Coś
tam kiedyś, na którymś etapie rozwijania mojej manii do czytania,
obiło mi się o uszy, że powstała niesamowita trylogia, dla
młodych ludzi o mocnych nerwach. Jako, że tych wszystkich
dystopijno-postapokaliptycznych tworów powstawała cała masa,
akurat ten tytuł postanowiłam sobie darować. Oczywiście do czasu.
Do czasu, kiedy to na ekrany zawitała ekranizacja pierwszego tomu,
który zaintrygował mnie na tyle, aby chcieć obejrzeć drugi film.
Wtedy stała się rzecz oczywista, koniecznym stało się dla mnie
przeczytanie trylogii w całości. W szczególności, że na polskich
ekranach jeszcze jest szansa zobaczyć „Próby ognia”.
James
Dashner znacząco przyczynił się do zmiany ludzkości. Tak bardzo,
że po sukcesie „Igrzysk
Śmierci” to właśnie na jego powieść postawiono
w następnej kolejności. Po tym jak książki dotarły na polski
rynek rozpoczęto wprowadzanie kolejnych znakomitych młodzieżowych
serii jego autorstwa. Nie mniej, wciąż wszyscy pamiętać będą o
„Więźniu Labiryntu” o powieści, która tak
bardzo nagięła ludzką moralność i chęć zaczytywania się w
kolejnych próbach przygotowanych dla obiektów powieści.
Na
tym opiera się cała historia, która zaczyna się „Więźniem
Labiryntu” na tajemniczej farmie ogrodzonej wysokimi
murami, za którymi kryje się gigantyczny labirynt skrywający wiele
niebezpieczeństw. Szybko okazuje się, że największym problemem
młodych ludzi zesłanych w głąb labiryntu nie jest wcale rzeczony
twór niegdyś zamieszkiwany przez minotaura. Można nawet zignorować
tam istnienie potwornych Bóldożerców, którzy to są swoistymi
cyborgami stworzonymi przez dziwaczną organizację. Problem zdaje
się być bardziej skomplikowany, jako, że jest to zaledwie jedna z
kilku prób, którym poddawani są młodzi ludzie. Jakich prób? Po
co? Na co? Tego nie dowiemy się niestety z pierwszego tomu, a
dopiero w kolejnych. Drugi tom utrzymany jest w klimacie pierwszego,
ale zdecydowanie więcej oferuje czytelnikom. Podczas, gdy pierwszy
ograniczał się jedynie do ścian labiryntu, tak drugi wychodzi już
na światło dzienne, bezkresną, zniszczoną i zaludnioną
Poparzeńcami strefę. Fabuła jest tutaj najbardziej rozbudowana
dając wiele różnych możliwości na wywołaniu w czytelniku
emocji. Dzięki temu bez problemu ulegamy przerażeniu, gdy
bohaterowie znowu zostają zaatakowani, uczuciu zdrady, którego
doświadcza Thomas, czy ulgi, kiedy wszystko wydaje się być już
zakończone. „Próby
ognia” gwarantują najwięcej różnego rodzaju
wydarzeń- bardziej zdynamizowanych, bardziej stonowanych, które
świetnie się balansują. Nie brak tutaj chwil na wzruszenia, na
uśmiech, czy strach i to czyni ten tom najlepszym. Wydawałoby się,
że skoro „Lek na śmierć” jest wielkim finałem
całej historii, to właśnie on będzie najbardziej emocjonujący.
Tak też się dzieje, bo idealnie zamyka wszystkie wątki, ale nie
będąc typowym zakończeniem dla opowieści Thomasa i tych, którym
udało się jeszcze pozostać przy życiu. Droga do tego jest bardzo
kręta, jest niezwykle długa, aż nadto chyba rozciągnięta. Wiele
jest tutaj zmiennych, które z dużą łatwością potrafią odwrócić
bieg wydarzeń. Nie jest to jednak ten sam schemat co w poprzednich
tomach, bo jak sam tytuł wskazuje wszystko kręci się teraz wokół
leku na Pożogę. Wybory, przed którymi stają bohaterowie nie
zawsze wydają się być propozycjami nie do odrzucenia.
Jednakże
o co tutaj tak właściwie chodzi? Jak nie chcecie sobie
spoilerować, to koniecznie omińcie ten akapit. Akcja rozgrywa
się w świecie po apokalipsie, kiedy to wyładowania słoneczne
doprowadziły do spalenia Ziemi. Na skutek wydarzeń z laboratorium
wydostał się tajemniczy wirus, który zarażał ocalałych Pożogą.
Okropną chorobą odbierającą ludziom rozum i ostatecznie
zamieniającą ich w okrutne bestie mordujące innych ludzi. Wtedy
przedstawiciele wszystkich państw świata zawiązali sojusz i
stworzyli organizację, która miała zwalczyć chorobę. Nadali jej
nazwę DRESZCZ, czyli „Departament Rozwoju Eksperymentów. Strefa
Zamknięta: Czas Zagłady”. Ci z kolei opracowali Próby, którym
mieli poddać grupkę młodych ludzi, ludzi odpornych na Pożogę.
Dzięki ich reakcjom na zmienne miano opracować schemat pozwalający
stworzyć lekarstwo dla wszystkich chorych. Pierwszą próbą był
oczywiście Labirynt, to od niego się zaczęło. Nie wahano się
więc zabijać młodych ludzi, nastolatków przecież (!), tylko po
to, aby zdobyć lekarstwo. Nie wahano się sterować nimi, aby
zmanipulować ludzkie reakcje. Niby wszystko dla dobra nauki, ale jak
bardzo trzeba być walniętym w głowę, żeby tak manewrować
ludźmi, jeszcze ludźmi tak młodymi. Na pewno był inny sposób na
ocalenie świata. Oczywiście, jest, ale o nim przeczytamy dopiero na
samym końcu opowieści. Ostatnie stronice zdradzają plan B. A
można było po prostu od tego zacząć, zamiast pozbawiać świat
tak wielu młodych, odpornych na Pożogę ludzi.
Poparzeńcy autorstwa Kena Barthelmeya |
Wiele
czynników składa się na sukces trylogii Dashnera. Poza oczywistym,
jaką jest historia- są również bohaterowie. Niezwykle elokwentni,
wojowniczy i nieoczywiści w swoich zachowaniach. Z uwagi na styl
tworzenia wiadomym jest, że to Thomas jest najważniejszym bohaterem
całej opowieści. Dlaczego? Cóż... chociaż Dashner wprowadza
narratora trzecioosobowego, to jednak całość obserwacji skupia się
na wydarzeniach, w których udział bierze właśnie Tommy. Nie jest
więc zaskakującym, że to właśnie jego dotyczy cała powieść.
Szkoda, że jest to aż tak bardzo oczywiste, bowiem fajnie byłoby
poczytać co się dzieje z drugą grupą, która wydostała się z
Labiryntu albo co się dzieje z innymi kluczowymi bohaterami, którzy
mają wpływ na wydarzenia. Jest to jednak najbardziej zaskakująca
postać, choć więcej emocji wzbudza zdecydowanie Minho ze swoją
porywczością i zdolnościami przywódczymi. Zdecydowanie na
przyjaciela najbardziej nadaje się Newt, bo jest to chyba jedna z
najbardziej sympatycznych postaci, poza Chuckiem- oczywiście.
Wydawałoby się, że kluczowa jest tutaj też i Teresa, aczkolwiek
już w trakcie drugiego domu szybko spostrzeżemy, że choć jest
waleczna i harda, to nie o nią tutaj chodzi. Za mało poświęca się
jej uwagi, więc zdecydowanie schodzi na dalszy plan. Zaskakuje
natomiast pojawienie się bardzo ciekawych bohaterów w drugim tomie.
Mamy bowiem Jansona, który jest tutaj oczywiście czarnym
charakterem, ale tak fajnie nakreślonym, że tylko się czeka, aż
znowu się pojawi i wprowadzi zamęt. Do tego mamy dwóch mieszkańców
Pogorzeliska, którzy początkowo wydają się być najmniej zdrowymi
na psychice. Nie mniej, wzbudzają bardzo duże zaufanie- o dziwo.
Cała
ekipa wkracza do działania w świecie stworzonym przez Dashnera.
Oczywistym jest, że pisarz ma naprawdę bogatą wyobraźnie i
zdecydowanie za dużo naoglądał się fantastyki. Stworzony przez
niego świat po apokalipsie odrobinę nawiązuje do madmaxowej teorii
zwariowanego społeczeństwa, w połączeniu z najwyższą
technologią rodem z „Terminatora”. Świetnie udaje mu się
odwzorować uczucie zamknięcia, na które napotykamy przy okazji
„Więźnia Labiryntu”, a potem uczucie przerażenia
i osamotnienia w świetnie dotkniętym chorobą w „Próbach
ognia”. Świat uległ na pewno diametralnej zmianie. Poza
spalonymi terenami okołozwrotnikowymi, nastąpiła również odmiana
w ludzkim słownictwie. Oczywiście... nadal mamy tutaj całą masę
słów wulgarnych, wyrażających niezadowolenie, ale genialnie
złagodzonych neologizmów, mogących świetnie nadawać się do
użytku codziennego w normalnym życiu. Po co stosować więc słowo
na „k”, kiedy możemy sobie wykrzykiwać „purwa, purwa,
purwa!”. Takich tworów jest cała masa, a czyta się to ze
zdecydowanym uśmiechem na ustach, aż dziwne. Interesujące są
także wyrażenia typu „twarzostan”, w szczególności, kiedy ja
co rusz korzystam z wyrażenia „twarzoczaszka”. Rewelacyjne,
idealnie przystosowane do slangu młodzieżowego. Dashner nie obywa
się jednak bez technicznego języka, aczkolwiek sprawnie ukrytego
między potokiem słów. Stworzone przez niego potworne istoty wydają
się nie do ogarnięcia ludzkim umysłem. Okazuje się bowiem, że
przerażający Bóldożercy siekający ostrymi odnóżami to jeszcze
nic. Poczekajcie aż w drugim tomie napadną was ciekłe kule
ogryzające głowy, a także dziwaczne zabąblnione potwory. Nie wiem
skąd takie twory w głowie, ale zdecydowanie przerażają!
Dostarczają najwięcej emocji.
Bóldożercy autorstwa Kena Barthelmeya |
Szkoda,
że przyszedł czas na koniec właściwej książkowej trylogii. Dla
tych, którzy nie są jeszcze gotowi rozstawać z Pogorzeliskiem i
Odpornymi Dashner przygotował coś specjalnego- opowiadania o
wydarzeniach spomiędzy kolejnych tomów. Na polskim rynku ma się
wkrótce pojawić pierwsza odsłona, czyli „Rozkaz zagłady”.
Dla innych przyjdzie poczekać dwa lata na finał opowieści na
wielkim ekranie. Wtedy będziemy mogli ponownie przeżyć wszystkie
emocje, które towarzyszyły nam podczas lektury. Lektury, która
trzymała nas w napięciu przez trzy tomy, zmuszała do refleksji,
zaskakiwała kolejnymi wydarzeniami, ale również ciekawiła formą.
I choć nie jest czymś innowacyjnym, to jednak trzeba przyznać, że
wprowadza dość nietypowy sposób na ratowanie ludzkości, czym
całkowicie intryguje każdego, kto do niej zasiądzie.
Prześlij komentarz