NOWOŚCI

środa, 26 września 2018

1252. Avengers: Wojna bez granic, reż. Anthony Russo, Joe Russo

     My, fani Marvela, 10 lat czekaliśmy na ten dzień. Od chwili, gdy było wiadomo, że „Iron Man” dał początek serii filmów, ekranizacji kultowych komiksów, z fascynacją wyczekiwaliśmy kolejnych zapowiadanych tytułów, prezentujących nowych bohaterów i odkrywających nowe sekrety tego uniwersum. I oto nadszedł ten czas, kwintesencja tej dekady przygotowań, która daje początek nowemu, brutalnie kończąc z tym, co znane było nam dotychczas. Tego, co nadeszło nikt się nie spodziewał, bo bracia Russo wraz z „Wojną bez granic”, z nieskrywaną satysfakcją, wyrwali nam serca z piersi. Wyrwali je również i mnie.
Źródło: Galapagos Films

    Statek z ocalałymi po upadku Asgardu przemierzając kosmos w poszukiwaniu nowego domu zostaje zaatakowany przez Thanosa (Josh Brolin) i jego dzieci, którzy przeszukują wszechświat w poszukiwaniu kamieni nieskończoności. Ci, którzy przeżyli pierwsze starcie ostatkiem sił wysyłają przebywającego na statku Hulka (Mark Ruffalo), aby ostrzegł drużynę Avengers na ziemi o nadejściu wroga. Bohaterowie ponownie łączą siły, szukając pomocy na całym świecie, aby opracować plan powstrzymania zbliżającej się katastrofy. Tymczasem Strażnicy Galaktyki pod przewodnictwem Star-Lorda (Chris Pratt) odnajdują dryfującego w przestrzeni Thora (Chris Hemsworth) i pomagają mu zdobyć broń, która jako jedyna ma szansę pokonać Thanosa. 

     Czekaliśmy na tę chwilę. Czekaliśmy na to, aż w końcu przybędzie Thanos, o którym tak długo się gada, i zrobi niemałą poruchawę. W końcu poznaliśmy genezę Kamieni nieskończoności, i zobaczyliśmy je wszystkie w jednym miejscu, w jednym czasie. Przy okazji doświadczyliśmy też spektrum ich możliwości, wydawałoby się, że pełne spektrum, ale coś kołacze mi się z tyłu głowy myśl iż to nie wszystko na co stać te błyskotki.
Źródło: Galapagos Films

Sześć pięknie mieniących się kamyczków, takie niepozorne, a cały wszechświat o nie walczy. Wszystkie wyrwane siłą z rąk ich opiekunów bo jak wiemy Thanos się nie patyczkuje. Ta istota to niezwykle zacięta persona, która ma cel, w jej mniemaniu niezwykle światły, i nie cofnie się przed niczym, aby wypełnić swoje przeznaczenie. Przed niczym. Poświeci wszystko, co dla niego ważne, wszystko co dla niego ukochane. Z jednej strony bardzo przerażający w swojej skuteczności, a z drugiej... tkwi w nim coś takiego, co porusza serce. Niezwykle wzruszająca jest geneza jego nietypowej relacji z Gamorą, który to wątek świetnie uwidoczniono dzięki wyprawie na Vormir. Jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających scen w całym filmie. 

     „Avengers: Wojna bez granic” to nie tylko opowieść o kamykach, które mogą zniszczyć połowę wszechświata. To nie tylko historia walki dobrych mróweczek z wielkim złem, bo nie wszystko jest tutaj czarno-białe. Nowy film od braci Russo przede wszystkim traktuje o odwadze i oddaniu. Te dwa elementy zawsze pojawiają się w filmach superbohaterskich, bo nie każdy ma na tyle siły, aby stoczyć walkę z kosmitami, żarłocznymi potworami, czy zabójczymi maszynami. Tutaj wszystko wydaje się kumulować, dochodzi do niesamowitego katharsis, które przynosi oczyszczenie, ale i nie tylko. Przeżywamy jeden zwrot akcji za drugim, jedno zaskoczenie przechodzi w drugie, a każda kolejna minuta filmu przynosi kolejną niepowetowaną stratę, która rozdziera nasze serca.
Źródło: Galapagos Films

Dla zwykłego człowieka będzie to zwykły film, ale dla prawdziwego fana Marvela będzie to niewiarygodne przeżycie. Przez te wszystkie lata zdążyliśmy się zżyć z postaciami, które podawało nam Studio. Nawet te będące z nami dopiero od roku, czy dwóch również stały się nam bliskie, bo zwyczajnie je polubiliśmy. Razem z nimi śmialiśmy się, walczyliśmy, czuliśmy smutek i upokorzenie, a nawet i miłość. Fascynowaliśmy się kolejnymi konfliktami pomiędzy nimi, serce radowało nam się na narodziny niezwykłych miłości, a także nietypowych relacji. Dochodziło do spotkań niezwykle egocentrycznych, ale i genialnych umysłów, miłośników muzyki lat 80tych i tych, którzy nie rozumieją co to w ogóle jest. To wszystko generowało wiele przezabawnych sytuacji, które stanowiły dobrą odskocznię i dawały rozluźnienie przed nadejściem nieuchronnego. Genialnym pomysłem było połączenie dwóch światów- wojowników prosto z ziemi oraz wojowników kosmosu. Świetne zderzenie, które idealnie się uzupełniło sprawiając, że „Wojna bez granic” to film lekki, ale i przygnębiający zarazem. Jeden z najlepszych w całej serii.
Źródło: Galapagos Films

     Najnowszy film braci Russo to nie tylko emocjonalny rollercoaster uzbrojona licznymi nawiązaniami do poprzednich filmów. Obraz ten to przede wszystkim fascynujące dzieło artystyczne, które kładzie swoich poprzedników na łopatki. Oczywiście, można było jeszcze bardziej dopracować Thanosa, żeby wyglądać bardziej realistycznie, można było lepiej wypracować walkę w Wakandzie, czy nawet bardziej wygładzić walkę z Ebony Maw, jednakże reszta filmu mocno to rekompensuje. Wszystkie zdjęcia na Vormirze... dzieła sztuki. Nic tylko drukować i robić z tego fototapetę na ścianie. Pomysłowo potraktowano również Nidavellir, planeta wyglądała pięknie i majestatycznie, no i jej cel istnienia również jak najbardziej słuszny i pożyteczny. Nowy tytuł „Avengers” prezentuje się zdecydowanie najlepiej ze wszystkich dotychczasowych. Zabawa zdjęciami i formami toczy się na różnych płaszczyznach, w różnych przestrzeniach, więc nie ma szansy na wizualną nudę. W szczególności, gdy dochodzimy do kulminacyjnego punktu filmu. Oczywiście, można było inaczej to rozegrać, wymyślić całkiem inny sposób na prezentację tego wydarzenia. Wciąż nie rozumiem dlaczego Russo wybrali akurat tę formę, choć podobnoż dla nich nich jest ona dosadna, aczkolwiek niebrutalna.

W tym wszystkim mamy oczywiście miejsce również na charakteryzację, bo przecież zamiana Josha Brolina w Thanosa to coś naprawdę spektakularnego, ale i jego dzieci wyglądały zjawiskowo. Ja osobiście najbardziej upodobałam sobie duet Proxima Midnight- Corvus Glaive, przypasowała mi ta stylizacja. Wszystko wygląda pięknie, bardzo efektowne, ale w sumie epickość to coś, czego nigdy nie brakowało filmom kuźni Marvela. Cudownie się na to patrzy, bo to bajka dla oczu.
Źródło: Galapagos Films

     Najnowszy film MCU, najnowszy tytuł z serii „Avengers”, to epickie i niezwykle szokujące wydarzenie. Emocje po seansie nie opadają i choć wydarzenia całego filmu zapowiadały konkretny kierunek w jakim pójdzie akcja, tak dowierzaniu nie ma końca nawet i na kilka tygodni po obejrzeniu filmu. Pozostawia on po sobie pewną pustkę, pewną chęć obejrzenia na nowo wszystkich tytułów z ostatniej dekady tego uniwersum, a nawet pragnienie ponownego sterroryzowania swojej duszy „Wojną bez granic”. To z pewnością bardzo wyjątkowy film, który łączy w sobie wszystko to, co powinien zawierać ten gatunek- miejsce na radość, miłość, a nawet i nienawiść. Tę produkcję bardzo łatwo można pokochać za jej nieszablonowość, za jej charakter, za jej pasję, ale równie szybko, tak jak to bywa z każdą miłością, może nam złamać serca. Z pewnością powrócę do tego filmu i z pewnością ponownie uzbroję się w paczkę chusteczek!

Ocena: 9/10
Recenzja filmu DVD „Avengers: Wojna bez granic” - dystrybucja Galapagos Films

Oryginalny tytuł: Avengers. Infinity War / Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo / Scenariusz: Christopher Markus, Stephen McFeely / Zdjęcia: Trent Opaloch / Muzyka: Alan Silvestri / Obsada: Robert Downey Jr., Chris Hemsworth, Mark Ruffalo, Chris Evans, Scarlett Johansson, Benedict Cumberbatch, Chris Pratt, Tom Holland, Chadwick Boseman, Zoe Seldana, Tom Hiddleston, Paul Bettany, Josh Brolin / Kraj: USA / Gatunek: Akcja, Sci-fi 

Premiera kinowa: 23 kwietnia 2018 (Świat) 26 kwietnia 2018 (Polska) 
Premiera DVD: 05 września 2018

Prześlij komentarz