NOWOŚCI

środa, 8 września 2010

682. Ostatni Władca Wiatru, reż. M. Night Shyamalan

Oryginalny tytuł: The Last Airbender
Reżyseria: M. Night Shyamalan 
Scenariusz: M. Night Shyamalan
Zdjęcia: Andrew Lesnie 
Muzyka: James Newton Howard 
Kraj: USA 
Gatunek: Fantasy / Przygodowy 
Premiera światowa: 01 lipca 2010 
Premiera polska: 03 września 2010 
Obsada: Noah Ringer, Nicola Pelz, Jackson Rathbone, Jessica Andres, Dev Patel, Cliff Curtis, Shaun Toub, Aasif Mandvi


    M. Night Shyamalan jest twórcą bardzo kontrowersyjnym, ludzie albo kochają jego produkcje, albo nienawidzą. Nie dotyczy to tylko widzów, ale także i krytyków. Nominacją do Oscara za „Szósty zmysł” otworzył sobie furtkę do świata Hollywoodu, jednakże od czasu „Kobiety w błękitnej wodzie” zauważyć można spadek formy Shyamalana. Po porażce jaką okazał się być film „Zdarzenie” niewiele wytwórni filmowych było zainteresowanych jego scenariuszami. Aż w końcu Shyamalan postawił na zupełnie inne kino i postanowił stworzyć wspaniałe widowisko oparte na znanym i kochanym przez dzieci (i nie tylko) serialu animowanym „Awatar: Legenda Aanga” i tak też powstał fabularny film „Ostatni Władca Wiatru”, który jest początkiem nowej trylogii. 
    Na świecie istnieją cztery nacje rządzące się czterema żywiołami – Ogień, Woda, Ziemia i Wiatr. Aby zachować harmonię pomiędzy nimi na świat przychodzi Avatar, który porozumiewając się ze światem duchów sprawuje kontrolę nad wszystkimi żywiołami. Dlatego też, gdy pewnego mroźnego dnia w krainie Królestwa Wody, młode rodzeństwo – Katara (Nicola Peltz) i Sokka (Jackson Rathbone), odnajdują wytatuowanego potomka wymarłych władców wiatru imieniem Aang (Noah Ringer), wszyscy są świadomi tego, że jest on poszukiwanym Avatarem. Jednakże na jego trop wpada wygnany syn króla Królestwa Ognia, książę Zukko (Dev Patel), który chce wykupić swój honor sprowadzając Aanga. Okazuje się jednak, że sam Aang nie poznał magii innych żywiołów, dlatego też zmuszony jest do podróży ku Północnemu Królestwu Wody, gdzie będzie się szkolił przy boku najlepszych czarodziei. 
    Podczas kiedy inni to wyrywają sobie włosy z głów myśląc nad tragicznym powrotem Shyamalana, ja będę dzielnie broniła swojej opinii, że ten film nie jest zły. Shyamalan powraca w wielkim i w zupełnie innym stylu. Znany dotychczas z dramatycznych opowieści zlekką nutką fantasy i thrillera, teraz zobaczyć możemy głównie niesamowite widowisko, które ma w sobie coś ze starej twórczości reżysera. Ten film to przede wszystkim wschodnie sztuki walki oraz magia. Ani jednego ani drugiego nie brakuje w tym filmie i to właśnie one gwarantują niezwykłą rozrywkę. Idealne wydaje się być połączenie jednego z drugim, gdyż wykonywane ruchy bohaterów inicjują ich czary. Dodaje to tylko niezwykłości produkcji i najpiękniejsze jest to, że z zafascynowaniem przyglądamy się tym wszystkim choreografiom, a także tym żywiołom, które one wywołują. 
Z drugiej zaś strony, gdyby nie sceny walk, których tak naprawdę jest niezbyt wiele to film zanudziłby widza na śmierć. Sama muszę przyznać, że w pewnym momencie stwierdziłam, że film jest okropny tym, że tak mnie dręczy. Szkoda, że Shyamalan nie rozproszył bardziej tych akcji, a skupił je wszystkie w jednym miejscu. Tym samym podzielił film nadwie części – pierwsza to totalna nuda, podczas, której słuchamy opowieści odawnym świecie, no i druga część, gdzie naprawdę zaczyna się coś dziać. Ale gdy już coś się dzieje, to przesycone jest to efektami specjalnymi.
    Film stworzono także wtechnologii 3D. Na moje szczęście oglądałam go w tradycyjnej wersji, bo prawda jest taka, że nie było zbyt wiele scen, które mogłyby cieszyć oko w 3D. Nie mniej film należy do bardzo efektownych. Już sama fabuła filmu mówi, że będziemy mieli do czynienia z czterema żywiołami. Ponadto jest to film fantasy, czyli przede wszystkim z magią i smokami w tle. Do wszystkich tych elementów potrzebne jest jedno – efekty specjalne. Dlatego też film jest nimi przeładowany, w szczególności w kluczowych momentach, czyli tam gdzie bohaterowie sterują wodą, wiatrem, ogniem czy ziemią. Jednakże są też takie sceny, których jest bardzo mało, a które wgniatają w fotel. I taką sceną jest objawienie się pełnej mocy Avatara. Tutaj bowiem, same efekty specjalne nie wystarczyły. Tutaj konieczna były także genialne zdjęcia Andrew Lesnie, a także przejmująca i wywołująca gęsią skórkę muzyka Jamesa Newtona Howarda, który od czasu„Szóstego zmysłu” współpracuje z Shyalamanem przy każdym jego filmie. I jak zwykle na muzyce należy skupić największą uwagę, ponieważ momentami doprowadza widza do płaczu, innym razem mrozi krew w żyłach, ale najważniejsze jest to, żedaje niewiarygodne przeżycia, których można doświadczyć jedynie podczas słuchania muzyki Shore`a czy Zimmer`a.
    Shyamalan zaangażował do filmu zarówno postacie mało znane w świecie kina, jak i te którym udało się zabłysnąć we wcześniejszych produkcjach. Do tych pierwszych zdecydowanie należy odtwórca głównej roli Aanga, czyli Noah Ringer, dla którego występ w filmie jest debiutem w jego karierze. Chłopiec wydaje się być bardzo sympatyczny. Ma jednak dopiero 14 lat wobec czego jeszcze długa droga przed nim do bycia rewelacyjną gwiazdą. Trudno jest mówić o jego aktorstwie w tym filmie, bo choć wydaje siębyć w swojej roli przekonujący to trudno jest cokolwiek powiedzieć, gdy ogląda się obraz zdubbingowany. Nie mniej, porusza się rewelacyjnie i mógłby być następnym Brucem Lee. Wystąpił on u boku również mało znanej Nicoli Peltz, gdyż zagrała wcześniej dwie epizodyczne role w mniej przebojowych produkcjach, atakże obok Jacksona Rathbone, którego większość młodych kojarzyć może z roli Jaspera Hale w kultowej sadze „Zmierzch” (nie mogę uwierzyć, że od razu go nierozpoznałam). Z bardziej znanych twarzy zobaczymy bohatera wielokrotnie nagrodzonego Oscarami „Slumdoga”, czyli Deva Patela oraz grającego jego ojca Cliffa Curtisa. Lepszym ojcem był jednak Wuj Iroh, czyli Shaun Toub. Natomiast swoją urodą film rozświetliła Jessica Anders, która została białowłosą Suki.
    Ogólnie rzecz ujmując, „Ostatni Władca Wiatru” jest filmem niezwykłym. Posiada w sobie mnóstwo uczucia, a także przepełniony jest magią. Pomimo tego, że pierwsza połowa jestw stanie uśpić widza, to jednak dalszy rozwój wydarzeń, jak najbardziej, potrafi go rozbudzić. Kiedy ogląda się produkcje Shyamalana zawsze trzeba patrzeć głębiej niżej przedstawia nam sam twórca. Większość filmów tego reżysera ma głębię, tylko trzeba ją po prostu dostrzec. Tutaj ta głębia jest uzewnętrzniona i z jednej strony może ona odbierać cały urok tej produkcji, z drugiej zaś pokazuje Shyamalana w zupełnie innym świetle. Tym samym mówi on, że nie zamyka się do jednego typu produkcji, a rozszerza swoje horyzonty. Teraz tylko trzeba liczyć na to, że film zyska uznanie na świecie i dalsze części trylogii także wyjdą z ręki Shyamalana, ale przecież jakoś powstała trylogia„BloodRayne”  Uwe Bolla.

3 komentarze :

  1. milczący_krytyk15 sierpnia 2012 20:45


    Miałem się wybrać na ten film do kina, ale jako że dystrybutor uraczył nas tylko cudowną wersją z dubbingiem zrezygnowałem. Poczekam aż będzie w tv.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. też było to dla mnie problemem, ale jakoś przeżyłam hihi ;D

      Usuń
  2. Zwiastun mnie jakoś nie przekonał, mimo że lubię takie fantastyczne klimaty. Do kina się raczej na to nie wybiorę, ale w tv lub w Internecie może obejrzę.

    OdpowiedzUsuń