NOWOŚCI

poniedziałek, 26 września 2011

Książka #33. Jestem numerem cztery, aut. Pittacus Lore

Tytuł oryginalny: I Am Number Four
Gatunek: fantastyka
Rok wydania oryginału: 2010
Rok wydania w Polsce: 2011
Projekt graficzny okładki: DreamWorks II Distribution Co., LLC
Tłumaczenie: Urszula Szczepańska
Redakcja: Klara Szarkowska
Korekta: Joanna Zioło
ISBN 978-83-62343-27-0
Ilość stron: 320
Format: 130x195 mm

    Czasami jest tak, że czytając jakąś wspaniałą książkę pragniemy, aby powstał na jej podstawie film i, niekiedy, nasze pragnienia się spełniają. Ostatnio jednak coraz częściej zdarza się, że o fascynującej powieści dowiadujemy się dopiero wtedy, kiedy tuż przed faktycznym filmem przeczytamy tekst „oparty na powieści…”. Przykładem takiego objawienia jest powieść „Jestem numerem cztery”, o której dowiedziałam się całkowicie przypadkiem oglądając film o owym tytule. Dwóch pisarzy o nazwiskach James Frey oraz Jobie Hughes, stworzyło fikcyjną postać- Pittacusa Lore, będącego głową Starszyzny Loryjczyków. Tym pseudonimem rozpoczęli serię powieści o dziedzicach planety Lorien i ich prześladowcach- Mogadorczykach, dając jej tytuł „Dziedzictwa planety Lorien”. „Jestem numerem cztery” jest początkiem tej niesamowitej przygody.

    W kongijskiej dżungli zostaje zamordowany czternastoletni chłopiec. Skutki tego odczuwa pewien piętnastolatek podczas jednej z imprez plażowych w swoim mieście. Kiedy tylko przybywa do domu, jego opiekun- Henri, wie już, że numer trzy nie żyje. Jako, że jego podopieczny nosi numer cztery wie, że teraz on jest następny na liście Mogadorczyków. Pakują więc swoje rzeczy, chłopiec przybiera fałszywe imię i nazwisko- John Smith, i osiedlają się w małym miasteczku w Ohio o nazwie Paradise. Jedyne co muszą robić, to nie wychylać się i nie skupiać na sobie niczyjej uwagi. Dla Johna nie jest to jednak takie proste, w szczególności we współczesnym świecie nastolatków. Już pierwszego dnia w nowej szkole narobił sobie wrogów, być może wpadła mu w oko miejscowa dziewczyna imieniem Sara, a w dodatku ujawniło się jego pierwsze dziedzictwo. Musi jednak bardziej wtopić się w tłum i zacząć trenować swoje nowe moce, gdyż Mogadorczycy nie spoczną dopóki go nie odnajdą i nie zabiją.
    Inwazja obcych jest jednym z najczęściej wykorzystywanych motywów w literaturze i kinematografii. Była „Wojna światów” H.G. Wellsa, a teraz przyszła współczesny najazd, której odzwierciedleniem jest powieść  „Jestem numerem cztery”, także zekranizowana. Tutaj cała fabuła kręci się wokół dziedzictw planety Lorien, dzięki którym będzie można odbudować jej tereny, po wygranej bitwie z Mogadorczykami. Najechali oni tę planetę odbierając jej wszelkie zasoby, gdyż zniszczyli w podobny sposób swoją. To właśnie wtedy dziewięcioro Gardów wraz ze swoimi opiekunami wyruszyli na Ziemię, gdzie zmuszeni byli się rozproszyć. Starszyzna nałożyła na nich czar, który sprawia, że Mogadorczycy nie mogą zabijać ich poza kolejnością, gdyż wówczas sami sobie będą robić krzywdę. Ponadto kiedy Gard o wcześniejszym numerze zginie z ich ręki pozostali będą o tym wiedzieć, gdyż zostaną naznaczeni odpowiednią blizną. Całkiem ciekawy system ostrzegania. Autorzy nie każą się czytelnikowi domyślać co tak naprawdę wydarzyło się na planecie Lorien. Można było ten wątek pozostawić niewyjaśniony, przynajmniej nie do końca. Strzępy informacji zdecydowanie lepiej się prezentują. Powieść na dalszy plan spycha najważniejszy jej motyw, czyli fakt iż John jest kosmitą. Tylko momentami przejawia swoje moce, a czytelnikowi nie towarzyszą wówczas większe emocje, no chyba, że wykorzystuje je w heroiczny, a przy tym bardzo efektowny sposób. Dzięki temu powieść wydaje się o wiele ciekawsza, a gdy atmosfera się zagęszcza ma się ochotę skończyć ją czytać na jednym wdechu. Bowiem trzyma w napięciu niemalże cały czas. Wszechobecne jest wszelkie zaniepokojenie, a to nawet w czytelniku wywołuje uczucie niepewności, ale też i ostrożność. Oprócz tego, że jest to typowa fantastyczna powieść to nie brakuje w niej jednak odniesień do literatury młodzieżowej. Wobec tego nie może zabraknąć motywu szkolnych problemów, czyli braku akceptacji ze strony rówieśników, prześladowania, balansowania, no i szkolnych miłości. Bohater, a także czytelnik, będzie musiał pogodzić się z utratą najbliższych, a także z życiem na walizkach. To z kolei sprawia, że powieść nabiera dramatycznego wyrazu i niejednokrotnie ściska człowieka za serce. Wszechstronność wywoływanych emocji jest jedynie dowodem na to, jak ciekawa i pasjonująca jest ta powieść.
    Autorami powieści są James Frey oraz Jobie Hughes, który tworzą ją pod pseudonimem Pittacus Lore. Jednakże można by doczepić się tej koncepcji, gdyż według pisarzy Pittacus Lore był członkiem starszyzny na planecie Lorien. Natomiast pomimo tego wprowadzają do powieści narratora pod postacią Johna Smitha, który jest numerem Cztery. To właśnie z jego punktu widzenia obserwowana jest cała akcja rozgrywająca się na stronicach tejże powieści. Czytamy to co odczuwa John, co widzi, co dostrzega i czego nie dostrzega, choćby chciał. Wszelkie jego wątpliwości, wszelkie pragnienia znane są czytającemu. Przez to mamy możliwość wniknięcia w jego umysł i serce, a to czyni historie jeszcze bardziej interesującą. Autorzy skupiają się nie tylko na jego postaci. Stopniowo wprowadzają kolejne, a dzięki wydarzeniom, które mają tutaj miejsce, nabieramy sympatii do prawie każdej z postaci, czy do Henriego, czy do Marka. Niektóre z nich przechodzą pewne przeobrażenia, które nie pozostają bez wpływu na nasze osobiste odczucia. Pittacus wspaniale opisuje każdy element otaczającego bohaterów świata. Nie tylko życie w takim miasteczku jak Paradise, ale też i szkołę, czy nawet bardziej kosmiczne elementy. Fascynuje opisami Lorien, a także przeraża i wzrusza opisami najazdu na tą planetę. Ciekawią także opisy bestii, czy też chimer, bo takie opisy zawsze najchętniej się czyta. Na szczęście nie powodują one, że czytelnik zaczyna się nudzić, a wręcz przeciwnie- jeszcze bardziej rozbudzają jego zainteresowanie. Lore stosuje także bardzo charakterystyczne słownictwo jeżeli chodzi o naukę dotyczącą obcych. Można się czegoś dowiedzieć chociaż niekiedy wydaje się być to zwyczajnym bełkotem.
    W Polsce powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa G+J w lutym 2011 roku. To co najbardziej szokuje w tym wydaniu to fakt, że okładka nie jest oryginalna dla książki, ale dla filmu. Powoduje to spory zawód, mnie to nigdy nie pociągało. Osobiście wolałabym nie oglądać na okładce twarzy Pettyfera, ale rozumiem osoby, którym to odpowiada. Nie mniej sama koncepcja frontu jest fascynująca. Zdjęcie jest genialne i idealnie pasuje do treści zawartej w książce. Złotawo brązowa kolorystyka dodaje jej także charakteru i, o dziwo, przyciąga uwagę. Jednakże, gdy otwieramy książkę, możemy oniemieć z przerażenia. Zdecydowanie za mała czcionka, która faktycznie odstrasza, ale ku zaskoczeniu wcale nie męczy. Powieść czyta się szybko i bezboleśnie nawet pomimo jej, a to jest zdecydowanie na plus.
    „Jestem numerem cztery” to fascynująca opowieść o miłości, przyjaźni, oddaniu i bohaterstwie. Idealna pozycja dla młodzieży, czy też dla starszych nieco czytelników. Z pewnością odnajdą w niej coś zwyczajne nastolatki, a także dojrzali fani fantastyki. Historia jest interesująca i wciąga czytelnika bez reszty. Kiedy akcja zaczyna się rozkręcać ma się ochotę pochłonąć ją od razu i czasami człowiek sam się na siebie denerwuje, że nie potrafi szybciej rzucać oczami po stronach tej powieści. Nie utrudnia mu tego jednak mała czcionka wydania, bowiem cała magia tkwi w treści. A jeżeli powieść jest ciekawa to nawet drobny maczek nie przeszkodzi nam, aby ją dokończyć!


Ocena: 5/6                               

Bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu G+J za możliwość przeczytania i zrecenzowania powieści, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.  



2 komentarze :

  1. Po takiej recenzji na pewno nie ominę tej książki w księgarni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chętnie przeczytałabym tę książkę, ale co z tego, w moim przypadku packetowe wydania to dramat, jako krótkowidz dla tego typu wydań, mówię zdecydowane Nie!, cóż...mnie mała czcionka wykańcza, nawet jeśli fabuła jest pasjonująca to od czytania głowę mi rozsadza, starość nie radość :))

    OdpowiedzUsuń