NOWOŚCI

środa, 14 października 2015

Przepis na ocalenie ludzkości w trzech tomach - o trylogii "Więzień Labiryntu"



     Coś tam kiedyś, na którymś etapie rozwijania mojej manii do czytania, obiło mi się o uszy, że powstała niesamowita trylogia, dla młodych ludzi o mocnych nerwach. Jako, że tych wszystkich dystopijno-postapokaliptycznych tworów powstawała cała masa, akurat ten tytuł postanowiłam sobie darować. Oczywiście do czasu. Do czasu, kiedy to na ekrany zawitała ekranizacja pierwszego tomu, który zaintrygował mnie na tyle, aby chcieć obejrzeć drugi film. Wtedy stała się rzecz oczywista, koniecznym stało się dla mnie przeczytanie trylogii w całości. W szczególności, że na polskich ekranach jeszcze jest szansa zobaczyć „Próby ognia”.
      James Dashner znacząco przyczynił się do zmiany ludzkości. Tak bardzo, że po sukcesie „Igrzysk Śmierci” to właśnie na jego powieść postawiono w następnej kolejności. Po tym jak książki dotarły na polski rynek rozpoczęto wprowadzanie kolejnych znakomitych młodzieżowych serii jego autorstwa. Nie mniej, wciąż wszyscy pamiętać będą o „Więźniu Labiryntu” o powieści, która tak bardzo nagięła ludzką moralność i chęć zaczytywania się w kolejnych próbach przygotowanych dla obiektów powieści.
     Na tym opiera się cała historia, która zaczyna się „Więźniem Labiryntu” na tajemniczej farmie ogrodzonej wysokimi murami, za którymi kryje się gigantyczny labirynt skrywający wiele niebezpieczeństw. Szybko okazuje się, że największym problemem młodych ludzi zesłanych w głąb labiryntu nie jest wcale rzeczony twór niegdyś zamieszkiwany przez minotaura. Można nawet zignorować tam istnienie potwornych Bóldożerców, którzy to są swoistymi cyborgami stworzonymi przez dziwaczną organizację. Problem zdaje się być bardziej skomplikowany, jako, że jest to zaledwie jedna z kilku prób, którym poddawani są młodzi ludzie. Jakich prób? Po co? Na co? Tego nie dowiemy się niestety z pierwszego tomu, a dopiero w kolejnych. Drugi tom utrzymany jest w klimacie pierwszego, ale zdecydowanie więcej oferuje czytelnikom. Podczas, gdy pierwszy ograniczał się jedynie do ścian labiryntu, tak drugi wychodzi już na światło dzienne, bezkresną, zniszczoną i zaludnioną Poparzeńcami strefę. Fabuła jest tutaj najbardziej rozbudowana dając wiele różnych możliwości na wywołaniu w czytelniku emocji. Dzięki temu bez problemu ulegamy przerażeniu, gdy bohaterowie znowu zostają zaatakowani, uczuciu zdrady, którego doświadcza Thomas, czy ulgi, kiedy wszystko wydaje się być już zakończone. „Próby ognia” gwarantują najwięcej różnego rodzaju wydarzeń- bardziej zdynamizowanych, bardziej stonowanych, które świetnie się balansują. Nie brak tutaj chwil na wzruszenia, na uśmiech, czy strach i to czyni ten tom najlepszym. Wydawałoby się, że skoro „Lek na śmierć” jest wielkim finałem całej historii, to właśnie on będzie najbardziej emocjonujący. Tak też się dzieje, bo idealnie zamyka wszystkie wątki, ale nie będąc typowym zakończeniem dla opowieści Thomasa i tych, którym udało się jeszcze pozostać przy życiu. Droga do tego jest bardzo kręta, jest niezwykle długa, aż nadto chyba rozciągnięta. Wiele jest tutaj zmiennych, które z dużą łatwością potrafią odwrócić bieg wydarzeń. Nie jest to jednak ten sam schemat co w poprzednich tomach, bo jak sam tytuł wskazuje wszystko kręci się teraz wokół leku na Pożogę. Wybory, przed którymi stają bohaterowie nie zawsze wydają się być propozycjami nie do odrzucenia.
     Jednakże o co tutaj tak właściwie chodzi? Jak nie chcecie sobie spoilerować, to koniecznie omińcie ten akapit. Akcja rozgrywa się w świecie po apokalipsie, kiedy to wyładowania słoneczne doprowadziły do spalenia Ziemi. Na skutek wydarzeń z laboratorium wydostał się tajemniczy wirus, który zarażał ocalałych Pożogą. Okropną chorobą odbierającą ludziom rozum i ostatecznie zamieniającą ich w okrutne bestie mordujące innych ludzi. Wtedy przedstawiciele wszystkich państw świata zawiązali sojusz i stworzyli organizację, która miała zwalczyć chorobę. Nadali jej nazwę DRESZCZ, czyli „Departament Rozwoju Eksperymentów. Strefa Zamknięta: Czas Zagłady”. Ci z kolei opracowali Próby, którym mieli poddać grupkę młodych ludzi, ludzi odpornych na Pożogę. Dzięki ich reakcjom na zmienne miano opracować schemat pozwalający stworzyć lekarstwo dla wszystkich chorych. Pierwszą próbą był oczywiście Labirynt, to od niego się zaczęło. Nie wahano się więc zabijać młodych ludzi, nastolatków przecież (!), tylko po to, aby zdobyć lekarstwo. Nie wahano się sterować nimi, aby zmanipulować ludzkie reakcje. Niby wszystko dla dobra nauki, ale jak bardzo trzeba być walniętym w głowę, żeby tak manewrować ludźmi, jeszcze ludźmi tak młodymi. Na pewno był inny sposób na ocalenie świata. Oczywiście, jest, ale o nim przeczytamy dopiero na samym końcu opowieści. Ostatnie stronice zdradzają plan B. A można było po prostu od tego zacząć, zamiast pozbawiać świat tak wielu młodych, odpornych na Pożogę ludzi.
Poparzeńcy autorstwa Kena Barthelmeya
     Wiele czynników składa się na sukces trylogii Dashnera. Poza oczywistym, jaką jest historia- są również bohaterowie. Niezwykle elokwentni, wojowniczy i nieoczywiści w swoich zachowaniach. Z uwagi na styl tworzenia wiadomym jest, że to Thomas jest najważniejszym bohaterem całej opowieści. Dlaczego? Cóż... chociaż Dashner wprowadza narratora trzecioosobowego, to jednak całość obserwacji skupia się na wydarzeniach, w których udział bierze właśnie Tommy. Nie jest więc zaskakującym, że to właśnie jego dotyczy cała powieść. Szkoda, że jest to aż tak bardzo oczywiste, bowiem fajnie byłoby poczytać co się dzieje z drugą grupą, która wydostała się z Labiryntu albo co się dzieje z innymi kluczowymi bohaterami, którzy mają wpływ na wydarzenia. Jest to jednak najbardziej zaskakująca postać, choć więcej emocji wzbudza zdecydowanie Minho ze swoją porywczością i zdolnościami przywódczymi. Zdecydowanie na przyjaciela najbardziej nadaje się Newt, bo jest to chyba jedna z najbardziej sympatycznych postaci, poza Chuckiem- oczywiście. Wydawałoby się, że kluczowa jest tutaj też i Teresa, aczkolwiek już w trakcie drugiego domu szybko spostrzeżemy, że choć jest waleczna i harda, to nie o nią tutaj chodzi. Za mało poświęca się jej uwagi, więc zdecydowanie schodzi na dalszy plan. Zaskakuje natomiast pojawienie się bardzo ciekawych bohaterów w drugim tomie. Mamy bowiem Jansona, który jest tutaj oczywiście czarnym charakterem, ale tak fajnie nakreślonym, że tylko się czeka, aż znowu się pojawi i wprowadzi zamęt. Do tego mamy dwóch mieszkańców Pogorzeliska, którzy początkowo wydają się być najmniej zdrowymi na psychice. Nie mniej, wzbudzają bardzo duże zaufanie- o dziwo.
Cała ekipa wkracza do działania w świecie stworzonym przez Dashnera. Oczywistym jest, że pisarz ma naprawdę bogatą wyobraźnie i zdecydowanie za dużo naoglądał się fantastyki. Stworzony przez niego świat po apokalipsie odrobinę nawiązuje do madmaxowej teorii zwariowanego społeczeństwa, w połączeniu z najwyższą technologią rodem z „Terminatora”. Świetnie udaje mu się odwzorować uczucie zamknięcia, na które napotykamy przy okazji „Więźnia Labiryntu”, a potem uczucie przerażenia i osamotnienia w świetnie dotkniętym chorobą w „Próbach ognia”. Świat uległ na pewno diametralnej zmianie. Poza spalonymi terenami okołozwrotnikowymi, nastąpiła również odmiana w ludzkim słownictwie. Oczywiście... nadal mamy tutaj całą masę słów wulgarnych, wyrażających niezadowolenie, ale genialnie złagodzonych neologizmów, mogących świetnie nadawać się do użytku codziennego w normalnym życiu. Po co stosować więc słowo na „k”, kiedy możemy sobie wykrzykiwać „purwa, purwa, purwa!”. Takich tworów jest cała masa, a czyta się to ze zdecydowanym uśmiechem na ustach, aż dziwne. Interesujące są także wyrażenia typu „twarzostan”, w szczególności, kiedy ja co rusz korzystam z wyrażenia „twarzoczaszka”. Rewelacyjne, idealnie przystosowane do slangu młodzieżowego. Dashner nie obywa się jednak bez technicznego języka, aczkolwiek sprawnie ukrytego między potokiem słów. Stworzone przez niego potworne istoty wydają się nie do ogarnięcia ludzkim umysłem. Okazuje się bowiem, że przerażający Bóldożercy siekający ostrymi odnóżami to jeszcze nic. Poczekajcie aż w drugim tomie napadną was ciekłe kule ogryzające głowy, a także dziwaczne zabąblnione potwory. Nie wiem skąd takie twory w głowie, ale zdecydowanie przerażają! Dostarczają najwięcej emocji.
Bóldożercy autorstwa Kena Barthelmeya
     Szkoda, że przyszedł czas na koniec właściwej książkowej trylogii. Dla tych, którzy nie są jeszcze gotowi rozstawać z Pogorzeliskiem i Odpornymi Dashner przygotował coś specjalnego- opowiadania o wydarzeniach spomiędzy kolejnych tomów. Na polskim rynku ma się wkrótce pojawić pierwsza odsłona, czyli „Rozkaz zagłady”. Dla innych przyjdzie poczekać dwa lata na finał opowieści na wielkim ekranie. Wtedy będziemy mogli ponownie przeżyć wszystkie emocje, które towarzyszyły nam podczas lektury. Lektury, która trzymała nas w napięciu przez trzy tomy, zmuszała do refleksji, zaskakiwała kolejnymi wydarzeniami, ale również ciekawiła formą. I choć nie jest czymś innowacyjnym, to jednak trzeba przyznać, że wprowadza dość nietypowy sposób na ratowanie ludzkości, czym całkowicie intryguje każdego, kto do niej zasiądzie.

Prześlij komentarz