NOWOŚCI

wtorek, 14 grudnia 2010

731. Star Trek, reż. J.J. Abrams

Oryginalny tytuł: Star Trek
Reżyseria: J.J. Abrams  
Scenariusz: Alex Kurtzman, Roberto Orci  
Zdjęcia: Daniel Mindel
Muzyka: Michael Giacchino 
Na podstawie: serialu Gene`a Roddenberry`ego  
Kraj: USA / Niemcy  
Gatunek: Sci-Fi / Akcja  
Premiera światowa: 06 kwietnia 2009  
Premiera polska: 08 maja 2009  
Obsada: Chris Pine, Zachary Quinto, Eric Bana, Zoe Seldana, Simon Pegg, Karl Urban 


    Nie ma na ziemi człowieka, który nigdy nie spotkałby się z takim tytułem jak „Star Trek”. Z pewnością większość mężczyzn zna ten film bardziej dogłębnie. Przygoda ze „Star Trekiem” rozpoczęła się w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku kiedy to na ekrany amerykańskich telewizorów wszedł serial o kosmicznych przygodach kapitana Kirka i jego wiernego kompana Spocka. Niestety po trzech sezonach zakończono emisję serialu, co bardzo zabolało jego niezliczonych fanów. Nie sądzili oni jednak, że zapoczątkuje to niemałą serię filmów, które począwszy od 1979 roku pojawiały się na ekranach średnio co 2 lata. Filmy z udziałem Williama Shatnera i bohatera Jamesa T. Kirka zakończyły się wraz z 6stym filmem, ale bynajmniej nie był to koniec. Bowiem w kolejnych latach zapoczątkowanych filmem „Pokolenia” mogliśmy oglądać dalsze przygody tym razem z Patrickiem Stewartem w roli  Jeanem-Luc`em Pickardem i, niestety, już bez Spocka na pokładzie. Myślę, że o historii filmu „Star Trek” możnaby napisać nawet pracę magisterską. Jednakże dochodzimy do naszych czasów i amerykańscy twórcy zaserwowali nam niesamowitą niespodziankę w postaci najświeższego filmu opowiadającego historię sprzed czasów kiedy James T. Kirk został kapitanem USS Enterprise, a wyreżyserował ją nie kto inny jak sam J.J. Abrams.
    Podczas jednej z wypraw USS Kelvin zostaje zaatakowany przez statek Romulan. Na pokładzie znajduje się George Kirk (Chris Hemsworth), który po objęciu dowodzenia zostaje na statku podczas, gdy reszta załogi – wraz z jego ciężarną żoną (Jennifer Morrison), opuszcza pokład. Po wielu latach młody James Tiberius Kirk (Chris Pine) – potomek George`a Kirka, próbuje dostać się do Akademii Kosmicznej, aby w przyszłości zostać kapitanem USS Enterprise. Jednakże jego metody niezbyt podobają się profesorom, a już na pewno nie Spockowi (Zachary Quinto) – pochodzącemu z Wolkanu wychowanego w społeczeństwie nie odczuwającym emocji ambasadorowi. To wszystko przestaje mieć jednak jakiekolwiek znaczenie, gdy okazuje się, że planeta Wolkan została zaatakowana przez Romulan pod przewodnictwem Nero (Eric Bana). Załoga USS Enterprise czym prędzej wyrusza w akcję ratunkową, jednakże Kirk nie znajduje się na żadnej liście potwierdzającej jego udział. Przy pomocy przyjaciela McCoya (Karl Urban) trafia na pokład wymarzonego statku i wraz z młodą załogą oraz kapitanem Pike`m będzie musiał zrobić wszystko, aby zniszczyć wroga. Nikt z nich nie zdaje sobie jednak sprawy, że wydarzenia, które właśnie się rozgrywają na zawsze zmieniły bieg ich historii.
    Przyznaję się bez bicia, że nigdy nie miałam okazji, ani nawet chęci, aby obejrzeć którykolwiek z filmów „Star Trek”, o serialu już nie wspominając. Dlatego też niektórych może dziwić fakt, że postanowiłam sięgnąć po najnowszy z filmów. Jednakże jakby na to nie spojrzeć to jest to właściwy początek historii chociaż to zależy od tego jak się spojrzy na wydarzenia mające miejsce w tym filmie, ponieważ może być to zarówno początek historii, jak i historia alternatywna. Całość urozmaicona była dowcipnymi dialogami, no i przede wszystkim niesamowitymi efektami specjalnymi.
    Kiedy ocenia się filmy science fiction to trudno jest nie powiedzieć o efektach specjalnych. W końcu skoro cała akcja rozgrywa się w kosmosie, na jakimś wspaniałym statku to stanowią one kluczowy element. Bardzo podobało mi się to jak twórcy połączyli rzeczywisty, normalny świat z efektywnym światem przyszłości. Idealny przykład tego stanowi dzieciństwo Jamesa. Jednakże już właściwie od samego początku wiemy czego się spodziewać i dobrze wiemy, że efekty będą zniewalające. Przykładowo scena, w której statek Romulan wyłania się z Czarnej dziury, jest po prostu oszałamiająca. W takich chwilach człowiek żałuje, że jednak nie zdecydował się obejrzeć tego filmu w kinie, bo wtedy z pewnością wbiło by mnie w fotel. Nie zmienia to jednak faktu, że fajnie jest to oglądać przy większej głośności, gdyż dodaje to efektu. Sceny walki, tzn. te strzelaniny w kosmosie były niesamowite – powiedziałabym nawet, że lepsze i bardziej fascynujące niż w przypadku „Gwiezdnych Wojen” (proszę nie linczować!). Podobało mi się, autentycznie. Ech. Fajnie też zrobiono motyw teleportacji. Fantastycznie to wygląda. Pamiętam te jeszcze stare sposoby, to naprawdę może się spodobać.
    Cała historia jest dość fascynująca, ponieważ z początku człowiek ma wrażenie, że ogląda młodość Jamesa T. Kirka. Później jednak wraz z biegiem akcji dowiadujemy się, że niekoniecznie tak to musi wyglądać, a może to być tylko efektem kilku pomyłek. Z jednej strony fajny motyw, ale z drugiej to człowiek teraz siedzi i zastanawia się nad tym wszystkim i zastanawia się czy ten film to jest taki prolog, czy może epilog całej serii „Star Treka”. Dlatego też każdy widz – w szczególności ten co zna poprzednie filmy, z zaciekawieniem przypatruje się rozwojowi sytuacji. Bawi go patrzenie na swoich ulubionych bohaterów kiedy chodzą właściwie w „pieluchach” po ekranie. Mnie to także bawiło, gdyż zdecydowanie nie brakowało tutaj zabawnych wstawek. Moją ulubioną sceną jest próba przemycenia Kirka na pokład Enterprise przez McCoya, który wstrzyknął mu jakąś chorobę. A później co chwilę go strzykał. Nie wspominam już o tych dłoniach, które mu się powiększyły. Naprawdę można się pośmiać przy tym filmie.
    Dawno temu kiedy słyszałam o tym, że kompletowana jest załoga do „Star Treka” myślałam, że będzie to serial, w szczególności, gdy zobaczyłam Zachary`ego Quinto w obsadzie. Jest on raczej aktorem serialowym, sławę zyskał głównie za postać bezlitosnego mordercy Sylara czyhającego na zdolności innych bohaterów w serialu „Herosi”. Dlatego też trudno było mi się przestawić na oglądanie go ze spiczastymi uszami, z fryzurą od garnka i dziwnie uniesionymi brwiami. Bez względu na wszystko nie przekonał mnie do Spocka. Co innego prawdziwy Spock. Tak – prawdziwy Spock naprawdę pojawił się w filmie. Chodzi mi oczywiście o Leonarda Nimoy`a, który przez wiele lat był odtwórcą tej roli w serialowym oraz kinowym „Star Treku”. Bardzo mi się spodobało to, że postanowiono zaangażować go do tego filmu. Jak dla mnie jest to niezwykle fascynujące. Główną rolę kapitana Jamesa T. Kirka wcielił się Chris Pine, który do tej pory znany był mi z różnego rodzaju komedii romantycznych. Jednakże znakomicie poradził sobie i w tym filmie. Główna kobieca rola przypadła w udziale Zoe Saldana, która została Uharą. We wcześniejszych filmach postać ta nie miała imienia, gdyż twórcy nie mieli pomysłu. Dopiero w tym filmie przyszło nam poznać jej prawdziwe imię, ale na to też przyszło nam długo czekać.  Tak czy inaczej Zoe była tutaj bardziej ozdobą. Jednakże podobała mi się. Wrażenie natomiast zrobił na mnie Eric Bana. Kiedy zobaczyłam pierwszy raz Nero na ekranie byłam pewna, że skądś znam tą twarz. Potem mnie olśniło. Niesamowite jest to jak charakteryzacja może zmienić człowieka. Wystarczy łysinka, kilka tatuaży na głowie i już człowieka nie poznajesz. Bana się wykazał jako czarny charakter. W filmie możemy zobaczyć także Karla Urbana, Simona Pegga, Johna Cho, Winonę Ryder, a także Jennifer Morrison.
    Bardzo lubię efektowne filmy, a ten zdecydowanie do takich należy. Zrobił na mnie wrażenie i wręcz zastanawiam się nad tym czy nie obejrzeć poprzednich filmów. Mój tata twierdzi, że film jest lepszy od poprzednich, inni twierdzą, że zdecydowanie gorszy, ale prawda jest taka, że to wszystko zależy od gustu. Wiadomo, że 30 lat temu technologia nie była rozwinięta tak jak dzisiaj. Szkoda tylko, że niekiedy twórcy przedkładają efektowność nad fabułę filmu. Tej produkcji nie zabrakło jednakże ani jednego ani drugiego. Dlatego też polecam siąść sobie przed ekrany, podkręcić głos i delektować się tym co przygotował dla nas J.J. Abrams.

Prześlij komentarz