NOWOŚCI

piątek, 8 lipca 2011

Książka #15. Zaginiony symbol, aut. Dan Brown

Tytuł oryginalny: The Lost Symbol 
Gatunek: kryminał, sensacja 
Wydawca: Albatros/Sonia Draga 
Rok wydania oryginału: 2009 
Rok wydania w Polsce: 2010 
Projekt okładki: Michael J. Winsdor 
Tłumaczenie: Zbigniew Kościuk 
Korekta: Beata Słama 
ISBN 978-83-7659-031-8 (Albatros), 978-83-7508-215-9 (Sonia Draga) 
Ilość stron: 624 
Format: 148x210 mm 



    Cały świat usłyszał o powieściach Dana Browna, kiedy jego książka „Kod Leonarda Da Vinci” wstrząsnęła podstawami wiary chrześcijańskiej. Powieść w bardzo szybkim tempie została uznana za bestseller, a kolejne nie pozostawały daleko w tyle. Jego najnowsza powieść o tytule „Zaginiony symbol” to już trzecia historia o harvardzkim wykładowcy symboliki Robercie Langdonie, który tym razem pozostaje wciągnięty w niebezpieczny świat symbolów i rytuałów Masonów stojących u podstawy istnienia Stanów Zjednoczonych.

     Robert Langdon, specjalista od symboliki i historii, udaje się do Waszyngtonu na prośbę swojego przyjaciela Petera Solomona, który zaprasza go do Kapitolu na odczyt wykładu. Jednakże, kiedy wykładowca dociera na miejsce okazuje się, że padł ofiarą oszustwa, a osoba, która sprowadziła go do stolicy porwała jego przyjaciela. Porywacz żąda od Langdona pomocy przy odnalezieniu legendarnej piramidy masońskiej, która otworzy portal do największej tajemnicy ludzkości. Aby zachęcić Langdona do współpracy pozostawia mu odciętą dłoń Solomona ze znakami. Na miejsce przybywa CIA, a jego przedstawicielka – Sato, uważa, że sprawa ta zagraża narodowemu bezpieczeństwu. Langdon nie ma wyboru, jak zrobić wszystko, aby odnaleźć piramidę masońską, a przy tym ponownie będzie musiał zmierzyć się ze swoją hierarchią wartością i wierzeniami.
    „Zaginiony symbol” to kolejna powieść, która łączy w sobie elementy kryminału, sensacji, thrilleru, a także powieści historycznej. Książka ta opowiada o podstawie istnienia zakonu Masonów, którymi byli, przede wszystkim, założyciele Stanów Zjednoczonych. Z tego też powodu nie brakuje tutaj licznych odniesień do historii. Poznajemy początki istnienia Masonów, a także ich symbolikę. Tematyka wolnomularzy często poruszana jest we współczesnej literaturze i kinematografii, jednakże trudno jest nie odnieść wrażenie, że „Zaginiony symbol” przedstawia tą fascynująca opowieść w najnudniejszy z możliwych sposobów. Jednakowoż podstawy wiary i symbolika masońska nie jest jedyną tematyką tej powieści, bowiem historia ta odnosi się także do nauki badającej rzeczy, o których trudno byłoby ludziom śnić. Brown nie byłby Brownem, gdyby w historii nie pojawił się morderca. Tutaj jest to członek loży masońskiej, który pragnie poznać największą tajemnicę ludzkości. Z tego też powodu morduje i manipuluje ludźmi, w tym także Langdonem. W tym celu porywa ludzi całkowicie niewinnych, aby mieć kartę przetargową. Jest potężny i niebezpieczny. Każdy kto go widzi, dostrzega w nim bestię. Najbardziej zaskakujące jest w tym wszystkim to, że Brownowi po raz pierwszy nie udało się do końca ukryć tożsamości mordercy. Oczywiście wiadome jest, że zabójcą jest Mal’akh, ale największa tajemnica tkwi w tym, kim ten człowiek jest. Osobiście sprawę rozwikłałam już na 60 stron przed wyznaniem prawdy przez autora, czyli na 490 stronie, chociaż skłamałbym, gdybym nie powiedziała, że podejrzewałam chyba pół postaci z książki. „Zaginiony symbol”, niestety, odróżnia się od swoich poprzedników. Brakuje mu większego dynamizmu, do którego przyzwyczaił nas Brown. Nie ma tutaj wędrówki od obrazu do obrazu, czy od figury do figury. Tu wszystko kręci się wokół tajemnic masońskich i odnajdywania kolejno znaków, które, niestety, nie wzbudzają aż takiego napięcia. Pierwsze strony są naprawdę męczące, później na szczęście akcja się rozkręca, ale, niestety, finał nie jest aż taki genialny jak można by się spodziewać, a sama tajemnica nie jest aż taka szokująca.
    Dan Brown pokazał w swojej najnowszej powieści, że nieco wypadł z formy. Oczywiście, udało mu się stworzyć niesamowitą historię, a to przez niesamowite opisy. Nie pomija żadnego szczegółu. Nie szczędzi czytelnikowi krwawych opisów, tych mniej przyjemnych. Idealnie opisuje budynki i budowle, a także udaje mu się wprowadzić czytającego w całkowicie nowy świat. Jednakże wprowadza przytłaczającą ilość informacji historycznych dotyczących loży Masonów i przez to ogromną trudność stanowi przebrnięcie przez pierwsze sto stron powieści. W szczególności, że dane te przedstawione są w dość suchy sposób, co jeszcze bardziej zniechęca do dalszej lektury. Na szczęście szybko udaje mu się odbić od dna, chociaż, gdy w końcu coś się zaczyna i czytelnik ma nadzieję na dalszy rozwój akcji, to wówczas znowu wprowadzone zostają zwyczajne fakty, które najchętniej by się pominęło, gdyby nie były konieczne do pojęcia całej historii. Autor przedstawia historię za pomocą narratora, który wydaje się wiedzieć wszystko. Wczuwa się w bohaterów powieści, przenika do ich umysłów i serc, sprawnie je prezentując. Same postacie dzięki temu są bardzo wyraziste, w szczególności osoba Mal’akha.
    W Polsce wydania powieści podjęły się dwa wydawnictwa – Albatros i Sonia Draga. Nie brakuje wielu odniesień i wielu wyjaśnień ze strony tłumacza i redakcji. Ponadto już w oryginalne stworzono bardzo interesującą okładkę, która w sposób idealny przedstawia to o czym jest powieść. Na jej froncie znajdzie się zarówno odbicie masońskiego pierścienia najwyższego wtajemniczenia, a także wizerunek Kapitolu, siedziby Senatu, gdzie rozgrywa się większa część akcji powieści. Cała okładka upstrzona jest licznymi symbolami, których nie zabraknie także i we wnętrzu powieści. Wszystko to sprawia, że po powieść często się sięga i wciąż posuwa naprzód przy jej czytaniu.
    Na kolejną powieść Dana Browna czekałam całe wieki. Wtedy na półkach pojawił się „Zaginiony symbol”, a ja przez rok polowałam, aby dostać go w swoje ręce. W końcu nadszedł ten piękny dzień, aż rozpoczęłam lekturę i nie mogłam sobie z nią poradzić. Historia bardzo mnie przytłoczyła, liczyłam zdecydowanie na coś lepszego. Powieści daleko jest do „Kodu Leonarda Da Vinci”, czy „Aniołów i Demonów”, daleko jej nawet do „Zwodniczego punktu”, czy „Cyfrowej twierdzy”. Nie zachwyca aż tak, jak oczekiwałam. Nie pochłonęła mnie aż tak, jak się spodziewałam. Zdecydowanie za bardzo się dłużyła, co tylko zniechęcało do dalszego czytania. Motyw zabójcy po raz pierwszy mnie nie zaskoczył. Po raz pierwszy wiedziałam kim jest zabójca na długo zanim zostało to wyjaśnione. Samo rozwiązanie zagadki także nie było szokujące. A szkoda, bo pomysł miał potencjał, ale wyszło jedynie przeciętnie. 


Ocena: 3/6

2 komentarze :