NOWOŚCI

wtorek, 4 października 2011

810. Grease 2, reż. Patricia Birch

Reżyseria: Patricia Birch
Scenariusz: Ken Finkleman
Zdjęcia: Frank Stanley
Muzyka: Louis St. Louis
Kraj: USA 
Gatunek: Musical, Dramat, Komedia romantyczna
Premiera światowa: 11 czerwca 1982
Premiera polska na DVD: 04 listopada 2004
Obsada: Michelle Pfeiffer, Maxwell Caulfield, Lorna Lutf,  Didi Conn
, Pamela Adlon, Adrian Zmed, Peter Frechette, Christopher McDonald

     Po sukcesie jakim niewątpliwie okazał się być „Grease” twórczyni choreografii do tego filmu – Patricia Birch, postanowiła sama stworzyć kontynuację tego przeboju. W planach był także serial, jednakże druga odsłona filmu odniosła taką klęskę, że zrezygnowano z jego realizacji. Szkoda, że nie zrezygnowano także z realizacji kontynuacji klasyka, gdyż nawet urocza Michelle Pfeiffer nie ratuje tego filmu.

     Rozpoczyna się nowy rok szkolny. Do Rydell High School z Anglii przybywa kuzyn Sandy – Michael Carrington (Maxwell Caulfield). Korzystając z pomocy Frenchy (Didi Conn) – przyjaciółki Sandy, która powraca do szkoły po nieudanej przygodzie ze Szkołą piękności, próbuje wpasować się do lokalnej społeczności nastolatków. Już pierwszego dnia szkoły w oko wpada mu jedna z Pink Ladies – Stephanie Zinone (Michelle Pfeiffer). Jednakże dowiaduje się, że tylko członkowie grupy T-Birds mogą umawiać się z dziewczynami z tej grupy. Poza tym Stephanie i tak odrzuca jego zaloty, gdyż marzy o silnym mężczyźnie na odlotowym motocyklu. Dlatego też Michael postanawia pomagać innym w pisaniu ich prac na zaliczenie, dzięki czemu zarabia trochę pieniędzy na kupienie sobie motoru. Kiedy w końcu uczy się nim posługiwać robi wrażenie na Stephanie, która bez pamięci zakochuje się w tajemniczym motocykliście, gdyż Michael boi się zdradzić jego tożsamość. W końcu jednak i Stephanie ma problemy z nauką, a gdy Michael oferuje jej swoją pomocą zbliżają się do siebie.

     Co tutaj dużo mówić. „Grease 2” jest kolejnym przykładem na to, że kontynuacje nie są dobrym materiałem na dobre kino. Okazało się, że dotyczy to nie tylko filmów współczesnych, ale także klasyków kina. Moim skromnym zdaniem warte było pozostawienie „Grease” samemu sobie, gdyż drugi film po prostu niszczy całą tą historię. Nie ma tutaj żadnych fascynujących utwór, które pozostawałyby w uchu na dłużej, ani żadnej interesującej historii. No, ale tak to się właśnie kończy kiedy choreograf bierze się za reżyserię.

Historia znowu się powtarza. Przynajmniej na kontynuację mogli wybrać inny temat. No, ale w sumie czego spodziewać się po musicalu – tylko historii miłosnej. Niestety w przeciwieństwie do poprzedniego filmu nie mamy tutaj w jakiś sposób zaznaczonej historii bohaterów. Nie poznajemy bliżej ani członków T-Birds ani Pink Ladies. Wszystko przez to, że film skupia się tylko na miłosnych podrywach Micheala w stronę Stephanie. Szkoda, bo niestety wątek ten ciągnął się i ciągnął i kiedy wyskoczył mi napis, aby zmienić płytę zastanawiałam się czy to zrobić. Potwornie to było nudne i osobiście to sceny, które rozciągnęły film do 2 godzin ja pewnie zmieściłabym w godzinie, bo przecież po co odkładać prawdziwą tożsamość tajemniczego kierowcy motocyklu skoro można było to zrobić od razu, albo chociaż przy drugim razie. To niestety nie było do końca przemyślane posunięcie. Szkoda, bo można było zrobić z tego coś ciekawego. A tak to tylko wieje nudą i niestety nie jest to ani trochę zabawne. Ciekawe było jednakże powiązanie wątków z poprzednim filmem. Zdziwiłam się, gdy ponownie zobaczyłam na ekranie jednego z aktorów – tych negatywnych, którego widzieliśmy w pierwszym filmie. Pojawienie się Frenchy także było ciekawym doznaniem. Jednakże nowa grupa T-Birds i Pink Ladies zakręciła mi w głowie w negatywny sposób. Powinni chociaż pojawić się reprezentanci z poprzednich grup.

     Po raz kolejny muzykę skomponował Louis St. Louis. Jednakże tym razem muzyka zupełnie nie zachwyca. Nie wiem czym to jest spowodowane, być może brakiem ciekawych pomysłów. W końcu na tej porażce Louis zakończył swoją karierę. Nie ma tutaj żadnych chwytliwych piosenek. Jedynie piosenka „Cool Rider” w wykonaniu Michelle Pfeiffer była nawet ciekawa. Podobała mi się także „Rock-a-Hula-Luau”. No, ale na tym można skończyć. Pozostałe piosenki są raczej przeciętne i nie zachwycają. Nic więc dziwnego, że żadna z nich nie została zapamiętana na wiele lat.

     Kolejny raz aktorzy wykazali się odwagą i sami śpiewali swoje kwestie. Główną rolę w filmie zagrała Michelle Pfeiffer. Jakoś prawdę mówiąc nie przekonała mnie jej Stephanie. Jak dla mnie była zbyt sztywna i w ogóle mało rozgarnięta. Jednakże plus należy jej się za to, że sama śpiewała swoje partie wokalne i w dodatku śpiewała je poprawnie. Zakochanego w niej Michaela zagrał Maxwell Caufield – który z pochodzenia także jest Anglikiem. Przyznam szczerze, że jeżeli o mnie chodzi to jest on naprawdę urokliwy – spodobał mi się. Aktorsko mogło być lepiej, ale gorzej także mogło być. Można by powiedzieć, że na tym można skończyć ocenianie aktorskiej gry głównych bohaterów, ponieważ nie przedstawiono nam bliżej pozostałych postaci. Jak się okazuje problemy uczuciowe to nie wszystko – trzeba także pokazać osobowość, czego tutaj nie pokazano.

     Ogólnie, „Grease 2” nie spodobał mi się. Był potwornie nudny i aż sama byłam w szoku, że musical może mnie tak zanudzić. Odgrzewanie kotletów nie zawsze wychodzi więc na dobre. Całe szczęście zrezygnowano z serialu i miliona kontynuacji, bo mogło być już tylko gorzej. Jak dla mnie gra aktorska jest dość marna, piosenki, które nie przetrwają do końca filmu w naszej pamięci. Dlatego więc zdecydowanie odradzam ten film nawet tym, którzy chcą kontynuować swoją przygodę z „Grease 2”. Niestety, nie warto, a jedynie wymęczycie się przez ten czas.
W serii:

Prześlij komentarz