Przeczyta
sobie człowiek książkę, spodziewa się nie wiadomo czego, a potem
przychodzi ekranizacja i wszystkie marzenia oraz oczekiwania
rozpadają się w drobny mak. „Próby
ognia” to chyba jeden
z najciekawszych tomów bestsellerowej trylogii „Więzień
Labiryntu” autorstwa
Jamesa Dashnera. I choć wielu uważa, że druga produkcja filmowa
bazująca na koncepcji jest równie dobra, co pierwsza, osobiście
śmiem się z tym nie zgodzić. Pomijając fakt, że filmowe „Próby
ognia” są bardzo luźno
oparte na wątkach drugiego tomu, to jest to bardzo nijaka produkcja.
Źródło: foxmovies.com |
Streferom udaje się bezpiecznie opuścić mury labiryntu. Jednakże
nie są świadomi, że prawdziwe wyzwanie dopiero przed nimi. Myśląc,
że udało im się uciec przed DRESZCZem, nie mogą być w większym
błędzie. Pomimo tego, że świat to jedno wielkie suche pustkowie,
zamieszkane przez ludzkość zainfekowaną Pożogą uciekają przed
ekipą naukowców chcących przeprowadzać na nich kolejne
eksperymenty. Wyruszają więc w poszukiwaniu organizacji zwanej
Prawą Ręką licząc na to, że zyskają ich pomoc- w pełnym
słońcu, bez jakiegokolwiek zaopatrzenia, przez okrutne tereny
Pogorzeliska, nie zważając na ścigających ich wysłanników
DRESZCZu, ani czających się w pobliżu Poparzeńców.
Czego
można było się spodziewać po „Próbach ognia”,
kiedy już sam zwiastun zapowiada, że scenarzysta dokonał drobnych
zmian w opowieści? Cóż... z pewnością wszyscy ci, którzy poszli
do kina zaznajomieni z lekturą byli w niemałym szoku, że film
całkowicie odbiega od powieści. Na domiar złego, jeżeli ktoś nie
zapoznał się z tomem trzecim, nie będzie miał bladego pojęcia o
co biega z tematem pod tytułem Prawa Ręka. Nie ma to jak pomieszać
wątki drugiego i trzeciego tomu w drugim filmie. Ciekawe co zostanie
na finał, bo jeżeli kluczowy wątek „Leku
na śmierć” to nie
zapowiada się zbyt fascynujące kino, a szkoda. Jest to kolejna
sytuacja, kiedy pierwsza ekranizacja jest naprawdę fascynująca i
trzyma się pierwowzoru, natomiast w drugiej wieje nudą, a akcja
wzięta jest chyba z kosmosu, bo na pewno nie z powieści. Jedyne co
jest odwzorowane to motyw Pogorzeliska. Tylko to. Najbardziej w tym
wszystkim boli to, że nie ma tutaj zaprezentowanej zadaniowości
całej akcji, bo kiedy w powieści zadaniem Streferów było
przejście Pogorzeliska w celu uzyskania leku, tak tutaj tego nie ma.
Zostaje to zamienione na głupawą, bezsensowną ucieczkę od
DRESZCZu. Tym samym znika problematyka postaci Teresy i Arisa.
Wywalony zostaje cały dramatyzm związany z przejściem przez
Pogorzelisko, bo film niestety nie ukazuje prawdziwego okrucieństwa
tego miejsca. Już pomijam dziwnego budowania relacji pomiędzy
bohaterami, której praktycznie tutaj nie ma. Co dla nich za różnica,
czy zginie jeden czy dwóch, a widz nawet nie jest w stanie się
wzruszyć. W szczególności, że Thomas aż w jednej scenie wspomina
Chucka, który poświęcił się dla niego przy okazji ucieczki z
Labiryntu. Wszystkie wątki zostały całkowicie spłycone, a
wszystko to zastąpione zostaje bezsensowną drogą do Prawej Ręki.
Prawej Ręki, która de facto pokazuje się dopiero w trzeciej części
trylogii. Nie można powiedzieć, że film nie gwarantuje akcji, bo
tak jest, ale z drugiej strony sceny te zbyt szybko zostają urwane i
w zasadzie niczego konkretnego nie wnoszą do fabuły. Ucieczka przed
wrogiem zawsze dostarcza sporo adrenaliny, a dodając do tego element
zdrady całkowicie potrafi zbić człowieka z pantałyku. O dziwo,
obraz zapewnia względne wrażenia, a tempo akcji jest nawet równe,
ale co z tego, kiedy tak to wszystko jest nużące.
Na
plus zdecydowanie przemawia wygląd filmu, można powiedzieć, że
jest to jedyna rzecz, która przykuwa tutaj uwagę. Pogorzelisko jest
bajecznie mroczne, niczym wyjęte z najlepszej postapokaliptycznej
produkcji. Zniszczone budynki, wszędzie pełno ruin, ale przede
wszystkim wszechobecny piach. Krajobraz niczym z „Resident
Evil: Apokalipsa”, czy
„Mad Max: Na drodze gniewu”.
Wspomnienie o pierwszym tytule nie jest tutaj przypadkowe, bowiem
wskazać należy tajemniczych Poparzeńców, czyli ludzi, których
zaatakowała choroba zwana Pożogą. To właśnie na nią szuka się
lekarstwa, bo przez nią ludzie tracą rozum, zamieniając się w
bezmyślne zwierzęta. I tutaj pojawia się kolejny problem związany
z tym obrazem. Poparzeńcy w ogóle nie przypominają ludzi chorych
psychicznie. Z uwagi na popularny ostatnio nurt zombiaków, to
właśnie do tych chodzących trupów zostali upodobnieni. Wybór
stylizacji co najmniej dziwny, w szczególności jak ktoś przypomni
sobie akcję z kanałów i dziwne narośle na ścianach. Można było
zrobić to w zdecydowanie bardziej ludzki sposób, taki który
chociaż odrobinę dawałby nadziei na wyleczenie.
Ciężko jest mi
zrozumieć, dlaczego pozbyto się z filmu dwóch kluczowych scen,
dostarczających najwięcej grozy. Trzeba jednak przeboleć brak
początkowych scen, gdzie bohaterowie uciekali przed kulami z
ciekłego metalu odgryzającymi głowy, czy końcowych, kiedy to
musieli stoczyć walkę z bąblowymi potworami. I tak z tych
fascynujących monstrów, które pojawiły się w całej trylogii,
przyszło nam wspominać jedynie Bóldożerców z pierwszego filmu.
Może obawiano się, że wprowadzając te cuda trzeba będzie
podnieść ograniczenie wiekowe, albo może twórcy nie byli w stanie
idealnie odwzorować tych tworów. Albo... za bardzo skupili się na
Poparzeńcach. Szkoda, naprawdę szkoda. W szczególności, że
zapewne cała masa ludzi czekała właśnie na to, jak filmowcy
poradzą sobie z tymi właśnie elementami.
Z
marnym aktorstwem, nie oddającym prawdziwego charakteru
najistotniejszych postaci serii, z całkowitą zmianą ich
problematyki nie ma szans, aby dało się patrzeć na ten film bez
niestrawności. Dylan O'Brien jedyne, co pokazuje w tym filmie, to
jak szybko potrafi biegać. Jako czołowy biegacz labiryntu mógł
darować sobie już popisy, a skupić się bardziej na budowaniu
emocjonalnej więzi z publicznością albo chociaż z innymi
bohaterami na planie. Irytująca stała się Teresa w wykonaniu Kayi
Scodelario, która po prostu zniknęła w tym filmie. I choć
poświęca się jej więcej uwagi niż w powieści, to jakimś
magicznym sposobem stała się po prostu niewidzialna. Wydawałoby
się, że dużo atrakcji dostarczyć mogą nowe postaci, takie
chociażby jak Jorge i Brenda. Niestety, ani Rosa Salazar ani
Giancarlo Esposito nie radzą sobie na tyle, aby wyjść przed
szereg. Ich kreacje są zdecydowanie mniej zwariowane i mniej
wojownicze niż powinny być. Z kolei Janson, którego wszyscy fani
„Gry o tron”
znają z roli dwulicowego Littlefingera nie poczują się zawiedzeni.
Aidan Gillen trzyma klasę i charakter swojej poprzedniej postaci.
Czy stety, czy niestety- to już wam przyjdzie ocenić.
Źródło: foxmovies.com |
Wiele
oczekiwałam po kontynuacji „Więźnia Labiryntu”
z uwagi na to, że pierwszy film wzbudził we mnie spory entuzjazm i
zainteresowanie. Na dodatek całą trylogię książkową uważam za
bardzo udaną i ciekawą, więc nie miałam obaw co do „Prób
ognia”. Niestety,
wydarzyło się coś całkowicie zaskakującego, coś co nie
wyróżniło tytułu spośród innych postapokaliptycznych tworów.
Historia z drugiego tomu powieści miała spory potencjał, który
niestety nie został w ogóle wykorzystany. Zarówno okrojenie
fabuły, jak i pozbawienie widza przyjemności oglądania niezwykłych
tworów przyszłości, nie wyszło produkcji na dobre. Pozostało
tylko mdłe, za bardzo podobne do zombiastycznych tytułów
widowisko, które cechuje się jedynie zewnętrznym pięknem, a
zgnilizną wewnętrzną.
Ocena:
5/10
Oryginalny
tytuł: The Maze Runner.
The Scorch Trials /
Reżyseria: Wes Ball /
Scenariusz: T.S. Nowlin / Na podstawie: powieści Jamesa Dashnera /
Zdjęcia:
Gyula Pados / Muzyka: John Paesano / Obsada: Dylan O'Brien, Ki Hong
Lee, Kaya Scodelario, Thomas Brodie-Sangster, Dexter Darden,
Alexander Flores, Jacob Lofland, Rosa Salazar, Giancarlo Esposito,
Patricia Clarkson, Aidan Gillen, Lili Taylor, Barry Pepper / Kraj:
USA / Gatunek: Akcja, Sci-Fi, Thriller
Premiera: 09 września 2015 (Świat) 18 września 2015 (Polska)
Prześlij komentarz