Oryginalny tytuł: Tomb Raider.
Underworld
Scenariusz: Eric Lindstrom
Twórca: Toby Gard
Muzyka: Colin
O'Malley, Troels B. Folmann
Kraj: USA
Gatunek:
Przygodowa, Akcja
Typ: TPP,
Platformówka
Premiera: 18
listopada 2008 (Świat), 20 marca 2009 (Polska)
Obsada:
Keeley Hawes, Kath Soucie, Grey Griffin, Alex Désert,
Greg Ellis, Alan Shearman, Mellisa Lloyd
Studio: Crystal
Dynamics
Wydawca polski: Cenega
Czasy
dzieciństwa niosą za sobą wiele genialnych wspomnień.
Niezapomniane gadżety, niepowtarzalne smaki i.... wejście w życie
komputerów! Wtedy zapanował szał, na gry komputerowe. Niektórzy
szaleli na punkcie GTA, inni maniakalnie grali w Simsy, a jeszcze
inni w „Tomb Raidera”.
Część o podtytule „Underworld”
to już ósma z serii odsłona niezwykłych przygód Lary Croft, a
także jedna z części przerobiona z wersji PC na konsolę Xbox.
Akcja gry rozpoczyna się w rezydencji Croftów, która staje w
płomieniach. Lara musi czym prędzej opuścić owładnięte
płomieniami otoczenie. Na swojej drodze spotyka swojego niezwykle
silnego sobowtóra, który skutecznie zniechęcił do niej jej
towarzyszy. Kiedy w końcu udaje jej się znaleźć poza zasięgiem
spopielonego domostwa wyrusza w podróż poszukując kolejnych
przeżyć, artefaktów, ale przede wszystkim kobiety, która stoi za
tym wszystkim.
Wcześniej
nie zauważałam problemu, jaki tkwił w grze „Tomb
Raider”,
a przynajmniej nie był tak drażniący. Teraz, po wielu innych
grach, łażenie bez celu, domyślanie się czego szukać lub na co
skoczyć, żeby dotrzeć dalej, innymi słowy gra w nieskończoność
zanim załapiesz o co chodzi i co masz zrobić, wszystko to jest
teraz potwornie irytujące. Wydaje Ci się, że trafiasz w ślepą
uliczkę, łazisz, odbijasz się od wszystkiego co możliwe- bo
wcześniej dowiedziałeś się, że możesz odbijając się od
jednego do drugiego filara łapnąć się jakiejś nikłej półki,
aby przedostać się dalej, żeby zaraz dowiedzieć się, że po
prostu nie trafiłeś na odpowiednią odbijankę. Serio? Czy może
być bardziej denerwująco? Okazuje się, że może. Nic nie
rozdrażniło mnie w tej grze tak, jak misja w południowym Meksyku w
dziwnych ruinach Xibalba, a w szczególności jedna jej część, gdy
ni stąd ni z owąd okazało się, że część misji jest na czas. I
można byłoby się tak kręcić w nieskończoność i główkować o
co twórcom chodzi, gdyby nie to, że na szczęście są poradniki w
internetach! Podobna ułomna sytuacja ma miejsce również na samym
końcu gdzie modlić się trzeba o to, aby mieć save umożliwiający
cofnięcie się przed kolejną akcja, w której to nie poszliśmy
takim tokiem rozumowania, jak twórcy i zwyczajnie musielibyśmy
rozpoczynać wszystko od nowa. Jednak jak ktoś myśli, że od nowa
znaczy zejście na sam dół i rozpoczęcie od początku wędrówki,
to się pomyli, bowiem droga, którą przebyliście wcześniej
pozmieniała różne uskoki, drabinki, chwytaki i inne dziwactwa,
przez co już nie da się tak prosto dojść na górę.
Fajne
jest to, że akcja nie rozgrywa się w jednym miejscu. Dzięki
najrozmaitszym misjom mamy okazję zwiedzić bardzo dużo różnych,
ciekawych lokacji. Począwszy od podwodnych krypt i grot w Morzu
Śródziemnym- gdzie stoczymy walkę z rekinami i unikać będziemy
meduz, przez Tajlandię- tam pobawimy się z dziwacznymi jaszczurkami
i spróbujemy poustawiać na właściwie tory boginię Kali, a także
wspomniany południowy Meksyk- w którym to zaatakują nas fujowe
pająki oraz dziwaczne powstające umarłe stwory, aż skończymy na
Morzu Arktycznym- w którym regenerujących się umarlaków też
wcale nie jest tak mało i przyjdzie nam się zmierzyć z niebossem.
Serio... żadnego większego bossa. Dziwne, jak na „Tomb
Raidera”.
Dziwne jest też to, że przechodzimy dwa razy tę samą lokację. Co
niektórzy mogą się zdziwić, ale wprawni gracze pewnie od razu
zauważą, że będą musieli wrócić do tej części gry. Ja jednak
do nich nie należę i popełniałam nawet te same błędy, co za
pierwszym razem. Nie zmienia się jednak to, że podróżując po
tych najrozmaitszych kontynentach nazbierać możemy bardzo dużo
różnych artefaktów. Miłośnicy kolekcjonerstwa będą zadowoleni
lub też raczej zdołowani, kiedy nie uda im się odkryć wszystkich
ciekawych miejsc, w których znaleźć mogli kolejne skarby. Jedne
będą sobie leżeć tuż przy głazach, inne ukryte będą w
antycznych wazach- oczywiście dzbany, w których można je odnaleźć
mocno się wyróżniają, ale i tak nie odbiera nam to frajdy
skopania i zniszczenia wszystkich pozostałych.
Problemem jest tu na pewno asortyment, który ma na wyposażeniu
Lara. Przed rozpoczęciem kolejnej lokalizacji mamy możliwość
wyboru jednego wdzianka i jednej dodatkowej spluwy. Najbardziej
rozbrajająca była opcja kostiumu kąpielowego z długimi rękawami
przy Morzu Arktycznym. Ach, ale Lara ma zdrowie! Natomiast
wyposażenie naszej osobistej bohaterki w broń to jakaś porażka.
Można się wtedy posługiwać tylko standardowymi pistoletami lub
dodatkową bronią, z czego szybko kończy się tam amunicja, więc
trzeba powracać do zwyczajnej nudnej broni, z której wystrzelać
trzeba chyba z milion pocisków, żeby coś zabić. Do tego macie
jeszcze apteczki- które niestety też szybko się kończą, w
szczególności jeżeli dopiero uczycie się posługiwać padem
Xboxa, a jaszczurkowate istoty atakują was z każdej strony!
Granaty? Może kilka na stanie, ale działanie jest względnie
skuteczne- oczywiście o ile macie dobrego cela i jesteście obeznani
z używaniem tego sprzętu. Lepiej samemu sobie krzywdy nie zrobić. Oprócz standardowego wyposażenia na pewnym etapie zostajemy uzbrojeni w fajne zabawki. Świetną sprawą jest taki sobie młot Thora. Pomimo tego, że trochę za długo się ładuje, to ma taką moc rażenia, że wszystko niszczy w ciągu sekundy. O wiele bardziej skuteczniejszy od broni maszynowej! Intrygujące jest również narzędzie, gdzie wchodzi w interakcje z pewnymi podświetlonymi na niebiesko kamykami i choć ważną one tony, to z łatwością można sobie nimi przesuwać. GENIALNE i tyle przy tym zabawy...
Wraz z każdą kolejną grą z serii grafika komputerowa staje się
coraz lepsza. Widać, że jest swoistym reprezentantem swoich czasów.
Wszystko to widać przede wszystkim po transformacji Lary, no i
ewentualnych filmikach. Jak dla mnie bohaterka prezentowała się
całkiem nie najgorzej, choć ten jej specyficzny rozkrok jest
dobijający. Kobieta przeszła też chyba korektę biustu, bo coś
zmalał, ale możliwe jest też, że wcześniej nie przywiązywałam
do tego uwagi, więc... co mnie to! Z pewnością za dużo jest tutaj
różnych filmów przerywników, które Lara niby sama nagrywa ze
swoich wojaży. Mają one pomóc w rozszyfrowaniu zagadek i pomóc
podążyć tokiem rozumowania, ale momentami są takie nużące, że
spokojnie można je przeskoczyć! Może właśnie na tym polegał mój
problem z tą grą? Dzięki tym filmom możemy bardziej zapoznać się
ze scenerią, aczkolwiek i tak ciekawiej się ją ogląda z
perspektywy grania. Zachwycają te wszystkie nawiązana do historii
Meksyku, czy wiary Tajlandii. Świetnie się zwiedza podwodne
terytoria i spogląda na budowle niczym z Morii. Cała masa zieleni,
zadbano również o takie drobne żyjątka jak paskudne robaczki,
które tylko marzą o tym, aby nas obleźć. Fuj, ble, okropność!
Świetnie jednak można się wczuć w ten klimat- zakładając, że
po drodze nie rozwaliliśmy pada.
„Underworld”
kryje w sobie całą masę ułomności i błędów, jak chociażby
strzelanie do przeciwnika, który skrywa się za skrzynią i jest od
nas na długość stopy, a nie trafianie w niego. Nie ma tutaj chyba
nic bardziej frustrującego niż chybione strzały z odległości
milimetra. Aczkolwiek ta gra oferuje nam dodatkowy denerwujący
element, jakim jest... kamera! Ileż razy straciłam życie, bo
przeskakując przez coś kamera zmieniła mi kąt i wtedy spadłam w
wielką przepaść?! Ile razy zaatakowało mnie coś czego nie
widziałam?! Ile razy musiałam powtarzać wędrówki, bo mi kamera
gdzieś się przekręciła?! Momentami nie dało się nad tym
zapanować, niestety, zazwyczaj były to momenty kluczowe, a grę
utrudniało niemiłosiernie!
„Tomb
Raider. Underworld”
przeszedł z komputera na konsolę, co pozwoliło trafić do
szerszego grona odbiorców i wyjść naprzeciw oczekiwaniom
sympatyków konsoli Xbox. Odbiło się to na widocznych problemach z
dostosowaniem do innego sposobu sterowanie rozgrywką. Pojawia się
cała masa błędów, które z jednej strony są znikome, ale z
drugiej rzutują na przyjemność z gry. Najbardziej ze wszystkiego
irytująca jest kamera, która znienacka zmienia kąt- w
szczególności, gdy jesteśmy w ruchu. Dla tych, którzy nie
przepadają za monotonną eksploracją terenu, nastawieni są głównie
na realizację konkretnych celów, gra będzie denerwująca z uwagi
na wydłużanie się w nieskończoność i bezcelowość co
niektórych wędrówek. Natomiast Ci, co lubią pogłówkować- bo
nie ma się co oszukiwać ta gra jest dla bardziej ogarniętych, a
także pozwiedzać sobie najrozmaitsze tajne skrytki i inne elementy
scenografii, będą wręcz zachwyceni! Mnie za to gra bardziej
denerwowała i wprawiała w chęć rozwalenia pada, niżeli
relaksowała i inspirowała! Ciągłe spadanie niczym szmaciana
laleczka, ciągłe umieranie, to było naprawdę męczące. Niewiele
się zmieniło w samej grze, ale zaskakujące jest to, jak bardzo
człowiek się zmienia wraz z każdą kolejną jej odsłoną.
Ocena: 5/10
Prześlij komentarz