NOWOŚCI

wtorek, 14 grudnia 2010

723. Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I, reż. David Yates

Oryginalny tytuł: Harry Potter and the Deathly Hollows: Part I
Seria: Harry Potter #7
Reżyseria: David Yates
Scenariusz: Steve Kloves
Zdjęcia: Eduardo Serra
Muzyka: Alexandre Desplat
Na podstawie: powieści J.K. Rowling
Kraj: USA / Wielka Brytania
Gatunek: Fantasy / Przygodowy / Familijny
Premiera światowa: 17 listopada 2010
Premiera polska: 19 listopada 2010
Obsada: Daniel Radcliffe, Rupert Grint, Emma Watson, Ralph Fiennes, Alan Rickman, Helena Bonham Carter, Tom Felton, Bill Nighy

    Minęło 13 lat od kiedy J.K. Rowling stworzyła pierwszą powieść z serii przygód o młodym czarodzieju zmagającym się z Lordem Voldemortem. Być może spodziewała się ogromnego sukcesu za sprawą Harry`ego Pottera, który można by przyrównywać z sukcesem "Gwiezdnych Wojen" sprzed wielu lat. Powieść bowiem doczekała się swojej ekranizacji, a "Insygnia Śmierci" stanowią ostatni z tomów tej opowieści. Jednakże reżyser - David Yates, wraz ze scenarzystą i producentami postanowili rozdzielić ostatni tom na dwa filmy, co okazało się posunięciem całkiem logicznym, aby w pełni spełnić oczekiwania widzów i odpowiednio przekazać charakter ostatniej powieści.
    Po tym jak Lord Voldemort (Ralph Fiennes) ukazał światu swoją potęgę w Anglii wybucha panika, gdyż nikt nie jest bezpieczny. Śmierciożercy przejmują władzę w Ministerstwie Magii, a także w Hogwarcie, aby móc wytępić czarodziejów pochodzących z mugolskich rodzin. Wszyscy czarodzieje uważają, że jedyną nadzieją na przywrócenie porządku jest Harry Potter (Daniel Radcliffe), któremu trudno jest dojść do siebie po śmierci Dumbledore`a. Wszyscy członkowie Zakonu Feniksa, a także jego przyjaciele robią wszystko, aby odeskortować go w bezpieczne miejsce - Norę, gdzie to Weasley`owie przygotowują się do zaślubin Billa i Fleur. Niestety, Śmierciożercy trafiają także i tam, powodując, że czarodzieje schodzą do podziemi a Harry wraz z Ronem (Rupert Grint) i Hermioną (Emma Watson) udają się w podróż, aby odnaleźć pozostałe horkruksy, które pomogą mu unicestwić Lorda Voldemorta.
    "Insygnia Śmierci" to kwintesencja całej serii przygód czarodzieja z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Przed wieloma laty zostawił mu ją Lord Voldemort, kiedy to przyszedł wymordować rodziców Harry`ego i jego samego. Dzięki sile miłości udało mu się przeżyć i to właśnie ta siła towarzyszyła mu przez większość część filmów (mniej więcej do 4tej części). Później skończyły się już kolorowe opowieści pełne magii, a zaczęto zwracać uwagę na inny aspekt życia Harry`ego, jakim było przede wszystkim niezwykłe powiązanie z Voldemortem. Ciężko było przestawić się z magicznego świata, na historie bardziej przyziemne, gdzie to czarodzieje przestali chodzić w swoich czarodziejskich mundurkach i przywdziewali ciuchy dla prawdziwych nastolatków. Dlatego też osobiście od "Zakonu Feniksa" aż do "Księcia Półkrwi" byłam całkowicie zawiedziona. Przy "Insygniach Śmierci" stała się rzecz niesamowita. Pomimo tego, że cała sala kinowa zawalona była po brzegi, w szczególności dzieciakami i przygłupami wydającymi nieartykułowane dźwięki, film totalnie mnie oczarował. Historia o Harrym Potterze przeobraziła się ze zwyczajnej bajeczki dla dzieciaków - obrazującej odwieczną walkę dobra ze złem, w melodramatyczna historię dla młodzieży przeplataną wątkami komedii oraz filmu grozy.
    Oczywiście, można by także przyczepić się do wielu szczegółów, jak na przykładowo humor, który pojawiał się w najmniej odpowiednich momentach, czy także niektóre sceny, które bardziej żenowały, choćby taniec dwojga bohaterów, czy też jednoznaczna scena objawiona Ronowi. Momentami widz patrzy na młodszą część widowni i zastanawia się czy nie powinien zasłonić im oczu. To samo dotyczyło scen grozy, kiedy nawet dorośli widzowie podskakiwali na krzesłach. Nie mniej wszystko to wpływało na doroślejszy obraz Harry`ego Pottera, który to musi w końcu zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. Rewelacją jest tutaj przede wszystkim mroczny klimat opowieści. Już początkowe sceny powodują, że ma się ochotę chwycić za chusteczki, trudno jest wytrzymać ten chaos uczuciowy, a to dopiero scena otwierająca film. Pokazuje nam się tutaj zupełnie inną wizję apokalipsy, która jest tak popularna ostatnimi czasy w kinematografii. Śmierciożercy przejmują władzę nad światem magicznym i podporządkowują go pod wymagania Lorda Voldemorta. Jednocześnie ścigają Harry`ego Pottera, co nie obywa się bez licznych ofiar. Niejednokrotnie widz uroni łezkę, a słuchanie pociągania nosem całej sali podczas oglądania sceny zamykającej pierwszą część ostatniej części "Harry`ego Pottera" działa pobudzająco również na kanaliki łzowe innych widzów.
    Twórcy stanęli przed bardzo trudnym zadaniem, jakim jest utrzymanie magii w filmie, którego bajkowość kończy się na etapie "Czary Ognia". Młodzi bohaterowie przede wszystkim opuszczają Hogwart, co powoduje, że nie będziemy zachwycać się (póki co) widokami wspaniałego zamku. Te elementy trzeba było zastąpić czymś innym, do czego idealnie nadawał się klimat zbudowany przez genialne zdjęcia Eduardo Serra, muzykę Alexadra Desplata oraz ekipy od efektów specjalnych. Pod względem wizualnym film nie ma sobie nic do zarzucenia. Niektóre zdjęcia są naprawdę przejmujące, jak przykładowo sceny kręcone w różnych kryjówkach trójki bohaterów. Dobra praca kamery podczas kilku scen walki również budowała napięcie i jednocześnie wyglądała zniewalająco - czego przykładem jest ucieczka przez las trójki przyjaciół. Spece od animacji poszaleli podczas tworzenia animowanej historii "Trzech braci", która przedstawiona była w tak niesamowity sposób, że wciągnęła wszystkich widzów pozostawiając po sobie głuchą ciszę. Grupa scenografów także spisała się na medal. Przepiękne wnętrza Ministerstwa Magii, a przede wszystkim niesamowicie mroczna rezydencja Malfoyów dodawała produkcji charakteru. Wszystkie sceny walki, a także melodramatyzm w postaci kłótni przyjaciół, itp. dodatkowo wzmacniane były przez idealnie dobraną do wydarzeń muzykę. Gdzie miała wzbudzać napięcie to tak też robiła, a tam gdzie miała potęgować uczucie smutku usłyszeliśmy bardziej nastrojowe utwory.
    Zdecydowana większość akcji mającej miejsce w filmie skupia się na trójce młodych czarodziejów. To oni są punktem centralnym i jedynie niekiedy akcja odbiega od ich tematu, kiedy to zobaczyć możemy innych bohaterów filmu. Nie mniej nasza trójka w postaci Daniela Radcliffe, Ruperta Grinta i Emmy Watson radzi sobie w filmie całkiem nie najgorzej. Można by powiedzieć o tym coś więcej, gdyby oglądało się wersję z napisami. Nie mniej Rupert najbardziej nadaje się do roli komediowych. Ponownie szokuje mimiką twarzy i gestami. Z kolei Daniel i Emma to bohaterowie raczej dramatyczni i w tym także się sprawdzają. Niestety, postać Lorda Voldemorta, w wykonaniu Ralpha Fiennesa, tym razem się nie sprawdza- co oczywiście może być moim subiektywnym odczuciem w związku z jego dubbingiem. Moim zdaniem głos pana Komasa nie był idealnie dobrany przez co Czarny Pan traci całą swoją wiarygodność jako postać mroczna do szpiku kości. Bardziej od niego przerażał wąż Nagini. Na ekranie ponownie mogliśmy zobaczyć znaną nam Dolores Umbrige, czyli Imeldę Staunton. Idealnie wtapiała się w tło swoim różowym wdziankiem. Aktorsko również intryguje, ale niestety nie zachwyca. Pożałować można, że na dalszy plan odsuwają się postaci przyjazne, znajdujące się po jasnej stronie mocy, które mogłyby wspierać Harry`ego. Całość skupia się na Śmierciożercach, z których najbardziej zachwyca Helena Bonham Carter. Jako Bellatrix jest genialna, zresztą większość jej postaci jest na najwyższym poziomie. Wizerunek szaleńczej wiedźmy idealnie do niej pasuje, a jej twarz wyraża takie emocje, że może porazić każdego. Aktorsko film znajduje się na całkiem nie najgorszym poziomie. Tego akurat nie można się specjalnie uczepić.
    Z zapartym tchem czekałam na "Insygnia Śmierci", trochę zawiedziona dwoma poprzednimi filmami. Być może nie postawiłam mu zbyt wysokiej poprzeczki i może dlatego właśnie film tak mnie zachwycił. Oczywiście, wciąż brakuje mu wiele z filmów od "Kamienia Filozoficznego" do "Czary Ognia" włącznie, nie mniej nadrabia to wszystko innymi sposobami. Ze względu na to, że "Insygnia Śmierci" podzielone zostały na dwa różne filmy można było się spodziewać, że pierwszy będzie stanowił przygotowanie do ostatecznej rozgrywki utrzymane w mieszaninie dramatyzmu i grozy. Prawdziwy finał czeka nas w ostatnim filmie, gdzie z pewnością poleją się łzy - u mnie to przede wszystkim (tak jak podczas czytania książki), z pewnością będzie zaskakująco, na pewno będzie się wiele działo, no i może w końcu doczekam wielkiego widowiska, na który teraz także będę oczekiwać z zapartym tchem. Nie mniej pierwsza część spełnia oczekiwania. Zachwyca przede wszystkim wykonaniem, a nie tylko samą historią. Liczne sceny walki, wspaniałe wnętrza, a także niepowtarzalny klimat zostaną w widzu na długo, a przynajmniej na tyle długo, aby dotrzymać w tym stanie do premiery ostatniego filmu, co nastąpi w połowie lipca, a wówczas... Hogwart zapłonie, a świat zapłacze.

5 komentarzy :

  1. Przyznam się, że jakiś czas temu darowałam już sobie oglądanie co chwila to nowej części Harrego Pottera, a zwiastun tej, a nawet to co opisujesz ponownie zaciekawiło mnie do obejrzenia najnowszej części i przypomnienia sobie pozostałych. Dla mnie najlepszą pozostanie pierwsza część, bo nie jest jeszcze tak przesiągknięty filmem fantasy. Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak pamiętam, nie zgadzaliśmy się co do "Księcia Półkrwi" , tak tutaj nasze opinie pokrywają się praktycznie z każdym zdaniem. Film ma może trochę dłużyzn w środkowej części, jest może kilka fragmentów wysilonego humoru, ale całość robi i tak wrażenie. Kapitalne zdjęcia, GENIALNA animacja (ktoś się czegoś takiego w ogóle spodziewał po tym filmie? Mnie wgniotło w fotel), bardzo porządne aktorstwo (Helena świetna, młodzi niezgorsi, a Ralpha Fienniesa polecam zdecydowanie w oryginale niż zdubbingowanego). Przyczepić mógłbym się jeszcze tylko do tego, że za krótko opłakiwali Moody'ego.

    Czekam na drugi part, w którym jak już słusznie zauważyłaś "Hogwart zapłonie". Coś czuję, że czeka nas epickie kinowe widowisko. Byle do lipca teraz!

    PS U mnie też było kilku przygłupów , których np. strasznie bawiła śmierć skrzata.

    OdpowiedzUsuń
  3. no to Ty miałeś debilnych przygłupów. u mnie na szczęście powstrzymali się od odgłosów przy tej scenie bo oberwaliby torebką. a może nie zwracałam na nich uwagi, bo z całych sił starałam się, ażeby nie rozpłakać się jak małe dziecko - bo jakże bym wyglądała z rozmazanym tuszem jak tutaj koniec był już hehe ;-D
    mam nadzieję, że nie zawiedziemy się na finale... w końcu... od "Księcia Półkrwi" czekam na wielką akcję w Hogwarcie. Ja zawsze czekam na wielkie widowiska na końcu, a zawsze do nich nie dochodzi... tak jak w przypadku seriali ;-P ale... co do Harry`ego to jestem dobrej myśli.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak naprawdę pełną ciszę miałem tylko w czasie opowieści o 3 braciach (co najlepiej chyba świadczy o jej jakości), a tak to przez cały film bez względu na to co się działo to ktoś się śmiał, czy prowadził konwersacje z osobą obok (bo po filmie nie można pogadać, wiadomo). No i operator w kinie zapomniał zgasić świateł i przez pierwsze 2 minuty film leciał przy pełnym oświetleniu i na dodatek nie na pełnym ekranie. Heh

    co do dwójki, to już plakat pokazuje, że Hogwart będzie bardziej zdemolowany niż sobie to wyobrażałem. Więc też jestem dobre myśli ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ano :D u mnie było to samo :P najbardziej mnie wkurzały dzieciaki zadające pytania swoim rodzicom tudzież rodzeństwu, których odpowiedzi były oczywiste... ech. no, ale tak to jest jak się idzie do kina na film, gdzie ma się gwarancje że cała sala będzie zawalona ludźmi :P i dziećmi haha :D

    OdpowiedzUsuń