NOWOŚCI

piątek, 15 kwietnia 2011

767. Dragonball: Ewolucja, reż. James Wong

Oryginalny tytuł: Dragonball Evolution
Reżyseria: James Wong
Scenariusz: Ben Ramsey
Na podstawie: anime Akiry Toriyama
Zdjęcia: Robert McLachlan
Muzyka: Brian Tyler
Kraj: USA / Wielka Brytania / Hongkong
Gatunek: Fantasy / Przygodowy
Premiera światowa: 10 marca 2009
Premiera polska: 17 kwietnia 2009
Obsada: Justin Chatwin, Yun-Fat Chow, Emmy Rossum, Jamie Chung, James Marsters, Joon Park, Eriko Tamura

    „Dragonball: Ewolucja” to pierwsza fabularna ekranizacja znanej na całym świecie japońskiej anime autorstwa Akiry Toriyamy. Realizacji filmu podjął się twórca takich kasowych filmów, jak „Oszukać przeznaczenie” oraz „Tylko jeden”. Niestety jego wizja historii o Smoczych Kulach nie przyniosła mu aż takiego uznania i zrozumienia ze strony publiki. Jednakże ze względu na to, że Agusia nie jest taka jak reszta, to przyznam się do tego, że mnie się film spodobał. Oczywiście rozumiem powody, dla których większość uważa inaczej. Anime nigdy nie widziałam, no dobra może widziałam z jeden bądź dwa odcinki, ale nie aż tyle, żeby rozumieć cały sens filmu i znać każdego po imieniu. Film jednakże nie skłania mnie do zagłębienia się w ową historię.
    Młody chłopak imieniem Goku (Justin Chatwin) wychowywany jest przez swojego dziadka. Posiada on niezwykłą moc i dlatego też dziadek daje mu tajemniczą Kulę Smoka, której nakazuje mu strzec jak oka w głowie. Jednak pomimo wszystko Goku musi starać się prowadzić normalne życie i z tego też powodu nikt w szkole nie może dowiedzieć się o jego potędze. Goku wpada w oku piękna Chi Chi (Jamie Chung), która w dniu jego urodzin zaprasza go do siebie na imprezę. Niestety tej samej nocy dochodzi do tragicznego wypadku, w którym dziadek Goku zostaje śmiertelnie ranny. Na łożu śmierci nakazuje mu odnaleźć Mistrza Roshi`ego (Yun-Fat Chow) i przekazać mu, że Piccolo powrócił. Na miejscu pojawia się też Bullma (Emmy Rossum), która pragnie zdobyć wszystkie 7 Smoczych Kul dla własnych korzyści. Zawiera ona układ z Goku i teraz razem poszukują Roshiego, a następnie mają odnaleźć Smocze Kule. Muszą to zrobić zanim zrobi to Piccolo, gdyż wtedy sprowadzi zagładę na Ziemię.
    Japońska animacja nie jest mi jakoś specjalnie bliska, ale nie wiedzieć dlaczego miałam ogromną ochotę obejrzeć ten film, ponieważ stwierdziłam, że musi być niezwykle efektowny. Oczywiście nie pomyliłam się, ale niestety nie dane było mi zobaczyć tych wspaniałości na ekranie kina. Oglądając film cały czas kołatał mi się po głowie tekst mojego taty, gdy jako pierwszy obejrzał film: „Taki film dla dzieci”. No i niestety trudno jest mi się z nim nie zgodzić, ale chyba o to właśnie chodziło. Jak dla mnie to film cały był jednym wielkim żartem, co było widać po zachowaniach aktorów, a także po całym zamyśle filmu. Jednakże ja bawiłam się całkiem nie najgorzej.
    Zaczęłam lubić filmy, gdzie sztuki walki pełnią kluczową rolę. Tutaj oczywiście było to z lekka naginane, ponieważ do akcji wkraczały też moce Goku co sprawiało, że jego walki były dość fascynujące, ale raczej mało realne. Jednakże nie o realność chodzi w tym filmie, ale o to, aby widz dobrze się bawił. Ja przy walkach bawiłam się przednio. Akcja była upstrzona także w inne ciekawe wydarzenia, ale oczywiście walki stanowiły podstawę całej historii. Całe wykorzystywanie mocy Kame Hu Ma He, czy jak to tam szło było dla mnie dość komiczne. Nie wiem jak to człowiek może posiadać takie moce, no ale to historia z Anime więc można się wszystkiego spodziewać. Niestety, to tylko pogarszało jakość filmu.
    Efekty specjalne w niektórych scenach były zniewalające, ale w innych jakby niedopracowane. Może tylko mi się wydawało, ale bardzo nienaturalnie były te wszelkie skoki Goku. Zawsze miałam uraz do scen kopanych w powietrzu, gdyż tego nigdy nie da się zrobić tak, aby wyglądało naturalnie. Zastosowanie zwolnień było jak zawsze dość ciekawym posunięciem, ale mnie osobiście psuło to całe wrażenie. Same Smocze Kule były niezwykłe, ale moim zdaniem było o nich za mało. Najwięcej uwagi bowiem skupiało się na mocy Goku, jak się później okazało, nie było to takie całkiem bez przyczyny. Pojawienie się smoka niby powinno być ciekawym doświadczeniem pod względem wizualnym i takie też było, jednakże zabrakło mi w nim tego czegoś, a poza tym to za krótko miałam okazję się nim nacieszyć, a jak niektórzy wiedzą uwielbiam smoki. Ostateczna walka Goku i Piccolo także nie była aż tak efektowna jak się spodziewałam, no ale cóż. Ogólnie bardzo podobał mi się film pod względem wizualnym.
    Wstyd byłoby chociaż nie wspomnieć o obsadzie w tym filmie, a także o tym jak spisali się oni na planie. Główna rola- Goku- przypadła w udziale Justinowi Chatwinowi, którego ja znam tylko z roli w filmie „Wojna Światów” u boku Toma Cruise`a. Niestety nie zrobił na mnie dobrego wrażenia w tym filmie. Teoretycznie bardzo dobrze radził sobie w scenach wymagających większego zaangażowania, ale wszystko to brało w łeb, gdy tylko się odzywał. Niektóre sceny jak pamiętam wyglądały przez niego tak nienaturalnie, że aż żal było patrzeć. Nie wspomnę też o „nie zapomnij kim jesteś”. Ech. Totalnie zaskoczyło mnie, że rola Piccolo dostała się Jamesowi Marstersowi. Uwielbiam go za jego wampira imieniem Spike w serialu „Buffy- postrach wampirów”. Był rewelacyjny. Niestety nie przeniósł tego na Piccolo, a szkoda. Rozumiem jednak, że ten miał zupełnie inne uczucia wywoływać. U mnie nie wywołał żadnych. Mistrzem Roshi został Yun-Fat Chow, który także nie jest mi obojętny. Jego postacie zawsze mają w sobie to coś. Zresztą on sam ma to coś w sobie. Był całkiem sympatyczny w roli Roshiego. Osobiście nie wiem czy tak właśnie miała wyglądać jego postać, ale nieważne. Jako jedyny spodobał mi się w tym filmie. Główną rolę kobiecą zagrała Emmy Rossum i była to Bulma. Nie podobała mi się bardzo. Uważałam ją zawsze za śliczną i uroczą dziewczynę, która potrafi grać. Tutaj niestety spadła prawie, że na dno. Bez wyrazu. Jak można podsumować więc obsadę tego filmu? Moim zdaniem w produkcjach azjatyckich, w ekranizacjach japońskich historii powinni grać Japończycy. Dziwnie jest mieć świadomość, że film ma swoje korzenie w Japonii, gdzie nawijają w takowym języku i takowo też wyglądają, a tutaj dowalą Ci takiego Chatwina- typowego amerykańskiego dzieciaka bez talentu i myślą, że wszystko będzie grało. Byłam bardzo zaskoczona wyborem akurat jego do głównej roli. Kto jak kto, ale do Goku to on najmniej pasuje.
    Film ten jest typową produkcją na rozluźnienie. Nie należy tutaj upatrywać się jakiś podtekstów i ukrytych znaczeń. Ogląda się go bardzo przyjemnie i można niekiedy nacieszyć oko. Nie brakuje tutaj zabawnych sytuacji i dialogów, a kto wie może Wam uda się pokochać którąś z postaci. Mnie niestety się nie udało, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Jak nie uda Wam się obejrzeć tego filmu to nie macie co płakać nad rozlanym mlekiem. Wydaje mi się jednak, że fanom tej Anime mogłoby się spodobać.

5 komentarzy :

  1. nie widziałam, bo jakoś nie ciągnie mnie do dragonballa- nigdy nie lubiłam tego anime - ale może kiedyś go zobaczę. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzę z sentymentu, obok Sailor Moon jedno z moich pierwszych anime ;) zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. cóż niewiedza wychodzi już w pierwszym zdaniu. nie jest to pierwsza ekranizacja DB. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, bardzo fajny blog :)
    Zapraszam na www.urusai.pl , tworzony jest tam dział z recenzjami!
    Właśnie poszukują osób, które piszą recenzje anime, zachęcam ;)
    Recenzja anime które lubisz na pewno się tam znajdzie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Film jest głupi jak torba po kartoflach na głowie osła. Z mangą czy anime (Akira Toryama stworzył mangę, czyli odpowiednik naszego komiksu, potem stworzono anime, czyli odpowiednik naszych serialowych bajek) ma wspólnego tyle, co ja z zaproszeniami od Warner Bross na pokazy przedpremierowe ich filmów. Jedyny plus to jako taka gra Chow`a i Martersa.

    OdpowiedzUsuń