NOWOŚCI

wtorek, 16 czerwca 2015

/Xbox #1/ Tomb Raider: Underworld, aut. Toby Gard

Oryginalny tytuł: Tomb Raider. Underworld
Scenariusz: Eric Lindstrom
Twórca: Toby Gard
Muzyka: Colin O'Malley, Troels B. Folmann
Kraj: USA
Gatunek: Przygodowa, Akcja
Typ: TPP, Platformówka
Premiera: 18 listopada 2008 (Świat), 20 marca 2009 (Polska)
Obsada: Keeley Hawes, Kath Soucie, Grey Griffin, Alex Désert, Greg Ellis, Alan Shearman, Mellisa Lloyd
Studio: Crystal Dynamics
Wydawca polski: Cenega

     Czasy dzieciństwa niosą za sobą wiele genialnych wspomnień. Niezapomniane gadżety, niepowtarzalne smaki i.... wejście w życie komputerów! Wtedy zapanował szał, na gry komputerowe. Niektórzy szaleli na punkcie GTA, inni maniakalnie grali w Simsy, a jeszcze inni w „Tomb Raidera”. Część o podtytule „Underworld” to już ósma z serii odsłona niezwykłych przygód Lary Croft, a także jedna z części przerobiona z wersji PC na konsolę Xbox.

     Akcja gry rozpoczyna się w rezydencji Croftów, która staje w płomieniach. Lara musi czym prędzej opuścić owładnięte płomieniami otoczenie. Na swojej drodze spotyka swojego niezwykle silnego sobowtóra, który skutecznie zniechęcił do niej jej towarzyszy. Kiedy w końcu udaje jej się znaleźć poza zasięgiem spopielonego domostwa wyrusza w podróż poszukując kolejnych przeżyć, artefaktów, ale przede wszystkim kobiety, która stoi za tym wszystkim.
     Wcześniej nie zauważałam problemu, jaki tkwił w grze „Tomb Raider”, a przynajmniej nie był tak drażniący. Teraz, po wielu innych grach, łażenie bez celu, domyślanie się czego szukać lub na co skoczyć, żeby dotrzeć dalej, innymi słowy gra w nieskończoność zanim załapiesz o co chodzi i co masz zrobić, wszystko to jest teraz potwornie irytujące. Wydaje Ci się, że trafiasz w ślepą uliczkę, łazisz, odbijasz się od wszystkiego co możliwe- bo wcześniej dowiedziałeś się, że możesz odbijając się od jednego do drugiego filara łapnąć się jakiejś nikłej półki, aby przedostać się dalej, żeby zaraz dowiedzieć się, że po prostu nie trafiłeś na odpowiednią odbijankę. Serio? Czy może być bardziej denerwująco? Okazuje się, że może. Nic nie rozdrażniło mnie w tej grze tak, jak misja w południowym Meksyku w dziwnych ruinach Xibalba, a w szczególności jedna jej część, gdy ni stąd ni z owąd okazało się, że część misji jest na czas. I można byłoby się tak kręcić w nieskończoność i główkować o co twórcom chodzi, gdyby nie to, że na szczęście są poradniki w internetach! Podobna ułomna sytuacja ma miejsce również na samym końcu gdzie modlić się trzeba o to, aby mieć save umożliwiający cofnięcie się przed kolejną akcja, w której to nie poszliśmy takim tokiem rozumowania, jak twórcy i zwyczajnie musielibyśmy rozpoczynać wszystko od nowa. Jednak jak ktoś myśli, że od nowa znaczy zejście na sam dół i rozpoczęcie od początku wędrówki, to się pomyli, bowiem droga, którą przebyliście wcześniej pozmieniała różne uskoki, drabinki, chwytaki i inne dziwactwa, przez co już nie da się tak prosto dojść na górę.
     Fajne jest to, że akcja nie rozgrywa się w jednym miejscu. Dzięki najrozmaitszym misjom mamy okazję zwiedzić bardzo dużo różnych, ciekawych lokacji. Począwszy od podwodnych krypt i grot w Morzu Śródziemnym- gdzie stoczymy walkę z rekinami i unikać będziemy meduz, przez Tajlandię- tam pobawimy się z dziwacznymi jaszczurkami i spróbujemy poustawiać na właściwie tory boginię Kali, a także wspomniany południowy Meksyk- w którym to zaatakują nas fujowe pająki oraz dziwaczne powstające umarłe stwory, aż skończymy na Morzu Arktycznym- w którym regenerujących się umarlaków też wcale nie jest tak mało i przyjdzie nam się zmierzyć z niebossem. Serio... żadnego większego bossa. Dziwne, jak na „Tomb Raidera”. Dziwne jest też to, że przechodzimy dwa razy tę samą lokację. Co niektórzy mogą się zdziwić, ale wprawni gracze pewnie od razu zauważą, że będą musieli wrócić do tej części gry. Ja jednak do nich nie należę i popełniałam nawet te same błędy, co za pierwszym razem. Nie zmienia się jednak to, że podróżując po tych najrozmaitszych kontynentach nazbierać możemy bardzo dużo różnych artefaktów. Miłośnicy kolekcjonerstwa będą zadowoleni lub też raczej zdołowani, kiedy nie uda im się odkryć wszystkich ciekawych miejsc, w których znaleźć mogli kolejne skarby. Jedne będą sobie leżeć tuż przy głazach, inne ukryte będą w antycznych wazach- oczywiście dzbany, w których można je odnaleźć mocno się wyróżniają, ale i tak nie odbiera nam to frajdy skopania i zniszczenia wszystkich pozostałych.
     Problemem jest tu na pewno asortyment, który ma na wyposażeniu Lara. Przed rozpoczęciem kolejnej lokalizacji mamy możliwość wyboru jednego wdzianka i jednej dodatkowej spluwy. Najbardziej rozbrajająca była opcja kostiumu kąpielowego z długimi rękawami przy Morzu Arktycznym. Ach, ale Lara ma zdrowie! Natomiast wyposażenie naszej osobistej bohaterki w broń to jakaś porażka. Można się wtedy posługiwać tylko standardowymi pistoletami lub dodatkową bronią, z czego szybko kończy się tam amunicja, więc trzeba powracać do zwyczajnej nudnej broni, z której wystrzelać trzeba chyba z milion pocisków, żeby coś zabić. Do tego macie jeszcze apteczki- które niestety też szybko się kończą, w szczególności jeżeli dopiero uczycie się posługiwać padem Xboxa, a jaszczurkowate istoty atakują was z każdej strony! Granaty? Może kilka na stanie, ale działanie jest względnie skuteczne- oczywiście o ile macie dobrego cela i jesteście obeznani z używaniem tego sprzętu. Lepiej samemu sobie krzywdy nie zrobić. Oprócz standardowego wyposażenia na pewnym etapie zostajemy uzbrojeni w fajne zabawki. Świetną sprawą jest taki sobie młot Thora. Pomimo tego, że trochę za długo się ładuje, to ma taką moc rażenia, że wszystko niszczy w ciągu sekundy. O wiele bardziej skuteczniejszy od broni maszynowej! Intrygujące jest również narzędzie, gdzie wchodzi w interakcje z pewnymi podświetlonymi na niebiesko kamykami i choć ważną one tony, to z łatwością można sobie nimi przesuwać. GENIALNE i tyle przy tym zabawy... 
     Wraz z każdą kolejną grą z serii grafika komputerowa staje się coraz lepsza. Widać, że jest swoistym reprezentantem swoich czasów. Wszystko to widać przede wszystkim po transformacji Lary, no i ewentualnych filmikach. Jak dla mnie bohaterka prezentowała się całkiem nie najgorzej, choć ten jej specyficzny rozkrok jest dobijający. Kobieta przeszła też chyba korektę biustu, bo coś zmalał, ale możliwe jest też, że wcześniej nie przywiązywałam do tego uwagi, więc... co mnie to! Z pewnością za dużo jest tutaj różnych filmów przerywników, które Lara niby sama nagrywa ze swoich wojaży. Mają one pomóc w rozszyfrowaniu zagadek i pomóc podążyć tokiem rozumowania, ale momentami są takie nużące, że spokojnie można je przeskoczyć! Może właśnie na tym polegał mój problem z tą grą? Dzięki tym filmom możemy bardziej zapoznać się ze scenerią, aczkolwiek i tak ciekawiej się ją ogląda z perspektywy grania. Zachwycają te wszystkie nawiązana do historii Meksyku, czy wiary Tajlandii. Świetnie się zwiedza podwodne terytoria i spogląda na budowle niczym z Morii. Cała masa zieleni, zadbano również o takie drobne żyjątka jak paskudne robaczki, które tylko marzą o tym, aby nas obleźć. Fuj, ble, okropność! Świetnie jednak można się wczuć w ten klimat- zakładając, że po drodze nie rozwaliliśmy pada.
     „Underworld” kryje w sobie całą masę ułomności i błędów, jak chociażby strzelanie do przeciwnika, który skrywa się za skrzynią i jest od nas na długość stopy, a nie trafianie w niego. Nie ma tutaj chyba nic bardziej frustrującego niż chybione strzały z odległości milimetra. Aczkolwiek ta gra oferuje nam dodatkowy denerwujący element, jakim jest... kamera! Ileż razy straciłam życie, bo przeskakując przez coś kamera zmieniła mi kąt i wtedy spadłam w wielką przepaść?! Ile razy zaatakowało mnie coś czego nie widziałam?! Ile razy musiałam powtarzać wędrówki, bo mi kamera gdzieś się przekręciła?! Momentami nie dało się nad tym zapanować, niestety, zazwyczaj były to momenty kluczowe, a grę utrudniało niemiłosiernie!
     „Tomb Raider. Underworld” przeszedł z komputera na konsolę, co pozwoliło trafić do szerszego grona odbiorców i wyjść naprzeciw oczekiwaniom sympatyków konsoli Xbox. Odbiło się to na widocznych problemach z dostosowaniem do innego sposobu sterowanie rozgrywką. Pojawia się cała masa błędów, które z jednej strony są znikome, ale z drugiej rzutują na przyjemność z gry. Najbardziej ze wszystkiego irytująca jest kamera, która znienacka zmienia kąt- w szczególności, gdy jesteśmy w ruchu. Dla tych, którzy nie przepadają za monotonną eksploracją terenu, nastawieni są głównie na realizację konkretnych celów, gra będzie denerwująca z uwagi na wydłużanie się w nieskończoność i bezcelowość co niektórych wędrówek. Natomiast Ci, co lubią pogłówkować- bo nie ma się co oszukiwać ta gra jest dla bardziej ogarniętych, a także pozwiedzać sobie najrozmaitsze tajne skrytki i inne elementy scenografii, będą wręcz zachwyceni! Mnie za to gra bardziej denerwowała i wprawiała w chęć rozwalenia pada, niżeli relaksowała i inspirowała! Ciągłe spadanie niczym szmaciana laleczka, ciągłe umieranie, to było naprawdę męczące. Niewiele się zmieniło w samej grze, ale zaskakujące jest to, jak bardzo człowiek się zmienia wraz z każdą kolejną jej odsłoną.

 Ocena: 5/10

Prześlij komentarz