Reżyseria:
Christopher Nolan
Scenariusz:
Christopher Nolan, Jonathan Nolan
Zdjęcia: Hoyte
Van Hoytema
Muzyka: Hans
Zimmer
Kraj: USA, Wielka
Brytania
Gatunek: Sci-Fi
Premiera: 07
listopada 2014 (Świat) 26 października 2014 (Polska)
Obsada: Matthew
McConaughey, Anne Hathaway, Jessica Cchastain, Michael Caine, Wes
Bentley, John Lithgow, Topher Grace, Mackenzie Foy
Ten
człowiek karze widzowi wyczekiwać jego kolejnych filmów aż dwa
lata. A to łapie się koncepcji pamięci krótkotrwałej, a to
rozprawia się z moralnością superbohatera, aby w końcu
opowiedzieć nam prawdziwą historię z gatunku fantastyki naukowej.
„Interstellar”,
bo właśnie ten tytuł nosi najnowszy film znakomitego
Christophera Nolana, to z pewnością wyjątkowe dzieło. Choć nie
dorównuje świetnością poprzednikom, to jednak reżyser staje na
wysokości zadania i ponownie nas zaskakuje.
Ludzkości
grozi zagłada. Na skutek potężnych burz piaskowych coraz więcej
zbóż zostaje zniszczonych. Najważniejsi dla przyszłości świata
nie są inżynierowie, a farmerzy, którzy będą w stanie produkować
jedzenie dla innych. Jednakże problem jest coraz poważniejszy,
wobec czego tajna jednostka NASA postanawia wysłać w kosmos ekipę,
której zadaniem będzie odnaleźć nową planetę do zasiedlenia. W
wyprawie pomocny staje się tajemniczy tunel czasoprzestrzenny, który
wytworzył się w okolicy pierścieni Saturna, a który z łatwością
skróci podróż wybranych. Statkiem sterować ma były pilot Cooper
(Matthew McConaughey), który chcąc ocalić życie swojej
rodziny będzie musiał opuścić ich na dłuższą chwilę.
Tunele
czasoprzestrzenne, czarne dziury... zabawy czasem, to temat bardzo
śliski i ciężki do ogarnięcia. Kwestie naukowe kiepsko
poprowadzone mogą doprowadzić do całkowitego zrujnowania filmu.
Wydaje się, że po zaginaniu przestrzeni to właśnie Christopher
Nolan powinien znakomicie poradzić sobie w tym temacie. I choć
radzi całość ogólnie trzyma się kupy, to jednak trudno jest nie
oprzeć się wrażeniu, że coś poszło tutaj nie tak. Fabularnie
produkcji nie można za wiele zarzucić, choć niektórzy mogliby się
doczepić do mocno wyróżnionego, ale przede wszystkim naciągniętego
wątku rodzinnego, który w jakiś sposób ma stanowić kotwicę dla
głównego bohatera. W końcu to dla nich poszukiwany jest nowy dom,
ale też przez nich Coop nie do końca jest w stanie zaangażować
się w misję. Cały ten wstęp jest mocno przydługi, a te
egzystencjalne, patetyczne gadki bardziej nużą niżeli mobilizują.
Nie śmiem twierdzić, że Nolan w dialogach jest kiepski, ale tym
razem faktycznie niektóre z tekstów mocno kulały, a już te ckliwe
rozmowy o miłości doprowadzały do szału. A podążaj sobie za tym
głosem serca choćby i na koniec wszechświata. Ponadto dla laików
naukowych, dla których nawet lekcje fizyki w szkole były prawdziwą
katorgą, obraz ten może być bardzo ciężki do zrozumienia. Z
łatwością można pogubić się w rozumowaniu bohaterów, choć
dowcipy TARSA o trójwymiarze w pięciowymiarowym sześcianie były
nawet zabawne w tej chaotyczności. Jak dla mnie to film spokojnie
można byłoby skrócić o godzinę, bo jak dla mnie najważniejsza i
najmocniejsza akcja rozpoczyna się gdzieś w jego połowie.
Niesamowite twisty akcji, wydarzenia, które mrożą krew w żyłach,
a napięcie w niektórych momentach sięgało zenitu. Nie obyło się
jednak bez kilku wpadek scenariuszowych, logicznych, obok których
trudno jest mi przejść obojętnie i jest to niewybaczalne dla
takiego twórcy jak Nolan. Nie do pomyślenia, aczkolwiek można
zrozumieć to rozumowania twórcy. Nie mniej, dla mnie osobiście by
to cios poniżej pasa... Natomiast zakończenie? Fajnie, że pozwala
widzowi na pewną dowolność w dopowiedzeniu sobie reszty, ale nie
zagina, nie zachwyca i nie intryguje do tego stopnia, co totem z
„Incepcji”. Szkoda, bo jakby nie było to miało
się nadzieję na coś mega!
Twórcy
bardzo fajnie pobawili się tutaj dźwiękiem. Idealnie oddając
charakter miejsc, wprowadzili widza w prawdziwą przestrzeń
kosmiczną! Genialnym posunięciem stały się więc zdjęcia na
zewnątrz statków, gdzie, jak przystało na prawdziwą próżnię,
dźwięk po prostu przestał istnieć. Z jednej strony jest to bardzo
frustrujące jak co jakiś czas zanika Ci muzyka, ale z drugiej
oddaje prawdziwy charakter sytuacji. Natomiast sama muzyka... o rany!
Co to było za spektakularne słuchowisko! Hans Zimmer z filmu na
film tworzy coraz ciekawsze, coraz śmielsze ścieżki dźwiękowe.
Tym razem przeszedł samego siebie i skomponował tak kosmiczną,
piorunującą oprawę muzyczną, że podczas seansu z łatwością
można było spać z fotela, no ale wiadomo... IMAX. Tam wszystko
jest razy 2 (co najmniej!). Natomiast jeżeli chodzi o warstwę
wizualną, to „Interstellar” bliżej jest do samej
„Grawitacji”. Stacje kosmiczne, niesamowity tunel czasu,
przepiękne planety – tym razem Saturn, i okolice, a także
ZJAWISKOWA czarna dziura! To są jedne z tych rzeczy, dla których
warto obejrzeć ten film w kinie! I do tego w IMAX. Momentami zdjęcia
są naprawdę przepiękne, perfekcyjnie ukazujące surowość i chłód
drugiej planety. Innym razem zapierają dech w piersi, jak w
przypadku tej pierwszej. Z pewnością nie da się przejść obok
tego obrazu obojętnie, bo zdjęcia to jedno, a efekty specjalne to
coś całkowicie odmiennego- subtelne, aczkolwiek podkreślające
charakter obrazy smagnięcia.
Dotychczas
Matthew McConaughey kojarzył się jedynie z rolami amanta w
komediach romantycznych, gdzie występował u boku Jennifer Lopez,
czy Kate Hudson. Wszyscy pamiętamy go jako wypacykowanego, opalonego
przystojniaka o zniewalającym uśmiechu. Jednakże to co
zapoczątkował rolą w „Witaj w klubie” kontynuuje w najnowszym
obrazie Christophera Nolana. Pokazuje całkowicie inną twarz,
nadającą się dla dramatycznych ról z charakterem typowego
twardziela. Tutaj jest ojcem, tutaj jest matką, tutaj jest wybawcą
ludzkości! Wielki więc ciężar położono na jego barki i udało
mu się go nie tylko udźwignąć, ale i pokonać. Znakomicie sprawił
się w roli Coopera. Może nie na miarę ponownego Oscara, ale wypadł
zdecydowanie najlepiej z całej tej obsady, która... cóż rzec...
jest chyba jedną z najbardziej wyblakłych w historii filmowych
Nolana.
„Interstellar”
zabiera we wspaniałą międzygwiezdną przygodę, która chwilami
może wzruszać cudowną miłością córki do ojca, a z drugiej
strony ogłupiać niemrawymi dialogami. Na nowy film Nolana przyszło
nam czekać dwa lata i po jego dotychczasowym dorobku spodziewano się
czegoś naprawdę SPEKTAKULARNEGO! Jak dla mnie fabuła jest mocno
nierówna, w jednej chwili twórca chce nas zanudzić opowieściami z
zakresu zaawansowanej fizyki, aby za chwilę dać obuchem w łeb i
pokazać jak to łatwo potrafi złamać człowiekowi serce. Nie
mniej, scenariusz ostatecznie wciąga, a genialny montaż
najistotniejszych dla dalszych wydarzeń scen jest wręcz
oszałamiający z muzyką Zimmera, który ponownie zachwyca!
Christopher Nolan nie zawiódł mnie, choć stworzył film, który
nie do końca mnie porwał. Ponownie czymś zaskoczył, ponownie
zachwycił, ale czegoś tutaj zabrakło.
Ocena:
8/10
Za zaproszenie na specjalny pokaz przedpremierowy dziękuję kinu IMAX oraz dystrybutorowi- Warner Bros.
Tak króciutko co do M. McConaugheya - moim zdaniem zaczął odradzać się już w 2011, gdzie raz na zawsze porzucił kom-romy i zajął się zupełnie innym kinem :)
OdpowiedzUsuń