NOWOŚCI

środa, 24 listopada 2010

125. Bruce Wszechmogący, reż. Tom Shadyac


Oryginalny tytuł: Bruce Almighty
Reżyseria: Tom Shadyac 
Scenariusz: Mark O`Keefe, Steve Koren, Steve Oedekerk 
Zdjęcia: Dean Semler 
Muzyka: John Debney 
Kraj: USA 
Gatunek: Komedia 
Premiera światowa: 14 maja 2003 
Premiera polska: 14 sierpnia 2003 
Obsada: Morgan Freeman, Jim Carrey, Jennifer Aniston, Lisa Ann Walter, Catherine Bell, Steve Carell, Philip Baker Hall
 

    Czasami ludzie zastanawiają się dlaczego Bóg nie daje im tego, co chcą. Zaczynają wątpić w jego istnienie, albo przynajmniej myśleć, że Bóg ich opuścił. Część z nich marzy, aby ich życie zmieniło się jak za dotknięciem magicznej różdżki. Jednakże co by się stało, gdyby taki człowiek dostał boską moc wraz ze wszystkimi przywilejami i obowiązkami? Czy myślałby egoistycznie, czy pomagał na świecie? Na te pytania próbuje odpowiedzieć komedia w reżyserii Toma Shadyacka o tytule „Bruce Wszechmogący”, w której nie zabraknie także i elementów dramatycznych. A dzięki gwiazdorskiej obsadzie, film pokochało wielu fanów kina.
    Bohaterem filmu jest Bruce Nolan (Jim Carrey) pracującej dla lokalnej stacji telewizyjnej Buffalo. Wciąż przeprowadzając nudne reportaże, które bardziej go irytują niż bawią nie jest zadowolony ze swojego życia. Kiedy dostaje pierwszą relację na żywo jest wniebowzięty, jednakże gdy okazuje się, że w tym samym czasie jego konkurent o fotel redaktora głównego wiadomości- Evan Baxter (Steve Carell), dostaje posadę Bruce publicznie wyraża swoją niechęć do niego. Zostaje wyrzucony z pracy, kłóci się ze swoją dziewczyną- Grace (Jennifer Aniston), a za swoje nieszczęsne życie obwinia Boga. Wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewa, Bóg (Morgan Freeman) składa mu nadzwyczajną propozycję korzystania z boskiej mocy podczas, gdy on będzie na urlopie.
    „Bruce Wszechmogący” to produkcja dość niezwykła. Rzadko w fabule spotyka się, aby zwyczajny człowiek obdarzony został boską mocą. Nieczęsto też zdarza się, żeby film jednocześnie bawił, ale też i niósł sobą przesłanie. Specjalistom od castingów jedynie czasami udaje się idealnie dobrać aktorów, do postaci pojawiających się w filmie. Pomimo tego, że film nie jest w sumie zaskakujący, to jednak potrafi bawić widza. „Wraz z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność” to tekst stary, jak Słońce, który idealnie podsumowuje ogólny zarys fabularny tej produkcji. Oczywiste staje się, że i oczywiście Bruce będzie miał niezwykły ubaw z posiadania boskiej mocy. Wiadome jest, że dzięki temu będziemy mogli się pośmiać, bo dowcipy, które sprowadza na niektórych bohaterów są wręcz przekomiczne, jak majstrowanie przy głosie Baxtera. Jednakże wydaje się, że gdyby w filmie nie było Carreya, który idealnie pasuje do takich ról, to produkcja nie byłaby aż tak udana. Jego postać rzuca prześmiesznymi komentarzami, jak podczas rozmowy na żywo ze staruszką pod wodospadem. W kwestii wykorzystania mocy Bruce ma nieograniczoną wyobraźnię, przez co można znaleźć kilka ciekawych sposobów na urozmaicenie romantycznego wieczoru, czy też pokazywanie kobiecie swoich uczuć- nie, żeby to było prawdopodobne w normalnym świecie.
    Jednakże film ten to nie tylko bardzo dobra komedia. Jak zawsze w tego typu filmach przychodzi czas na zgubny wpływ posiadanej mocy na bohatera. Przychodzi czas na to, aby się opamiętać i wtedy jest właśnie całe mnóstwo dramatycznych sytuacji. Bruce będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami swojego egoizmu i będzie musiał stać się prawdziwym człowiekiem. Dzięki temu produkcja nie jest pustym filmem, który pertraktuje jedynie to tym, jak dobrze można się zabawić mając kasę i uznanie. Niesie za sobą przesłanie, że pieniądze i władza to nie wszystko. Jak mówi stare przysłowie- „Pieniądze szczęścia nie dają”, gdzie mowa raczej o prawdziwym szczęściu. Film uzmysławia człowiekowi co jest najważniejsze w życiu i na czym powinniśmy skupiać naszą uwagę.
    Pod względem technicznym do obrazu także nie ma się do czego przyczepić. Film ogląda się przyjemnie dzięki zdjęciom Deana Semlera, a także dzięki cudownej muzyce Johna Debneya. Niejednokrotnie pojawiają się bardzo ciekawe utwory, jeden nawet śpiewany przez samego Jim Carreya – „What if God was one of us”. Poza tym usłyszeć możemy utwór „The Power”, czy też „A Little Less Conversation”. Utwory te idealnie pasują do sytuacji, w których się pojawiają.
    W filmie pojawiają się aktorzy, których charaktery dopasowane są idealnie do odgrywanych postaci. Do gwiazdorskiej obsady zaliczamy tutaj Jima Carreya, Morgana Freemana, Jennifer Aniston oraz Steve’a Carella. Jim Carrey tradycyjnie robi z siebie błazna. Jego teksty, odpowiednia modulacja głosu, mimika twarzy, a także praca całego ciała udowadniają, że jest komikiem idealnym. Bawi się tym co robi i dlatego też widz wyśmienicie bawi się razem z nim. Morgan Freeman, z kolei, idealnie nadaje się do roli Boga. Jego głęboki głos, a także ciepło jakie z niego emanuje, powodują, że stanowi on idealne i majestatyczne oparcie dla całego świata. Domniemywać można, że zadaniem Jennifer Aniston było dodawania produkcji uroku i miłości. Jej postać stanowiła wsparcie dla postaci Bruce’a, a Jennifer idealnie się do tego nadaje. Poza tym rolą tą zerwała z wizerunkiem Rachel z serialu „Przyjaciele”, chociaż momentami ma się ją nadal przed oczami. Po występie w filmie „Bruce Wszechmogący” Steve Carell zrobił przewrotną karierę jako komik w branży filmowej. To właśnie tutaj zauważono jego talent, dzięki scenie podczas wydania wiadomości. Pokazał, że potrafi zrobić wszystko zarówno ze swoim głosem, jak i twarzą. Dlatego też cztery lata po premierze tego filmu powrócił w sequelu o tytule „Evan Wszechmogący”, gdzie zmienił się nie do poznania.
    Zawsze będę powracać do „Bruce’a Wszechmogącego”. Film jest prawdziwie magiczny, ma w sobie boski pierwiastek, a przy tym za każdym razem bawi do łez w tych samych momentach. Porusza serca, płynie z niego morał, który przedstawiony jest w może i mało subtelny sposób, ale i tak nie brakuje mu mocy. Ponadto dzięki wspaniałej oprawie, a przede wszystkim idealnej obsadzie i ich grze aktorskiej, można by zaryzykować stwierdzenie, że jest to jeden z najlepszych filmów komediowych ostatnich lat. 
W serii:

5 komentarzy :

  1. Heh a ja tam Carey'a lubie i to nawet bardzo :) jest genialny, naprawde :) szczegolnie jak miał moc i była ta piosenka :) swietna :] rewelacja Morgan Freeman tez mi sie podobał w roli Boga :) no i co Jen masz racje nie zaskoczyła mnie, no ale co zrobic ona tylko w takich filmach gra :) Ocena taka sama jak twoja :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak ja tez strasznie lubie Jimma ostatnio ogladałam Fun with Dick an Jane i też świetny, zawsze gra tak samo, zabawnie i chyba dlatego go lubie pozdrawiam z horrorka

    OdpowiedzUsuń
  3. 5,9/10, jedna fajna scena, sporo "zgrzytow", jak np modlaca sie dżenifer, nie lubie filmow przepelnionych wiara katolicka, takze nie bawilem sie dobrze na tym filmie, ale widzialem go juz ze 4 razy i za kazdym razem sie smieje na tej scenie jak on temu kolesiowi zmienia glos

    OdpowiedzUsuń
  4. Kinomaniaczka4 maja 2011 08:40

    W niektórych filmach mnie wkurza, Bruca akurat nie widziałam i mnie nie ciągnie do tego filmu:/ Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznac że lubię ten film, choć momentami wydaje mi się lekko "przygłupawy" :)
    AuroraB

    OdpowiedzUsuń