pod ziemią, ale też mieszkać tam. Pewnego dnia dochodzi do wypadku w jednym z laboratoriów, w wyniku, którego wirus T przedostaje się do wentylacji. Zajmujący się całym Ulem komputer o sztucznej inteligencji „Czerwona Królowa” odcina wszystkim pracownikom drogę ucieczki, a następnie ich morduje. Kiedy po pewnym grupa komandosów wraz z byłą pracownicą korporacji przybywają na miejsce, aby zrestartować komputer okazuje się, że pracownicy wcale nie są martwi, a jedynie ich ciałami zawładnął wirus sprowadzający ich umysł do pierwotnego stanu, czyli poszukiwaniu pożywienia. Komandosi przypadkowo uwalniają chodzących trupów i teraz robią wszystko, aby wydostać się z Ula zanim zostanie raz na zawsze odcięty od świata zapobiegając rozprzestrzenieniu się zarazy.

     Amerykańska prasa ostrzegała potencjalnych widzów przed tym, że „Resident Evil” jest produkcją dla ludzi o mocnych nerwach i silnych żołądkach. Nic dziwnego, bo przecież jest to solidnych film grozy ze sporą ilością dynamicznych scen akcji. Cała akcja rozpoczyna się dość spokojnie, gdyż obserwujemy pracę pewnych pracowników biurowych, ale też i laborantów. Dopiero po pewnym czasie rozpętuje się piekło, które zamienia uśmiechniętych pracowników w przerażonych i spłoszonych ludzi walczących o swoje życie, a wszystko to za sprawą Czerwonej Królowej. Przez to film rozpoczął w zasadzie budowanie napięcia, gdyż nie wiadomo co będzie działo się dalej. W dalszej kolejności twórcy na przemian straszną nas i próbują rozluźnić. Wtedy przybywają komandosi z odsieczą uzbrojeni po zęby, ale przez dłuższy czas nie muszą korzystać ze swojego ekwipunku. Nie przydaje im się to także w walce z Czerwoną Królową, która także stanowi realne zagrożenie dla zwiedzających UL. Ciosy przez nią zadawane są bolesne i niekiedy mogą wywołać lekkie skręty w żołądku. Ciekawiej robi się jednak później, gdy 500 pracowników wstaje z martwych i urządza krwawą rzeźnię, ale jeżeli ktoś myśli, że uciekając przed tą umarłą gromadą bohaterowie uciekają przed problemami to bardzo się mylą, bowiem nie stanęli jeszcze twarzą w twarz z kluczowym eksperymentem korporacji Umbrella. W starciu z umarlakami sięgają w końcu po swoje uzbrojenie ładując w nich całe magazynki, co niewiele im pomaga. Zakończenie filmu nie daje nadziei na lepsze jutro. Nie jest to film z happy endem, ale dzięki temu finał stanowi idealny wstęp dla kontynuacji. Nie mniej nie ma tutaj miejsca na nudę, nie można spuścić nawet na chwilę oczu z ekranu, aby nie stracić kontaktu z filmową rzeczywistością.

     Anderson miał niezły ubaw przygotowując ekranizację gry, ale pomimo tego starał się ograniczyć do minimum udział efektów specjalnych, a także kaskaderów w całym filmie. Aby lepiej przygotować charakteryzatorów i ekipę od efektów komputerowych wysłał ich do prosektorium, aby idealnie odtworzyli dla niego różnego rodzaju truposzów, ażeby wyglądali realistycznie, a nie stylizowane kukły. Dzięki tej pracy prawie cała charakteryzacja zombie zrobiona jest bez udziału komputera. Spore wyzwanie stanowiły z kolei psy zombie. Charakteryzatorzy mieli problem z odwróceniem ich uwagi od znajdującej się na nich sporej ilości mięsa i krwi. Dlatego też, gdy Alice walczy z trupimi psami tak naprawdę walczy z piłkami tenisowymi lub plastikowymi głowami psów, gdyż zostały wygenerowane komputerowo. Dzięki temu powstał naprawdę klimatyczny film, któremu przygrywała w niektórych momentach muzyka autorstwa Marco Beltrami oraz Clinta Mansella, a także mroczna twórczość grupy Depeche Mode oraz Marilyna Mansona.

     Pogromczynią zombiaków została Milla Jovovich, która okazała się być jak najbardziej trafnym wyborem. Pomijając fakt, że sama starała się sprostać większości scenom kaskaderskim, pokazała, że gra jak prawdziwy kaskader. Dziewczyna niczego się nie boi, co udowodniła swoim aktorstwem nie raz, gdyż bierze się za role, które wymagają sporego wysiłku fizycznego i daje z siebie wszystko na ekranie. 
Kolejnych truposzów zabija pierwszoligowo i robi to z gracją jakby chodziła na wybiegu. Jako ciekawostkę należy powiedzieć, że w została ona żoną reżysera Paula W.S. Andersona. Najwyraźniej zobaczył w niej to co inny reżyser, z którym współpracowała – Luc Besson. Na ekranie wśród żeńskiej obsady towarzyszyła jej wówczas młodziutka i dopiero rozwijająca się w świecie kina Michelle Rodriguez. Dziewczyna zagrała prawdziwą twardzielkę i jak zawsze genialnie jej to wyszło. Przyszło jej też odegranie trochę bardziej skomplikowanej części swojej postaci, ale z tym także poradziła sobie bezbłędnie. Przedstawicielem męskiego gatunku został przede wszystkim Eric Mabius, wszechstronny aktor nie tylko świata kina, ale także i małego ekranu. Z każdą rolą radzi sobie całkiem nie najgorzej. Jako Matt był co prawda bezbarwny i miało się wrażenie, że jego postać w ogóle nie istnieje, ale zamierza się go rozwinąć w kontynuacji. Z drugiej zaś strony był James Purefoy, który na swoim koncie ma lepsze i gorsze role. Jego postać była dość nieprzewidywalna, z początku niczym nie fascynowała, aż nastąpił punkt kulminacyjny w jego osobowości. Nie mniej pozostaje po nim nikłe wspomnienie. Wszyscy aktorzy, którzy brali udział w projekcie mieli za zadanie przejść całą grę „Resident Evil”, aby lepiej wczuć się w klimat historii i swoje role. Jednym to przygotowanie wypadło lepiej, a na innych nie miało to żadnego wpływu.

     „Resident Evil” to film o zombie, gdzie truposze ani razu nie zostają nazwani tym przydomkiem. Nie mniej każdy kto ogląda film wie z czym ma do czynienia i to powoduje zdecydowany wzrost napięcia podczas seansu. Na szczęście obywa się tu bez zbędnych obrzydliwości, ale nie sprawia to, żeby film był nudny. Tym bardziej skupia na sobie uwagę, a to dzięki mrocznej atmosferze wykreowanej przez speców od strony estetycznej filmu. Nawet jeżeli ktoś nigdy w życiu nie grał w „Resident Evil” może polubić ten film, jedni zostaną seansem zachęceni do dalsze zagłębianie się w świat gry, a inni przerażeni tą wizją zostaną od niej odrzuceni. Bez względu na to do której grupy się należy, gdy ktoś pokocha Alice i jej walkę z zombie z pewnością sięgnie po kontynuacje jej przygód.
W serii:

1 komentarz :

  1. Dobry film oparty na dobrej grze! Plus Milla Jovovich <3<3<3 (tak, teraz muszę iść do kina na Muszkieterów :P)

    OdpowiedzUsuń