NOWOŚCI

piątek, 7 stycznia 2011

740. Tron: Dziedzictwo, reż. Joseph Kosinski

Oryginalny tytuł: Tron: Legacy
Reżyseria: Joseph Kosinski
Scenariusz: Adam Horowitz, Edward Kitsis
Zdjęcia: Claudio Miranda
Muzyka: Daft Punk
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi / Akcja
Premiera światowa: 05 grudnia 2010
Premiera polska: 25 grudnia 2010
Obsada: Jeff Bridges, Garrett Hedlund, Olivia Wilde, Bruce Boxleitner, Michael Sheen, Beau Garrett


    W 1982 roku przełomowa produkcja reżysera i scenarzysty- Stevena Lisbergera, „Tron”, na zawsze odmieniła świat kina. Wszystko za sprawą innowacyjnych metod tworzenia grafiki, którą wykorzystali spece od efektów wizualnych, aby nadać obrazowi bardziej programistyczny wizerunek. Teraz, 18 lat później, podobny krok próbuje zrobić Joseph Kosinski, który chciał, aby jego film „Tron: Dziedzictwo” zrobił podobne wrażenie jak jego poprzednik. Aby uzyskać ten efekt nie tylko stworzył film oprawiony prawie w całości efektami specjalnymi, ale też zrobił to w popularnej ostatnimi czasy technologii 3D.
    Kevin Flynn (Jeff Bridges) został szefem największej firmy programistycznej w kraju o nazwie ENCOM. Kiedy stracił swoją żonę robił wszystko co w jego mocy, aby być najlepszym ojcem dla swojego syna – Sama (Garrett Hedlund). Przez wiele lat opowiadał mu historie o podróżach do Sieci i obiecał mu, że także pewnego dnia go tam zabierze. Niestety, pewnego dnia Flynn znika, a ENCOM przechodzi w ręce jego syna. Teraz, kiedy Sam ma już 27 lat dostaje wiadomość od ojca, która została nadana z biura Flynna znajdującego się w jego starym salonie gier. Tam Sam odkrywa tajemniczy pokój, a przy okazji uruchamia laser, który przenosi go do Sieci. Gdy tam trafia chce odnaleźć swojego ojca, ale musi też robić wszystko, aby przeżyć w Igrzyskach rządzonych  przez Clu (Jeff Bridges)– program stworzony przez jego ojca. Kiedy chłopak znajduje się w niebezpieczeństwie z pomocą przychodzi mu Quorra (Olivia Wilde), która zabiera go do jego ojca. Ten przedstawia mu problem jaki zaistniał w Sieci, a Sam nie ma zamiaru stać bezczynnie i patrzeć na to co się może wydarzyć. 
    Pod wieloma względami produkcji Kosinskiego daleko jest do poprzednika, jednakże z innych punktów widzenia zdecydowanie bije go na głowę. Trudno jest jednak oceniać tego typu produkcje, których rozbieżność czasowa pomiędzy poszczególnymi częściami jest taka wielka, jak w tym przypadku. Zarówno „Tron”, jak i „Tron: Dziedzictwo” są idealnymi przedstawicielami swoich epok, a efekty zastosowane w obu produkcjach są adekwatne do panujących trendów, a przede wszystkim możliwości technologicznych. Dlatego też „Tron” budził sensacje i pomimo tego, że dzisiaj większość młodych ludzi uznałaby grafikę tego filmu za żenującą to jednak w latach 80tych była ona czymś fascynującym. „Tron: Dziedzictwo”, z kolei, musiał bardziej odpowiadać współczesnym czasom, dlatego też idąc za trendami graficznymi stosowanymi przy tworzeniu gier, film musiał iść za ich przykładem. Z tego też powodu oglądając nowy film mamy wrażenie, że patrzymy na idealną pod względem graficznym grę, a dzięki technologii 3D możemy tak bardzo wczuć się w ten klimat, że będziemy to odbierać tak, jakbyśmy byli w centrum wydarzeń. „Tron: Dziedzictwo”, to przede wszystkim umiejętna gra świateł. Czy to za sprawą motocykli świetlnych, czy też po prostu kostiumów bohaterów, ma się wrażenie, że można za chwilę oślepnąć od tej zabawy na ekranie. Fakt faktem to co się dzieje przechodzi najśmielsze pojęcie. Liczne gry, czy to z dyskami, czy z motocyklami całkowicie wciągają widza, a dzięki 3D odbiera się to jeszcze bardziej intensywnie (w szczególności, gdy siedzi się w 6 rzędzie na sali IMAXa). To samo można powiedzieć o wielu elementach akcji, czyli walki wręcz, czy też pościgi za pomocą statków latających. Nie tylko fascynują, ale dodatkowo tak rewelacyjnie wyglądają pod względem wizualnym, że aż trudno ująć to słowami. Jednakże „Tron: Dziedzictwo”, pomimo tego, że widowiskowy, nie ma aż tak wielu efektów w wersji 3D. Jest to zupełnie coś innego niż wtedy, gdy oglądało się „Avatara”. Równie dobrze można by go obejrzeć na ogromnym ekranie zwykłego kina i miałoby się podobne wrażenia.
    Dla kino maniaków, którzy lubują w kompozycjach filmowych także znajdzie się coś dobrego, bowiem kompozycje Daft Punka, pomimo tego, że momentami przypominają twórczość Hansa Zimmera dla filmu „Incepcja”, to i tak wbijają w fotel. Dodatkowo są to dźwięki tak mocne, że nagłośnienie w IMAXie powodowało, że wszystkie fotele drżały w posadach. Dawało to niesamowity efekt i idealnie pasowało nie tylko do ogólnego charakteru filmu, ale także i do poszczególnych scen, którym te kompozycje towarzyszyły. Dobrze znany wszystkim fanom styl tej ekipy także nie pozostał bez odzewu w filmie. Taki charakter ma właśnie muzyka elektroniczna, której brzmienia towarzyszyły przede wszystkim imprezie, która odbywała się u Zuse`a. Idealne brzmienie, które tylko podkreślało elektroniczny oddźwięk filmu. Takie połączenie sprawiło, że film jest jednym z faworytów do statuetki Oscara w kategorii najlepszej muzyki. Już za niedługo zobaczymy co z tego wszystkiego wyniknie.
    Temat fabuły można byłoby w zasadzie pominąć, bowiem na tym tle film niewiele wyróżnia się od innych filmów.  Wszystko sprowadza się oczywiście do władzy, czy to pod postacią Clu, który chce ją przejąć i dodatkowo rozszerzyć czy też pod tradycyjnymi przepychankami na szczeblach zarządzających w gigantycznych firmach. Wątkiem przewodnim jest jednak stara jak świat historia syna tracącego rodzica i starającego się go odzyskać. Z tego też powodu mamy tutaj liczne chwile wzruszeń i to, niekiedy nawet, dość mocarnych. Przez ten wątek w filmie są momenty, przy których można usnąć z zanudzenia, chociaż można by to zwalić na niezbyt porywające dialogi, które niekiedy ma się ochotę przemilczeć lub całkowicie usunąć z filmu. Najbardziej szokujące jest jednak to, że gdzieś ginie idea samego filmu, a mianowicie tego, że film jest o Tronie, czyli programie, który miał chronić użytkowników. Jego motyw jedynie przesuwa się prawie niepostrzeżenie na film zapominając, że to na nim i jego czynach powinna skupiać się akcja. To zostało ograniczone do minimum, a wydarzenia, które miały widza zaskoczyć (że niby zwroty akcji) nie odniosły zamierzonego skutku, gdyż widz domyśla się tego wcześniej niż zostaje to ujawnione.
    Cała fabuła kręci się wokół pięciu postaci, ale przy tym czterech aktorów z obsady. Najważniejszy w całej historii jest ponownie Kevin Flynn i jego komputerowe odbicie, czyli Clu. Twórcy postanowili zrobić coś niezwykłego i w jednym filmie umieścić tego samego aktora, grającego tą samą postać, ale na różnych etapach życia. Kiedy bowiem Flynn jest już sędziwym i brodatym staruszkiem, Clu nadal pozostaje młody upodobniając się do Flynna, którego znamy z pierwszego filmu. Ciekawie jest patrzyć na Jeffa Bridgesa w dwóch wersjach, jednakże widać, że jako Clu jest poprawiony komputerowo, gdyż odnajduje się pewną nienaturalność w jego twarzy. Bridgesowi bardzo dobrze wyszło odznaczenie tych dwóch bardzo różnych osobowości, chociaż na tym świetność jego gry aktorskiej się kończy. Drugą ważną personą jest Sam Flynn, którego zagrał Garrett Hedlund (znany z filmu „Czterej bracia”). Postać ta niestety nie przypada za specjalnie do gustu pod względem aktorskim, ale przynajmniej można nacieszyć się jego widokiem przez prawie cały film. Olivia Wilde stanęła przed trudnym zadaniem zagrania Quorry, gdyż musiała być nie tylko nieludzka, ale jednocześnie delikatna i bardzo człowiecza. Poza tym jej ogromne i idealnie podkreślony oczy wwiercają się w widza z wielkiego ekranu. Przenikają go na wskroś i to czyni jej postać unikalną. Moim zdaniem, najlepiej w filmie wypadł Michael Sheen, który wcielił się w postać Zuse`a. Co prawda, jego rola nie była tak skomplikowana jak niektórych członków obsady, jednakże całkowicie wczuł się w swoją postać. Udało mu się oddać jego charakter i widać, że bardzo dobrze bawił się na ekranie. Przyjemnie się na niego patrzyło i z rozbawieniem obserwowało się jego ruchy. Uważam, że obsada mogła zostać lepiej dobrana, cieszy mnie jednak, że twórcy postanowili pozostawić aktorów występujących w filmie z 1982 roku przy ich postaciach, tak zachowali ciągłość, która jest dość istotna przy tego typu produkcjach.
    Podsumowując, „Tron: Dziedzictwo” to bardzo udana produkcja, ani na chwilę w to nie wątpiłam kiedy miałam okazję wziąć udział w „Tron Night” pod koniec października. Tak samo jak i oglądane wówczas 23minuty filmu, tak też i pełna produkcja była idealnie wyważona. Pełno jest tutaj akcji, ale nie brakuje także mdłych filozoficznych dialogów. Film jest prawdziwym arcydziełem jeżeli chodzi o efekty specjalne, wizualne, ale też i muzykę. W tym aspekcie nie ma sobie równych więc myślę, że ma spore szanse na zgarnięcie statuetek w tych kategoriach. „Tron: Dziedzictwo” tak jak i jego poprzednik jest skierowany zaledwie do tej części widowni, która gustuje w widowiskowych filmach tego typu, bez względu na to, czy jest to męska jej część, czy też żeńska. Każdy znajdzie w filmie coś dla siebie, ale nie należy spodziewać się po nim większych refleksji. Ten film to przede wszystkim wspaniała rozrywka będąca jednym wielkim efektem specjalnym. 

W serii:

6 komentarzy :

  1. O, widzę, że już po przenosinach ;) Przyzwyczaiłam się już do tego starego bloga mocno, no ale do tego też przywyknę ;) A "Tron" chętnie bym obejrzała ;) zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. oj kochana, ale on przecież aż tak się nie zmienił :) nawet adres pozostał prawie ten sam :D blogger daje więcej możliwości jeżeli chodzi o moją radosną twórczość, chociaż... nie powiem, mam za każdym razem problem z opublikowaniem recenzji :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo spodobała mi się recenzja filmu ,,Tron :Dziedzictwo". Jak będziesz miała trochę czasu to wpadnij na mój blog jeśli ci się spodoba:
    http://recenzje-filmow-ksiazek.blog.onet.pl/
    Na pewno będę komentował nastepne recenzje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejne recenzje/opinie o Tronie potwierdzają, że to audio-wizualny wypas (szczególnie audio, muzyka wgniata w fotel), a resztę najlepiej przemilczeć. Jak się wyłączy myślenie to film spokojnie daje radę oglądać :)
    Pozdr :)

    OdpowiedzUsuń
  5. przez chwilę myślałem czy by nie obejrzeć, ale się rozmyśliłem. Ponownie mnie zachęciłaś. Pozdrawiam:)
    PS. Również mam Ciebie w linkach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. NN na recenzje-filmow-ksiazek.blog.onet.pl :-)

    OdpowiedzUsuń