NOWOŚCI

czwartek, 4 lutego 2016

1201. Nienawistna ósemka, reż. Quentin Tarantino

      Reklamuje się go jako ósmy film samego mistrza, Quentina Tarantino. Sam twórca zapowiada, że po zakończeniu produkcji „Nienawistna ósemka” powstaną jeszcze jedynie dwa jego obrazy. Po gangsterskich porachunkach, po powrocie do wojennej przeszłości, po historiach o niewolnictwie, w których to wydobywał wszystko co najlepsze z obsady, przyszedł czas na nienawistnych westernowych bohaterów, którzy to nie zachwycają tak jak poprzednicy.
      Zbliża się zamieć śnieżna. Pomiędzy zaspami przemieszcza się dyliżans, którego celem jest dotarcie do Red Rock. W pojeździe tym jeden z najsłynniejszych łowców głów, John „Szubienica” Roth (Kurt Russell) a wraz z nim kobieta, za którą ma dostać 10 tysięcy dolarów. Na jego drodze staje inny sławetny łowca- Major Marquis Warren (Samuel L. Jackson), którego koń padł trupem z wycieńczenia, a do przewozu wciąż pozostało trzech martwych poszukiwanych. Chcąc schronić się przed trudnymi warunkami pogodowymi trafiają do Pasmanterii Minnie i tym sposobem wplatają się w nieoczekiwane, bardzo krwawe wydarzenia.
       Filmy Quentina Tarantino zawsze są przynajmniej dobre (choć osobiście doczepiłam się do „Kill Billa 2”). Jego passa trwa od wielu lat, bez względu na to, czy tworzy produkcje pełnometrażowe, czy krótkie obrazy. Ten człowiek sprawdza się zarówno w scenariuszach, w reżyserii, czy jako aktor- choć w tej ostatniej roli widujemy go niezwykle krótko. Cóż więc jest nie tak z „Nienawistną ósemką”, która pomimo swojej rewelacyjności w ogóle nie zachwyca, tak jak poprzednie tytuły? Oglądanie dotychczasowych filmów było prawdziwą przyjemnością, natomiast w tym przypadku... na pewnym etapie stało się męczarnią ciężką do przejścia. 
Jest przecież genialna historia, choć obłożona dość dziwnymi rozwiązaniami nawiązującymi m.in. do kingowego „Łowcy snów”. Momentami pojawia się zamiłowanie Tarantino do krwistych steków, rozlewu krwi i tak absurdalnych scen, jak chociażby wizualizacja spotkania Warrena z synem generała Smithersa, gdzie wciąż nie wiem, czy było to na serio, czy stanowiło jakiś wulgarny żart scenarzysty. Momentami jest faktycznie zabawnie i jest to miejsce na humor wywołujący salwę śmiechu na sali- bo przecież trudno się nie ryknąć śmiechem na widok każdego przyłożenia serwowanego Daisy, a przede wszystkim ciągu wydarzeń z dyliżansu zapoczątkowanego przez list. Momentami obraz wlecze się niemiłosiernie, zdecydowanie przynudzając, ale dając tym samym sposobność skupienia się na dialogach, a nie ma co ukrywać są one rewelacyjne. W tej kwestii Tarantino jest niemalże mistrzem, bo cóż z tego, że obraz jest w większości przegadany, skoro dyskusje bohaterów są niezwykle interesujące i tak świetnie nakręcają klimat...
     … klimat tak bardzo mroźny i surowy! Cudowne zdjęcia Richardsona, rewelacyjnych plenerów, gdzie śniegu mamy po kolana. To jedyny w moim życiu western, w którym więcej jest z syberyjskich mrozów niż pustynnego słońca. Jednakże to co najważniejsze jest w nim zachowane. Zimowa opowieść jest jak najbardziej w porządku, gdyż idealnie podsyca napięcie w tym filmie. Świetnie sprawia się tutaj charakteryzacja postaci, a Samuel L. Jackson ma chyba najfajniejszy kubraczek ze wszystkich. Brawo! Co tutaj jednak porywa najbardziej? Oj, zdecydowanie muzyka skomponowana przez świetnego Ennio Morricone. Ten człowiek jest po prostu niesamowity. Współpracował już z Tarantino przy okazji „Bękartów wojny”, wtedy jakoś pominięto go przy wszystkich możliwych muzycznych nominacjach do nagród. Teraz znowu ma szansę zabłysnąć, Złoty Glob już zgarnął i całkowicie zasłużenie. Motyw przewodni po prostu zwala z nóg! Tyle w nim nienawiści, że to aż boli. Reszta ścieżki muzycznej nie pozostaje na przeciętnym poziomie. Innymi słowy, film Quentina tym razem zachwyca również i muzycznie. 
      Świetne w tej produkcji jest to, że mistrzu angażuje do filmu same gwiazdy. Z Samuelem L. Jacksonem współpracował nie pierwszy raz, a człowiek ten po prostu... był całym tym filmem. Każda scena, która skupiała się na jego personie była rewelacyjna. Grał całym sobą, nie tylko ciałem, nie tylko głosem, ale również i własną twarzą. Stworzył naprawdę przekonującą i mocno zadziorną postać, której ciężko było nie polubić. To chyba kwestia poczucia humoru i inteligencji, bo tych rzeczy mu nie brakowało. Bardzo dobrze sprawował się on w duecie z Kurtem Russellem. Ten jako Szubienica zachwycał z każdą chwilą coraz bardziej. Mocno zaczął i równie mocno skończył. Aż trudno było poznać w nim słabo wyróżniającego się dotychczas Russella. Tym razem zabłysnął, niczym nowo rodząca się gwiazda. A z każdym przyłożeniem w stronę Jennifer Jason Leigh zyskiwał sympatię widza. Ta z kolei równie krnąbrna jak i reszta załogi. Intrygowała swoją osobą od pierwszej chwili, kiedy ujrzeliśmy ją na ekranie. Przywitała nas wielkim limem pod okiem i rasistowskim dowcipem, rozbrajając, choć też nie zyskując sympatii. Dobra rola, ale czy na miarę Oscara, do którego została wytypowana? Wątpliwe. Z tej obsady nagroda bardziej należy się Jacksonowi, ale niestety nie jest on kobietą, a w jego kategorii wszystkie typy już obsadzone. 
       Szkoda, że podsumowując osiągnięcie Quentina Tarantino, jakim jest „Nienawistna ósemka”, nie można użyć słowa „arcydzieło”. Szkoda, bowiem film miał świetne przesłanki, aby się nim stać. Tarantino napisał bardzo ciekawą historię, dołożył do tego genialne dialogi, stworzył w tym wszystkim pewnego rodzaju tajemniczość i udało mu się zbudować dobre napięcie. Angażując rewelacyjnych aktorów, uwydatniając w filmie ich największe walory i skupiając swoją uwagę na genialnym Samuelu L. Jacksonie również nie popełnił błędu. Do tego mamy niesamowity klimat, tak mroźnego filmu nie było od czasu „Everestu”. Co więc tutaj nie gra? Prawdopodobnie to, że sam twórca niepokornie wychwalał swój film wniebogłosy, podczas gdy obraz choć bardzo dobry- nie powala. 
 
Ocena: 8/10

Oryginalny tytuł: The Hateful Eight / Reżyseria: Quentin Tarantino / Scenariusz: Quentin Tarantino / Zdjęcia: Robert Richardson / Muzyka: Ennio Morricone / Obsada: Samuel L. Jackson, Kurt Russell, Jennifer Jason Leigh, Walton Goggins, Demián Bichir, Tim Roth, Michael Madsen, Bruce Dern, James Parks, Channing Tatum / Kraj: USA / Gatunek: Western
Premiera: 07 grudnia 2015 (Świat) 15 stycznia 2016 (Polska)

2 komentarze :

  1. Ciągle się wzbraniam przed jego obejrzeniem. I nie wiem tak naprawdę czemu, bo Tarantino uwielbiam. Chyba trochę boję się rozczarowania. Ale tak czy siak kiedyś obejrzę.

    Pozdrawiam, Insane ogląda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w stanie to zrozumieć. Gdyby nie był to film Tarantino, to też pewnie bym nie obejrzała :)

      Usuń