Zanim
powstało przebojowe „Moulin
Rouge”, „Chicago”,
czy nawet „Dźwięki muzyki”
na świecie królował tylko jeden film, uznawany za najbardziej
roztańczony i rozśpiewany, który bardzo szybko stał się
wyznacznikiem w kategorii musicalu- „Deszczowa
piosenka”. Film ten w
reżyserii Stanleya Donena oraz Gene'a Kelly, zdobywał listy
przebojów, a dziewczyny podkochiwały się w Donie Lockwoodzie. Po
sześćdziesięciu latach obraz wciąż jest żywy, gdzie jego motywy
wykorzystywane są we współczesnych musicalach, a piosenki
przerabiane są do woli. Pewne jest, że od czasu premiery tego
widowiska świat nie zobaczył już więcej tak fascynującego w tym
gatunku.
Źródło: Galapagos Films |
Don
Lockwood i Lina Lamont (Gene Kelly,
Jean Hagen) są gwiazdami kina
niemego. Choć powszechnie traktowani są jak para Lockwood skrycie
nie przepada za swoją koleżanką z planu. Podczas powrotu z
premiery najnowszego filmu Don pada ofiarą fanów, a z opałów
pomaga mu wyjść urocza młoda aktorka- Kathy Selden (Debbie
Reynolds). Kiedy ta krytycznie
wyraża się o jego aktorstwie, Don nie może myśleć o niczym
innym, jak Kathy. Pech chce, że wytwórnie hollywoodzkie są
zmuszone udźwiękowić swoje filmy. Don zaczyna martwić się nie
tylko to, czy w dźwięku będzie wypadał równie przekonująco, jak
dotychczas, ale czy widownia nie ogłuchnie od piskliwego głosu jego
ekranowej towarzyszki. Wraz ze swoim przyjacielem Cosmo Brownem
(Donald O'Connor)
wymyślają genialny plan uniknięcia porażki i przerabiają film
kostiumowy na musical.
Film
o filmie to dość powszechnie stosowany dziś patent. Jednakże
„Deszczowa piosenka”
czasowo i fabularnie wbija się w ten czas, kiedy świat kina
przechodził prawdziwą rewolucję. Przejście z kina niemego na
udźwiękowiony przyczyniło się do upadku kariery większość
ówczesnych aktorów, bowiem na wierzch wyszły wszelkie
dotychczasowo ukryte wady, jak chociażby kiepskie brzmienie głosów,
a nawet brak umiejętności aktorskich. To właśnie z takimi
problemami borykają się bohaterowie filmu, bowiem aktor gra nie
tylko ciałem, mimiką, ale również swoim głosem i dialogami.
Jednakże, produkcja ta pokazuje przede wszystkim trudy tworzenia
takiego nowego dzieła, w szczególności, kiedy coś robi się po
raz pierwszy. Trudno jest więc uniknąć przekomicznych wpadek, jak
chociażby słuchanie bicia serca gwiazdy ze względu na umieszczony
mikrofon, z czym borykano się nie tylko w filmie, podczas występu
Liny, ale również na planie filmu przy okazji partii tanecznych
Debbie Reynolds. Muszę się skrycie przyznać, że zdjęcia do
„Walecznego kawalera” przyprawiły mnie o atak śmiechu, w
szczególności, gdy doszło do dyskusji na temat krzaka i
umieszczonego tam mikrofonu [link
http://www.youtube.com/watch?v=OTFCctdiS04]. Oj tak, kręcenie filmu
przyprawiało wszystko o ból głowy, ale przynajmniej oglądający
miał z tego nie lada frajdę. Przy okazji nawiązuje się tutaj
również i do dubbingowania postaci, co było powszechnie stosowane
na początku istnienia filmów dźwiękowych, choć teraz stosowane
jest jedynie w filmach animowanych. Najzabawniejsze jest to, że choć
w fabule filmu to Reynolds podkłada głos za Hagen to w
rzeczywistości, przy partiach wokalnych to właśnie Hagen
dubbingowała Reynolds. Nie mniej, film ten obrazuje nie tylko
ewolucję w świecie kina, ale również wśród aktorów, którzy
bojąc się o swoje kariery sięgali po dramatyczne środki, bądź
zwyczajnie odpuszczali. W tej historii nie brakuje jednak opowieści
o miłości, jej prawdziwości i zadziorności. O tym, jak bardzo
różni ludzie lgną do siebie i jak ważne jest wsparcie drugiej
osoby.
Źródło: Galapagos Films |
„Deszczowa
piosenka” to niekwestionowane
widowisko pełnych ekspresji układów, no i przede wszystkim muzyki.
Gene Kelly wraz z Donaldem O'Connorem wywijają nogami i biodrami
lepiej niż wielu współczesnych tancerzy. Cóż się dziwić, w
końcu obaj od dawna mieli do czynienia z tańcem. Patrząc na nich
nogi same nam tańczą. Mamy przy tym sporo zabawy, bo jakżeby
inaczej. Bez względu na to, czy jest to nadzwyczajny musicalowy
taniec, czy popis umiejętności stepowania, jest na co popatrzeć.
Najwięcej barw i różnorodności gwarantuje nam scena do „Broadway
melody”, gdzie Kelly tańczy i
tańczy i tańczy i tak przez kilkanaście minut. Trochę tutaj
baletu, trochę stepowania i wszystkiego po trosze, i można nawet
powiedzieć, że trochę to meczy. Autorami muzyki, która wiernie
towarzyszyła wszystkich choreografią, ale też i podkreślała
charakter chwili są Nacio Herb Brown oraz Lennie Hayton. Natomiast
jedynie trzy utwory ze wspaniałej
„Deszczowej piosenki”
rozbrzmiewają w naszych uszach do dziś. Pierwszy z nich to
oczywiście tytułowe „Singin' in
the Rain”, które usłyszymy w
filmie trzy razy w całkowicie różnych aranżacjach. Jednakże to
ta śpiewana przez Gene'a Kelly robi największe wrażenie
[link],
a wszystko ze względu na przeradosne wykonanie! Kolejnym pełnym
dynamizmu, wygłupów i humoru Donalda O'Connora wykonaniem jest
„Make 'Em Laugh”
[link]- jak sam tytuł
nawet wskazuje. No i w końcu, choć nie tak na końcu świetny utwór
w wykonaniu całej trójki głównych bohaterów „Good
Morning” [link].
Nie oznacza to jednak, że pozostałe aranżacje są kiepskie, oj
nie. Zwyczajnie, ta trójka w radosnych podskokach i uśmiechem na
twarzy pozostała w kulturze, już na zawsze!
Aktorsko
film radzi sobie całkiem nie najgorzej. Szczytem geniuszu to nie
jest, role są aż nadto przerysowane, ale przecież o to tutaj
chodzi. Najważniejsze, że tańczyć potrafią. Najważniejsze, że
śpiewać umieją. Resztą nikt się nie przejmuje. Biel zębów
Gene'a Kelly jest obezwładniająca. Sam facet jest niesłychanie
przystojny, nawet jeżeli bezsensownie szczerzy się do ekranu. W
dodatku przekonujący uwodziciel, na którego bardzo przyjemnie się
patrzy. Jego kolega Donald O'Connor był jedną z tych zabawniejszych
postaci w filmie. Dostarczał sporo rozrywki, w szczególności, że
sam nie najgorzej się prezentował. Wśród żeńskich ról Debbie
Reynolds spisała się na medal. Jednakże jej postać była zbyt
delikatna, można nawet rzec, że nudna. Dlatego też to właśnie na
Jean Hagen skupiała się nasza uwaga, która nie dość, że miała
bardzo... wyrazistą barwę głosu, to dodatkowo nie grzeszyła
bystrością, czy delikatnością. Obsada miała zarówno dobre, jak
i złe momenty, ale prawda jest taka, że to dzięki nim odczuwaliśmy
radość przez cały seans.
Źródło: Galapagos Films |
Każda
minuta „Deszczowej piosenki”
udowadnia, że w pełni zasługuje na miano najlepszego musicalu
wszech czasów. Nie tylko pozytywnie nastraja, nawet i na deszczową
pogodę, ale rozprawia o trudach przeobrażenia kina niemego w
dźwiękowy. Świetni aktorzy wprowadzali tu nie tylko białe
uśmiechy, ale sporo emocji i humoru. Jednakże to właśnie na
dźwiękowej i wizualnej atrakcyjności film wznosi się na wyżyny.
Obraz ten pełen porywających układów i wciąż żywych piosenek
żywych opowiada trochę o miłości, a trochę o drugiej stronie
takiego giganta jakim jest Hollywood. Można więc powiedzieć, że
nie tylko jest to najlepszy film w swoim gatunku, ale również i
najlepszy na poprawę nastroju!
Ocena:
9/10
Oryginalny
tytuł:
Singin'
in the Rain
/
Reżyseria: Stanley
Donen, Gene Kelly
/ Scenariusz: Betty
Comden, Adolph Green
/ Zdjęcia: Harold
Rosson
/ Muzyka: Nacio
Herb Brown, Lennie Hayton
/ Obsada: Gene Kelly, Donald O'Connor, Debbie Reynolds, Jean Hagen,
Millard Mitchell, Douglas Fowey, Rita Moreno
/ Kraj:
USA / Gatunek: Musical, Komedia,
Romans
Premiera:
27 marca 1952 (Świat) 05 października 2012 (Polska na DVD)
Prześlij komentarz