Reżyseria: Mick Jackson
Scenariusz: Lawrence Kasdan
Zdjęcia: Andrew Dunn
Muzyka: David Foster, Jud Friedman, Allan Dennis Rich, Alan Silvestri
Kraj: USA
Gatunek: Sensacyjny
Premiera światowa: 25 listopada 1992
Premiera polska na DVD: 24 lutego 2006
Obsada: Whitney Houston, Kevin Costner, Bill Cobbs, Gary Kemp, Thomas Arana
„Bodyguard” został wyreżyserowany przez Brytyjczyka, Mick`a Jackson`a, który mógł wam przypaść do gustu dzięki takim filmom jak „Wulkan” (mnie się podobał :P), czy też „Historia z Los Angeles” (nie widziałam). Ostatnimi czasy zajął się reżyserowaniem seriali takich jak „Wzór” i „Skazani za niewinność”. Nic więc dziwnego, że tak trudno jest trafnie stwierdzić do jakiego gatunku zaklasyfikować „Bodyguarda”. Z jednej strony jest to niezłe kino sensacyjne, a z drugiej duża dawka emocji dwojga ludzi. Dlatego też w tym filmie zarówno mężczyźni, jak i kobiety powinni znaleźć coś dla siebie.
Rachel Marron (Whitney Houston) jest największą gwiazdą muzyki i filmu. Kiedy jednak jej ochrona otrzymuje od nieznanego nadawcy pogróżki skierowane w stronę Rachel nie wiedzą co mają zrobić. Postanawiają trzymać to w tajemnicy przed zainteresowaną i proszą o pomoc Franka Farmera (Kevin Costner), najlepszego ochroniarza o jakim słyszeli. Frankowi z początku nie widzi się współpraca z zapatrzoną w siebie gwiazdką, ale szybko zmienia zdanie kiedy do gry wkraczają uczucia. Jednak romans z gwiazdą nie przysłania mu jego prawdziwego powodu bycia przy niej, obsesyjnie wszędzie widzi zagrożenie, czym doprowadza Rachel do szału.
Wstyd się przyznać, że dopiero po 16 latach w końcu miałam szansę obejrzeć ten film. To nie jest tak, że broniłam się przed nim rękami i nogami, ale jakoś nie było okazji, a potem jego istnienie odchodziło w zapomnienie. W końcu jednak się zdenerwowałam i postanowiłam skombinować go na płycie, aby obejrzeć. Niestety kopia taka średnia i momentami niewiele słyszałam, dlatego wybaczcie jeżeli pominę jakiś istotny dla was szczegół.
Zacznę od tego, że mam mieszane odczucia względem tego filmu. Jak dla mnie akcja trochę wolno się rozkręcała. Z jednej strony to dobrze, bo przy końcu była eksplozja emocji trochę nakrapiana, co mnie troszkę zdziwiło, no ale w sumie nie żałuję, że obejrzałam ten film i nie sądzę, żeby był to stracony czas. Z takich filmów zawsze można się wiele dowiedzieć, poznać życie innych i poznać ich wartości. W tym filmie mamy pokazane dwa zupełnie różne od siebie światy. On zrobi wszystko by chronić swoją klientkę, ona zrobi wszystko, aby dać szczęście innym dzięki swojej muzyce. Wiele ich łączy, przede wszystkim jednak to, że są skłonni do poświęceń. Dzięki temu obrazowi możemy po części zrozumieć zawód ochroniarza. Przyszłoby wam kiedyś do głowy, że ktoś jest w stanie oddać za was życie tylko dlatego, że jest waszym ochroniarzem? Ciekawa sprawa. Z drugiej strony sława i pieniądze, no i oczywiście obsesyjni fani, których większość gwiazd z pewnością ma. Nie dość, że nie mają życia prywatnego to w dodatku są prześladowani przez jakiś maniaków. No, ale najwyraźniej taka jest cena sławy. Tutaj możemy to wszystko zobaczyć z innego punktu widzenia, od strony samych zainteresowanych. To sporo wnosi w życie, bo może oglądając ten film choć jedna osoba zrozumie jak to jest.
Czasami trudno uwierzyć, że w takich warunkach jest w stanie zrodzić się uczucie. Mnie osobiście to zaskoczyło chociaż z drugiej strony pewnie takie sytuacje, że gwiazda zakochuje się w swoim ochroniarzu, to jest na porządku dziennym. W końcu ochroniarz jest z nami cały czas, pomaga nam, wspiera nas, no i w końcu jest w stanie oddać za nas życie. Nic więc dziwnego, że w momencie, w którym Frank ratuje Rachel z oszalałego tłumu coś między nimi zaskakuje, ponieważ ona wie, że on przy niej jest. Później jakoś tak szybko się to potoczyło, że zanim się spostrzegłam a już było po romansie. W ogóle nie wiedziałam nawet kiedy się on zaczął, mogłam się tylko domyślać, a to wszystko przez ten marny dźwięk. Miłość, która zakwitła między naszymi bohaterami była dojrzała, ale tak jak każda była też trochę samolubna i trochę szalona z nagłymi wybuchami złości. To typowe.
Może i większość widzów film ten wciąga, ja przez połowę filmu nie wiedziałam co się dzieje. Tak na poważnie to wciągnęłam się w drugiej połowie kiedy Frank zabrał Rachel i jej rodzinę do domu jego ojca nad jezioro. Myśleli, że będą mieli tam spokój, a tutaj okazało się, że prześladowca ich znalazł. No i były strzelaniny (z tragicznymi skutkami), wybuchy, co mnie zaskoczyło i przeraziło jednocześnie, no i pościgi. Jednak najwięcej emocji wzbudził we mnie finał całego filmu. To dopiero było napięcie i akcja. Wzruszyłam się nawet. Nie wiem kto mi powiedział, że Frank ginie. Normalnie kopnę w piszczel, tyle emocji. Normalnie taka byłam z niecierpliwiona co dalej będzie. Tak, że wiecie, druga połowa filmu była najlepsza.
Dzięki roli Whitney Houston w tym filmie możemy usłyszeć kilka jej największych przebojów „Queen of the Night” lub też „ I will always love you”. Obie piosenki są fascynujące jak zresztą większość jej piosenek. Sama gra Whitney dawała sporo do życzenia. Widać, że jest to jej pierwsza rola w filmie fabularnym, gdzie gra jedną z głównych postaci. No, ale nie było aż tak źle. Dzielnie partnerował jej Kevin Costner, którego na pewno nie muszę przedstawiać. Oboje zagrali wspaniałą parę, dopełniając się wzajemnie. Ja nie mam im nic do zarzucenia, tak samo zresztą jak nikomu z obsady. Nawet ten obsesyjny fan był całkiem ciekawą postacią. Świetnie zagrana rola.
Nie wiem czemu większość ludzi zachwyca się tym filmem. Może powinnam go jeszcze raz obejrzeć i wtedy zrozumiem. Tak czy inaczej film był ciekawy, ale pierwsza połowa była strasznie przynudnawa, dopiero później akcja się rozkręca. Jest to film z pewnością przejmujący, ale widziałam lepsze. Tak czy inaczej uważam, że każdy powinien zobaczyć ten film, ponieważ ma w sobie to coś.
Nie oglądałem, i raczej nie mam zamiaru, choć kto wie. Póki co mam sesję na głowie więc nie bardzo mam czas na cokolwiek, nie mówiąc o filmach. Poza tym Kevin Costner to jeden z najbardziej pozbawionych emocji aktorów jakich znam, z jego osiągnięć podobało mi się tylko "Bezprawie", taki jego tribute dla klasycznych westernów, całkiem w porządku. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJa wystawiłam wyższą ocenę, ale to chyba z sentymentu do głosu Whitney Houston i tego, ze ten film ujmuje mnie za każdym razem gdy go oglądam... Normalnie wystawiłabym podobną ocenę do Twojej. Kevin Costner w tym filmie to wcielenie męskości :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Ukochany film mojej mamy ;) Mnie aż tak nie zachwycił, dobry film, no ale takiego wielkiego wrażenia nie zrobił na mnie jakoś. zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że mi wybaczysz komentowanie newsa sprzed miesiąca, ale tylko ten film obejrzałem sposród ostatnio przez Ciebie opisanych ;]
OdpowiedzUsuńFilm dla mnie był jak bajka - miło, szybko, bezboleśnie. No i ten soundtrack. Niezaprzeczalna klasyka :) pozdrawiam :*