Ogląda
sobie człowiek „Glee”
i nawet nie jest świadomy tego, że w umysłach ludzi, którzy
stworzyli ten rozśpiewany serial młodzieżowy zrodzi się pomysł
na całkowicie odmienną w swojej stylizacji produkcję. Ryan Murphy
i Brad Falchuk wpadli na genialny pomysł i postanowili na popularny
od zawsze strach. Tak narodził się dość niezwykły serial o
tytule „American
Horror Story”,
który polscy widzowie śledzić mogli wraz ze stacją FOX. Pierwszą
częścią tego przeboju jest „Murder
House”,
czyli swoista antologia najrozmaitszych opowieści z pograniczy grozy
i psychozy.
Bohaterami
pierwszego sezonu jest rodzina Harmonów, która postanawia rozpocząć
nowe życie w przepięknym domu w Los Angeles. Vivien i Ben (Connie
Britton, Dylan McDermott)
próbują odbudować swoje małżeństwo po jego zdradzie, więc nie
zauważają problemów z jakimi zaczyna mierzyć się ich nastoletnia
córka Violet (Taissa
Farmiga).
To właśnie ją odwiedza nastoletni Tate, który uczęszcza również
na sesje terapeutyczne do jej ojca. Nikt nie jest świadom tego, iż
chłopak od wielu lat jest duchem zamieszkującym nowy dom Harmonów.
Jednakże nie jest to jedyny mieszkaniec z krainy umarłych. Okazuje
się, że budynek ma dość makabryczną przeszłość, a każdy kto
kiedykolwiek poniósł śmierć w jego murach pozostawał w nich na
zawsze.
Ten
serial ma moc, moc straszenia w sprawdzowy sposób. Jednakże wszyscy
dobrze wiemy, że choć metody na przestraszenie widza znane są już
od bardzo dawna, to smak przy ich wykorzystaniu uzależniony jest
jedynie od wizji twórców. Na szczęście Murphy i Falchuk pokazali
nie raz przy
„Glee”,
że gust mają nie najgorszy, więc nie da się zwątpić w sukces
kolejnego obrazu, który wyszedł spod ich ręki. Najgenialniejsza w
całej tej produkcji jest oczywiście fabuła. Dwunastoodcinkowy
sezon serwuje nam najrozmaitsze oblicza grozy. Każdy epizod
przedstawia każdego kolejnego ducha zamieszkującego Murder House.
Psychopatyczny zabójca, który morduje swoich kolegów ze szkoły;
sławny lekarz gwiazd, któremu odbiło, gdy utracił dziecko; czy
przepiękna gosposia zamordowana przez żonę swojego kochanka- te i
jeszcze kilka innych dusz nawiedzają ten dom. Najfajniejszy jest
jednak pomysł na wykorzystanie owych historii, bowiem to co podziało
się z tymi ludźmi przed laty, ma teraz wpływ na obecnych
mieszkańców. Twórcy sprawnie łączą wątki z przeszłości, z
tym co dzieje się z bohaterami. Wystawiają na próby ich zdrowe
zmysły, a także nadwątloną przez zdradę moralność, czy zdrowie
fizyczne po poronieniu. Dom jakby znając tą przeszłość sprawia,
że wciąż powraca i to z większą siłą, aż do całkowitego
wyniszczenia. To wszystko bardzo ładnie się ze sobą łączy,
niekiedy nawet wprowadzając kilka zwrotów w akcji, nie tylko
poruszając nas do głębi, ale przede wszystkim siadając na naszą
psychikę. I wszystko byłoby pięknie i wspaniale, gdyby skończyć
całą historię makabrą. No, ale nie, scenarzyści musieli pchnąć
opowieść o krok dalej czyniąc z nią jakąś dziwnie pokraczną
opowiastkę o sile rodzinnej miłości. Czy może być coś
dziwniejszego?
Powiedzmy
sobie szczerze, „American
Horror Story”
nie jest jakiś superstraszny, tylko najnormalniej w świecie
psychiczny! Dlaczego tak twierdzę? Cała opowieść utrzymana jest w
dość specyficznym klimacie. Podniszczone meble, zakurzone
zakamarki, no i oczywiście różne pokraczne duchy, kryjące się w
każdym kącie. Makabra wynosi się tutaj na wyższe wyżyny, w
szczególności przy epizodzie „Spooky
Little Girl”.
Obrzydliwości... Szczęśliwie, jest to jeden taki odcinek, no...
góra dwa, na cały sezon. Jednakże tak naprawdę, straszy się nas
tutaj już na samym początku każdego spotkania z bohaterami
serialu. Wszystko to wina openingu. Nie ma chyba bardziej
niepokojącego wejścia niż tego do „American
Horror Story”.
Odstraszające obrazy w połączeniu z muzyką Ceasara Davily dają
autentyczny koszmar wizualny dźwiękowy, który nie jest
najtrafniejszych wyborem do usypiania nas w łóżkach. Czyni go to
najbardziej masakrycznym z otwarć wśród seriali. Bardziej
złowieszczy był chyba tylko kawałek z „Z
Archiwum X”.
Kolejnym
atutem produkcji jest obsada. Wśród nazwisk mamy nie tylko Dylana
McDermotta, Denisa O'Hara, czy Zachary'ego Quinto, ale przede
wszystkim gwiazdę wielkiego formatu, wiekową, ale wciąż piękną
Jessikę Lange. Nadaje temu show większego wymiaru. Ma w sobie coś
takiego, co wzbudza w człowieku niepokój. Gdy zechce, potrafi nas
przerazić na śmierć. Jest świetna w tym co robi, gra z wielkim
zaangażowaniem i charyzmą, więc nie dziwne, że została
wyróżniona za rolę Constance. Świetna rola bardzo dobrze zagrana.
Takie światło tego serialu telewizyjnego. Nie tak całkiem zła
jest też Connie Britton. Razem z McDermottem tworzyli bardzo zgraną
parę i nie trudno było uwierzyć, że są małżeństwem. Oboje
niewiele gorsi od Lange, a to już prawdziwa pochwała. Nie sposób
nie wspomnieć tutaj też i młodym pokoleniu- Taissa Farmiga oraz
Evan Peters, czyli dwa skrajne bieguny. Pierwsza to siostra znanej
Very Farmiga, robiącej błyskotliwą karierę w podobnych
produkcjach z pogranicza horroru i dramatu. Młoda Farmiga może
jeszcze wiele zawojować w Hollywood, gdyż ma do tego predyspozycje.
Idealnie odegrała rolę zagubionej dziewczyny tęskniącej za domem.
Natomiast Peters tak jak Lange, gdy chce potrafi zaskoczyć i
wystraszyć nie na żarty. Nic dziwnego, że dobrali ich w taką, a
nie inną relację. Podsumowując obsada znakomicie dawała sobie
radę w swoich rolach. Każdy był enigmatyczny, ale również i
pełen energii co do swoich kreacji. Udało im się odtworzyć
wszystko to, co zamierzone zostało.
Długo
wzbraniałam się przed „American
Horror Story”.
Serial w formie horroru i to jeszcze o duchach, to raczej nie jest
coś po co chętnie człowiek sięga. Okazuje się, że Ryan Murphy
wraz z Bradem Falchukiem odwalili kawał dobrej roboty. Po seansie
pierwszego sezonu bardzo szybko zapomina się, że mieli cokolwiek
wspólnego z musicalem dla młodzieży. Świetnie skomponowana fabuła
produkcji, gdzie strach przeplata się ze wzruszeniem i humorem.
Pełny wulgarności, czułości i obrzydliwości, a także
niespotykanego dotąd klimatu, co czyni go naprawdę wyjątkowym
obrazem. Szkoda jedynie, że coś co zaczyna się tak obiecująco i w
gruncie rzeczy wpływa na psychikę widza kończy się w tak
cukierkowy sposób. W pewien sposób zaskakujący, bo nie tego się
człowiek spodziewa po ładowaniu do głowy podobnych okropieństw,
ale bardziej zawodzi w tym aspekcie. Nie mniej, warto sięgnąć i
odczuć choć odrobinę strachu.
Ocena:
7/10
Oryginalny
tytuł: American
Horror Story / Reżyseria:
Ryan Murphy i inni / Twórca: Ryan Murphy, Brad Falchuk / Zdjęcia:
Christopher Baffa, John B. Aronson, Michael Goi / Muzyka: James S.
Levine / Obsada:
Dylan McDermott, Connie Britton, Taissa Farmiga, Jessica Lange, Evan
Peters, Denis O'Hare, Zachary Quinto, Lily Rabe, Frances Conroy,
Sarah Paulson i inni / Kraj:
USA / Gatunek: Horror, Akcja / Liczba odcinków: 12
Premiera:
05 października 2011 (FX)
12 listopada 2011 (FOX)
Prześlij komentarz