NOWOŚCI

sobota, 12 grudnia 2015

SZORTy #23: Pół żartem, pół serio, Rozstanie, Bambi

Punkt #9. Ulubiony film twojej mamy
Oryginalny tytuł: Some Like It Hot | Reżyseria: Billy Wilder | Scenariusz: Billy Wilder, I.A.L. Diamond | Obsada: Marilyn Monroe, Tony Curtis, Jack Lemmon, George Raft, Joe E. Brown, Joan Shawlee | Kraj: USA | Gatunek: Komedia
Premiera: 29 marca 1959 (Świat) 29 stycznia 2010 (Polska)
Ocena: 8/10

      Wielokrotnie nagradzany, ale przede wszystkim okrzyknięty numerem jeden najśmieszniejszych filmów Ameryki. „Pół żartem, pół serio”, czyli ulubiony film mojej mamy i jeden z ulubieńszych przeze mnie.
    W czasach prohibicji dwóch znakomitych, choć bezrobotnych muzyków jest świadkiem porachunków gangsterskich. Licząc na to, że uda im się uniknąć zemsty wyjeżdżają do Kalifornii. Przybierając postać dwóch instrumentalistek dołączają do żeńskiej orkiestry. Tam ich uwagę przykuwa piękna wokalistka, która marzy o związku z dostojnym bogaczem.
     Filmy, w których płeć męska przebiera się za kobiety cieszą się ogromną popularnością wśród widowni. Powód? Są prześmieszne z uwagi na całą masę problemów wynikających z tej metamorfozy. Jeżeli jeszcze do tego doda się jakieś tajne zadanie albo ucieczkę przed gangsterami można również liczyć na dreszczyk emocji. Te wszystkie elementy ma w sobie kultowy film Billy'ego Wildera, a do tego genialną obsadę. To jeden z filmów, w których Marilyn Monroe wygląda młodo, pięknie, do tego wszystkiego śpiewa i gra na ukulele. Czy można chcieć więcej? Ach... no przecież nosi jeszcze kuse sukienki, które pokazują jej wszystkie walory. Jej rola bardzo... głupiutka. Stereotypowa blondyneczka, w dodatku naiwna, a do tego jeszcze pragnąca dorobić się wielkich majątków przez ślub z bogaczem. Dodając do tego problem alkoholowy dostajemy typową patologiczną bohaterkę. Ciężko określić, czy jest to kreacja bardzo zabawna, czy po prostu szokująca swoją oczywistością. Najgenialniej wypadają Tony Curtis i Jack Lemmon. To w końcu oni biegają w obcasach i za każdym razem poprawiają sobie sztuczne biusty. Świetne postaci, genialnie wykreowane przez ten duet. Produkcja ta nie jest wielkim arcydziełem, humor już dawno się zestrzał, ale i tak poprawia nastrój, intryguje, a przez to chętnie się do niego powraca. 

Punkt #13. Film irański
Oryginalny tytuł: Jodaeiye Nader az Simin | Reżyseria: Asghar Farhadi | Scenariusz: Asghar Farhadi | Obsada: Peyman Moaadi, Leila Hatami, Sareh Bayat, Shahab Hosseini, Sarina Farhadi, Ali-Asghar Shahbazi | Kraj: Iran | Gatunek: Dramat
Premiera: 15 lutego 2011 (Świat) 07 października 2011 (Polska)
Ocena: 8/10

     Wielokrotny zdobywca nagród, w tym także w Berlinale, ale przede wszystkim Oscara dla nieanglojęzycznego filmu, czym odebrał szansę Polakom na statuetkę. Zachwycające irańskie kino Farhadiego „Rozstanie”, które intryguje i wzrusza.
     Małżeństwo z wieloletnim stażem wnosi o separację z uwagi na podzielone zdanie na temat wychowania ich córki. To wydarzenie doprowadza do dramatycznej sytuacji, w której mężczyzna zmuszony jest zatrudnić opiekunkę do swojego chorego ojca, a następnie do wypadku, które na zawsze odmieni życie dwóch całkiem obcych sobie rodzin.
     Nie ośmielę się stwierdzić, czy film Farhadiego jest filmem na tyle genialnym, aby zyskać uznanie krytyków całego świata. Pewnym jest jednak, że porusza wiele problemów irańskiej rzeczywistości i przyszłości, a także zwyczajowych problemów, które dotknąć mogą każdego z nas. Sprawa religii, która jest tak bardzo wszechobecna w życiu Irańczyków tutaj objawia się niemalże na każdym kroku- telefony o poradę, trudy w opiece nad mężczyzną, dotykanie kobiet, a także przysłanianie ich burką. Niezwykle klimatyczne pod tym względem aranżacje, ujęcia, kostiumy, które nie przedstawiają niczego więcej poza zwykłą codziennością. Gdzieś pomiędzy wartością kulturową tworzy się rodzinny dramat, który nie dotyczy już jedynie separacji małżeństwa, a dotyka także ich dziecka, ojca, a nawet całkiem postronnych osób. Rozbicie emocjonalne przekształcające się w frustrację odbijającą się na całkowicie niewinnych osobach. Wszystko to z dramatu przeradza się w mocny thriller, który przykuwa uwagę i intryguje rozwojem sytuacji. Świetnie poprowadzona fabuła potrafi zainteresować, ale momentami także i wzrusza. Jest to jeden z najbardziej nieoczywistych i intymnych filmów, w dodatku z dość niekonwencjonalnym finałem, jakie przyszło mi oglądać. Z czystym sumieniem mogę polecić. 

Punkt #14. Stara bajka Disneya
Oryginalny tytuł: Bambi | Reżyseria: Ben Sharpsteen, David Hand | Scenariusz: Larry Morey, Perce Pearce | Obsada: Sergiusz Żymełka, Paweł Iwanicki, Adam Pluciński, Jacek Kopczyński, Maria Niewiarowska, Jacek Braciak, Anna Krawczycka, Magdalena Stużyńska | Kraj: USA | Gatunek: Animacja, Familijny
Premiera: 08 sierpnia 1942 (Świat) 05 grudnia 2014 (Polska)
Ocena: 6/10

      Jedna z najstarszych animacji disneyowskich. Zanim namnożyło się filmów, gdzie zwierzęta grają główną rolę, to on był królem puszczy. Przekaz produkcji o tytule „Bambi” wzruszał przed laty, wzrusza też i dziś.
     Zielony las zamieszkiwany jest przez sowy, króliki i... jelenie. Pewnego dnia na świat przychodzi mały jelonek, który każdego jednego ranka beztrosko poczyna sobie z przyjaciółmi. Wraz z nimi poznaje cały świat, świat w kolorze wiosny. Jednakże nie jest świadom, że ich życie może ulec całkowitej zmianie przez człowieka.
     Stara kreska animacji Disneya, to coś za czym dziś wielu tęskni. Dwuwymiarowa technika była wystarczająca dla przekazania tego co najważniejsze w produkcji. Tutaj z pozoru jest to zwyczajna głupiutka bajka, tak naprawdę o niczym. Bezsensowność kolejnych scen i jej niespójność jest mocno irytująca. Dialogi ograniczone są do minimum i największe ich skupisko miejsce ma na początku. „To jest motyl! To jest kwiatek!” - urzekające, naprawdę, ale też mocno infantylne. Takiego pokroju rzeczy się tutaj wypowiada. Najważniejsze jest jednak to co niewypowiedziane- losy leśnych zwierząt zagrożone przez kłusowników. Niestety, ten wątek fabularny nie jest mocno nakreślony i dopiero u finału więcej akcji kręci się wokół niego. Akcji całkiem sporej, dającej zaskakujący zastrzyk emocji! Napięcie podkreślono również przez złowieszcze rysy, no i oczywiście za pomocą muzyki. Ta zdecydowanie pochodząca ze swoich czasów, ale świetnie odnajduje się również i teraz. Początkowo animacja mocno zawodzi, ciężko jest ogarnąć o czym konkretnie jest ten obraz. Jednakże nawet i w kulminacyjnym punkcie nie robi aż tak wielkiego wrażenia, warstwa emocjonalna jest naprawdę znikoma. Spodziewałam się czegoś więcej po tak kultowej produkcji, a tu lekkie rozczarowanie.

Prześlij komentarz