NOWOŚCI

poniedziałek, 8 listopada 2010

066. Szkoła uczuć, reż. Adam Shankman

Oryginalny tytuł: A Walk to Remember
Reżyseria: Adam Shankman
Scenariusz: Karen Janszen
Na podstawie: powieści Nicholasa Sparksa "Jesienna miłość"
Zdjęcia: Julio Macat
Muzyka: Shane West, Jeff Cardoni, Mervyn Warren
Kraj: USA
Gatunek: Melodramat
Premiera światowa: 23 stycznia 2002
Premiera polska: 28 czerwca 2002
Obsada: Mandy Moore, Shane West, Daryl Hannah, Peter Coyote, Al Thompson, Lauren German, Clayne Crawford, Erik Smith, Matt Lutz i inni

    On przystojny i szaleńczo zakochany, a ona śmiertelnie chora. Schemat, który często pisany jest przez życie, schemat, który spowodował niezachwiany sukces filmu Arthura Hillera z 1970 roku- „Love Story”, schemat, który powtarzany jest do dziś i który wykorzystany został przez Nicholasa Sparksa w swojej powieści „Jesienna miłość”. Inspiracją przy tworzeniu postaci i koncepcji książki była siostra pisarza- Danielle Sparks Lewis, której zadedykowany został film w reżyserii Adama Shankmana „Szkoła uczuć”, będący ekranizacją powieści pisarza. Produkcja jest jedną z pierwszych powstałych na bazie twórczości Sparksa.
     Jamie Sullivan (Mandy Moore) jest skromną i miłą córką pastora (Peter Coyote), uchodzącą za wzór wszystkiego co dobre i delikatne. Jednakże stanowi przedmiot ciągłych drwin nastolatków rządzących szkołą, w tym Landona Cartera (Shane West). Z powodu picia alkoholu z kolegami na terenie szkoły Landon musi odbyć karę poprzez pomoc innym uczniom, a także występ w szkolnym przedstawieniu. Nie mogąc dać sobie rady z rolą chłopak prosi Jamie o pomoc. Wkrótce zakochuje się w niej bez pamięci, czym sprawia, że dotychczasowi przyjaciele odwracają się od niego. Dla Jamie zmienia się nie do poznania, nie wie jednak, że dziewczyna jest śmiertelnie chora na białaczkę.
     Historia Jamie i Landona nie jest typową opowieścią miłosną dla młodzieży. Choć dla niektórych będzie to produkcja pełna bzdur i przede wszystkim pełna dłużyzn, to jednak znajdą się i sympatycy ich nastoletnich problemów. Motyw, gdzie na drodze miłości staje choroba jest dość często wykorzystywany w kinie. Wynika to z faktu, że nie ma nic bardziej melodramatycznego niż nastoletni zakochani muszący walczyć z jakimś schorzeniem, najczęściej śmiertelnym. Jednakże niesie to za sobą również wiele dobrego, o czym przekonują się widzowie „Szkoły uczuć”. Pomijamy nic nie znaczące wprowadzenie do produkcji, w której to po raz kolejny ukazuje się nam jak głupie i bezlitosne bywają amerykańskie nastolatki. Gdzieś w połowie filmu dokonuje się jednak swoista przemiana. Za sprawą siły uczuć jakimi Landon obdarza Jamie zmienia się on nie do poznania. Odsuwa się od przyjaciół, którzy tego nie rozumieją i dla swojej ukochanej stara się być lepszym człowiekiem, takim na jakiego zasługuje. 
W międzyczasie dowiadujemy się co jest prawdziwą przyczyną buntowniczego zachowania chłopaka. Ostatecznie, bohater staje przed ogromną próbą dla miłości i związku z Jamie. Dowiaduje się o jej chorobie (tak, jakby był ślepy i nie widział bladości jej twarzy!) i po tym fakcie może pójść w dwie strony: albo odejść albo zostać. Chyba wszyscy domyślają się jakiego wyboru dokonuje, bo przecież cóż byłby to za romans, gdyby skończył się w takim miejscu. Chłopak stara się pomóc dziewczynie w ostatnich chwilach jej życia, spełnia większość jej marzeń z tajemniczej listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią i trzeba przyznać- to nas porusza! Oczywiście, denerwować może to, że w końcu wszyscy Ci, którzy byli przeciwko dostrzegają jak bardzo ta dwójka jest w sobie zakochana i następują kolejne pozytywne zmiany. Jednakże film nie jest tak wzruszający jak powieść, na bazie której powstał. Bardzo wiele elementów zostało zmienionych, być może też z troski o widza, żeby nie potopił się w swoich łzach. W książce Jamie wjeżdża do kościoła na wózku inwalidzkim, tak bardzo jest słaba. W filmie zmieniono to i na szczęście dotarła o własnych siłach. Zmiany dokonane w fabule nie powodują jednak, że ekranizacja stała się denną, wyssaną z palca historyjką, wręcz przeciwnie- stworzyła całkiem nowy wizerunek tej miłości.
     Doznania emocjonalne i duchowe płynące z tego filmu wzmocnione zostają przede wszystkim dzięki znakomitej ścieżce dźwiękowej. Utwory skomponowane przez Shane Westa (grającego jedną z głównych ról w filmie), Jeffa Cardoni oraz Mervyna Warrena dodają lekkości i młodzieżowego charakteru produkcji. Nie są to tylko dźwięki, ale przede wszystkim słowa śpiewane między innymi przez piosenkarkę Mandy Moore (główna rola kobieca w filmie). Głos ma niebywały, co objawia w szczególności utworem „Only Hope”. Nastrojowe są także utwory zespołu Swichfoot, który ośmielił się nawet dokonać drobnej przeróbki piosenki Mandy. Choć są to w zasadzie dwa różne brzmienia, to gdzieś między słowami udaje im się dojść do porozumienia. Tym samym czynią tę opowieść romantyczną, ale także i fascynującą.
     Aby zapewnić sukces produkcji twórcy musieli zaangażować do niej młodych aktorów. Ze względu na partie wokalne chciano, aby kobieca rola przypadła w udziale komuś kto naprawdę potrafi śpiewać. Pod uwagę brano między innymi Jessikę Simpson, ale na szczęście wybór twórców padł na Mandy Moore. Ze względu na to, że piosenkarka do tej pory niewiele wspólnego miała z aktorstwem. Specjalnie dla niej zatrudniono więc nauczyciela gry aktorskiej, którego zadaniem było podszkolenie jej w tym fachu. Jak to wyszło każdy może zobaczyć, pewne jest jednak to, że po roli Jamie propozycje pracy na planach filmowych zaczęły spływać do Mandy. W „Szkole uczuć” była dość monotonna. Wykazywała zaangażowanie i całkiem nieźle sobie poradziła jako początkująca aktorka. Jednakże więcej emocji do produkcji wniósł Shane West. No, ale nie ma się czemu dziwić. W końcu występował już w takich filmach jak „Dracula 2000”, czy „Sztuka rozstania”. Nie jest to jednak wybitne aktorstwo. Nawet haniebne byłoby przyrównywanie go, do którychś z czołowych aktorów. Nie mniej, jak na film młodzieżowy, poradził sobie zaskakująco dobrze. Na planie młodych aktorów wspierali między innymi Daryl Hannah, która przez cały film nosiła perukę, ze względu na ufarbowane na różowo włosy do innej produkcji, a także Peter Coyote.
     „Szkoła uczuć” to jeden z moich ulubionych filmów romantycznych dla młodzieży. To po jego obejrzeniu postanowiłam sięgnąć po prozę Nicholasa Sparksa. To właśnie nim zainteresowała mnie koleżanka w liceum i to właśnie z nim, każdego roku, spędzałam samotne Walentynki. Dlaczego? Bowiem nie jest to zwyczajna historia o miłości. To przede wszystkim opowiedziana z humorem i ciepłem droga do doskonałości, do odnalezienia swojego prawdziwego ja. Przyozdobiona przepięknymi utworami i cudownym głosem Mandy Moore sprawia, że w tym gatunku nie ma sobie równych. 

Prześlij komentarz