NOWOŚCI

czwartek, 18 czerwca 2015

Zombie, smoki, psychopatyczni możnowładcy i moc internetów, czyli dlaczego nie lubię „Gry o tron”


     Kultowa produkcja HBO jest ekranizacją bestsellerowej serii powieści George'a R.R. Martina „Pieśń lodu i ognia”. Autor postanowił stworzyć najbardziej krwawy cykl, dzięki któremu wstrząsnąłby całym światem. W tym samym kierunku idą twórcy serialu, którzy jakoś muszą ratować beznamiętny serial. Nie ma co się oszukiwać, czy ktokolwiek oglądałby „Grę o tron”, gdyby chodziło jedynie o intrygi i walkę między rodami? Czy ktokolwiek wytrwałby w tej fabule, nie znudziwszy się nią, gdyby nie kilka szokujących scen, które z sezonu na sezon pojawiają się w tej produkcji? Ja wiem, że nie, bowiem zbyt szybko bym się znudziła i porzuciła ten serial. Pewnie jest wiele takich osób jak ja, ale przy produkcji trzyma nas to, że serwuje najbardziej wstrząsające, kontrowersyjne rozwiązania w historii telewizji. Uważajcie, ten tekst może zawierać spoilery.

     Już jakiś czas temu golizna, sceny seksu, czy krwawe ścinanie głów przestało być wyznacznikiem serialu, który potrafi zaintrygować. Takie wrażenia serwował nam „Spartakus”, „Wikingowie”, no i oczywiście „Gra o tron”. To jednak przestało wystarczać, bo w końcu ileż można oglądać gołe pośladki. Wtedy twórcy postanowili pójść o krok dalej. Skoro mają być sceny pełne erotyki, to dlaczego nie strzelać do kurtyzany z kuszy, czemu nie uprawiać seksu przy zwłokach swojego martwego syna, czy rozdziewiczyć w brutalny sposób swoją dopiero co poślubioną małżonkę na oczach sługi. Skoro ma być dużo krwi, to czemu nie mordować postaci za postacią- bez względu czy ją lubimy, czy jest królem, czy może córką jakiegoś wodza. Twórcy prześcigają się w pomysłach jak nas zaskoczyć. Udaje im się to, wiadomo, a szum jaki wywołują tym w sieci sprawia, że nie można przejść obok tego obojętnie. W końcu kto nie czekał na śmierć najgorszego władcy we wszechświecie Joffreya. Nawet i ja przy seansie pamiętnego odcinka wykrzykiwałam „Giń wreszcie!” (taka nieczuła jestem), a jak już doszło do tej cudownej chwili „No nareszcie!” (nieczuła, że aż boli). To było upragnione, oczekiwane, po tym wydarzeniu świętowały całe internety, a co więksi fani sceny prześcigali się w tworzeniu memów upamiętniających ten dzień. Serio, czy ktokolwiek powstrzymał się przed obejrzeniem tego odcinka natychmiast, gdy usłyszał co się wydarzy? Chyba jednak nie! To jest główny problem tego obrazu. Pewnie miłośnicy powieści, będący na bieżąco z każdym kolejnym tomem, i tak wiernie oglądaliby odcinek za odcinkiem, bez względu na pozbawienie Neda Starka głowy, Krwawe Gody, czy śmierć dupka zwanego Joffreyem. Inni pewnie poczekaliby na dzień, kiedy w TV będą leciały powtórki, albo serial wyjdzie na DVD.
     Zaskakujące jest to, że powody, dla których ten serial tak irytuje są też powodami, dzięki którym w ogóle się ogląda cały ten cykl. Schemat przypomina odrobinę „Pamiętniki wampirów”, bo gdy przez większość sezonu nic się nie dzieje, wieje nudą, a bohaterskie usta nie chcą się zamknąć, aby powstrzymać słowotok. Większość to jakaś polityczna paplanina, a większość działań zawsze musi być po coś, na poprawę stosunków, na wiązanie sojuszy, itp. Walczą o ten głupi tron, który nie dość, że nie wygląda na wygodny, to jeszcze jest jakiś mikrusi. Próbuje się stworzyć coś na wzór relacji międzyludzkich, choć nie wiem jak może być to możliwe, gdy w każdym sezonie ginie co najmniej jedna postać i to nie tak całkiem nieznacząca... Efekt? Szczerze powiedziawszy, to po pięciu sezonach serialu znam może dziesięć imion postaci. Serio. Często nie wiem, o kim mowa, choć wiem, że niektórzy bohaterowie przechodzą wielkie przemiany, jak chociażby Sansa, która w końcu przestała być przezroczysta.
     Po tych nużących, dramatycznych zapychaczach dzieją się rzeczy ciekawe. Zazwyczaj jest to gdzieś koło 9 epizodu, choć w najnowszym sezonie twórcy postanowili zaserwować trzy szokujące odcinki, które wbijają w fotel. Co to w ogóle za pomysł, żeby najpierw zanudzić widza na śmierć, a potem nagle przywalić mu niczym obuchem w łeb. We wcześniejszych sezonach takie akcje rozłożone były na wcześniejsze epizody, a teraz? A teraz postanowiono skupić moc wrażeń w odcinkach od 8 do 10. Wtedy nastąpiła kumulacja wszystkiego co sprawia, że szalejemy za serialem, a jednocześnie go nie znosimy. Wcześniej pojawiali się już Biali Wędrowcy zwani przeze mnie zombiakami (a kto mi zabroni?), pojawiały się też smoki- choć bardzo sporadycznie , no i wiadomo... śmierci też nam nie szczędzono. Finał rozłożony na trzy epizody, to wszystko to naraz- zombie, smoki i szokująca śmierć, tak bardzo szokująca, że teraz każdy wyczekuje na sezon 6, który dopiero za rok. Uwielbiamy te zagrania i takie mocne cliffhangery, prawda? Oczywiście, ale tolerujemy je tylko wtedy, gdy cały sezon utrzymuje poziom, a tego nie można powiedzieć o „Grze o tron”.  
     Nic mnie jednak nie irytuje przy tej produkcji, jak to co wyrabiają internety. Bez względu na to, czy oglądasz ten serial czy nie, przed internetami nie uciekniesz. Nie uciekniesz przed spoilerami, nie uciekniesz przed memami, które komentować będą zgony najbardziej wyczekiwane, czy adaptować będą różnorakie sceny, do aktualnych wydarzeń dziejących się w naszej polskości- czego dowodem są ostatnie obrazki Jamiego Lannistera i Stannisa nawiązujące do kampanii Fundacji Mama i Tata. Czy może być coś bardziej wkurzającego niż wyskakujący Ci milionowy tekst o Lannisterach, nowościach z planu serialu, spoilerach z aktualnego sezonu? „Gra o tron” jest chyba najbardziej promowanym serialem EVER! Zawsze jak jakaś rewelacja pojawi się w trakcie, to od razu... ogół oburzony, milion pytań do twórców „Ale dlaczego tak?!”. Serio? Nie ma to jak odpowiedni marketing, aby tylko więcej główek miało ochotę sięgnąć już, teraz po serial.

BTW. Zauważył ktoś, że w piątym sezonem Brana gdzieś wcięło? Czy może nieuważnie oglądałam?!
EDIT: Jednak ktoś to już zauważył- INTERNETY!


5 powodów, dla których WCIĄŻ oglądam „Grę o tron”
(niestety... powody te szybko się kurczą)
1. Zombie, Biali Wędrowcy, Inni, czy jak ich tam zwał

W zasadzie, to kiedy zaczęłam oglądać ten serial nie sądziłam, że zombie w ogóle się w nim pojawią. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej historii więc nie wiedziałam czego się spodziewać. A tu już od pierwszego odcinka jakieś dziwaczności się pojawiły. Nie jest to co prawda wątek, na którym opiera się wszystko, bo przecież zgraja ludzi w fabule zapomina o ich istnieniu, ale jak już się pojawiają to jest moc! Miło wspominam hordę zombie jak łaziła sobie po ośnieżonej dolince. Natomiast, to co dał mi piąty sezon... o rany! Takiej akcji z nieumarłymi powstydziłby się nawet „The Walking Dead”.

2. Smoki, latające potworki

Kolejny powód i kolejna rzecz, która pojawia się tak szalenie rzadko. Smoki to był bodziec, którym kolega zachęcił mnie do tego serialu. Szkoda tylko, że w pierwszym sezonie musiałam przesiedzieć całe 10 odcinków, aby doczekać się maluchów, które pokazano przez minutę. Potem wcale nie jest lepiej. Choć matka smoków pojawia się często, to niestety jej dzieci już niekoniecznie. W piątym sezonie było ich znacznie więcej, a tu sobie zionęły ogniem, a to kogoś szamnęły, aby ostatecznie stać się bohaterami dla swojej matki. Świetnie zrobione, bardzo fajnie się na nie patrzy.

3. Tyrion Lannister- dobry wśród złych

Ród Lannisterów ogólnie jest walnięty na głowę i za każdym razem dostarczają sporo wrażeń. Najlepsze czarne charaktery w historii seriali, przynajmniej tych, co ja oglądałam. Po tym jak Jofferey padł trupem musiałam znaleźć inny punkt zaczepienia- wiem, że cieszyłam się z jego dziwacznej śmierci, ale dzięki niemu było ciekawie. Tyrion to postać, która od początku wzbudzała we mnie największą sympatię. Fajne poczucie humoru, hard ducha i głowa na właściwym miejscu. Wierzę, że jako jeden z nielicznych ma szansę przetrwać cały serial.

4. Nieszablonowe podejście do śmierci

W żadnym serialu nie padło chyba tak wiele trupów. Nie ma się co dziwić, bo ponoć w książce trup prawie na każdej stronie. Dobra.. nie liczę akcji z hordą Białych Wędrowców, która wymordowała setki tysięcy Dzikich. Zaskakujące zgony czy to przez otrucie, czy podczas Krwawych Godów, gdzie twórcy nie boją się zabić ukochanych, ale przede wszystkim stracenie nawet najbardziej znaczących postaci. Ned Stark, który jako pierwszy stracił głowę i widmo ten śmierci trwa aż po finał piątego sezonu- póki co. Serio? „For the Watch”? Co to miało być?! Nic bardziej nie traumatyzuje niż pożegnanie się z bohaterem, w którym pokładaliśmy tak wielkie nadzieje! Tak jest praktycznie za każdym razem, no chyba, że ginie ktoś komu bardzo życzyliśmy nieżywego stanu!

5. Magia internetów

Ten powód częściowo łączy się ze wszystkimi pozostałymi, a w zasadzie jest ich wielkim podsumowaniem. Gdyby człowiek siedział sobie spokojnie przez Internetem, a nie oglądał serialu, to nie ma szans uchronić się przed całą masą bombardujących z każdej strony informacji o tej produkcji. Nawet teraz... na kilkadziesiąt godzin po śmierci kluczowej postaci Internety nie potrafią się zamknąć i rozkminają, czy to już koniec, czy nie. Internety biegną szybciej niż światło. Nim się obejrzysz po nowym epizodzie cały świat huczy od jego rewelacji. Aby uniknąć idącego za tym wkurzenia i własnych wypowiedzi typu „Ale ja jeszcze nie widziałem!” zrobić należy jedno, oglądać!

7 komentarzy :

  1. od początku uważam że nikt tu nie przeżyje, a ostatnia scena serialu i książki to będą ruiny zamku ,żelazny tron na którym zasiądzie stado kruków które w ostatniej sekundzie rzucą się zadziobać the end, i nic nie wskazuje bym się miał pomylić ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak być, nie twierdzę, że nie :D Zważywszy na to, że myślałam, że to serial o Jonie no to cóż... :P

      Usuń
  2. Uh ja jeszcze nie oglądałam piątego sezonu więc powstrzymam się z przeczytaniem notki... A przynajmniej przed zdaniem od BTW xD (control + f to magia)
    Trochę szkoda że tak jedziesz ten serial. Wielką fanką nie jestem ale mimo wszystko uważam że jest całkiem dobry. Nie wiem czy chodzi o rozmach z budżetem jaki mają na serial czy po prostu inne seriale takie jak np Defiance, bardzo słabo zostały zobrazowane. Nie wiem... Wciąż próuję się zmotywować by oglądnąć piąty sezon, bo wiem że jak odpalę 1 odcinek to się wciągnę. A tak sama z siebie nie mam sił...
    Eh :D A spoilery są wszędzie! Trzeba nadrobić bo inaczej .. Już i tak sie dowiedziałam że strażnicy umrą... Nie wiem czy to prawda ale .. ah nie ważne.

    Masz może chęć przeczytać książkę Starcraft Punkt Krytyczny? Zorganizowałam Konkurs i zapraszam osoby, które interesują się sci-fi, fantasy i grami... <3 Zatem i Ciebie zapraszam
    http://drunkpriest.blogspot.com/2015/06/konkurs-do-wygrania-ksiazka-starcraft.html :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze dobrze, bo większość notki spoilerowa. Tak niestety zadziałał na mnie finał. To taki post raczej z przymrużeniem oka, bo choć nie lubię Gry o tron to ma elementy, dla których nie mogę pominąć tej produkcji :)

      Ty boisz się rozpocząć, bo się wciągniesz, a ja bałam się, że się zanudzę- co się stało, oczywiście.

      Musisz po prostu obejrzeć :)

      Usuń
    2. Wciąż zbieram moje popcorny z całego światu do tego aktu niecnego :D

      Usuń
    3. powodzenia więc i nie zwlekaj dłużej!

      Usuń