NOWOŚCI

sobota, 18 września 2010

687. Indian Babu- Śpiewaj, tańcz i kochaj, reż. Lawrence D'Souza

Oryginalny tytuł: Indian Babu 
Reżyseria: Lawrence D'Souza
Muzyka: Shravan Rathod, Nadeem Saifi 
Kraj: Indie 
Gatunek: Obyczajowy
Premiera światowa: 07 marca 2003
Premiera polska: brak danych
 
Obsada: Jaz Pandher, Gurline Chopra, Debina, Avantika, Rajat Gawad, Mukesh Rishi,  Johnny Lever 



    Lawrence D’Souza swoją przygodę z kinem rozpoczął 25 lat temu, kiedy to był operatorem kamery. Prawie20 lat później stworzył film o miłości „Indian Babu”, w którym to przedstawił do czego zdolny jest młody człowiek kiedy się prawdziwie zakocha. Film przeszedł bez większego echa przez świat, jednakże fani Bollywoodu i takpotrafiliby do niego dotrzeć. Jednakże po co się starać, skoro film nie jest najwyższych lotów i w zasadzie można by śmiało darować sobie jego obejrzenie. 
   Dil jest najpiękniejszą dziewczyną w małym miasteczku. Jej rodzina chce ją więc wydać za syna jednego z najpotężniejszych ludzi, Abhaya, nie patrząc na to, że Dil wcale tego nie chce. Podczas ceremonii zaręczyn Dil mdleje po czym okazuje się, że jest bardzo ciężko chora na serce. Dlatego też wyjeżdża z Indii do Londynu, aby tam poddać się operacji. Na miejscu poznaje najlepszych przyjaciół swojej kuzynki. Wśród nich jest Jeet. Przeżywają razem wspaniałe chwile, więc zakochują się w sobie. Niestety, po operacji Abhay przybywa do Londynu, aby zabrać swoją narzeczoną do domu. Zaskoczony Jeet pozwala im wyjechać, jednakże szybko uzmysławia sobie swoją pomyłkę i wyrusza za ukochaną do rodzinnych Indii. Tam poznaje także swoją prawdziwą matkę oraz straszliwy powód, dla którego musiała się z nim rozstać. Jego jedynym celem jest jednak odzyskanie swojej ukochanej Dil, co nie będzie takie łatwe jak mu się wydaje. 
    Największą zaletą tego filmu jest fakt, iż pomimo tych 3 godzin oglądania film wciąż potrafi przykuć uwagę widza. Reżyser zamiennie stosuje różne gatunki filmowe, sprawnie komponując je w jedną spójną całość. Początek filmu to pełen dramatyzm, jednakże kiedy Dil wyjeżdża do Londynu zaczyna się prawdziwa zabawa. Sceny z dyrektorem szkoły, doktórej uczęszcza Jeet są żywcem wyjęte z komedii. Humor przeplatany z niemrawym romansem sprawia, że bardziej docenia się humor, a sceny romantyczne także odbiera się jako bardziej zabawowe niż wzruszające. Później jednak wszystko powraca na dawne tory dramatu. W dalszej części filmu kiedy to Jeet wyjeżdża za Dil do Indii mamy prawdziwy romans. Jednakże momentami robi się z tego troszkę przesadzone kino akcji, które w pewnych momentach irytuje bardziej niż fascynuje. Trudno jest nie przeoczyć faktu, że młody bohater w tych scenach zaczyna się zachowywać jak prawdziwy Chuck Norris zasadzając kolejne kopniaki z półobrotu. Irytujące, ale jednak do przeżycia. Zauważyć można także pewną niekonsekwencję w działaniach. Bohaterami bowiem targają nieodgadnione emocje, które sprawiają, że momentami zachowują się oni jak kobieta w ciąży – raz tak, a za pięć sekund inaczej. W jednej chwili chcą sobie głowy pourywać, a jednak po jakimś głupim moralizującym gadaniu krwawiącego gościa zaczynają traktować się jak rodzina. Dziwne to dziwactwa, ale urok jednak mają. Ciężko jest się dopatrywać w tej produkcji większego sensu, bowiem główną myślą przewodnią tego filmu jest zdanie: „Jeżeli ją kochasz, to jedź za nią do Indii i ją porwij!”. Tak jakby porywanie kobiety było rozwiązaniem na wszystko.
    Oglądając film można by śmiało stwierdzić, że pochodzi on z lat 90tych. Zdjęcia bowiem wyglądają jakby zrobione w tamtych czasach. Dlatego zaskoczeniem może być fakt, że tak naprawdę film pochodzi z XXI wieku. Trudno powiedzieć, czy było to celowe zagranie zestrony operatora kamery, ale film wyszedł na bardzo stary, tak jakby nie mieli nowszych kamer, z których korzystają inni. Na szczęście całość ratuje muzyka kompozycji Nadeema Saifi i Shravana Rathoda. Nie wszystkie kawałki są bardzo chwytliwe, ale znajdują się wśród nich perełki, których warto posłuchać. Jednym z takich utworów jest „Dil Mera Dil”. Oprawa wizualna do niego jest okropna, ale piosenka całkiem ciekawa, zresztą... brzmi znajomo. Z bliżej anglojęzycznych pieśni mamy „I Wanna Take You”. Poplątanie angielskiego z hinduskim wypada w tym wydaniu bardzo dobrze. Przyjemnie się tego słucha i masię ochotę chwilowo potańczyć. Inną piosenką jest „Mere Sang Sang”, które także brzmi, a w połączeniu z ciekawym tańcem bohaterki i ulewnym deszczem cała aranżacja wypada interesująco. Moim hitem jednak jest utwór „Aaya Dulha Aaya” podczas imprezy zaręczynowej kuzynki Dil. Prawdopodobnie przyczyną tego jest taka masa kolorów w jednym miejscu, ciekawe układy taneczne, no i oczywiście tradycyjne hinduskie stroje. Bardzo mi się podobało.
    Główną parę bohaterów – Dil i Jeet, zagrali Gurline Chopra oraz Jaz Pandher. W filmie tworzyli bardzo ładną parę. Aktorsko jednak tylko Jaz jakoś dawał radę, gdyż Gurline była... zbyt sztywna, a przez to mało przekonująca. Jej zachowania wydawały się bardzo naciągane – przykładowo te udawane ataki śmiechu. Jakoś nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. On z kolei bardzo mi się podobał, ale też nie była to zbytnia rewelacja. Jak już wspominałam wcześniej trochę przedobrzyli  z jego osobą. W całej tej historii najlepszybył dyrektor - Johnny Lever. Wprowadził sporo humoru do filmu tak więc należą mu się pokłony. Z czarnych charakterów najlepiej wypadł Rajat Gawda, który zagrał narzeczonego Dil, Abhaya. On była utentyczny, chociaż momentami również przesadzony. Nie mniej aktorstwo możenie powalało, ale na szczęście też nie drażniło – za bardzo.
     Przyznam, że spodziewałam się czegoś więcej po tym filmie. Oczywiście podstawowe zasady Bollywoodu pozostały niezmienione, bo przecież było kolorowo, było tanecznie i było także dobrze zaśpiewane. Jednakże zdjęcia pogrążyły całą produkcję, gdyż nie wyraziły jej prawdziwej esencji. A szkoda, bo mógł to być naprawdę przyzwoity film, ponieważ przedstawia fascynującą historię miłosną. Jednakże jest to film jedynie przeciętny, pozostaje w tyle przy zestawieniu filmów jakie można by obejrzeć.

Prześlij komentarz