Reżyseria: Martin Campbell
Scenariusz: Andrew Bovell,William Monahan
Na podstawie: serialu TV Troya Kennedy-Martina
Zdjęcia: Phil Meheux
Muzyka: Howard Shore
Kraj: USA
Gatunek: Thriller
Premiera światowa: 28 stycznia 2010
Premiera polska: 23 kwietnia 2010
Obsada: Mel Gibson, Bojana Novakovic, Ray Winstone, Shawn Roberts, Danny Huston
Po 6 latach przerwy Mel Gibson powraca na wielkie ekrany w przejmującym thrillerze „Furia”. Występuje tu w roli ojca zamordowanej dziewczyny, która wplątuje się w tarapaty w firmie, gdzie odbywa praktykę. Film stanowi uwspółcześnioną kinową wersję mini serialu z połowy lat 80tych, a wyreżyserował go Martin Campbell twórca „Maski Zorro” oraz „Casino Royale”.
Detektyw Thomas Craven (Mel Gibson) wychowuje samotnie swoją córkę – Emmy (Bojana Novakovic). Dziewczyna wyjeżdża z rodzinnego miasta, aby rozpocząć studia i karierę naukową. Kiedy w końcu przyjeżdża w odwiedziny nie czuje się najlepiej. Zmartwiony Craven próbuje zawieźć ją do szpitala jednakże w chwili kiedy wychodzą na ganek nieznajomy mężczyzna strzela do Emmy, która ginie na miejscu. Wszyscy uważają, że to Craven był celem, a nie jego córka. Zrozpaczony, żądny zemsty ojciec rozpoczyna śledztwo na własną rękę, które prowadzi go do firmy Nortmoor. To właśnie tam jego córka odbywała staż, w trakcie którego odkryła coś o czym nigdy miała się nie dowiedzieć.
Żaden ojciec nie jest przygotowany na tragedię, która spotyka głównego bohatera tego filmu. Nie dość, że ktoś brutalnie zabiera mu ostatnią ważną osobę w jego życiu to w dodatku jest to jego ukochana córka. Mało, który ojciec ma jednak takie możliwości jak Craven, gdyż nie każdy jest funkcjonariuszem policji i nie każdy może na własną rękę odnaleźć sprawców morderstwa. „Furia” zaczyna się w sposób szokujący, bowiem nikt do końca nie jest pewny tego co się dzieje z Emmy. Jej problemy zdrowotne napawają widza przerażeniem. Jednakże to co dzieje się chwilę później jest nie mniej szokujące, bowiem młoda, piękna dziewczyna dostaje z shootguna prosto w bebechy, i to gdzie? Na ganku swojego domu, gdy obok niej stoi jej kochający ojciec. Po tych paru minutach filmu widz spodziewa się niesamowitej akcji i prawdziwej rzezi na miarę „Porwanej”, gdzie główną rolę grał Liam Neeson. Niestety, to co dzieje się dalszej kolejności kieruje się raczej w przeciwnym kierunku do świetności i zafascynowania. Widza interesuje to co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego, dlatego też do samego końca w skupieniu przygląda się opowiadanej historii. Jednakże zdecydowana większość domyśli się przyczyny śmierci Emmy kiedy Craven przeszukuje jej rzeczy i odnajduje identyfikator.
Akcja filmu jest bardzo przewidywalna, twórcy niczym nas nie zaskakują, a szkoda, bo mógłby to być naprawdę ekscytujący film, w którym krew lała by się litrami. Ponadto zakończenie, przez które film traci kilka punktów w mojej ocenie. Nie dość, że do przewidzenia to jeszcze próbujące nieudolnie naśladować zakończenie „Infiltracji”. Trudno odpowiedzieć sobie na pytanie czy film kończy się pozytywnie czy też negatywnie, to wszystko uzależnione jest od punktu widzenia.
Film jednakże utrzymuje klimat napięcia, ale nie stopniuje go tak jak to bywa w przypadku rasowych filmów grozy. Wszystko kręci się wokół określeń „ściśle tajne” i „bezpieczeństwo narodowe”, co w pewnym momencie okazuje się być dość frustrujące. Nie jest to jednak to czego można by się spodziewać po tak klimatycznym rozpoczęciu filmu. Na atmosferę filmu wpływają między innymi zdjęcia Phila Meheuxa, który od wielu lat współpracuje z reżyserem przy jego produkcjach. Muzyka Johna Corigliano także nie pozostała bez wpływu na otoczkę filmu. Nie słyszymy tutaj jakiś konkretnych utworów, które budowałyby powagę, czy też grozę konkretnych wydarzeń, jednakże im mniej tym lepiej – przynajmniej w tym przypadku.
Mel Gibson jest postacią dobrze wszystkim znaną. Każdy w swoim życiu widział przynajmniej jeden film z jego udziałem – lub nawet kilka. Miał długą przerwę w aktorstwie, w trakcie której realizował się jako reżyser. W końcu to spod jego palców wyszła w tym czasie kontrowersyjna „Pasja”, czy „Apocalypto”. W „Furii” przypomina o sobie, ponownie pokazuje, że dobrym aktorem jest. Wspaniale wciela się w rolę napędzanego nienawiścią ojca, który nie pragnie niczego innego jak tylko znaleźć zabójców swojej córki. Bardzo dobrze zagrane. Według mnie objawieniem w tym filmie był występ Raya Winstone`a, który zagrał Jedburgha. Do tej pory nie wiem kim był ten człowiek. Nie mniej jego postać jest niesamowicie intrygująca, a jeszcze Ray w tej roli jest całkowicie przekonujący. Poza nimi w filmie wystąpili Danny Huston, Shawn Roberts, Denis O`Hare, itp.
„Furia” nie robi zbyt wielkiego wrażenia. Ponadto za mało w nim furii, żeby nadawać mu taki tytuł. Pomimo tego, że aktorstwo jest na dobrym poziomie, pomimo tego, że oglądamy wielki powrót Gibsona to niestety sama historia nie jest na tyle pociągająca, aby utrzymać się na długo w pamięci. Jest to zdecydowanie jeden z gorszych filmów w karierze Gibsona, ale każdy ma lepsze i gorsze role. Początek filmu zapowiada naprawdę ekscytujący film, ale wychodzi tak jak zawsze, czyli nudno i przewidywalnie.
Zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów, widziałam go już chyba ze 20 razy i ciągle mi się nie znudził :) Drugi taki to 'Uprowadzona' :D
OdpowiedzUsuń