Ten
film całkowicie zmieni twój światopogląd. Już nigdy więcej
mrówki nie będą takie same. Oto bowiem nadchodzi najmniejszy
superbohater, jaki kiedykolwiek pojawił się na wielkim ekranie. Tym
razem Marvel sięga po niemalże nieznaną postać i próbuje w jak
najciekawszy sposób zaprezentować ją światu. Człowiek Mrówka
jest na tyle wyjątkowy, na tyle wszechstronny i mrówkowy, że
koniecznie trzeba zobaczyć go w przybliżonej wersji podczas
projekcji „Ant-Mana”
w kinie!
Przed
wieloma laty dr Hank Pym (Michael Douglas) za dnia był
szalonym naukowcem w elitarnej grupie S.H.I.E.L.D. a skrycie walczył
z przestępczością w stroju wyposażonym w wynalazek jego życia.
Widząc jakie zagrożenie niesie ze sobą podzielenia się tym z kimś
innym postanowił na zawsze zrzucić „zbroję”. Jednakże teraz
jego dawny uczeń jest o krok od dopięcia tego samego co on. Pym
podstępnie proponuje więc sprytnemu złodziejaszkowi- Scottowi
Langowi, który dopiero co opuścił więzienie i nie chce zrobić
niczego, czym mógłby zawieść swoją małą córeczkę- nietypową
pracę. Przyodziewając jego dawny kostium, zmniejszając się do
rozmiaru robaka i komunikując się z mrówkami musi powstrzymać
szalonego Darrena Crossa (Corey Stoll) przed realizacją jego
planu.
Filmy
Marvela mam już w swoim standardzie kinowym. Zawsze muszę zobaczyć
takowy jak najszybciej i to na dużym ekranie. No chyba, że mowa o
„Kapitanie Ameryce”-
wtedy nie za bardzo przestrzegam narzuconych sobie reguł.
Wybacz koleś, nie przepadam za tobą. Widząc więc zwiastun
produkcji o całkowicie nieznanym- choć gdzieś tam chyba
zasłyszanym wcześniej, bohaterze- wiadomo, trzeba było wyruszyć
na salę. Sam seans? Jednych zawodzi, drugich wręcz przeciwnie.
Zdecydowanie podpisuję się pod tą drugą grupą, gdyż nie do
końca pojmuję, czym tak bardzo zawiedzeni są fani ekranizacji
komiksowych. Wiadomo, nie jest to obraz na miarę „Thora”,
czy „Iron Mana”. Twór Reeda to bardzo prosta, pod
każdym względem, opowieść. Jedni dopatrują się tutaj klimatu
pierwszych filmów kuźni, a ja widzę po prostu bardzo lekką
rozrywkę z rozbrajającym dowcipem i świetnym powiązaniem z innymi
filmami wytwórni.
Nie
od dziś wiadomo, że Marvel wykonał genialną robotę łącząc ze
sobą niemalże wszystkie swoje produkcje. Bez względu na to, czy to
detalami, czy scenami po napisach końcowych- o tak! Film Marvela bez
sceny po napisach, nie jest filmem Marvela. Musi być co najmniej
jedna, aczkolwiek „Ant-Man” daje nam dwie. Podwójna
dawka szczęścia! Mrówka nie tylko po napisach idealnie nawiązuje
do następnego wielkiego filmu, czyli „Kapitan Ameryka: Civil
War”, ale również w trakcie samego filmu. Początkowe
odwiedziny u S.H.I.E.L.D. - tak... jeszcze istniejącej, bo to
historia, późniejsze zabawne nawiązania do Avengersów („Nie
możemy zadzwonić do Avengersów?”), no i w końcu starcie z
jednym z nich, gdzie nie może być chyba nic bardziej rozbrajającego
w całym filmie.
Do
tej sceny dorównywać może jedynie ostateczne starcie z
Yellowjacket, no bo przecież gigantyczna zabawkowa lokomotywka, no i
oczywiście pokraczny mrówko-pies, to przecież coś czego nie można
zobaczyć na co dzień. To poczucie humoru rozkwita tutaj
zdecydowanie za sprawą Paula Rudd'a, który już w trakcie pracy
przy „Friends” pokazał, że ma całkiem niezły
dowcip, który rozbawiał nas przy wielu innych komediach. Do tego
postać Michaela Peny, czyli człowieczka „matka nie żyje, ojciec
deportowany, ale fura jest!” i naprawdę... jeżeli ktoś potrafi
objaśnić ciąg przyczynowo-skutkowy jego rozkmin i donosów, to
jest wielki! Ostatnia zamykająca scena i wielkie „he!?” na
twarzach widzów. Lepszego zamknięcia z jego udziałem nie widzę.
Efekciarstwo
w tym filmie jest na całkiem porządnym poziomie. Nie jest to może
kolejny „Thor: Mroczny świat”, czy
„Avengers: Czas Ultrona”, ale... kurcze, te mrówki... te
wizualizacje subatomowe (czy jak to się tam zwało)- rewelacja!
Technologie, którymi dysponują bohaterowie, coś genialnego.
Pomniejszacz cząsteczek? Cudo! Aczkolwiek breja z uroczych owieczek
już takim cudem nie jest, ble! Nie mniej spece od efekciarstwa
musieli się sporo nasilić, bo przecież efekty to jedno, a
powiększyć świat znany i lubiany to drugie. Bardzo dobra
integracja człowieczka w kombinezoniku i mrówków go otaczających.
Tak świetnie prowadzone interakcje pozwalają budować sympatię
człowieka do mrówek. No, bo komu nie było przykro na widok
skrzydełka Antoniego? Smuteczek, jak nic. Nie ma więc tutaj efektu
przeładowania, parodii filmów o superbohaterach. Uzyskano konkretny
wygląd, który zadowoli każdego.
Zdziwieni,
że taki tekst zaczyna się od teorii co do udziałów lekkich w tej
produkcji? Cóż, pewnie dlatego, że nie można tutaj mówić o
większej głębi. Fabularnie film to jeden wielki misz masz
tematyczny. Wątek kradziejstwa, odkupowania win i odzyskiwania
zaufania swojej córki oraz pozycji w społeczeństwie – to
zadanie Paula Rudd'a. „Subtelne” dążenie do władzy
absolutnej, ale przede wszystkim symbol przyrostu formy nad treścią
– to nikt inny jak sam Corey Stoll. Szkoda tylko, że nie potrafi
być takim bad-assem jak walczy z Mistrzem i „Wirusem”.
Bowiem jako Yellowjacket- świetny. Zupełnie jak nie ten człowiek.
No i oczywiście musiał, no po prostu musiał się pojawić tutaj
doroślejszy wątek problematyki relacji córka-ojciec po utracie
matki/żony. Ach, te dramaty, tak bardzo naciągane. I do tego
tajemnice, bo w końcu... „Masz tę moc!”. Michael Douglas i
Evangeline Lilly- duet niemalże idealny. Świetnie sprawujący się
jako ojciec i jego ukochana córeczka, której nic nie wolno, bo
jeszcze sobie krzywdę zrobi. Różnorodność, jak ta lala. Szkoda,
że nie zawsze taka mieszanka dobrze wpływa na rozwój fabuły. Tu
może podążyć w ciekawym kierunku, więc... czas pokaże.
Człowiek
Mrówka nie jest filmem idealnym, ale jest to zdecydowanie jedna z
ciekawszych produkcji Marvela. Zupełnie inne spojrzenie na
superbohatera, który nie zawsze musi być szlachetny z czynu.
„Ant-Man” to obraz, który nie tylko pozwoli nam
oswoić się z mrówkami- także tymi niedobrymi, gryzącymi. Dzięki
niemu te stworzonka już nigdy nie będą takie same. Jednakże jest
to przede wszystkim samodoskonalenie się z własnej nieprzymuszonej
woli w świecie rzucającym nam kłody pod nogi, zawsze! Peyton Reed
w ciekawy sposób pokazał nam nowe oblicze kultowego bohatera, który
udowadnia, że to nie rozmiar jest ważny, liczy się... serce!
Ocena:
7/10
Recenzja dla portalu A-G-W.info!
Oryginalny
tytuł: Ant-Man
/ Reżyseria:
Peyton Reed / Scenariusz: Adam McKay, Paul Rudd, Edgar Wright, Joe
Cornish / Na podstawie: komiksu Jacka Kirby'ego, Stana Lee i
Larry'ego Liebera / Zdjęcia:
Russell Carpenter / Muzyka: Christophe Beck / Obsada: Paul Rudd,
Michael Douglas, Evangeline Lilly, Corey Stoll, Bobby Cannavale, Judy
Greer, Abby Ryder Forston, Michael Pena/ Kraj:
USA / Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera: 29 czerwca 2015 (Świat) 17 lipca 2015 (Polska)
Prześlij komentarz