Reżyseria: David Fincher
Scenariusz: Gillian Flynn
Na
podstawie: powieści Gillian Flynn „Zaginiona
dziewczyna”
Zdjęcia: Jeff Cronenweth
Muzyka: Trent Reznor, Atticus Ross
Kraj: USA
Gatunek: Dramat, Thriller
Premiera: 26 września 2014 (Świat) 10
października 2014 (Polska)
Obsada: Ben Affleck, Rosamund Pike,
Carrie Coone, Kim Dickens, Patrick Fugit, Tyler Perry, Neil Patrick
Harris, David Clennon, Lisa Banes, Missi Pyle, Emily Ratajkowski
Aby zachęcić do obejrzenia
filmu, tudzież przeczytania książki- rozgłoszono, że ten drugi
twór oferuje całkowicie odmienne zakończenie. W razie, gdyby
nazwisko genialnego reżysera nie wystarczyło do tego, aby
przyciągnąć przed ekran rzeszę jego fanów. „Zaginiona
dziewczyna” to nastrojowa
ekranizacja świetnej książki spisanej przez Gillian Flynn, która
stworzyła także scenariusz do filmowej wersji jej dzieła. Któż
inny oddałby senny, ale i trzymający w napięciu charakter
historii, niżeli sam król takich filmów – David Fincher.
Amy i Nick (Rosamund
Pike, Ben Affleck) są z
pozoru małżeństwem idealnym. Zakochani w sobie bez pamięci
podzielają pasje i cieszą się każdą wspólnie spędzoną chwilą.
Właśnie mają świętować swoją piątą już rocznicę
małżeństwa, kiedy po powrocie do domu Nick zamiast prezentu
odnajduje pustkę- jego ukochana Amy zaginęła. Jako ulubienica
Ameryki, bohaterka książek o „Niesamowitej Amy”, jej porwanie
staje się sensacją na skalę krajową, a fani murem stoją za tezą,
że to właśnie jej mąż, Nick, odpowiedzialny jest za jej
zniknięcie, być może nawet zabójstwo. Prawda okazuje się być
jednak całkiem inna i choć Nick wiele ma na sumieniu, to nie
przestaje poszukiwać żony.
Opowieść o tym filmie powinnam
rozpocząć i skończyć na jednym zdaniu: po prostu wgniótł mnie w
fotel w typowy dla Finchera sposób. Surowy charakter „Zaginionej
dziewczyny” jest na tyle
przytłaczający, że po zakończeniu seansu trudno jest dojść do
siebie. Natomiast genialność i skrupulatność historii? Jak dla
mnie nie do pobicia! Jest to bowiem prezentacja jednego z najbardziej
toksycznych związków wszechświata i można by powiedzieć, że ta
dwójka bohaterów jest siebie warta. On jest totalnym dupkiem, a ona
zakręconą wariatką. Ale od początku... bo przecież film ma
cudowną narrację. Ogląda się to prawie tak dobrze, jak czytanie
książki w podobnym charakterze. Wszystko idzie płynnie, ma swój
początek, rozwinięcie, makabryczny punkt kulminacyjny i finał. I
tak bardzo jest to piękne, tak bardzo senne, tak bardzo zagmatwane,
że chwilami trudno jest całkowicie oddać się przyjemności
oglądania. Twórcy wpędzają widza w taką samą psychozę jaką
przysporzyli bohaterom i trudno jest przestać rozmyślać o tym, o
co naprawdę chodzi w tej historii. Twist, który się tutaj serwuje
zaskakuje i to jeszcze jak! Chociaż nie można powiedzieć, że jest
to całkowicie zaskakujące, bowiem już na pewnym etapie w głowie
każdego zapali się ta lampeczka. Czy oznacza to, że film przestaje
być genialny? Wręcz przeciwnie! Staje się jeszcze bardziej
atrakcyjny, bowiem twórcy totalnie ignorują wszelkie emocje widza i
wyciągają z historii jeszcze więcej. Od pierwszej do ostatniej
chwili trzyma się nas w napięciu wciągając w jakąś
psychopatyczną grę, starcie pomiędzy dwójką ludzi- teoretycznie
w sobie zakochanych.
Aczkolwiek tak naprawdę chodzi tutaj zupełnie
o coś innego. Fincherowi i Flynn znakomicie wyszedł obraz
współczesnego świata, w którym celebryci, ulubieńcy Ameryki, są
niczym anioły święte- nieskazitelne, całkowicie niewinne. To im
oddaje się hołd, a każdy podejrzany, który zbliży się na pięć
kroków zostaje zmieciony z powierzchni ziemi. Genialnie uwidacznia
się rola mediów w kreowaniu wizerunku, a w zasadzie- manipulowaniu
odbiorcą! Ale intryga, która się tutaj zawiązuje jest
pierwszorzędna. Z zachwytem, niemałym szokiem, patrzeć będziemy
na kolejne elementy układanki, które wskakują na swoje miejsce.
Jednakże z niemałym zgrzytem uzmysłowimy sobie w jaką paranoję
wprowadza nas twórca- nie jesteśmy w stanie odróżnić prawdy od
wyobrażenia. Czy może być coś wspanialszego?
Okazuje się, że tak. To by się
nie udało bez dwójki genialnych bohaterów, choć historia i tak
pewnie sama by się wybroniła. Ben Affleck w wielkim starciu z
Rosamund Pike. Dwa całkiem różne charaktery, a jakże do siebie
podobne. Z początku tak bardzo w sobie zakochani, tak świetnie
grający swoje role, a później akcja niczym z „Wojny
państwa Rose”.
Zaskakujące jest to z jaką łatwością znienawidzić możemy te
dwie postaci. Nick, który uśmiecha się jak idiota podczas
konferencji prasowej, a przecież dopiero co zaginęła mu żona! Z
pewnością nie jest mężem roku, oj nie. Okazuje się jednak, że
Amy też nie dostałaby podobnej statuetki, bowiem jest to
najbardziej wyrachowana postać jaką ostatnio przyszło mi oglądać
w jakimkolwiek filmie! Ta kobieta powinna zostać nagrodzona za swoją
kreację. Wyzwisk w jej stronę leciała cała masa podczas seansu.
Rewelacyjna, wyrazista, a przy tym... tak bardzo znienawidzona. Nie
wyobrażam sobie lepszej osoby do zagrania tak surowej, tak walniętej
na głowę roli.
„Zaginiona
dziewczyna” to nie tylko
senny klimat, czy niesztampowa historia miłosna ze zbrodnią w tle.
To przede wszystkim świetna gra gestów, symboli, ale i szaleństwa.
Cudownie poprowadzona fabuła, której rozwój znakomicie buduje
napięcie już od pierwszej chwili. Do tego genialne dialogi,
klimatyczna muzyka duetu Reznora i Rossa, która jeszcze bardziej
podkreśla klimat przytłoczenia. Tak świetnego filmu z tak
ciekawymi postaciami, jak te odegrane przez Afflecka i Pike, nie
widziałam już bardzo dawno. Zakończenie nie daje widzowi jednej
odpowiedzi, pozwala mu wręcz na dowolną interpretację tego, co
przed chwilą doświadczył. A umówmy się, taki film, z tak
genialną intrygą i licznymi twistami skazany jest na sukces, w
szczególności jeżeli robi go mistrz suspensu- David Fincher!
Ocena: 9/10
Świetny film, ja wyszedłem z kina zachwycony, zdecydowanie zgadzam się z oceną :) Zwłaszcza podobało mi się zakończenie!
OdpowiedzUsuńWłaśnie wychodzę z domu do kina :) Mam nadzieje, ze bede po seansie równie zachwycona jak Ty
OdpowiedzUsuńZachęciłaś, być może warto obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa tego filmu, choć mam lekką awersję, prawdopodobnie przez wzgląd na głównego aktora... w każdym razie Twoja recenzja i oceną działają u mnie na plus ;)
OdpowiedzUsuń