Cóż to za dziwaczne miejsce, w
którym możemy jednocześnie zobaczyć nos, radiowóz policyjny, czy
spodenki. Takimi zbiorowiskami rozmaitych niezwykłości są
oczywiście wszelkiego rodzaju encyklopedie. Te opasłe tomiska
będące kłębowiskiem wyjaśnień i słów dotychczas nam
nieznanych, to zabawa dla dorosłych, a przynajmniej czytających
osobników. A co pozostaje tym najmłodszym? Obrazki! Z tego też
powodu Jan Kallwejt wyszedł do świata z ciekawą propozycją- „Moją
pierwszą encyklopedią obrazkową”.
Książka podzielona stronicami
na kilka różnych zbiorów, w których znaleźć możemy zarówno
części garderoby, jak też kształty, czy najrozmaitsze elementy
prosto z naszych domostw- także ukochane potrawy. Rysunkami
upstrzone są całe strony, przykuwając uwagę i zmuszając do
myślenia, a także wypracowują spostrzegawczość nie tylko
najmłodszych, ale też i rodziców, którzy z uporem maniaka próbują
odszukać wszystkie elementy, które będą mogli przekazać swoim
dzieciom.
Na tym właśnie polega mały
problem tej książki. Nie jest źródłem naukowym samym w sobie.
Małe dziecko nie weźmie jej do ręki i nie będzie wiedziało na co
patrzy, dopóki rodzic nie przedstawi mu tego w odpowiedni sposób. Z
drugiej zaś strony daje to sporą dowolność przy przekazie
informacji, bowiem możemy opisywać dziecku wszystko i uczyć go
wszystkiego związanego z danym przedmiotem. Pokazując maluszkowi
krówkę na żółtej stronie, możemy powiedzieć, że nie jest to
tylko krowa, ale również nazwać kolory, którymi jest upstrzona, a
przy okazji nawet i powydawać dźwięki, czy opowiedzieć jaki
pożytek jest z tej krowy. Wszystko co dziecko dowie się o krowie
uzależnione jest od tego, co wie jego rodzic lub ktoś inny
prezentujący mu kolejne elementy. Ma to swój urok, bowiem zawsze
dopowiedzieć można jakąś ciekawą historyjkę. Encyklopedia ta
może być więc różnorako interpretowana, a co za tym idzie będzie
pobudzać kreatywność dorosłego, co przełoży się oczywiście na
zdolności małej pociechy.
Cała publikacja jest stworzona
tak, aby nie tylko podobała się dzieciom, ale również przetrwała
ich niszczycielskie zapędy. Solidna oprawa, kartonowe strony, całość
sklejona tak, aby nie utrudniała pracy z książką, a przy okazji
dała możliwość zobaczenia pełnych ilustracji. Rysunki stworzone
przez Jana Kallwejta są bardzo proste, ale jest to urzekająca
prostota. Niekiedy widać w nich bardziej zacięcie twórcy do
grafiki niż typowego ilustrowania książeczek dziecięcych.
Wszystko z uwagi na nieskomplikowane spojrzenie na dany przedmiot,
czy istotę. Słoń nie ma zbędnych marszczeń skóry- wygląda po
prostu jak wyrysowane konkretne elementy złożone w całość. Tym
samym nie ma przeładowania kolorami, bo to przy takim stylu mogłoby
spowodować oczopląs. Są to nieprzekombinowane prace, które z
pewnością trafią w gusta młodych czytelników.
Z całym moim zamiłowaniem do
książeczek dziecięcych, pełnych barw i różnych pomysłów,
które rodzą się w głowach współczesnych autorów muszę
powiedzieć, że „Moja pierwsza encyklopedia obrazkowa”
odrobinę zawodzi. Doceniam koncepcję, doceniam cel takiej
publikacji i jestem za niego bardzo wdzięczna. Rzadko kiedy jakaś
książka wymaga aż tak wielkiego zaangażowania od rodzica, ale też
i opiera się na jego osobistej wiedzy oraz doświadczeniu. Nie
mniej, wydaje się być to stosunkowo za mało, za mało informacji,
które można byłoby przekazać małemu dziecku. Ono za to będzie
zadowolone, bo w końcu ma w rękach coś kolorowego i coś prostego!
Ocena:
4/6
Recenzja dla wydawnictwa Nasza
Księgarnia!
Tytuł
oryginalny: Moja
pierwsza encyklopedia obrazkowa / Ilustrator:
Jan Kallwejt / Wydawca: Nasza Księgarnia / Gatunek:
dziecięca / ISBN
978-83-10-13038-9 / Ilość
stron: 28 / Format: 200x200mm
Rok
wydania: 2016 (Polska)
Prześlij komentarz